czwartek, 21 marca 2019

                                                

                            KAFARNAUM

Sukces Kafarnaum na ostatnim festiwalu w Cannes był pewnym zaskoczeniem, ale nazwisko Labaki już nie. Jej debiut Karmel spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem i z San Sebastian wyjechał z Nagrodą Publiczności. Tak samą nagrodę, tyle że w Toronto, dostała Labaki za kolejny film "Dokąd teraz?". Obraz ten był także wyświetlany na festiwalu w Cannes, gdzie otrzymał prestiżową Nagrodę Jury Ekumenicznego. Kafarnaum, które wyjechało z Cannes aż z trzema nagrodami, potwierdziło więc talent libańskiej reżyserki, ale też pokazało, że potrafi ona łączyć artystyczną wizję z potrzebami emocjonalnymi widzów.

Obraz zapożycza swój tytuł od starożytnego miasta, w którym Jezus dokonywał cudów. Jeśli szukalibyśmy paraleli między życiem Jezusa i głównego bohatera, Zaina, stworzyłoby to ironiczny kontekst obrazu. Ale wydaje się, że ważniejszym dla rozważań interpretacyjnych jest fakt, że Jezus swoim proroctwem skazał to miejsce na upadek. W ten sposób słowo to stało się synonimem chaosu. I rzeczywiście- współczesny Bejrut, uchwycony przez kamerę Labaki, to piekło, miejsce pozbawione spokoju, litości czy ładu. To ponury, chaotyczny świat, w którym dzieci tracą niewinność, radość, nawet życie. Jego zatłoczone ulice i prowizoryczne mieszkania kryją w sobie niekończącą się rozpacz.


Pokazanie dziecka w piekle ma bardzo silny ładunek uczuciowy i filmowi w niektórych recenzjach zarzucano nadmierną manipulację, trudno bowiem nie reagować emocjonalnie, kiedy dziecko jest w niebezpieczeństwie, bez względu na to jak bezkompromisowa jest narracja. Film jest jednak zbyt ekscytujący, brutalnie uczciwy i emocjonalnie szczery, by te zarzuty przyjąć. Szkoda jedynie, że reżyserka wpisuje historię swego bohatera w dramaturgiczną klamrę dramatu sądowego. Oto bowiem Zain, który już odsiaduje pięcioletni wyrok za dźgnięcie kogoś nożem, staje przed sądem i pozywa swoich rodziców za danie mu życia. Rozumiem funkcjonalność pomysłu i podkreślenie w ten sposób wagi problemu. Uprzejmy dobroduszny sędzia oraz prawnicy, reprezentujący obie strony, mówią językiem uzasadnionego dociekania i obywatelskiego oświecenia, a ich retoryka ma na celu ukazanie dobroczynnego, rozwiązującego problemy autorytetu państwa, które ma moc ochrony swoich obywateli. Wszystko więc co dzieje się poza sądem, a czego stajemy się świadkiem, stawia w krzywym zwierciadle ten obraz. Mowa oskarżycielska Zaina ma siłę rażenia, ale jest bardziej głosem samej Labaki niż dziecka. Sceny te ( na szczęście rozsądnie ograniczone do minimum) są zbyt wymyślne i wprowadzone bez potrzeby - opowiedziana historia jest sama w sobie przekonywująca i broni się bez jakichkolwiek chwytów filmowych.

A jest to historia tytułowego chaosu. Chaos konstruuje już wizja domu rodzinnego Zajna. Jego domostwo to piekielny świat, obraz nędzy, zamieszania, dysfunkcji. Rodzice bohatera są tak biedni, że nie rejestrują swoich dzieci, co oznacza, że te istnieją poza systemem - nie mają więc dokumentów, nie mogą też chodzić do szkoły. Stąd najmłodsze dzieci przywiązywane są łańcuchem do kostki, by nie zrobiły sobie krzywdy, a starsze zapędzone zostają do pracy. Jednocześnie cała rodzina wprzężona jest w handel narkotykami. Zdobywany kłamstwem Tramadol jest miażdżony, rozpuszczany w gorącej wodzie, w której prane są ubrania, a te przemycane są potem do więzienia.

