niedziela, 8 grudnia 2019


                                                     MAELSTROM


GRA PRZYPADKU I PRZEZNACZENIA 
 
Związki tego filmu z twórczością Kieślowskiego wydają się oczywiste i, co ważne, świadome. Nie jest to bynajmniej zarzut, szczególnie kiedy twórca „Czerwonego” jest jednym z moich mistrzów kina. Oczywiście jeśli inspiracja nie zamienia się w tanią podróbkę ani epigońskie popłuczyny. A gdy jeszcze reżyser ma talent i wizję artystyczną swego dzieła, można spodziewać się ciekawych efektów. Film Denisa Villeneuve możemy właśnie uznać za ciekawy przypadek romansu z twórczością Kieślowskiego. I świetny początek (to jego drugi film) Kanadyjczyka, który uchodzi za jedną z największych nadziei (już spełnionych) współczesnego kina. Maelstrom to fascynująca przypowieść otwarta na wiele interpretacji. Czarna komedia, która mówi, że los jest przewrotny, a życie pozbawione sensu, mroczna bajka o miłości i śmierci.
 
Maelstrom opowiada historię 25-letniej mieszkanki Montrealu, Bibiane. Jest ona kobietą bogatą, atrakcyjną, mieszkającą w dużym apartamencie i prowadzącą sieć luksusowych butików. Po prostu jest to kobieta sukcesu. A raczej trzeba powiedzieć –powinna być. Już pierwsze sceny pokazują nam bohaterkę na granicy załamania psychicznego. Reżyser Bibiane od razu umieszcza w drodze na osobistą Golgotę. Dokładnie na fotelu ginekologicznym, który staje się stacją męki, bynajmniej nie ostatnią. Ale też nie pierwszą. Choć nic nie wiemy o wcześniejszym życiu kobiety, usunięcie ciąży jest konsekwencją jej pustego i przygnębiającego bytowania. Nie tylko nie towarzyszy jej przy zabiegu ojciec dziecka, ale nigdy nawet nie pojawia się wzmianka o nim.


Kolejne odsłony obrazują nam kobietę samotną, zamkniętą w sobie, odizolowaną od świata i ludzi. Mimo tego, że jest kobietą interesu, znaną i otoczoną ludźmi, żyje jakby w kokonie, osaczona przez rzeczywistość. Wydaje się pozbawiona tożsamości, zwłaszcza, że żyje w cieniu swojej słynnej matki i apodyktycznego brata. Świetnie pokazuje to scena u fotografa, który stylizując ją na matkę, każe jej być przezroczystą. Widać, że żyje w emocjonalnym niebycie, nie mogąc nawiązać kontaktu z innymi ludźmi. Wszystko wokół niej jest jakieś płytkie i nierzeczywiste. Bibiane trwa i nic poza tym.

Usunięcie ciąży przytłacza ją i pociąga za sobą splot kolejnych niefortunnych, dramatycznych wydarzeń. To właśnie oznacza tytuł Maelstrom – silny, zimny prąd, który ciągnie bohaterkę za sobą. To jak wir, który zabiera na samo dno. Nie pomaga pocieszenie koleżanki, która przechodziła przez to trzy razy. I choć Bibiane nie artykułuje ani religijnych ani etycznych wątpliwości, widzimy na jej twarzy autentyczne cierpienie. Traci samoświadomość i tym samym kontrolę nad sobą, oddając się w ręce przypadku. A przypadek prowadzi ją przez utratę pracy i alkohol do nieumyślnego zabójstwa. Potrąca człowieka, który doczłapawszy do domu, umiera, o czym Bibiane dowiaduje się z gazety Stąd już krok do samobójstwa. Nie przypadkowo próbuje się utopić . Widzimy ją jak z samochodem wpada w ciemną wodną otchłań i znika. Maelstrom wciągnął ją tam, skąd nie ma powrotu. Ale tylko pozornie. Jak mówi narrator – los daje drugą szansę, jeśli przetrwa, przyda sobie prawo do życia. Droga na powierzchnię z samego dna jest niełatwa, ale Bibiane ją podejmie- długą drogę do w stronę rzeczywistości.


