poniedziałek, 17 grudnia 2018

                            
                            DZIEDZICZKI


DOM, MERCEDES I OKULARY
Kino Ameryki Południowej w ostatnich latach przeżywa jeśli nie rozkwit, to przynajmniej dobre dni. O ile jeśli jednak filmy z Argentyny, Chile czy Brazylii docierają nie tylko na festiwale, ale na ekrany kinowe, to taka Boliwia czy Paragwaj to terra incognita. Jeśli się nie mylę „Dziedziczki” to pierwszy film paragwajskiego twórcy w normalnej dystrybucji kinowej. Duża w tym zasługa festiwalu w Berlinie, który kiedyś przyniósł Europie obrazy z Urugwaju, a teraz nagrodził Dziedziczki, między innymi Srebrnym Niedźwiedziem za rolę kobiecą.

Pierwsza scena- choć niemal niezauważalnie -stanowi swoistą uwerturę obrazu. Jesteśmy w starym, dużym domu w stylu kolonialnym, który pamięta jeszcze lata świetności, ale z przepychu i bogactwa już niewiele zostało. Dom należy do pary lesbijek, kobiet po pięćdziesiątce. Chela i Chiquita od ponad trzydziestu lat są razem i prowadzą życie, podczas którego nie musiały wykonywać pracy. Najlepsze lata maja jednak za sobą. Problemy finansowe zmuszają je do upokarzającego, szczególnie Chelę ( to dom jej przodków), widowiska wyprzedawania obrazów, sztućców, kryształów i mebli. I właśnie w pierwszej scenie przez szparę w drzwiach widzimy ten proceder, jak potencjalni klienci oglądają drogocenne przedmioty. Symbolicznie można ten proces nazwać wydziedziczeniem, bowiem w rzeczywistości społecznej Paragwaju to przedmioty określają pozycję, budują pojęcie elity (stąd też tak liczne grono kupujących). Para musi połknąć swoją dumę, dać się upokorzyć, pozwolić potencjalnym nabywcom wejść do domu, aby ci mogli obejrzeć ich przeszłość, rozkraść ich życie. To wystawienie swojego życia na sprzedaż przenika poczucie winy i tworzy niemożliwie trudną sytuację dla kobiet. Akcenty emocjonalne wśród bohaterek rozkładają się jednak nieproporcjonalnie, co także pokazuje pierwsza scena.

Określa nam ona relacje między kobietami oraz role, które odgrywają w domu i związku. Chela i Chiquita są razem od dawna i zbudowały sobie dobre życie. Chela spędza dni przed sztalugami na malowaniu, Chiquita natomiast zajmuje się zakupami, służbą i życiem na zewnątrz. Pragmatyczna i zaradna,  jest dobrą organizatorką. Dużo się śmieje, lubi życie, ma optymistyczną naturę, Chela natomiast często woli spędzać dzień w łóżku, w pokoju, w ciemności. Kobiety różnie sobie radzą z zaistniałą sytuacją. Pomimo tego, że Chiquita jest prawie bez grosza i ma prewencyjny wyrok więzienia za rzekome oszustwo, nie traci dobrego humoru. Głównie martwi się znalezieniem szybkich i skutecznych rozwiązań. Stąd też wyprzedaż majątku. Ten proceder napawa jednak Chelę smutkiem, wstydem i niechęcią. Jednocześnie jest zdenerwowana tym, że partnerka nie zachowuje ścisłej dyskrecji co do ich sytuacji. Chela wydaje się chcieć pozostać w swoim pokoju do końca życia. Dlatego też oprowadzaniem klientów zajmuje się Chiquita. Podczas tego procederu Chela pozostaje ukryta za drzwiami i jedynie przez szparę śledzi. "gości". Ale to jej punkt widzenia przyjmiemy. Kamera, będącą jej oczami, pozostaje na zewnątrz, nie chce wejść do środka, ślizga się tylko, pozbawiona odwagi. Bohaterka wydaje się widzem swego własnego życia. Tkwi w letargu, zamrożona w czasie, obdarzona niemal dziewczęcą nieśmiałością, którą najprawdopodobniej posiada jeszcze z czasów pierwszej miłości. 


Sytuacja wyjściowa jednak się zmienia. W wyniku akumulacji długów, które bank nazywa defraudacją, Chiquita będzie musiała iść do więzienia. W rzeczywistości to jej sposób na uchronienie kruchej Cheli przed rzeczywistością ich pogarszającej się sytuacji finansowej. Chiquita wynajmuje nową pokojówkę, czyniąc wszystko, by życie Cheli się nie zmieniło do momentu, kiedy sama wróci z więzienia. Dlatego gdy Chiquita znika, początkowo życie bohaterki drastycznie się nie zmienia, nie traci wszystkich przywilejów (wciąż delikatnie nalega, by jej kawa leżała po określonej stronie tacy, aby łatwiej było pić). Te drobne szczegóły sprawiają, że czuje się mniej upokorzona, a posiadanie służącej pozwala na gest zapomnienia co do utraty statusu społecznego. Nie zmienia to faktu, że wygląda na kobietę, która się już poddała.

Bardziej przypadkowo niż własną decyzją uwalnia się jednak z letargu. Znacznie starsza sąsiadka, zwana "Pitucą", prosi, by Chela zabrała ją samochodem do domu przyjaciół. Chela niechętnie prośbę akceptuje."Pituca" nalega też na zapłatę za usługę i w konsekwencji poleca ją swoim koleżankom. Wkrótce potem Chela oferuje usługi taksówkowe zamożnym kobietom z sąsiedztwa. Dystans między jej poprzednim istnieniem, nie pozbawionym przywilejów, a jej obecną pozycją pozwala jej nagle wyjść z jej powłoki, pomaga odkryć na nowo swoje pragnienia. W ten sposób zostaje wyrwana z otchłani, a częściowo otwarte drzwi, które śledziliśmy na początku, będą się powoli otwierać.

Ulica ze swoim hałasem, przyziemnością i zwyczajnością wydaje się bohaterce odległą planetą w porównaniu z ponurym domem, w którym pustym echem odbijają się ślady przeszłości i straszą wyblakłe łaty na ścianach po wiszących kiedyś obrazach. Chela dość szybko akceptuje przyjmowanie pieniędzy wraz z podrzędną rolą szofera. Czeka w przedpokoju i smakuje świat, który dotychczas był jej zupełnie obcym. Bycie członkiem siły roboczej jest dla niej czymś nowym, czymś ciekawym, niemal odkrywczym. A przepustką do tego nowego świata staje się samochód. Stary Mercedes jej ojca nie jest już tylko symbolem statusu, ale pomaga Cheli osiągnąć nieco więcej swobody i niezależności. Pozwala przemieszczać się coraz dalej, odkrywać nowe terytoria, metaforycznie umożliwia rozpostarcie skrzydeł. Jednocześnie w ten sposób oddala się od Chiquity. Zresztą dzięki wizytom w więzieniu zyskuje inny punkt widzenia. Świat ten, głośny, chaotyczny, pozbawiony intymności, ze zrozumiałych względów budzi poczucie jej dyskomfortu i niezrozumienia. Ale przede wszystkim pozwala ujrzeć partnerkę w zupełnie innej odsłonie. Praktyczna, mocno uziemiona Chiquita, wydaje się świetnie odnajdywać w nowej rzeczywistości, nie ma problemu, by porozumieć się z więźniarkami, a plebejska natura otoczenia wydobywa inną jej twarz. Ten widok uzmysławia Cheli, jak daleko w rzeczywistości są od siebie i jak bardzo wrosły przez te lata w role, które grały. Podczas tych spotkań bohaterka jest odizolowana, samotna w kadrze i samotna w emocjach.

Jej optykę zmienia też, co zaskakuje, relacja z nową służąca. Pati ma ciemną skórę, nadwagę i nie umie czytać. Pozostaje prawie niewidoczna, mówi tylko to, co absolutnie konieczne. Dość szybko jednak okazuje się, że wychodzi poza swoją rolę. Objawia się jako ktoś, kto rozumie ukryty ból Cheli. Nie kwestionuje jej działań, nie krytykuje, okazuje swoistą czułość i otwartość. Nie potrzebuje słów, by próbować bohaterkę „wyleczyć”. Scena, w której kobiety się tulą, wydaje się w kontekście całego filmu oczywista i naturalna. Ale prawdziwym katalizatorem zmian jest Angy, córka jednej z koleżanek Pituci. Angy to wolna duchem, 40-letnia kobieta ze skomplikowanym życiem miłosnym, której matka poddaje się leczeniu w pobliskim mieście. Jej zmysłowa fizyczność, samoświadomość i szczerość czynią ją magnetyczną osobowością dla nieśmiałej Cheli. Kiedy więc kobieta prosi bohaterkę o podwiezienie chorej matki na terapię, ta zgadza się, mimo iż zmusza ją to do przekroczenia granic miasta i poruszania się po niebezpiecznej autostradzie. Pozwala to jej na naturalną  bliskość i naturalność zwierzeń. Chela jest pod wrażeniem zrelaksowanego stylu Angy, jej otwartości. Pierwsze spojrzenie jest nieśmiałe, niezdecydowane, prawie niedostrzegalne. Stopniowo Chela akceptuje swoje uczucia, choć nigdy ich nie pokazuje. Kamera delikatnie jednak potrafi uchwycić nerwowy błysk rzęs Cheli, gdy rzuca okiem na gibkie ciało śpiącej Angy.