W tym chaosie funkcjonuje Zain, który nawet nie wie, ile ma lat (lekarz ocenia go na dwanaście). Większość czasu chłopak spędza na ulicach Bejrutu, kształtowany w obliczu wyjątkowych trudności, jakich nie powinien doświadczać żaden dzieciak. Ale zadziorny i inteligentny Zain, z twarzą starego człowieka i gestami ukrywającymi jego młode oczy, jest tak zahartowany w biedzie i trudach przez te lata, że nawet przez chwilę nie zdaje sobie sprawy, że niewinność dzieciństwa jest czymś cennym i że powinna być każdemu dostępna. Jego siła charakteru i zdolności adaptacyjne pozwalają mu (a może raczej zmuszają) spojrzeć na świat oczami człowieka dojrzałego. Zakodowane ma bycie materialistą, żeby nie powiedzieć cwaniakiem - w swoich interakcjach z dorosłymi prawie zawsze próbuje zawrzeć rodzaj umowy. Dzieciak jest zaradny i sprytny, co jednak ważniejsze- nie pozwala, by ponure okoliczności codziennej egzystencji naznaczyły jego życie smutkiem i poczuciem nieuchronnej beznadziejności. Mimo wszystko jest opiekuńczy wobec tych, których kocha. Na początku ukochaną osobą jest jego młoda siostra, Sahar. Instynktownie pojmuje, że nastolatka, która właśnie dostała pierwszy okres, zostanie sprzedana dorosłemu mężczyźnie w zamian za kilka kurczaków. Pomaga jej ukryć ten fakt tak długo jak się da. Mimo wszystkich wysiłków niestety traci swoją siostrę. Na znak protestu, z pogardy do rodziców, pełen wściekłości i smutku, Zain ucieka z domu.


Dramatyczne wydarzenia nie pozbawiają go jednak ani poczucia honoru, ani zdolności do empatii. Uciekając trafia do parku rozrywki, gdzie zaprzyjaźnia się z Rahil, etiopską dziewczyną, która nielegalnie przebywa w Libanie, a która musi ukrywać swojego jednorocznego synka, Yonasa, w obawie przed deportacją. Mieszkając w budzie z tektury falistej, stara się zaoszczędzić wystarczająco dużo gotówki na nowe dokumenty, które pozwolą jej zostać w Bejrucie. Ukrywanie uroczego malucha w pracy jest problematyczne, więc gotowość Zaina do opieki nad dzieckiem jest jej na rękę. Zain okazuje się zaskakująco zaradnym i kompetentnym opiekunem dla Yonasa, którego traktuje niemal jako swojego brata. Gdy Rahil znika, chłopak postanawia bronić siebie i dzieciaka. Zaradny Zain robi to, co zawsze robił: próbuje przetrwać. Odkrywa jak karmić dziecko bez mleka matki, gdzie znaleźć alternatywne miejsca do prysznica, gdy zabraknie wody, jak stworzyć powóz z skradzionej deskorolki i garnków, i jak wykorzystać to, czego nauczył się pracując dla swoich rodziców, czyli "biznes narkotykowy, żeby zarabiać pieniądze. Jest kreatywny i błyskotliwy, tworzy na przykład lustro, aby jego nowy przyjaciel mógł oglądać kreskówki z domu sąsiada. Robi wszystko, by zagwarantować im byt, ale też ochronić Yonasa przed ludźmi, którzy chcą go przehandlować. Zain wykorzystuje swój spryt i wewnętrzną przyzwoitość, aby postąpić właściwie. Ale każdy krok w kierunku przetrwania napotyka na liczne komplikacje, a rosnąca frustracja dewastuje jego dobre intencje.
Sceny z tą dwójką należą do najlepszych w filmie. Czy Zain po prostu gapi się na malucha z wnętrza pustego brodzika, czy zmaga się z pieluszką, czy idzie z nim na spacer, widzimy jak silna istnieje więź między nimi. Scena, w której wyglądają jak swoiste lustrzane odbicie, Zain w niebieskiej sportowej kurtce i postrzępionych czerwonych spodniach, dziecko w czerwonym płaszczu i niebieskich spodniach, buduje w widzu silne poczucie braterstwa obcych sobie przecież dzieci. Jest między nimi naturalna, prawdziwa chemia, godna pozazdroszczenia. Ich rozstanie więc rozdziera serca widzów.

Przedstawienie w kinie skrajnego ubóstwa dzieci może stać się polem minowym dla twórców - nie jest łatwo osiągnąć i utrzymać emocjonalny ton, nie poddając się melodramatyzmowi i nie traktując protekcjonalnie swoich bohaterów. Libańska reżyserka z powodzeniem omija te pułapki. Trzeźwo opowiedziana historia ma niezwykłą, instynktowną bezpośredniość- a to dlatego, że wywodzi się ona z życiowych doświadczeń obsady. Zain został nazwany imieniem syryjskiego imigranta, który go gra, i w jego wykonaniu nie ma żadnych fałszywych nut. W scenach cichej desperacji kamera Labaki skupia się na oczach aktora, abyśmy mogli poczuć wewnętrzną walkę w jego głowie. Jego fascynująca, niesamowicie dorosła twarz oferuje bogactwo emocji. Jest mądrość, gniewna szczerość, bunt, frustracja, rozpacz, wściekłość. I jest dobro.

Czy dobro Zaina jest spowodowane dziecinną niewinnością czy irracjonalnym, niemal świętym usposobieniem, pozostaje dla nas tajemnicą. Być może miłość do rodzeństwa ocaliła jego wrażliwość, a może to odwieczna zdolność człowieka do buntu przeciwko złu. Tak czy inaczej w syryjskim uchodźcy bez żadnego przeszkolenia aktorskiego Labaki znalazła artystę, który stawia takie pytania. Jest to bardziej efekt autentyzmu niż wynik charyzmy aktorskiej. Postać Zaina to najmocniejszy akcent filmu. Za jego pośrednictwem świat wygląda prawdziwie, pokazując całą uliczną mądrość, której żadna szkoła nie byłaby w stanie go nauczyć. Jego urok i magnetyzm są swego rodzaju autorytetem moralnym. Nie kwestionujesz jego poczynań, wierzysz w niego i ufasz mu.
Reżyserka Nadine Labaki kreuje Kafarnaum z płynnym, dokumentalnym realizmem. Ale autorka nie rezygnuje, co wydaje mi się mocną strona filmu, z ciepła i humoru. Choć delikatnie zarysowane- ale pozwalają rozświetlić mrok opowieści, nawet w najczarniejszych momentach filmu. Ta opowieść, wyrwana z prawdziwego życia, wykracza poza konwencje realizmu czy dokumentu. Nie oznacza to, że coś tu jest polukrowane. Kupowanie i sprzedawanie dzieci jest pokazane chłodnym okiem w sposób jednoznaczny i szczery. Ale choć kamera jest trzymana na wysokości Zaina, nie przyjmuje jego punktu widzenia. Ta taktyka obrazowania pozwala zobaczyć zarówno postać, jak i jej świat. Labaki wykonuje świetną robotę, rejestrując kakofonię ulic, mieszankę nerwowych ruchów intensywnych dźwięków. Natomiast nieliczne ujęcia dronowe w filmie pozwalają Labaki rozszerzyć obraz i skierować obiektyw poza cierpienie swoich bohaterów. Gdy kamera leci w górę, traci kontrolę nad bohaterami. Skupia się na pozornie niekończących się blokach, rzędach zniszczonych domów i rozpadających się mieszkań. Cierpienie bohaterów znika, bo staje się cierpieniem wszystkich dzieci

Czy można znaleźć optymistyczną nutę w obrazie. Myślę, że tak i wcale nie chodzi mi o zakończenie filmu, które nie wydaje się takie jednoznaczne. Interwencję państwa w finale nie tyle odbieram jako happy end, co raczej gorzki komentarz do losów tysięcy dzieci pozostawionych samych sobie. Ponadto przyszłość bohatera wcale nie jest pewna, choć trzeba przyznać, że w finale na jego twarzy można zobaczyć przebłysk tego, co można nazwać szczęściem.

Tym, co buduje pozytywną siłę emocjonalną, to paradoksalnie właśnie dzieci, szczególnie na tle świata dorosłych. Rodzice nie są przedstawiani jako nieczułe potwory. Są raczej postaciami uwięzionymi przez czynniki ekonomiczne. Ojciec, kiedy staje przed sądem, krzyczy "Tak mnie wychowano. Nie wiem nic więcej". Można to potraktować jako rozdzierający serce krzyk bezdennej udręki. Ale choć scenariusz nie wydaje wyroku, rodzice są bezsprzecznie winni, a ich protesty są fałszywe. Szczególnie jak spojrzymy na dwójkę bohaterów, która potrafi stworzyć własną prowizoryczną rodzinę. Ich wzajemna opiekuńczość staje się światłem wśród mroku. I choć w Kafarnaum nie ma Boga i króluje chaos, to odnajdziemy głęboko zakorzeniony ludzki impuls czynienia dobra. A dokumentuje to Labaki w nieco absurdalny sposób. Kolorystyczna powtarzalność strojów dzieci koresponduje z wyblakłym strojem pracującego w parku rozrywki "Człowieka Karalucha". Kafarnaum traktuje dzieci za bohaterów, a ich magiczną  umiejętnością jest zdolność przetrwania.


Nie ma wątpliwości, że autorka "Karmelu"jest filmowcem o skrajnej empatii, z prawdziwą intuicją, potrafiącą naturalnie uchwycić dynamikę między dziećmi. Równocześnie wrażliwa i bezpośrednia w swoich metodach reżyserskich, Labaki artykułuje moralną złożoność tematu. Film oferuje bezpośredniość i autentyczność. Trudno jest obserwować Kafarnaum i nie czuć bezradności oraz smutku. Obraz wymaga wiele od widowni, są bowiem fragmenty, które emocjonalnie wyczerpują. W oczach Zaina widzowie są świadkami nieuchronnej śmierci dzieciństwa i marzeń w kraju, którego rząd osiągnął szczyt zaniedbywania swoich ludzi. Rezultat końcowy jest przejmujący, udaje się bowiem twórcom ukazać problem w świecie udającym, że problem jest niewidoczny.

Nadine Labaki nakręciła intymny, emocjonalny film

T.M




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz