poniedziałek, 22 kwietnia 2019

                                                  ZŁODZIEJASZKI


OAZA CZŁOWIECZEŃSTWA
Żaden współczesny japoński filmowiec nie zgłębia rodziny tak bardzo jak Hirokazu Kore-eda. W filmie Jak ojciec i syn kontrastuje dwie rodziny, które po sześciu latach dowiadują się, że nie wychowują własnych synów, bo ci zostali zamienieni przez pielęgniarkę w szpitalu zaraz po urodzeniu. W naszej młodszej siostrze trójka rodzeństwa nawiązuje ścisłą więź ze swoją 13-letnią przyrodnią siostrą, mimo iż jest ona owocem związku ojca z kobietą, dla której je porzucił. Podczas całej swojej kariery filmy Kore-edy kreśliły miłość i zrozumienie jako najważniejsze czynniki przyczyniające się do moralności człowieka i niemal prawie wszystkie jego historie obnażały klasyczne konstrukcje społeczne. Również najnowszy film opowiada o naturze rodziny i jak zwykle w sposób subtelny i pełen niuansów. Złodziejaszki to medytacyjna, drobiazgowa refleksja nad rodziną. Kore-eda angażuje się w życie wewnętrzne bohaterów, dotykając  kwestii tożsamości, samotności i odpowiedzialności. Jego obraz to poruszający dramat skupiający się na postaciach żyjących na peryferiach społeczeństwa.

Trzypokoleniowa rodzina Shibata mieszka w zdezelowanym bungalowie na obrzeżach Tokio. Osamu jest robotnikiem na placach budowy, a jego żona, Nobuyo pracuje w pralni, czasami kradnąc rzeczy pozostawione w ubraniu. Osamu nienawidzi pracować w zimnie, większość czasu więc spędza ze swoim synem Shotą, instruując go. jak kraść towary w małych sklepach spożywczych. Shota nie jest jego prawdziwym synem, zabrał go z Nobuyo z samochodu w bardzo młodym wieku, ratując go w ten sposób z rąk niedbałych rodziców. Rodzinę dopełnia "siostra" Nobuyo, Aki, pracująca w peep show jako hostessa. Rodzina mieszka pod dachem starszej kobiety, Hatsue, która dodatkowo pomaga im finansowo za pośrednictwem emerytury zmarłego męża, nielegalnie zresztą uzyskanej.




Te źródła dochodu, nawet wzięte razem, nie wystarczają, aby utrzymać rodzinę na powierzchni, więc Osamu i Shota kradną żywność z lokalnych supermarketów, by nakarmić wszystkich. Film rozpoczyna się zresztą od sceny kradzieży, którą Kore-eda prezentuje w fascynujący sposób. Widać, że bohaterowie robią to nie pierwszy raz, ale zamiast rutyny mamy swoisty rytuał, niemal balet. Już na początku film osiąga równowagę między surowością a sentymentalizmem, ponieważ ukazuje braterstwo między dorosłym mężczyzną a chłopcem, jednocześnie sugerując tragiczne warunki, które zmusiły ich do kradzieży.

Złodziejaszki zwracają w ten sposób uwagę na dwa zjawiska niszczące społeczną podstawę Japonii: niedostateczne zatrudnienie i gentryfikację. Większość ludzi ma pracę, ale są oni nisko opłacani. Podobnie jak w  innych krajach rozwiniętych zubożała ludność jest wypychana na obrzeża społeczeństwa, ponieważ nie może pozwolić sobie na życie w mieście. W wizji Kore-edy znany nam portret Japonii z wysokimi, schludnymi i nowoczesnymi budynkami lub idyllicznymi zielonymi polami z kwiatami wiśni zastępują więc niedokończone domy i niepewna dynamika społeczna, w której pracujące kobiety piorą ubrania, których nigdy nie będą mogły kupić, a mężczyźni budują domy, w których nigdy nie będą w stanie żyć. Każda rozmowa w jakiś sposób kręci się wokół pieniędzy lub ich braku. Reżyser wyraźnie jednak podkreślał, że ten film w żaden sposób nie jest krytyką konkretnego rządu lub systemu społecznego. To jest społeczno-ekonomiczna rzeczywistość, która skazuje takich ludzi jak rodzina Shibata na niewidzialność. Mimo wszystko Kore-eda mówi o człowieczeństwie, które jest poza ekonomicznym, politycznym lub społecznym aspektem egzystencji."To normalne, że pomagamy sobie nawzajem"- mówi w którymś momencie jeden z kolegów Osamu, który pomaga mu w powrocie z pracy. I o  tym jest obraz - o pomaganiu sobie.Tę prowizoryczną rodzinę, niezwiązaną ze sobą krwią, łączą starożytne cnoty szacunku, dobroci, empatii i współczucia.

Te wartości właśnie otwierają drogę dla nowego członka rodziny. Pewnej nocy po dniu kradzieży Osamu i Shota spotykają Yuri, pięcioletnią dziewczynkę zamkniętą w swoim mieszkaniu bez opieki i pozostawioną na zimnie. Postanawiają zabrać ją do domu i nakarmić jak bezpańskiego kota. Ale kiedy widzą oznaki znęcania się i zaniedbania, pozwalają jej zostać. Yuri staje się częścią rodziny, zwłaszcza że rodzice dziewczynki nie zgłaszają policji zaginięcia. Decyzja ta podważa dynamikę rodziny - pojawiają się instynkty macierzyńskie i rywalizacja między rodzeństwem. Okres przejściowy wydaje się najtrudniejszy dla Shota, ponieważ przyzwyczaił się do funkcjonowania w dwuosobowym zespole z Osamu i spędzania czasu w męskim związku. Prowadzi to do ucieczki chłopca, ale kiedy wraca, buduje z dziewczynką silne relacje emocjonalne.
 
To właśnie tu, w tej przestrzeni, Yuri odnajduje spokój i bezpieczeństwo. Nowa rodzina daje jej życie bez strachu, który ją wcześniej pochłaniał, ukojenie, którego nie zaznała. Być może na początku nie do końca rozumiemy, co to znaczy, gdy dziewczynka stoi nieruchomo i powtarza trzy razy „przepraszam”;w domu Shibata nie musi przepraszać. Ten prosty fakt buduje nasza pewność, że dziewczynka będzie bezpieczna z tą dziwną rodziną złodziejaszków, którzy chcą ją ochronić przed przeszłością. Być może najbardziej poruszającym wyrazem ich naturalnej dobroci jest reakcja Noboyu na blizny pięciolatki. Podczas kąpieli pokazuje jej swoją bliznę, która wygląda tak jak jak u dziewczynki. Tworzy to swoistą więź,"braterstwo krwi". Ten moment między Nobuyo i Yuri nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale jest swoistym rozpoznaniem, w jaki sposób rodzina może zarówno zadawać głęboki ból, jak i leczyć rany. Równie wymowny jest moment, w którym Noboyu wyjaśnia dziecku, że przemoc nigdy nie jest dowodem na miłość. Prawdziwa miłość dotyczy miłości i mocno ją przytula, aby to udowodnić. Nobuyo obejmuje Yuri niemal wyzywająco, tak jakby chciała, aby jej uczucia były rodzajem zemsty na okrucieństwie i zaniedbaniu świata. A kiedy rodzina pali jej ubrania, zmienia fryzurę, a przede wszystkim imię, to nie tylko kroki w celu ukrycia przestępstwa, ale też nadanie Yuri nowej osobowości. 
 
Pomaga im w tym procesie miejsce- dom z prawdziwego zdarzenia. Pomysł Kore-edy na zbudowanie przestrzeni był wspaniały. Domek, w którym bohaterowie mieszkają, otoczony brzydkimi nowszymi apartamentowcami, reprezentuje starszą i wyraźnie lepszą Japonię, nawet jeśli to, co zaszczytne w ich sposobie życia, zostało zredukowane do najgorszych okoliczności. Co więcej, w środku martwego przedmieścia Tokio, wciśnięty między szare budynki mieszkalne i zimny blask energooszczędnych latarni ulicznych, ciasny dom wypełniony ludźmi jest jedynym jasnym punktem w tym świecie. Oglądając obraz japońskiego twórcy miałem wrażenie jakby ich dom był tratwą unoszącą się na spienionym morzu obojętności, swoistą arką Noego, dryfującą przez zimny świat. Zagubiony pośród betonowej dżungli spełnia rolę oazy. Jest symbolem niewidzialności, bo bohaterowie żyją poza systemem, starają się być niewidoczni dla świata. Ale też oazą wolności i -co ciekawe – miłości. Domostwo jest ciasne i zagracone, w zasadzie bez przestrzeni osobistej( Shota śpi w ciemnym zakątku, który wygląda jak szafka), ale paradoksalnie otwarte, tworzy dom dla wszystkich, w tym dla nowego przybysza. Ten brudny, obdrapany dom wydaje się przytulny. Wszyscy są blisko siebie, nie ma tej klasycznej dla współczesnego świata izolacji. W tym domu je się wspólnie posiłki, tutaj ludzie rozmawiają i dzielą się swoimi emocjami, nawet jeśli nie zawsze werbalnie. Intymność, bliskość, zrozumienie, radość- to tu znajdziemy. A przede wszystkim odnajdziemy ludzi.
 
Kore-eda od dawna wykazuje dar odnajdywania człowieczeństwa w swoich postaciach i robi to ponownie w ostatnim filmie. Reżyser maluje je z niesamowitą sympatią i niuansami. Ich grzechy nigdy nie są wymywane przez miłość, jaką okazują sobie nawzajem, ale obraz wydaje się sugerować, że to  powinno się liczyć o wiele więcej niż ma to miejsce we współczesnym świecie. Osamu łatwo możemy określić epitetami "leniwy" i "sprytny". Kiedy udaje się do pracy na budowie, szuka łatwego sposobu na wyłudzenie odszkodowania. Niektórzy krytycy widzą w nim postać Fagina z Olivera Twista Dickensa ze względu na wykorzystywanie dzieci do kradzieży. Kluczową różnicą jest to, że wydaje się całkowicie niezdolny do zranienia dzieci, szczególnie Shota, dla którego stara się być ojcem. We wzruszającym momencie filmu przesłuchiwany Osamu na pytanie, dlaczego uczył dzieci kradzieży, odpowiada, że niczego innego nie umiał ich nauczyć. Jest w tym sformułowaniu mieszanina żalu, ale i dumy. Paradoksalnie buduje odpowiedzialność ojcowską, polegającą na przekazywaniu synowi umiejętności, które mogą się przydać w życiu. Tworzy to też dramatyczną tkankę filmu, Osamu ma bowiem nadzieję, że chłopiec pewnego dnia nazwie go ojcem- ale też wie, że musi sobie na to zasłużyć. Te momenty, kiedy czeka na słowa uznania, czynią go delikatnym i ujmującym. 

Kobiety są również wielowymiarowe i przekonujące, zwłaszcza Nobuyo, która pracuje w ślepych zaułkach miasta za minimalną płacę. Na początku filmu wydaje się zmęczona, żeby nie powiedzieć zużyta. Od momentu, kiedy widzi w dziewczynce jedynie kolejną buzię do wykarmienia, przechodzi jednak metamorfozę - możliwość bycia matką pięciolatki odmładza ją. Obraz Japończyka zakłada, że być może powinna. Gra Ando przepełniona jest delikatnością, która pojawia się z czasem, wyłania się spoza szorstkich krawędzi jej charakteru. To nie jest kobieta, którą łatwo się kocha, ale sama kocha bardzo intensywnie. Potwierdza to altruistycznym gestem rezygnacji z pracy, aby Yuri mogła z nim zostać. Jej świetne aktorstwo objawia się w scenie erotycznej, oryginalnej i niecodziennej. Noboyu i Osamu traktują jedzenie makaronu jako grę wstępną, żucie więc jedzenia połączone jest z pocałunkiem. Akt jest jednocześnie antyestetyczny i intymny, szczery i naturalny. Kulminacją jest jednak scena w więzieniu, kiedy Nobuyo odkrywa przed sobą i widzami prawdę że życie, które dla siebie zbudowała, było nie do utrzymania, było dane na chwilę. Mądrość słów, ale też gorycz spojrzenia pozwalają zobaczyć w niej kobietę nie tylko świadomą, ale tragiczną. 

Ważną postacią okazuje się też babcia. Staruszce nie brakuje pragmatyzmu- nie ma żadnych skrupułów, kiedy sprytnie odwiedza dzieci drugiej żony swojego zmarłego męża, aby dostać comiesięczną wypłatę. Hotsue możemy zarzucić wyrachowanie, zresztą nie ukrywa, że wszystko to robi, by nie być samotną. Ale jej wszechwiedza, mądrość życiowa i spokój scala całą rodzinę, co świetnie ukazuje kluczowa dla filmu scena na plaży, kiedy rodzina przeżywa coś na kształt epifanii. Zabawa w wodzie staje się też rodzajem oczyszczenia, krótkim momentem szczęścia, wytchnieniem od ich skromnej egzystencji. Przypływ i odpływ fal może symbolizować zarówno relatywizm etyki, którą ta mała wspólnota uosabia, jak i zawieszenie między szczęściem a katastrofą. Hotsue spod parasola plażowego na brzegu swym mądrym okiem przygląda się swojej prowizorycznej rodzinie. Jest w tym spojrzeniu i zrozumienie, i elegijny smutek. I chyba świadomość końca raju. Jej śmierć staje się metaforycznie początkiem końca. 
 



Zalążek destrukcji jednak pojawił się wcześniej i jest związany z postacią Shoty. Chłopiec do momentu pojawienia się Yuri żyje poza systemem i- jak wspominałem- w swoistej męskiej symbiozie. Shota nie chodzi do szkoły - uważając że pozostanie w domu wskazuje na jakiś specjalny jego status. Ale jest mądrym dzieckiem. Mamy wrażenie jakbyś obcowali z kimś starszym, co potwierdza jego stoicki spokój i czujne, zmartwione oczy. Początkowo jest zazdrosny o dziewczynkę, ale wkrótce rozkwita w nim uczucie braterskie. A potem lokalny właściciel sklepu zasiewa w nim ziarno wątpliwości, mówiąc mu, by nie angażował swojej siostry w kradzież w sklepach. Jak na ironię- to właśnie więź emocjonalna z siostrą staje się czynnikiem destrukcyjnym całej rodziny. Shota zaczyna dostrzegać niemoralność życia rodziny, a przede wszystkim kwestionować, czy życie złodzieja jest właściwą drogą dla dziewczynki. Zmienia to perspektywę chłopca, który zaczyna stawiać pytania i szukać odpowiedzi. Sposób, w jaki to się staje, jest zaskakujący. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć motywy postępowania Shoty, ale wydaje się, że demaskując siebie jako złodzieja, nie tylko chciał uchronić siostrę, co sprowokować los, dać się złapać. Czy to rodzaj sprawdzianu dla rodziny czy próba uwolnienia się od niej nie dowiemy się, ale gest ten choć destrukcyjny, okaże się też krokiem naprzód.

Cała historia otrzymuje perfekcyjną oprawę stylistyczną. Hirokazu Kore-eda jest często porównywany do Jasujiro Ozu ze względu na niezwykle delikatny sposób wprowadzania na ekran dynamiki rodzinnej i ich emocjonalnych problemów. I rzeczywiście Kore-eda jest wirtuozem budowania emocji i narracji. Złodziejaszki to film o drobiazgach, subtelnych gestach i subtelnych dialogach, które na pierwszy rzut oka mogą pozostać niezauważone lub banalne, ale które ukrywają znaczenia stopniowo rozwijane przez reżysera. Ciepły i naturalistyczny styl Japończyka czerpie przyjemność z uchwycenia magii codziennych czynności, takich jak dzielenie się posiłkiem, oglądanie fajerwerków lub słuchanie deszczu. Pod powierzchnią tych czynności jest jednak znacznie więcej. Ale Kore-eda nie chce niczego wymuszać, jego aparat porusza się z delikatnością kogoś, kto tylko udaje, że obserwuje. Tworzy rzeczywistość tak spontaniczną i autentyczną, że nie widać śladu sztuczności, chociaż, jak zrozumiemy później, pod tą prostotą znajduje się sensacyjny skrypt. Jego zniuansowane podejście do historii i skromny styl wizualny pozwalają ci czuć i myśleć; nie próbują natomiast cię zmusić do konkretnych uczuć. Kino Koreedy nie spieszy się. Nawet jeśli dzieje się coś niezwykłego – np. wtedy kiedy rodzina porywa dziecko - puls filmu jest równomierny. Nie znaczy to, że film jest monotonny -japoński twórca zmienia często rejestr emocjonalny ze sceny na scenę, ale zarządza tymi zmianami tak wdzięcznie, że nigdy nie czujemy wstrząsu. 
 

Złodziejaszki to mądry i wnikliwy film - delikatny, przejmujący i niespodziewanie silnie oddziałujący. Umiejętnie wiąże nas z bohaterami, zanim jeszcze zdążymy zakwestionować moralność tego, co oni robią. Ale do końca nie zrozumiemy, jaką opowieść naprawdę opowiada nam ten utalentowany filmowiec. Nic nie jest tym, czym się wydaje i nie odnajdziemy łatwych odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania. Kore-eda prowokuje do refleksji, do przewartościowania z góry przyjętych założeń. Filmowi pomaga fakt, że postacie są dobrze zdefiniowane, wyraziste, a obsada zatapia się w swoich rolach ze smakiem. Jego aktorzy i aktorki nie zawodzą i wchodzą w interakcje - także z przestrzenią - z wyraźną płynnością. Kore-eda, wraz z operatorem Ryûto Kondô odnajdują piękno i uniwersalne wspólne prawdy w prostocie życia. W Złodziejaszkach ujawnia to najpełniej dla mnie być może najpiękniejsza scena filmu - z fajerwerkami. Bohaterowie, siedząc na granicy domu, wyciągają szyje, by popatrzeć na pokaz, który słyszą. Widzimy tylko ich twarze oświetlone lampami ozdabiające ich dom. Kamera nigdy nie pokazuje nam świetlnego widowiska - pozwala nam obserwować, jak rodzina czerpie przyjemność z dźwięku czegoś ekscytującego, prosząc nas, byśmy używali innych zmysłów w budowaniu szerszego obrazu. Te małe chwile są kręcone z ogromnym poziomem energii i budują optymistyczny obraz świata. Złodziejaszki mają prawie wszystko, czego można oczekiwać od filmu: empatię, tajemnicę, ciepło, humor, intymność, smutek, mądrość.

A mądrość polega na stawianiu ważnych pytań. Ważnych, ale też na swój sposób prowokujących: co to znaczy tworzyć rodzinę i kto zasługuje na bycie rodzicem?  Czy możemy wybrać sobie naszą rodzinę i co tworzy silne związki międzyludzkie? Reżyser stawia wiele pytań na temat rodziny, rozumiejąc, że jest ona najbardziej intymnym i problematycznym bytem w całym naszym życiu. Wzywa nas do ponownego przemyślenia jej natury, jej ograniczeń, przywilejów i obowiązków.  

A czyni to, ukazując dziwnie funkcjonalną rodzinę dysfunkcyjną. Jasne jest, że w przeszłości każdy członek tej prowizorycznej rodziny był mniej lub bardziej opuszczony przez najbliższe osoby. Wszyscy członkowie rodziny Shibata są posiniaczeni na swój własny sposób, ale to sprawia, że ich wzajemna miłość jest głębsza i w trudnych emocjonalnie sytuacjach wciąż w jakiś sposób znajdują oni sposób na przetrwanie dnia z poczuciem solidarności i niezmienną przyjaźnią. Ich niedoskonałość nie jest słabością. Osamu i Nobuyo z pewnością popełniają błędy jako rodzice - trzymają je na przykład poza szkołą, ale rozumieją, czego potrzeba, aby wychować dziecko i sprawić, by czuło się godnie. Mimo więc wszystkich jej niedoskonałości wysoce niekonwencjonalna rodzina jest przedstawiana jako opiekuńcza i ciepła. Wszystkie postaci są wykreowane z humanistyczną godnością, nawet kiedy prawda o nich zostaje już całkowicie odsłonięta. Zamiast osądzać ich na podstawie ich działań, jesteśmy po prostu z nimi.

A warto z nimi być. Przeważnie wydają się po prostu żyć ze sobą. Rozmawiają, dokuczają sobie, przewalają się na podłodze jak młode psiaki i zajadają się makaronem, oczywiście siorbiąc –  po prostu wspólnie spędzają czas. Jedzenie w ogóle odgrywa bardzo ważną rolę - jest oznaką bliskości i wspólnoty. Wyróżnia się kilka epizodycznych momentów: jednodniowa wycieczka na plażę, utrata pierwszego zęba Lin, pokaz sztucznych ogni, które wspólnie „oglądają” ze zdumieniem z podwórka. W tych momentach odnajdujemy piękno. Bo choć istnieją w szarej strefie społeczeństwa, mamy wrażenie, że zrobią wszystko dla siebie bez względu na stawkę. Chodzi o ludzi, którzy potrafią dawać i okazywać miłość, mimo że nie mają żadnych dóbr materialnych ani umiejętności, które mogliby dać społeczeństwu. Brak przywilejów powoduje, że bohaterowie lepiej widzą i mocniej smakują otaczający ich świat. Mają zmartwienia i obawy, z którymi się borykają, ale cenią przede wszystkim te małe chwile, które rezonują bardziej w ich sercach. Dlatego nie ma znaczenia, co zrobili w przeszłości, ani jakie kontrowersyjne decyzje podjęli, ponieważ widzieliśmy miłość, którą dzielili. Widzieliśmy, jak ratują się nawzajem, widzieliśmy jak blisko są siebie, jak się wspierają. Kiedy przypominamy sobie twarz Yuri tulonej przez Noboyu czy wzrok Hatsue skierowany na familię, która biegnie w stronę plaży, to rozumiemy, że to obrazy, które trudno będzie zapomnieć. Więź miedzy bohaterami wydaje się niezniszczalna.

Pozornie wydaje się temu przeczyć decyzja o pozostawieniu Shoty w szpitalu. Ucieczkę cechuje brutalna praktyczność. Ale reżyser jest przede wszystkim humanistą. W niedoskonałościach współczesnego świata Kore-eda znajduje idealną historię o byciu człowiekiem. Opowieść porusza się w porach roku - od lodowatej zimy do gorącego lata- i przenosi się od brudnych ulic z powrotem do epifanicznego dnia na plaży. W ciągu dwóch godzin jesteśmy zanurzeni w życiu tej niezwykłej rodziny i podziemnego świata, w którym mieszkają, ze świadomością, że widzimy swoiste axis mundi. Czasami lepiej wybrać własną rodzinę” - zauważa jeden z bohaterów- i musimy mu chyba przyznać rację. Metaforycznym obrazem ich rodziny stają się rybki z książki "Swimmy" Leo Lionniego, którą czyta Shota. Małym rybom grozi duży zły tuńczyk, dopóki nie nauczą się pływać w kształcie ryby - wybranej rodziny - i odstraszać wroga. Każda istota ludzka ma zdolność bycia dobrym i to do dorosłych należy zapewnienie środowiska, które wydobywa z dzieci to, co najlepsze. Widzimy, jak to się dzieje, gdy rodzina dzieli się posiłkami, ogląda fajerwerki i kręci się w oceanie na plaży. Reżyserowi  udało się stworzyć czarujący i pomysłowy dramat o poszukiwaniu przyjaźni, solidarności rodzeństwa i wspaniałym wsparciu dorosłych, kiedy ich najbardziej potrzebujemy. 

Finał daleki jest od prostego optymizmu. Teoretycznie rodzina się rozpadła. Ale reżyser zdaje się mówić, iż rodzina nie jest prawdziwą rodziną, dopóki się nie rozpadnie - gdy bohaterowie się rozchodzą, stają się jeszcze bardziej rodziną. Nobuyo biorąc cała winę na siebie, nie tylko potwierdza swój altruizm i gotowość do poświęceń w imię miłości, ale też dojrzałość postawy. Bo siła tej rodziny polegała na tym, że uczyli się od siebie nawzajem i uczyli się siebie. Tę dojrzałość można też zauważyć w postawie Osamu. Potrafi przyznać się do tego, że zawiódł i że nie jest godny być ojcem Shoty. Kiedy już puści syna, właśnie wtedy staje się bardziej ojcem. Ta lekcja pokory, miłości, zrozumienia zaowocuje u chłopca poczuciem przynależności, zamkniętym w słowie "tata", wyszeptanym- co charakterystyczne dla filmu Kore-edy- do samego siebie, kiedy Osamu nie może go usłyszeć. Ten rozwój i dojrzałość dotyczy też Yuri. Pięciolatka zaczyna kwitnąć, stopniowo nabierając pewności siebie. Uczy się miłości i poczucia własnej wartości. Uczy się także, co to znaczy mieszkać w domu z ludźmi, którzy cię tam chcą. Kiedy wraca do biologicznych rodziców, jest już niepodległą jednostką, zdolną do buntu, do poszukiwania swojej drogi, mimo młodego wieku.


Ostatnie zdjęcia Złodziejaszków skupiają się właśnie na dzieciach. Chłopiec patrzy  w tył, jakby chciał zapamiętać przeszłość i być może "raj", który musi opuścić, dziewczynka wygląda za balkon, rozglądając się po świecie i szukając swego miejsca. Tak jakby  intuicyjnie wiedzieli, że ich świat się zmienił na zawsze, że żyją w świecie zimnym, nieubłaganie okrutnym. Ale choć rzeczywistość jest kiepskim miejscem do egzystencji, to otaczając się ludźmi, którzy nas wspierają i kochają, można uczynić go nieco lepszym. Jeśli ustawimy się tak, by spojrzeć z perspektywy Yuri i jej dużymi oczami zobaczyć  możliwości, jakie ofiarowuje świat, odkryjemy piękno w czymś tak pozornie nieistotnym jak larwa cykady  czy trzymanie się za ręce.
  
To piękny i mądry film, który długo zostaje w pamięci.
T.M.