Warto zwrócić uwagę, że wydarzenie to nie tylko oddziela dwa etapy życia bohaterki, ale też materię filmu. Ta część historii jest spokojniejsza, wolniejsza, mniej rozedrgana, bardziej jednorodna. Wpisuje się w tę tonację postać Eviana, syna ofiary Bibiane. To on przyniesie ocalenie dziewczynie. Co ciekawe – jest nurkiem głębinowym, a więc posiada profesję idealną do ratowania kogoś z dna wodnego wiru. Ale żeby ja uratował, Bibiane musi poddać się impulsowi, który najpierw pcha ją na pogrzeb swojej ofiary, potem skłania do pomocy przy rzeczach zabitego, a na koniec zmusza do wyciągnięcia Eviana z samolotu i spędzania z nim nocy. To nie pożądanie nią kieruje, ale uczucie, nienazwane, ślepe, potrzeba dotyku, obdarzenia kogoś ciepłem. Bibiane otwiera się w ten sposób na drugiego człowieka. A tak sposób spłaca dług, bo samolot, którym miał lecieć Evian, rozbił się. Potrzeba jeszcze tylko spowiedzi, aby naruszony porządek jej życia został przywrócony. 
 
Dużo w tym, jak mówiłem, twórcy Niebieskiego. Podobnie jak Kieślowski, Villeneuve kreśli świat, w którym ma miejsce i przypadek, i przeznaczenie. Świat, w którym wszystkie elementy są połączone cieniutkim, niemal niewidocznymi nitkami, tkając sieć licznych zależności. Rzeczywistość, w której istnieje sens, choć wydaje się on często absurdalny. Trzeba tylko chcieć go zauważyć. Zresztą Kieślowskiego widać także w innych elementach filmu. Wiele kadrów filmu ma siłę estetycznego obrazowania, znaną nam z Trzech Kolorów. Podobnie jest z tonacją barwną, dość intensywną w niektórych partiach. W malarskich kompozycjach operatora kolor niebieski wydaje się wszechobecny. Zawieszenie kamery nad twarzą czy przedmiotem też ma walor estetyzujący. Scena ,w której na nieruchomą twarz Bibiane opadają promienie słońca, a na kawiarnianym stoliku przyglądamy się filiżance kawy przypomina Niebieskiego, zwłaszcza, że Bibianne jest siostrą duchową bohaterki Kieślowskiego, granej przez Juliette Binoche. I podobnie jak polski reżyser, Villeneuve niemal cały swój film opiera na bohaterce, wiele czasu poświęcając jej twarzy. Na szczęście Bibiane nie jej kalką, ale postacią indywidualną, bogatą i o dużej sile oddziaływania. Ogromna w tym zasługa kanadyjskiej aktorki, Marie- Josee Croze. Świetnie operuje ona swoim ciałem. Bez zbędnych ruchów, widzimy jak cała jej osoba cierpi, kurczy się, rozpada. Podobnie z twarzą. Kamera wielokrotnie na niej się zatrzymuje, ale najczęściej pozostaje ona nieruchoma, albo naruszona lekkim grymasem. Dzięki jednak napięciu, widocznym choćby w oczach, nie zatrzymujemy się na powierzchni, ale wchodzimy głębiej, w świat niewyrażalnych emocji. Pozbawiona ekspresji i sztuczności, wydaje się grać wnętrzem. Przekonywująca i poruszająca, tworzy na ekranie prawdziwy dramat.


Ale film dramatem nie jest, raczej czarną komedią, jak widzi to sam reżyser. Całość jest wzięta w cudzysłów i to dość spory. Historię Bibiane opowiada duża ryba tuż przed swoją śmiercią od rzeźniczego noża. W pierwszej scenie jesteśmy w jakiejś pradawnej rzeźni, gdzie ogromny, półnagi mężczyzna ostrzy wielki nóż i zbliża się do zmasakrowanej ryby, która przemawia ludzkim głosem: "Zostało mi niewiele czasu. Muszę wykorzystać swój ostatni oddech, by opowiedzieć wam historię, bardzo piękną historię... To stara opowieść, która zaczyna się od czyjegoś odejścia”. Zabieg ten dla jednych jest pustą zabawą, dla innych nadaje głębszy, choć groteskowy charakter całej opowieści. Jestem w stanie przychylić się do tej drugiej opinii. Villeneuve mówił przy realizacji filmu o swej fascynacji mitologią nordycką i choć trudno mi to zweryfikować, muszę przyznać, że udało mu się nakreślić dawność, mityczność całej historii, która jest stara jak świat. Czy wybranie ryby na narratora jest podyktowane jej mądrością czy właśnie pradawnością, nie wiem, ale nie ulega wątpliwości, że reżyser buduje sferę symboliczną wokół wody, która jest obecna w wielu odsłonach. Na pewno jest źródłem życia i śmierci. Na pewno też ma moc oczyszczenia, co lustrują obrazy Bibiane pod prysznicem. Woda pojawia się niemal pod każdą postacią .W końcu warto też zwrócić uwagę, że historię nie opowiada jedna ryba, każda kolejna kontynuuje rolę swojego martwego poprzednika, co nawiązuje do mitologicznej funkcji bajarza. Najważniejsza jest bowiem opowieść.