Martinessi w mistrzowski sposób pozwolił się zanurzyć bohaterce w nowym aspekcie swojej osobowości. Otrzymujemy więc historię o kobiecie, która żyje w niewoli, czego symbolem staje się dom, ciężki przytłaczający, pusty. Chela utknęła w związku, utknęła w klasie społecznej, utknęła w swoim dotychczasowym życiu. Paradoksalnie więc pobyt partnerki w prawdziwym więzieniu pozwala bohaterce uwolnić się. Gdy Chuiqita wraca z więzienia, Chela musi podjąć decyzję, czy to jest życie, którym chce żyć. I decyzję podejmuje. Opuszcza klaustrofobiczny świat mieszkania i zabiera ze sobą samochód. Wolność zostaje ciężko wywalczona, ale reżyser pokazuje to poprzez drobne zmiany. Rewolucja, która objawia się w życiu Cheli, jest więc ledwie widoczna gołym okiem- nawet pod koniec filmu. Przekazywana głównie przez proste zmiany koloru i kompozycji. Film subtelnie ukazuje, jak bohaterka przerasta stare życie i wreszcie zyskuje pewność siebie. To siła tego filmu-subtelność emocji, subtelność obrazów. Film w trakcie zyskuje światło, zyskuje dźwięk. Martinessi unika przewidywalnych sugestii w kreowaniu ewolucji nowej przyjaźni, poczucie budzącego się w niej życia ukazuje w delikatnych ruchach i za pomocą przedmiotów. Symbolicznego odcienia nabiera wspomniany samochód czy zniszczona taca, a czarne okulary przeciwsłoneczne staną się niemal relikwią.



Nie byłoby jednak takiej siły emocjonalnej, gdyby nie rola Any Brun. Spektakl aktorski debiutantki jest wyciszony, rozegrany na bardzo delikatnej nucie. Pomiędzy nielicznymi dialogami rozgrywa się głównie w mimice, spojrzeniu. Jej oczy stają się rdzeniem emocjonalnej każdej sceny. Brun po prostu jest świetna w roli kobiety, która nie może uciec ze swej skóry, która pragnie zniknąć, ale w końcu w wyniku przebudzenia, odkrywa swoje prawdziwe ja. W ten sposób staje się Chela przekonującą metaforą dla pokolenia Paragwajczyków żyjącego podczas represyjnej dyktatury, dla którego współczesny świat, z wszystkimi zaletami i wadami, może wydawać się równie groźny, jak i wyzwalający.
 
Ekscytujące jest to, że Martinessi skupia się wyłącznie na postaciach kobiecych. W filmie w ogóle nie ma postaci męskich. Mężczyźni są tutaj całkowicie peryferyjnymi obserwatorami, rzadko słyszanymi i oglądanymi tylko z rozsądnych odległości lub przywoływanymi w odniesieniach do niedoskonałych małżeństw lub związków. Mężczyźni pozostają niewiernymi przyjaciółmi, okazjonalnymi kochankami lub ochroniarzami nie tylko na krawędzi historii, ale też na krawędzi obrazów. Milcząco przyznaje się jednak, że są oni architektami narodowej historii wstrząsów politycznych, społecznych i gospodarczych. Stąd kobietom reżyser oddaje głos i je czyni symbolicznymi wyzwolicielkami. Film  rozgrywa się głownie w ciemnym pomieszczeniu domu.   Ciemne, mroczne ściany są  jak społeczeństwo, które po dziesięcioleciach zawirowań politycznych nie może powrócić do jasności. A kiedy reżyser otwiera  okno, światło, które świeci z zewnątrz, prawie boli i oślepia naszych bohaterów. W finale jednak gdy okoliczności zmuszają Chelę do wejścia na szerszy świat i stanięcia na własnych nogach, wygląda to na ukłon w stronę nieśmiałych kroków tego kraju od 1989 roku, kiedy demokracja zastąpiła dyktaturę.
 
Obok "Glorii" Lelio czy "Aquariusa" Filho to kolejne wielkie kino z Ameryki Południowej opowiadające o kobietach  w kwiecie wieku. To pięknie zagrany dramat, w którym pełne wdzięku detale dodają głębi i człowieczeństwa. Martinessi osiągnął coś równie poruszającego i wizualnie wciągającego. Rzadko zdarza się spotkać film, który jest tak dostrojony do mocy rekwizytów, kostiumów, fryzur i scenografii. Martinessi przenikliwie łączy subtelność, melancholię, satyryczną obserwację i szczerość w kwestii seksu. A imponująca praca kamery Luisa Armando Arteaga sprawia, że ​​film jest wyjątkowym wrażeniem wizualnym.

Intymne, wrażliwe, świetnie skomponowane kino,
T.M.