OAZA CZŁOWIECZEŃSTWA
Żaden
współczesny japoński filmowiec nie zgłębia rodziny tak bardzo
jak Hirokazu Kore-eda. W filmie Jak
ojciec i syn kontrastuje dwie rodziny, które po sześciu latach
dowiadują się, że nie wychowują własnych synów, bo ci zostali
zamienieni przez pielęgniarkę w szpitalu zaraz po urodzeniu. W
naszej młodszej siostrze trójka
rodzeństwa nawiązuje ścisłą więź ze swoją 13-letnią
przyrodnią siostrą, mimo iż jest ona owocem związku ojca z
kobietą, dla której je porzucił. Podczas całej swojej kariery
filmy Kore-edy kreśliły miłość i zrozumienie jako najważniejsze
czynniki przyczyniające się do moralności człowieka
i niemal prawie wszystkie jego historie obnażały klasyczne
konstrukcje społeczne. Również najnowszy film opowiada o naturze
rodziny i jak zwykle w sposób subtelny i pełen niuansów.
Złodziejaszki to medytacyjna, drobiazgowa refleksja nad rodziną. Kore-eda
angażuje się w życie wewnętrzne bohaterów, dotykając
kwestii tożsamości, samotności i odpowiedzialności. Jego obraz to poruszający dramat skupiający się na
postaciach żyjących na peryferiach społeczeństwa.
Trzypokoleniowa
rodzina Shibata mieszka w zdezelowanym bungalowie na obrzeżach
Tokio. Osamu jest robotnikiem na placach budowy, a jego żona, Nobuyo
pracuje w pralni, czasami kradnąc rzeczy pozostawione w ubraniu.
Osamu nienawidzi pracować w zimnie, większość czasu więc spędza
ze swoim synem Shotą, instruując go. jak kraść towary w małych
sklepach spożywczych. Shota nie jest jego prawdziwym synem, zabrał
go z Nobuyo z samochodu w bardzo młodym wieku, ratując go w ten
sposób z rąk niedbałych rodziców. Rodzinę dopełnia "siostra"
Nobuyo, Aki, pracująca w peep show jako hostessa. Rodzina mieszka
pod dachem starszej kobiety, Hatsue, która dodatkowo pomaga im
finansowo za pośrednictwem emerytury zmarłego męża, nielegalnie
zresztą uzyskanej.
Te
źródła dochodu, nawet wzięte razem, nie wystarczają, aby
utrzymać rodzinę na powierzchni, więc Osamu i Shota kradną
żywność z lokalnych supermarketów, by nakarmić wszystkich. Film
rozpoczyna się zresztą od sceny kradzieży, którą Kore-eda
prezentuje w fascynujący sposób. Widać, że bohaterowie robią to
nie pierwszy raz, ale zamiast rutyny mamy swoisty rytuał, niemal
balet. Już na początku film osiąga równowagę między surowością
a sentymentalizmem, ponieważ ukazuje braterstwo między dorosłym
mężczyzną a chłopcem, jednocześnie sugerując tragiczne warunki,
które zmusiły ich do kradzieży.
Złodziejaszki
zwracają w ten sposób
uwagę na dwa zjawiska niszczące społeczną podstawę Japonii:
niedostateczne zatrudnienie i gentryfikację. Większość ludzi ma
pracę, ale są oni nisko opłacani. Podobnie jak w innych krajach rozwiniętych zubożała ludność jest wypychana na obrzeża
społeczeństwa, ponieważ nie może pozwolić sobie na życie w
mieście. W wizji Kore-edy znany nam portret Japonii z wysokimi,
schludnymi i nowoczesnymi budynkami lub idyllicznymi zielonymi polami
z kwiatami wiśni zastępują więc niedokończone domy i niepewna
dynamika społeczna, w której pracujące kobiety piorą ubrania,
których nigdy nie będą mogły kupić, a mężczyźni budują domy,
w których nigdy nie będą w stanie żyć. Każda rozmowa w jakiś
sposób kręci się wokół pieniędzy lub ich braku. Reżyser
wyraźnie jednak podkreślał, że ten film w żaden sposób nie jest
krytyką konkretnego rządu lub systemu społecznego. To jest
społeczno-ekonomiczna rzeczywistość, która skazuje takich ludzi
jak rodzina Shibata na niewidzialność. Mimo wszystko Kore-eda mówi
o człowieczeństwie, które jest poza ekonomicznym, politycznym lub
społecznym aspektem egzystencji."To normalne, że pomagamy
sobie nawzajem"- mówi w którymś momencie jeden z kolegów
Osamu, który pomaga mu w powrocie z pracy. I o tym jest obraz - o pomaganiu sobie.Tę prowizoryczną
rodzinę, niezwiązaną ze sobą krwią, łączą starożytne
cnoty szacunku, dobroci, empatii i współczucia.
Te wartości właśnie otwierają drogę dla nowego członka rodziny. Pewnej
nocy po dniu kradzieży Osamu i Shota spotykają Yuri, pięcioletnią
dziewczynkę zamkniętą w swoim mieszkaniu bez opieki i pozostawioną
na zimnie. Postanawiają zabrać ją do domu i nakarmić jak
bezpańskiego kota. Ale kiedy widzą oznaki znęcania się i
zaniedbania, pozwalają jej zostać. Yuri staje się częścią
rodziny, zwłaszcza że rodzice dziewczynki nie zgłaszają policji
zaginięcia. Decyzja ta podważa dynamikę rodziny - pojawiają
się instynkty macierzyńskie i rywalizacja między rodzeństwem.
Okres przejściowy wydaje się najtrudniejszy dla Shota, ponieważ
przyzwyczaił się do funkcjonowania w dwuosobowym zespole z Osamu i
spędzania czasu w męskim związku. Prowadzi to do ucieczki chłopca,
ale kiedy wraca, buduje z dziewczynką silne relacje emocjonalne.
To właśnie tu, w tej przestrzeni, Yuri
odnajduje spokój i bezpieczeństwo. Nowa rodzina daje jej życie
bez strachu, który ją wcześniej pochłaniał, ukojenie, którego
nie zaznała. Być może na początku nie do końca rozumiemy, co to
znaczy, gdy dziewczynka stoi nieruchomo i powtarza trzy razy
„przepraszam”;w domu Shibata nie musi przepraszać. Ten prosty
fakt buduje nasza pewność, że dziewczynka będzie bezpieczna z tą
dziwną rodziną złodziejaszków, którzy chcą ją ochronić przed
przeszłością. Być może najbardziej poruszającym wyrazem ich
naturalnej dobroci jest reakcja Noboyu na blizny pięciolatki.
Podczas kąpieli pokazuje jej swoją bliznę, która wygląda tak jak
jak u dziewczynki. Tworzy to swoistą więź,"braterstwo
krwi". Ten moment między Nobuyo i Yuri nie rozwiązuje
wszystkich problemów, ale jest swoistym rozpoznaniem, w jaki sposób
rodzina może zarówno zadawać głęboki ból, jak i leczyć rany.
Równie wymowny jest moment, w którym Noboyu wyjaśnia dziecku, że przemoc
nigdy nie jest dowodem na miłość. Prawdziwa miłość dotyczy
miłości i mocno ją przytula, aby to udowodnić. Nobuyo
obejmuje Yuri niemal wyzywająco, tak jakby chciała, aby jej
uczucia były rodzajem zemsty na okrucieństwie i zaniedbaniu świata.
A kiedy rodzina pali jej ubrania, zmienia fryzurę, a przede wszystkim
imię, to nie tylko kroki w celu ukrycia przestępstwa, ale też
nadanie Yuri nowej osobowości.
Pomaga
im w tym procesie miejsce- dom z prawdziwego zdarzenia. Pomysł
Kore-edy na zbudowanie przestrzeni był wspaniały. Domek, w którym
bohaterowie mieszkają, otoczony brzydkimi nowszymi apartamentowcami,
reprezentuje starszą i wyraźnie lepszą Japonię, nawet jeśli to,
co zaszczytne w ich sposobie życia, zostało zredukowane do
najgorszych okoliczności. Co więcej, w środku martwego
przedmieścia Tokio, wciśnięty między szare budynki mieszkalne i
zimny blask energooszczędnych latarni ulicznych, ciasny dom
wypełniony ludźmi jest jedynym jasnym punktem w tym świecie.
Oglądając obraz japońskiego twórcy miałem wrażenie jakby ich dom był
tratwą unoszącą się na spienionym morzu obojętności, swoistą
arką Noego, dryfującą przez zimny świat. Zagubiony pośród
betonowej dżungli spełnia rolę oazy. Jest symbolem
niewidzialności, bo bohaterowie żyją poza systemem, starają się
być niewidoczni dla świata. Ale też oazą wolności i -co ciekawe
– miłości. Domostwo jest ciasne i zagracone, w zasadzie bez
przestrzeni osobistej( Shota śpi w ciemnym zakątku, który wygląda
jak szafka), ale paradoksalnie otwarte, tworzy dom dla wszystkich, w
tym dla nowego przybysza. Ten
brudny, obdrapany dom wydaje się przytulny. Wszyscy są
blisko siebie, nie ma tej klasycznej dla współczesnego świata
izolacji. W tym domu je się wspólnie posiłki, tutaj ludzie
rozmawiają i dzielą się swoimi emocjami, nawet jeśli nie zawsze
werbalnie. Intymność, bliskość, zrozumienie, radość- to tu
znajdziemy. A przede wszystkim
odnajdziemy ludzi.
Kore-eda
od dawna wykazuje dar odnajdywania człowieczeństwa w swoich
postaciach i robi to ponownie w ostatnim filmie. Reżyser maluje je z
niesamowitą sympatią i niuansami. Ich grzechy nigdy nie są
wymywane przez miłość, jaką okazują sobie nawzajem, ale obraz
wydaje się sugerować, że to powinno się liczyć o
wiele więcej niż ma to miejsce we współczesnym świecie. Osamu
łatwo możemy określić epitetami "leniwy" i "sprytny".
Kiedy udaje się do pracy na budowie, szuka łatwego sposobu na
wyłudzenie odszkodowania. Niektórzy krytycy widzą w nim postać
Fagina z Olivera Twista Dickensa ze względu na
wykorzystywanie dzieci do kradzieży. Kluczową różnicą jest to,
że wydaje się całkowicie niezdolny do zranienia dzieci,
szczególnie Shota, dla którego stara się być ojcem. We
wzruszającym momencie filmu przesłuchiwany Osamu na pytanie,
dlaczego uczył dzieci kradzieży, odpowiada, że niczego innego nie
umiał ich nauczyć. Jest w tym sformułowaniu mieszanina żalu, ale
i dumy. Paradoksalnie buduje odpowiedzialność ojcowską, polegającą
na przekazywaniu synowi umiejętności, które mogą się przydać w
życiu. Tworzy to też dramatyczną tkankę filmu, Osamu ma bowiem
nadzieję, że chłopiec pewnego dnia nazwie go ojcem- ale też wie,
że musi sobie na to zasłużyć. Te momenty, kiedy czeka na słowa
uznania, czynią go delikatnym i ujmującym.
Kobiety
są również wielowymiarowe i przekonujące, zwłaszcza Nobuyo,
która pracuje w ślepych zaułkach miasta za minimalną płacę. Na
początku filmu wydaje się zmęczona, żeby nie powiedzieć zużyta.
Od momentu, kiedy widzi w dziewczynce jedynie kolejną buzię do
wykarmienia, przechodzi jednak metamorfozę - możliwość bycia matką
pięciolatki odmładza ją. Obraz Japończyka zakłada, że być może
powinna. Gra Ando przepełniona jest delikatnością, która pojawia
się z czasem, wyłania się spoza szorstkich krawędzi jej
charakteru. To nie jest kobieta, którą łatwo się kocha, ale sama
kocha bardzo intensywnie. Potwierdza to altruistycznym gestem rezygnacji z pracy, aby Yuri mogła z nim zostać. Jej świetne aktorstwo objawia się
w scenie erotycznej, oryginalnej i niecodziennej. Noboyu i Osamu
traktują jedzenie makaronu jako grę wstępną, żucie więc
jedzenia połączone jest z pocałunkiem. Akt jest jednocześnie
antyestetyczny i intymny, szczery i naturalny. Kulminacją jest jednak scena w więzieniu, kiedy Nobuyo odkrywa przed sobą i widzami prawdę że życie, które
dla siebie zbudowała, było nie do utrzymania, było dane na chwilę. Mądrość słów, ale też gorycz spojrzenia pozwalają zobaczyć w niej kobietę nie tylko świadomą, ale tragiczną.
Ważną postacią okazuje się też babcia. Staruszce
nie brakuje pragmatyzmu- nie ma żadnych skrupułów, kiedy sprytnie
odwiedza dzieci drugiej żony swojego zmarłego męża, aby dostać
comiesięczną wypłatę. Hotsue możemy zarzucić wyrachowanie,
zresztą nie ukrywa, że wszystko to robi, by nie być samotną. Ale
jej wszechwiedza, mądrość życiowa i spokój scala całą rodzinę,
co świetnie ukazuje kluczowa dla filmu scena na plaży, kiedy
rodzina przeżywa coś na kształt epifanii. Zabawa w wodzie staje
się też rodzajem oczyszczenia, krótkim momentem szczęścia,
wytchnieniem od ich skromnej egzystencji. Przypływ i odpływ fal
może symbolizować zarówno relatywizm etyki, którą ta mała
wspólnota uosabia, jak i zawieszenie między szczęściem a
katastrofą. Hotsue spod parasola plażowego na brzegu swym mądrym
okiem przygląda się swojej prowizorycznej rodzinie. Jest w tym
spojrzeniu i zrozumienie, i elegijny smutek. I chyba świadomość
końca raju. Jej śmierć staje się metaforycznie początkiem końca.
Zalążek
destrukcji jednak pojawił się wcześniej i jest związany z
postacią Shoty. Chłopiec do momentu pojawienia się Yuri żyje poza
systemem i- jak wspominałem- w swoistej męskiej symbiozie. Shota
nie chodzi do szkoły - uważając że pozostanie w domu wskazuje na
jakiś specjalny jego status. Ale jest mądrym dzieckiem. Mamy wrażenie jakbyś obcowali z kimś starszym, co potwierdza jego stoicki spokój i czujne,
zmartwione oczy. Początkowo jest zazdrosny o dziewczynkę, ale
wkrótce rozkwita w nim uczucie braterskie. A potem lokalny
właściciel sklepu zasiewa w nim ziarno wątpliwości, mówiąc mu,
by nie angażował swojej siostry w kradzież w sklepach. Jak na
ironię- to właśnie więź emocjonalna z siostrą staje się
czynnikiem destrukcyjnym całej rodziny. Shota zaczyna dostrzegać
niemoralność życia rodziny, a przede wszystkim kwestionować, czy
życie złodzieja jest właściwą drogą dla dziewczynki. Zmienia to
perspektywę chłopca, który zaczyna stawiać pytania i szukać odpowiedzi. Sposób, w jaki to się staje, jest
zaskakujący. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć motywy postępowania
Shoty, ale wydaje się, że demaskując siebie jako złodzieja, nie
tylko chciał uchronić siostrę, co sprowokować los, dać się
złapać. Czy to rodzaj sprawdzianu dla rodziny czy próba uwolnienia
się od niej nie dowiemy się, ale gest ten choć destrukcyjny, okaże
się też krokiem naprzód.
Cała historia otrzymuje perfekcyjną oprawę stylistyczną. Hirokazu
Kore-eda jest często porównywany do Jasujiro Ozu ze względu na niezwykle
delikatny sposób wprowadzania na ekran dynamiki rodzinnej i ich
emocjonalnych problemów. I rzeczywiście Kore-eda jest wirtuozem
budowania emocji i narracji. Złodziejaszki to film o
drobiazgach, subtelnych gestach i subtelnych dialogach, które na
pierwszy rzut oka mogą pozostać niezauważone lub banalne, ale
które ukrywają znaczenia stopniowo rozwijane przez reżysera. Ciepły i
naturalistyczny styl Japończyka czerpie przyjemność z uchwycenia
magii codziennych czynności, takich jak dzielenie się posiłkiem,
oglądanie fajerwerków lub słuchanie deszczu. Pod powierzchnią
tych czynności jest jednak znacznie więcej. Ale Kore-eda nie chce
niczego wymuszać, jego aparat porusza się z delikatnością kogoś,
kto tylko udaje, że obserwuje. Tworzy rzeczywistość tak
spontaniczną i autentyczną, że nie widać śladu sztuczności,
chociaż, jak zrozumiemy później, pod tą prostotą znajduje się
sensacyjny skrypt. Jego zniuansowane podejście do historii i
skromny styl wizualny pozwalają ci czuć i myśleć; nie próbują
natomiast cię zmusić do konkretnych uczuć. Kino Koreedy nie
spieszy się. Nawet jeśli dzieje się coś niezwykłego – np.
wtedy kiedy rodzina porywa dziecko - puls filmu jest równomierny.
Nie znaczy to, że film jest monotonny -japoński twórca zmienia często rejestr emocjonalny ze sceny na
scenę, ale zarządza tymi
zmianami tak wdzięcznie, że nigdy nie czujemy wstrząsu.
Złodziejaszki to mądry
i wnikliwy film - delikatny, przejmujący i niespodziewanie silnie
oddziałujący. Umiejętnie wiąże nas z bohaterami, zanim jeszcze
zdążymy zakwestionować moralność tego, co oni robią. Ale do
końca nie zrozumiemy, jaką opowieść naprawdę opowiada nam ten
utalentowany filmowiec. Nic nie jest tym, czym się wydaje i nie
odnajdziemy łatwych odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania.
Kore-eda prowokuje do refleksji, do przewartościowania z góry
przyjętych założeń. Filmowi pomaga fakt, że postacie są dobrze
zdefiniowane, wyraziste, a obsada zatapia się w swoich rolach ze
smakiem. Jego aktorzy i aktorki nie zawodzą i wchodzą w interakcje
- także z przestrzenią - z wyraźną płynnością. Kore-eda, wraz
z operatorem Ryûto Kondô odnajdują piękno i uniwersalne wspólne
prawdy w prostocie życia. W Złodziejaszkach ujawnia to
najpełniej dla mnie być może najpiękniejsza scena filmu - z
fajerwerkami. Bohaterowie, siedząc na granicy domu, wyciągają
szyje, by popatrzeć na pokaz, który słyszą. Widzimy tylko ich
twarze oświetlone lampami ozdabiające ich dom. Kamera nigdy nie
pokazuje nam świetlnego widowiska - pozwala nam obserwować, jak
rodzina czerpie przyjemność z dźwięku czegoś ekscytującego,
prosząc nas, byśmy używali innych zmysłów w
budowaniu szerszego obrazu. Te małe chwile są kręcone z ogromnym
poziomem energii i budują optymistyczny obraz świata. Złodziejaszki
mają prawie wszystko, czego można oczekiwać od filmu: empatię,
tajemnicę, ciepło, humor, intymność, smutek, mądrość.
A mądrość polega na stawianiu ważnych pytań. Ważnych, ale też na swój sposób prowokujących: co to znaczy tworzyć rodzinę i kto zasługuje na bycie
rodzicem? Czy możemy wybrać sobie naszą rodzinę i co tworzy silne
związki międzyludzkie? Reżyser stawia wiele pytań na temat rodziny,
rozumiejąc,
że jest ona najbardziej intymnym i problematycznym bytem w całym
naszym życiu. Wzywa nas do ponownego przemyślenia jej natury, jej
ograniczeń, przywilejów i obowiązków.
A
czyni to, ukazując dziwnie funkcjonalną rodzinę dysfunkcyjną.
Jasne jest, że w przeszłości każdy członek tej prowizorycznej
rodziny był mniej lub bardziej opuszczony przez najbliższe osoby.
Wszyscy członkowie rodziny Shibata są posiniaczeni na swój własny
sposób, ale to sprawia, że ich wzajemna miłość jest głębsza i
w trudnych emocjonalnie sytuacjach wciąż w jakiś sposób znajdują
oni sposób na przetrwanie dnia z poczuciem solidarności i niezmienną
przyjaźnią. Ich niedoskonałość nie jest słabością. Osamu
i Nobuyo z pewnością popełniają błędy jako rodzice - trzymają
je na przykład poza szkołą, ale rozumieją, czego potrzeba, aby
wychować dziecko i sprawić, by czuło się godnie. Mimo więc
wszystkich jej niedoskonałości wysoce niekonwencjonalna rodzina
jest przedstawiana jako opiekuńcza i ciepła. Wszystkie postaci są
wykreowane z humanistyczną godnością, nawet kiedy prawda o
nich zostaje już całkowicie odsłonięta. Zamiast osądzać ich na
podstawie ich działań, jesteśmy po prostu z nimi.
A warto z
nimi być. Przeważnie wydają się po prostu żyć ze sobą. Rozmawiają, dokuczają sobie, przewalają się na podłodze jak
młode psiaki i zajadają się makaronem, oczywiście siorbiąc –
po prostu wspólnie spędzają czas. Jedzenie w ogóle odgrywa bardzo ważną
rolę - jest oznaką bliskości i wspólnoty. Wyróżnia się kilka
epizodycznych momentów: jednodniowa wycieczka na plażę, utrata
pierwszego zęba Lin, pokaz sztucznych ogni, które wspólnie
„oglądają” ze zdumieniem z podwórka. W tych momentach
odnajdujemy piękno. Bo choć istnieją w szarej strefie
społeczeństwa, mamy wrażenie, że zrobią wszystko dla siebie bez
względu na stawkę. Chodzi o ludzi, którzy potrafią dawać i
okazywać miłość, mimo że nie mają żadnych dóbr materialnych
ani umiejętności, które mogliby dać społeczeństwu. Brak
przywilejów powoduje, że bohaterowie lepiej widzą i mocniej
smakują otaczający ich świat. Mają zmartwienia i obawy, z
którymi się borykają, ale cenią przede wszystkim te małe chwile,
które rezonują bardziej w ich sercach. Dlatego nie ma znaczenia, co
zrobili w przeszłości, ani jakie kontrowersyjne decyzje podjęli,
ponieważ widzieliśmy miłość, którą dzielili. Widzieliśmy, jak
ratują się nawzajem, widzieliśmy jak blisko są siebie, jak się
wspierają. Kiedy przypominamy sobie twarz Yuri tulonej przez
Noboyu czy wzrok Hatsue skierowany na familię, która biegnie w
stronę plaży, to rozumiemy, że to obrazy, które trudno będzie
zapomnieć. Więź miedzy bohaterami wydaje się niezniszczalna.