A jak powiedziałem opowieść jest zawieszona między koszmarem a śmiechem. Villeneuve balansuje, moim zdaniem dość umiejętnie, choć czasem ryzykownie, między sprzecznymi emocjami. A ogromna role spełnia w tym muzyka. Z jednej strony operowa, pompatyczna, dramatyczna idąca tropem Niebieskiego, ale z drugiej zwiewna, lekka, poetycka w wykonaniu Charlesa Aznavoura. A najciekawsze, że dobierana często na zasadzie sprzeczności z obrazem, jak w scenie aborcji, kiedy już po wszystkim rozbrzmiewa radosne "Good Morning Starshine" z musicalu "Hair". Pomysłów formalnych ma Kanadyjczyk więcej, na przykład z narracją, zapętla akcję, wykonuje drobne skoki czasowe, pokazuje sytuacją z różnych punktów widzenia. Podobnie wykorzystuje montaż i zdjęcia- jako sugestywne środki budowania historii i klimatu. Na szczęście nie przesadza i nie folguje artystycznym manierom za bardzo.


Film jest dynamiczny i skondensowany, może zbyt krótki na taką ilość treści, a może zbyt zapatrzony w europejskie kino. Nie ulega jednak wątpliwości, że dotyka czegoś ważnego i zapada w pamięć. Niekonwencjonalny i niepokojący, przejmujący i błyskotliwy. No i ta puenta. Po opowiedzeniu historii ryba zwraca się do nas : Nie pozostaje mi nic innego, jak wyjawić tajemnicę waszego istnienia.Wszyscy jesteście…
I w tym momencie nóż rzeźnika kończy dzieło.

Samo życie
 

niedziela, 1 grudnia 2019

                             FAWORYTA

 
Możesz je kochać, możesz je nienawidzić, możesz zgrzytać zębami podczas ich oglądania, ale filmy Yorgosa Lanthimosa nie pozostawią cię obojętnym. Grecki mistrz codziennej absurdalności niepokoi widzów od ponad dziesięciu lat. Faworyta to jednak coś nowego w jego filmografii. Scenariusz nie został napisany przez niego ani przez jego wiernego współpracownika, dramatopisarza Efthymisa Filippou. Twórca "Kła" odszedł od ascetycznej i trudnej w odbiorze formy, zrezygnował z dziwnych kodów językowych i ekscentrycznych pomysłów. Sięgając po temat historyczny, Faworyta staje się wyraźnym ukłonem w stronę nieco szerzej publiczności- opowiada prostą fabularnie – choć skomplikowaną psychologicznie – historię o intrygach dworskich i to w komediowej tonacji. Niech się jednak nie łudzi ten, kto myśli, że Lanthimos nie naznaczył tego dzieła swoim stylem. Grecki reżyser odrzucił wiele historycznych szczegółów skrupulatnie zbudowanego przez Deborah Davis scenariusza i sprowadził drugiego pisarza, australijskiego dramaturga i weterana telewizyjnego, Tony'ego McNamarę, który, podobnie jak Lanthimos, miał upodobanie do absurdalnych pomysłów, czarnego humoru i obrazoburczego podejścia do tematu. Powstał film nie mniej inteligentny i gęsty niż jego poprzednicy. Dziwne dialogi, oszałamiające zdjęcia, genialna wręcz gra aktorska tworzą niezwykle zabawną i szaloną bajkę o zdradzie, oddaniu, uwodzeniu, manipulacji i władzy.

Historia, której akcja rozgrywa się na początku XVIII wieku, obraca się wokół królowej Anny (Olivia Colman), jej najbliższej doradczyni Lady Sarah (Rachel Weisz) i nowej służącej, Abigail (Emma Stone). Anna, która rządziła państwem od 1702 do 1714 roku, jest nieco zapomnianą postacią -  historycznie i popkulturowo - chociaż była ostatnią królową z rodu Stuart i pierwszą monarchinią Wielkiej Brytanii. Ta kontrowersyjna królowa zasiadała na tronie Anglii przez 12 lat, stoczyła krwawą wojnę z Hiszpanią i Francją, widziała śmierć 17 dzieci i strasznie cierpiała z powodu ataków dny moczanowej. Konserwatywna, zakochana w swoim mężu i ceniona przez lud, była jednak wyjątkowo potulna, dzięki czemu stała się łatwym celem dla manipulantów. Scenarzyści dodali do opowiadanej historii bardziej destrukcyjny element - lesbijski romans między królową i jej protegowaną, Lady Sarah Churchill. We wszystkich historycznych wersjach, w których spekulowano o lesbijstwie królowej Anny, wnioski są takie same: jest to mało prawdopodobne. Jednak idea konkurencji politycznej, która rozwija się również w miłości, była zbyt kusząca dla Lanthimosa, aby ją pominąć, bowiem najciekawszym aspektem dla niego była właśnie historia miłosna.


Królową i Lady Sarah łączy silna więź przyjacielska sięgająca jeszcze dzieciństwa. Kobiety miały również romans, co komplikowało ich związek, ale i cementowało. Nikt nie odważał się sprzeciwiać Sarze, ponieważ gdyby to zrobił, królowa z pewnością wyrzuciłaby go z dworu. Nieśmiałość królowej i brak zdecydowania w kwestiach politycznych otworzyło jej długoletniej przyjaciółce i doradczyni wpływ na politykę kraju. Anna powierzyła jej kilka kluczowych stanowisk i słuchała w kwestiach prawa, polityki czy strategii wojskowej. W momencie, gdy historia się rozpoczyna, Lady Sarah wzywa królową do kontynuowania wojny z Francją.

Ich intymna, głównie symbiotyczna relacja komplikuje się wraz z przybyciem kuzynki Sary - Abigail, młodej arystokratki, która popadła w tarapaty dzięki niedbalstwu ojca. Została przez niego sprzedana jako zapłata za dług hazardowy. Po przybyciu do pałacu królewskiego w poszukiwaniu pracy Abigail zostaje bezceremonialnie wyrzucona z powozu w błoto pokrywające trawniki, co nakreśla jej początkową pozycję. Prosząc swoją wpływową kuzynkę o pracę, ma jednak nadzieję na odzyskanie utraconej pozycji społecznej. Zamiast tego zostaje wysłana do pracy w kuchni jako pomywaczka. Jej status Kopciuszka, wzmocniony uczciwą i współczującą naturą, buduje niechęć innych dziewczyn i jest źródłem licznych złośliwości. Ale Abigail nie poddaje się i kiedy widzi królową Annę cierpiącą na bolesne komplikacje związane z dną moczanową, wkracza do królewskich komnat, aby za pomocą ziół pomóc monarchini. W krótkim czasie udaje jej się oczarować Annę. Zatrudniona jako pokojówka, uważa jednak, że zasługuje na znacznie więcej. Stając się niezbędna dla królowej, zaczyna ubiegać się o miejsce nowej faworyty, a to oznacza detronizację Sary.

Pragnienia tej trójki znajdują się w centrum opowiadanej historii: Abigail pragnie odzyskać należne jej wyższe miejsce w społeczeństwie, Sarah kontrolując królową, chce realizować swój program polityczny i zaspakajać swe ambicje. Anna, najbardziej wrażliwa emocjonalnie, po prostu szuka miłości i przywiązania, choć zadowala się też uwagą i rozpieszczaniem. Równowaga sił stale się zmienia i nigdy nie wiadomo, kto kim manipuluje. Choć stawka może wydawać się zwodniczo błaha, działania bohaterów mają bezpośredni wpływ na losy państwa- kwestie importu, podatków czy wojny.


Biorąc pod uwagę fascynację reżysera barokowymi formami okrucieństwa, brytyjski dwór królewski z początku XVIII wieku wydaje się odpowiednim placem zabaw dla jego kolejnego projektu. Błoto, o którym wspomina tytuł pierwszego rozdziału, staje się czytelnym lustrem ówczesnej Anglii. Nie tylko cuchnie potwornie (podobno lud uprawia tu „krytykę polityczną”, wypróżniając się na ulice), nie tylko oddaje pustkę i demoralizację, ale ma też siłę wchłaniania, co widać szczególnie po postaci Abigail. Grek obnaża pustkę i fasadowość, gnuśność i zepsucie królewskiego dworu. Wszyscy tutaj czegoś chcą i narzucają innym swoją wolę, nikt nie kryje się z podłością, a intrygi są na porządku dziennym. Sala tronowa jest wypełniona królewskimi króliczkami, które muszą powitać wszyscy, którzy wchodzą, na salonach premier urządza wyścigi kaczek, a najbardziej wyrafinowaną rozrywką jest rzucanie owocami w nagiego osobnika odzianego wyłącznie w perukę. Najważniejsze decyzje państwowe nie opierają się przy tym na racjonalnych kalkulacjach, ale na osobistych animozjach, kaprysach i sympatiach. Świat dworu wydaje się hermetycznie zamknięty i odizolowany od rzeczywistości. Niewielu zauważa fakt, że toczy się wojna, nie mówiąc już o życiu i przyszłości kraju. Arystokracja bawi się w najlepsze, zapominając, że na zewnątrz istnieje jakiś świat. Wszystko tutaj wydaje się przypadkowe, tyle że te przypadki wpływają na decyzje wielkiego świata. A światem tym rządzą kobiety.

Nie jest to jedna ani łatwe, ani oczywiste.Choć bohaterkami są kobiety, film ukazuje ich ograniczenia życia w patriarchalnym społeczeństwie. Spośród całej trójki Abigail prawdopodobnie najbardziej ucierpiała z tego powodu. Wcześniej przehandlowana przez ojca, wykorzystuje małżeństwo jako sposób na odzyskanie swojego statusu. Anne również może być postrzegana jako słaba kobieta, ponieważ nie pozostawiła po sobie spadkobiercy. Ale nawet Sarah  przekonuje się , jak ważny jest wygląd- kiedy wraca na dwór z blizną po policzku, budzi strach i niechęć królowej, czego by nie było w przypadku mężczyzny. Ale mimo tych ograniczeń, to kobiety rządzą tym światem. Mężczyźni choć starają się usilnie uzyskać wpływy, są w większości bezużyteczni, stając się w dużej mierze nieefektywnymi, dekoracyjnymi postaciami ( królowa Anna miała męża, ale w opowiadanej historii w ogóle go nie ma). Film bawi się także odwróceniem ról, jeśli chodzi o sposób prezentacji męskości i kobiecości. Mężczyźni na dworze chodzą w butach na obcasie, z twarzami pokrytymi pudrem i różem, a ich peruki są monstrualnie duże. Stąd lord Robert Harley radzi swojemu przyjacielowi Mashamowi, kiedy ten zabiega o zdobycie serca Abigail: „mężczyzna musi wyglądać ładnie”. Ich przesadna dbałość o wygląd, ekstrawaganckie zachowanie i skłonności do egzaltacji czynią ich karykaturalnymi. Ale też bezradnymi. Potrzebują kobiet- czy to dla uzyskania dostępu do królowej, czy do zaspokojenia seksualnego. Nie mają siły tworzenia i są podatni na manipulację. Są niepoważni i nieskuteczni na tle mocnych i autorytatywnych kobiet. Nie przypadkowo makijaż na ich twarzach jest minimalny, a stroje są stonowane i neutralne kolorystycznie ( szczególnie stroje myśliwskie i jeździeckie Sary, oparte na spodniach, stanowią intrygujący przykład męskiego ubioru). To kobiety tu planują, manipulują i działają, są bardziej praktyczne, rozsądniejsze i przebieglejsze niż ich męscy odpowiednicy. 
 

Sama narracja dotyczy przede wszystkim trójkąta miłosnego między Anne, Sarah i Abigail. Jednak historia Lanthimosa jest daleka od uproszczeń, a jej przedstawienie ma współczesny wymiar. Dynamikę między trzema kobietami komplikuje przyjaźń, miłość, pożądanie, polityka i mnóstwo psychologicznych gier. Te kobiety i ich relacje ze sobą są wielowymiarowe i pełne niespodzianek. W centrum tego surrealistycznego świata grecki reżyser umieszcza monarchinię.
Początkowo Oliwia Colman czyni Annę wręcz antypatyczną postacią. To przede wszystkim władczyni, która wydaje się bardzo mało zainteresowana rządzeniem. Polityczne aspekty pozostawia w dużej mierze w gestii Sary, spędzając większość czasu w otoczeniu siedemnastu królików. Jest zgryźliwa, ekscentryczna, ma silne wahania nastroju. Jest podatna na napady złości, a temperamentem przypomina dziecko. Zdaje się być infantylnym potworem, znajdującym się na granicy szaleństwa. Często użala się nad sobą, wrzeszczy na służbę, ratując się w ten sposób przed uciążliwym ciężarem głębokiej pogardy dla samej siebie. Nie pomagają jej choroby -cierpi z powodu wyniszczających dolegliwości fizycznych. Ale zamiast współczucia, budzi raczej niechęć, jak wtedy kiedy bulimicznie objada się ciastem, aby następnie zwymiotować do srebrnej urny. Opuchnięte nogi deformują jej sylwetkę, a powabu nie dodaje noszona najczęściej nocna koszula.

Łatwo było aktorce popaść w groteskę lub uczynić bohaterkę żałosną, ale Colman nie popełniła tego błędu. Odpychająca postać Anny nabiera charakteru empatycznego. Jej słabości, dziwactwa i napady złości łagodzi świadomość, że królowa urodziła 17 dzieci, z których wszystkie ostatecznie zmarły. To wrażliwa kobieta naznaczona tragedią, której serce spustoszyły lata żalu. Nie może przestać myśleć o swoich martwych dzieciach, a króliki nie są tylko ekscentrycznym kaprysem, a pomnikiem. Apetyt na słodycze czy kobiety możemy odczytać jako pocieszenie i zapełnienie pustki. Minimalny gest smutku buduje portret kobiety, który oddala się od karykatury i nadaje prawdziwej czułości swojej bohaterce. Rzadko, ale kamera potrafi być "patetyczna"- jak w scenie balu. Powoli przybliża się do Anny, która ogląda świat z wózka inwalidzkiego, a jej jaskrawo pomalowana twarz ukazuje błyszczące oczy. Śmiech jednak gaśnie, napływają łzy, a oblicze otwiera się na głęboki, nie do zniesienia ból. Smutek i świadomości bycia samotnym budują prawdę słów "Wszyscy mnie opuszczają i umierają”. Ale jest jeszcze inny obraz Anny. Choć wydaje się nierozgarnięta, jest bardzo świadoma swojej władzy. Potrafi być zimna i wroga, potrafi snuć intrygi i najwyraźniej lubi manipulować, zwłaszcza jeśli oznacza to skupienie na sobie uwagi. Anna używa seksu jako narzędzia manipulacji w ten sam sposób, który uważamy dzisiaj za nieodpowiedni, pozwalając zarówno Sarah, jak i Abigail wykonywać przysługi seksualne w zamian za władzę polityczną. Lubi grać faworytami, aby przyciągnąć uwagę, a ten specyficzny dziwny trójkąt miłosny sytuuje ją często na samym szczycie

Colman stworzyła postać wielowymiarową i bardzo ludzką. Anne, pomimo tego, że jest królową wielkiego imperium, jest także samotną, kruchą postacią, która nękana bólem krąży od pokoju do pokoju, stale oblegana przez polityków i sprawy państwowe. Choć często zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, na jej osobowości kładą się traumy i nerwice, stąd wybuchy są jednocześnie logiczne i całkowicie tajemnicze- jak w jednej ze scen, kiedy patrzy przez okno i widzi małą kameralną orkiestrę grającą na trawniku. Colman bez trudu przeskakuje od tyranii do tragizmu. Jej gra to niezwykłe przedstawienie, graniczące z wirtuozerią- jednocześnie przezabawne i boleśnie smutne. Wizerunek słabej i brutalnej królowej zawarty zostaje w ruchu brwi czy za pomocą kącików ust. Błyskawicznie przeskakuje od zuchwałości, poprzez dziewczęcy chichot, do niepewności. Najważniejsze, że Colman osiąga w tym idealną równowagę.

Aktorsko doskonała, choć może nie tak efektowna, jest rola Rachel Weisz. Jej Sarah budzić może autentyczny podziw. "Lady Sarah ma wszystko: błyskotliwy intelekt, potężną seksualność, doskonałą kondycję fizyczną, a politycznie zarządza ...całym państwem. Według mnie była równie bystra i stanowcza jak współcześni przywódcy polityczni"- tak scharakteryzowała swoją postać Weisz i - co istotne- udało jej się w filmie to ukazać. Jej Sarah jest bystrym politykiem wykorzystującym swoje relacje z Anne do sterowania działaniami parlamentu. Jest swoistym władcą marionetek, który umie śmiałopociągać za właściwe sznurki. Nie wynika to jednak z żądzy władzy. Jest jedną z niewielu osób, która nie skupia się tylko na sobie. Jest gotowa walczyć o zwycięstwo w wojnie, nawet jeśli mąż, na którym jej zależy, będzie musiał zaryzykować życiem, aby tę wojnę wygrać. Dba o kraj i jego przyszłość, nawet jeśli chce także utrzymać władzę. Spokojna, opanowana, twarda, błyskotliwa i elokwentna, na pewno niebanalna. Często demonstruje brak szacunku dla królewskiej wysokości, rozkazując jej, rzucając w twarz wulgaryzmy, a nawet wskazując, że źle wykonany makijaż królowej przypomina borsuka, ale też przewyższa ją urokiem, dowcipem i przebiegłością. Potrafi w jednej minucie przejść od brutalnej szczerości do sentymentalnych zwierzeń, potrafi wykorzystać każdą broń, by osiągnąć sukces. Dużo o niej mówi strój, podobnie jak predylekcja do polowania. Przez cały film Sarah używa swoich ubrań do odkrywania i oznaczania swojej męskości; drogowskaz dla tych wokół niej, z którymi nie zamierza wchodzić w relacje damsko - męskie. Trzyma zresztą mężczyzn ewidentnie w ryzach.


Chociaż Sarah ma ambicje polityczne, jej sympatia do Anny wydaje się szczera. Autorytatywna i silnie kontrolująca, potrafi być wobec niej czuła, choć częściej traktuje jak rozkapryszone dziecko, którym Anna zresztą jest. Sarah nie znosi głupców, nawet jeśli mają twarz królowej. Pozostaje jednak wobec niej opiekuńcza i boleśnie szczera. Jej szlachetność, ukryta pod maską ironii i szyderstwa, staje się też przyczyną klęski. Bo nie tyle nie doceniła Abigail, co starała się jej pomóc stać silną i niezależną kobietą.Wyrosła jej u boku bardzo niebezpieczna przeciwniczka, ale to sentyment do królowej doprowadza ją ostatecznie do zguby. Kiedy jednak zostaje upokorzona i odrzucona, przyjmuje porażkę z godnością, pozostając stoickim wzorem hartu ducha. Współczujemy jej, ale nie litujemy się nad nią.
 
Abigail z całej trójki jest postacią, która przechodzi największą transformację. Gdy ją widzimy po raz pierwszy, dosłownie zostaje wrzucona w błoto. Następnie zostaje upokorzona, poparzona, wychłostana, wykorzystana, ponownie wrzucona w błoto. Zdobywa nasza sympatię i nasze współczucie. Kibicujemy  jej podczas dworskiej edukacji. Wydaje się być łagodną duszą pośród nikczemnego i obłudnego świata, która po prostu walczy o swoje przetrwanie. Nie bez znaczenia jest fakt, że gra ją Emma Stone, aktorka naznaczona ewidentną sympatią publiczności. Jej domeną było granie słonecznych postaci, otwartych i przyjaznych, a tutaj wciela się  w postać bardzo  niejednoznaczną. Miała w ten sposób najtrudniejsze zadanie, z którego się wywiązała wspaniale.

Wszystkie trzy aktorki są absolutnie fantastyczne, a ich aktorskie pojedynki po prostu fascynujące. Najcenniejsze jednak, że ich postacie nie są martwymi figurami, wprost przeciwnie - to pełnokrwiste, wielowymiarowe bohaterki. I mają jedną wspólną cechę: są obarczone dramatycznym kręgosłupem. Jak sam Lanthimos to określił - stworzył postacie, które nie są tak zdeterminowane jak w jego poprzednich obrazach, ponieważ ich los nie jest naznaczony boską mocą, a zależy od nich samych. A jednak nie mogą one osiągnąć spełnienia. Są uwięzione w swoich rolach. Królowa Anna, pozbawiona męża i spadkobierców, nigdy nie jest całkowicie pewna motywów otaczających ją osób i ma skłonność do wątpienia w swoje umiejętności rządzenia. I choć teoretycznie ma nadludzką moc władzy, jest podporządkowana małym ludzkim namiętnościom. Jej absolutyzm niknie w obliczu pożądania, zazdrości, samotności, niepewności czy żalu. I czasem w przebłysku świadomości domaga się wyjścia z roli figurantki, jak podczas wymiany słów z Sarah. Na szorstkie "Miłość ma ograniczenia" odpowiada ze smutkiem i urazą : "Nie powinna”.


Królowa jest głodna miłości, co czyni ją w filmie często żałosną istotą. Ale głód władzy pozostałe bohaterki wcale nie wyzwala. Sarah, choć przebiegła, silna i pewna siebie, nigdy tak naprawdę nie może odetchnąć, ponieważ wie, jak jedno poślizgnięcie może zakończyć się jej upadkiem. Próbuje zachować władzę, co jest niezwykle trudną sztuką, zwłaszcza kiedy pojawia się rywalka, która chce ją odebrać. Walka o bycie ulubieńcem królowej to niemal pojedynek szachowy, a stawką jest nie tylko dominacja, ale też przetrwanie. Doświadcza tego w finale Abigail. Jej transformacja ma w sobie demoralizujący aspekt, a w konsekwencji pozbawia  ją wolności. Wspięła się na szczyt, by przekonać się, że żadnego szczytu nie ma.


Wolność, tak ważna w filmie, znajduje swoje odbicie w powracającym motywie królików.Wydaje się on jest niezbędny do zrozumienia sensu tego mikrokosmosu rozpisanego na trzy kobiece głosy. Wnikając w ten świat, dostrzegamy, iż każda z bohaterek jest uwięziona- jak króliki królowej. Klatka może być złota, ale zawsze pozostaje tylko klatką. Taki punkt widzenia świetnie oddaje strona formalna filmu. Lanthimos nieustannie korzysta z obiektywu szerokokątnego i w ten sposób kontrastuje szerokość przestrzeni z nielicznymi osobami, które je zamieszkują. Efekt rybiego oka tworzy wyjątkowe poczucie obcości, podkreśla intensywny nacisk świata zewnętrznego i niewyczerpaną samotność od wewnątrz. Świat przedstawiony naznaczona jest silnie klaustrofobią. Deformacja przestrzenna prowadzi też do deformacji postaci, bohaterki czują się potężne, a jednocześnie małe. Zdjęcia, których autorem jest uznany operator Robbie Ryan, są stosunkowo swobodne, ale intensywne i niemal voyeurystyczne. Sterylne kompozycje  i statyczny ruch kamery czynią nas tylko świadkami, od których nie oczekuje się żadnego udziału. Mamy wrażenie podpatrywania przez wizjer. Nie oznacza to, że zdjęcia są wyprane z emocji-  ujęcia są równie eleganckie, co niepokojące, budując płaszczyznę  dwuznaczności- nie tylko moralnej


Aspekty techniczne są bez zarzutu. Zdjęcia Robbiego Ryana, kostiumy Sandy Powell, pomysłowe i eklektyczne wykorzystanie przez Lanthimosa  muzyki klasycznej, naturalne oświetlenie (pozyskiwane wyłącznie ze światła słonecznego i świec) kreują poczucie piękna, surrealizmu i dramatycznego napięcia. Dziwaczny świat, a jednak przedstawiony z niesamowitym realizmem jak w scenie tańca w choreografii  Constanzy Macras. Film jest zarówno eksplozją sensoryczną, jak i emocjonalną. 

Co jednak ważne, zabiegi formalne nie przesłaniają głębi opowiadanej historii. Jak wspomniałem- króliki pełnią w tej historii pojemną metaforę. Ten straszny symbol płodności, który służy królowej jako towarzystwo, przypomina jej jednocześnie o ograniczeniach własnego ciała. Zwierzęta są dziećmi królowej, które jednak nigdy nie zastąpią jej potomstwa. Obrazują jej straszliwą samotność. A jednocześnie momentami Anna wydaje im się zazdrościć. Króliki w swojej klatce są wolniejsze niż królowa w swoim pałacu. Z drugiej strony ich znaczenie jest pozorne, ponieważ mają wagę tylko dla niej. Kiedy w finale Abigail przydeptuje królika, a królowa obserwuje ten swobodny gest przemocy, zdaje sobie sprawę z z tego, że jej choroba, frustracja, namiętność leżą poza sferą jej władzy. I tak jak jak Abigail sprawdzała granice, do których może się posunąć, tak Anna próbuje zmiażdżyć Abigail, kładąc dłoń na głowie, podczas gdy faworyta zaspakaja ją seksualnie. Rzeczywiście jest królową, jest w centrum tego niegodziwego wszechświata, trzymając los innych bohaterów w coraz bardziej niepewnym, ale jednak władczym uścisku. Bardziej świadoma i niezależna, pojmuje jednak, że pozbyła się jedynej osoby, która ją na swój sposób kochała. Choć Anna manifestuje swą władzę w sposób jednoznaczny i demonstracyjnie apodyktyczny, nie wydaje się spełniona ani szczęśliwa. Na jej twarzy odmalowuje się rozpacz. Rozpacz egzystencjalnej samotności. Natomiast upokorzona Abigail walczy tylko do pewnego momentu, momentu świadomości, iż taka jest rola faworyty. Być może zrozumiała, że zwycięstwo w pojedynku z lady Sarah jest jednocześnie porażką. Ironiczne słowa rywalki ( O mój Boże, ty naprawdę myślisz, że wygrałaś) okazały się proroctwem mądrej i doświadczonej kobiety.

W tym strasznym końcu historii wizerunek królików nakłada się na twarz stonowanej Abigail i sfrustrowanej królowej. Niepokojące, niejednoznaczne zakończenie to znak kina Lanthimosa. Trudno więc rozstrzygnąć, czy na zasadzie kontrastu królicze istoty symbolizują prostotę, czystość i wolność czy obrazują żałosny, okropny pokaz małych ludzkich pasji na tle wielkiej historii. W świecie zwodniczych perspektyw, absolutnej władzy i walki o dominację, małych pragnień i wielkich decyzji, namiętności, które niszczą nasze życie, pozazdrościć możemy tym drobnym, bezradnym królikom. Życie to walka o przetrwanie i nic nie jest w stanie zmienić ludzkiej kondycji.

Faworyta to kino wyrafinowane, niekonwencjonalne, inteligentne, ostre i gęste, przyciągające uwagę widzów do każdej sceny. To historia o poszukiwaniu miłości, samotności, meandrach władzy. A Jorgos Lanthimos po raz kolejny pokazuje reżyserskie mistrzostwo.