Pozornie
wydaje się temu przeczyć decyzja o pozostawieniu Shoty w szpitalu. Ucieczkę cechuje brutalna praktyczność. Ale
reżyser jest przede wszystkim humanistą. W niedoskonałościach
współczesnego świata Kore-eda znajduje idealną historię o byciu
człowiekiem. Opowieść porusza się w porach roku - od lodowatej
zimy do gorącego lata- i przenosi się od brudnych ulic z
powrotem do epifanicznego dnia na plaży. W ciągu dwóch godzin
jesteśmy zanurzeni w życiu tej niezwykłej rodziny i podziemnego
świata, w którym mieszkają, ze świadomością, że widzimy swoiste
axis mundi. Czasami lepiej wybrać własną rodzinę” - zauważa
jeden z bohaterów- i musimy mu chyba przyznać rację. Metaforycznym
obrazem ich rodziny stają się rybki z książki "Swimmy"
Leo Lionniego, którą czyta Shota. Małym rybom grozi duży zły
tuńczyk, dopóki nie nauczą się pływać w kształcie ryby -
wybranej rodziny - i odstraszać wroga. Każda istota ludzka ma
zdolność bycia dobrym i to do dorosłych należy
zapewnienie środowiska, które wydobywa z dzieci to, co najlepsze.
Widzimy, jak to się dzieje, gdy rodzina dzieli się posiłkami,
ogląda fajerwerki i kręci się w oceanie na plaży. Reżyserowi udało się
stworzyć czarujący i pomysłowy dramat o poszukiwaniu przyjaźni,
solidarności rodzeństwa i wspaniałym wsparciu dorosłych, kiedy
ich najbardziej potrzebujemy.
Finał daleki jest od prostego optymizmu.
Teoretycznie rodzina się rozpadła. Ale reżyser zdaje się mówić,
iż rodzina nie jest prawdziwą rodziną, dopóki się nie rozpadnie
- gdy bohaterowie się rozchodzą, stają się jeszcze bardziej rodziną. Nobuyo biorąc
cała winę na siebie, nie tylko potwierdza swój altruizm i gotowość
do poświęceń w imię miłości, ale też dojrzałość postawy. Bo
siła tej rodziny polegała na tym, że uczyli się od siebie
nawzajem i uczyli się siebie. Tę dojrzałość można też zauważyć
w postawie Osamu. Potrafi przyznać się do tego, że zawiódł i że
nie jest godny być ojcem Shoty. Kiedy już puści syna, właśnie wtedy staje się bardziej ojcem. Ta lekcja pokory, miłości, zrozumienia zaowocuje u chłopca poczuciem przynależności, zamkniętym w słowie "tata", wyszeptanym- co charakterystyczne dla
filmu Kore-edy- do samego siebie, kiedy Osamu nie może go usłyszeć. Ten rozwój i dojrzałość dotyczy też Yuri. Pięciolatka
zaczyna kwitnąć, stopniowo nabierając pewności siebie. Uczy się
miłości i poczucia własnej wartości. Uczy się także, co to
znaczy mieszkać w domu z ludźmi, którzy cię tam chcą. Kiedy wraca do biologicznych rodziców, jest już niepodległą jednostką, zdolną do buntu, do poszukiwania swojej drogi, mimo młodego wieku.
To piękny i mądry film, który długo zostaje w pamięci.
Ostatnie
zdjęcia Złodziejaszków skupiają się właśnie na dzieciach. Chłopiec patrzy w tył, jakby chciał zapamiętać przeszłość i być może "raj", który musi opuścić, dziewczynka wygląda za balkon, rozglądając się po świecie i szukając swego miejsca. Tak jakby intuicyjnie wiedzieli, że ich świat się zmienił na zawsze, że żyją w świecie zimnym, nieubłaganie okrutnym. Ale choć rzeczywistość jest kiepskim miejscem do egzystencji, to otaczając się ludźmi, którzy nas wspierają i kochają, można uczynić go nieco lepszym. Jeśli ustawimy się tak, by spojrzeć z perspektywy Yuri i jej dużymi oczami zobaczyć możliwości, jakie ofiarowuje świat, odkryjemy piękno w
czymś tak pozornie nieistotnym jak larwa cykady czy trzymanie się
za ręce.
T.M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz