piątek, 19 czerwca 2020

                      



   
TYLKO ZWIERZĘTA NIE BŁĄDZĄ


Pierwsze wrażenie po seansie to poczucie smutku i takiego swoistego egzystencjalnego zdołowania. Potem zaczęły pojawiać się jakieś cieplejsze barwy, że ten pesymizm podbity jest swoistym humanizmem. I szczerze mówiąc do końca nie mogę się zdecydować, co do ostatecznych intencji twórcy. Ale każdy, kto widział pierwsze filmy Dominica Molla „Mój przyjaciel, Harry” i „Leming” nie będzie zaskoczony- zarówno treścią, jak i formą. Koncepcja thrillera pozwala francuskiemu reżyserowi otworzyć się na zmagania psychologiczne postaci, a nawet zmierzyć się z egzystencjalnymi rozważaniami na temat natury ludzkiej

Zaczyna się niecodziennie, dziwnie, trochę absurdalnie. Widzimy młodego Afrykanina jadącego ulicą z kozą spoczywającą na jego ramionach. Śmieszność obrazu przesiąknięta jest niedopowiedzianym mrokiem- koza zostanie prawdopodobnie złożona w ofierze, choć nie wiadomo, w jakim celu. Scena wydaje się bez sensu i bez znaczenia, ale oczywiście, jak w dobrym scenariuszu, wrócimy do postaci młodego mieszkańca Afryki i historia zostanie domknięta. Nim to jednak nastąpi przenosimy się do do rolniczego regionu Causse Mejean, płaskowyżu w południowej Francji złapanego w śnieżną zimę. Reżyser rozpoczyna właściwą historię rozpisaną na kilka punktów widzenia. Pierwsza w kolejce jest Alice, żona rolnika i sprzedawczyni ubezpieczeń, która odwiedza swojego sąsiada Josepha, aby omówić interesy. Szybko okazuje się, że mają romans. Okoliczności zbliżenia znów naznaczone są lekką groteską, ale znamionują dramat obyczajowo – moralny. Jednak zaginięciem Evelyne, mającej dom w okolicy bogatej paryżanki, film skręca w stronę kryminału. Jej opuszczony samochód zwiastuje tajemnicę, ale kryminalna zagadka jest tu drugorzędna, choć kluczowa do odczytania całości. Postać Evelyne splata historię pięciu osób, których perspektywę kolejno przyjmuje reżyser. Sieć tworzą wspomniana Alice, jej mąż, Michel, Joseph, zakochana w Evelyn młoda kelnerka Marion, i poznany na początku Armand, mieszkający na Czarnym Lądzie



Adaptując powieść Colina Niela, Moll, wraz ze swoim regularnym współautorem Gillesem Marchandem, tworzy pozornie prostą fabułę, która staje się coraz bardziej splątana, gdy przeskakuje od jednej postaci do drugiej, wykonując dość zaskakujące zwroty. Co ważne jednak- mimo iż elementy układanki nie są oczywiste, a Moll żongluje też konstrukcją czasowa, nie podąża drogą udziwnienia, nie komplikuje historii na siłę. Jak w filmach Innaritu układanka jest precyzyjna i świadomie skonstruowana. W recenzjach pojawia się często nazwisko Kurosawy z filmem „Rashomon', co nie dziwi, bo na tę inspirację powoływał się sam reżyser. I to jest dobra rekomendacja, zwłaszcza, że reżyser czyni ten fragmentaryczny dramat wiarygodnym. Wiele scen zostało uchwyconych w surowych, naturalnie oświetlonych szerokich ujęciach,a operator kadruje swoje postacie w różnych odsłonach. Każda postać jest starannie wyrzeźbiona i odtworzona. I każda postać przekonuje. Choć nie znamy ich przeszłości, widzimy ich tu i teraz, to czujemy ich historie, ich frustracje, kompleksy, bolączki.

Postacie, choć różne, mają wiele wspólnego. Wszyscy żyją w świecie iluzji, karmią się swoimi wyobrażeniami, pragnieniami. Alice, nieszczęśliwa w związku, żeby się z niego wyrwać, tworzy romantyczne wyobrażenie swojego romansu, co niemal pachnie absurdem, jeśli weźmie się pod uwagę, iż jej sąsiad to małomówny odludek, wyglądający jakby był opóźniony w rozwoju. Rozpamiętuje wciąż śmierć matki, z która spędził całe życie, a jego towarzystwem są tylko zwierzęta. A jednak, kiedy Michel, mąż Alice, przybywa do domu pobity, ta myśli, że to ma związek z jej romansem. W rzeczywistości Michel, pozornie skupiony na swoim gospodarstwie, prowadzi podwójne życie. Poznaje w internecie Armandine, która staje się obiektem jego uczuć . Problem w tym, że pod postacią młodej kobiety kryje się młody mieszkaniec Wybrzeża Kości Słoniowej, znany nam z prologu Armand, który w ten sposób wyłudza pieniądze od naiwnego Francuza. Armandine ze zdjęcia bardzo przypomina Marion. Kiedy więc ta pojawia się w okolicy w poszukiwaniu Evelyne, Michel jest gotów na wszystko.


Ten splot przypadków, niekoniecznie nas przekonywający, zyskuje w filmie nieco groteskowy fundament w postaci czarnoskórego szamana, Papy Sanou, którego rady przyjmuje Armand, nim zdecyduje się na interes życia. Arogancja młodego chłopka zostaje zgaszona przypomnieniem, że los jest silniejszy od naszych oczekiwań i marzeń. Złośliwość, albo może sprawiedliwość losu dopada wszystkich bohaterów i zdziera maski. No właśnie- ciekawe i zaskakujące jest to, że wcale nie zdziera. Siła iluzji, potrzeba bliskości, strach przed samotnością są tak wielkie, że unieważniają wszystko. Bohaterowie są w stanie zrobić wszystko, by poczuć coś- i przekraczają granice. Joseph znajdując trupa na swojej posesji, początkowo chce się go pozbyć, w końcu jednak zabiera zwłoki do siebie i chowa w stodole. Spędza z Evelyne nie tylko czas, ale traktuje jak żywą, mówi o swoich uczuciach, szuka bliskości. Marion jedzie na drugi kraniec Francji, wędruje kilometrami, żyje w przyczepie, byleby tylko być blisko ukochanej, choć dla Evelyne był to tylko jednorazowy seks. Michel naiwnie nie tylko wierzy w każde kłamstwo i każde słowo pojawiające się na ekranie monitora, ale w kluczowym momencie porzuca całe swoje życie, by znaleźć podszywającego się pod Armandine chłopaka.
 
Wszyscy oni żyją w oderwaniu od rzeczywistości, pozbawieni oparcia w drugim człowieku. Samotność jest jak choroba, przed którą bronią się w każdy możliwy sposób. Tkwienie w związkach wcale tego nie zmienia. Oczywiście szczególnie w przypadku wątku francuskiego można mówić o izolacji samego miejsca, ale samotność nabiera tu charakteru egzystencjalnego. Film nie bawi się w diagnozy społeczne, niemniej wpływ współczesnej cywilizacji jest tutaj widoczny. W tym świecie człowiek traci jakby wymiar cielesny. Tak jak w Abidżanie, gdzie grupa młodych mężczyzn siedzi w jednym pomieszczeniu obok siebie, ale każdy z laptopem lub telefonem. Wirtualny świat, choćby pomniejszony do granic możliwości, jest dla bohaterów ciekawszy. Znajdziemy tu niemoc, nieumiejętność nawiązywania kontaktu, kreowanie rzeczywistości na wzór banalnych wyobrażeń. Bohaterom łatwo przychodzi mówienie „kocham”, zakochują się szybko, bezrefleksyjnie



Są oni żałośni, mali, grzeszą naiwnością, ślepotą emocjonalną, a jednak mimo groteskowej aury, reżyser nie czyni ich karykaturami, a nawet nadaje im tragiczny rys. Owszem są śmieszni i płytcy, ale – jak wcześniej już sugerowałem- stoją po stronie człowieczeństwa. Znamienne jest, że nie pieniądze rządzą ich życiem. Nie poszukują dóbr materialnych, gardzą pieniędzmi albo nie mają dla nich kluczowego znaczenia. Nawet Armand traktuje oszustwo jako możliwość zbliżenia się do swojej byłej dziewczyny, która obecnie jest utrzymanką bogatego Francuza. Choć są dziecinni i niedojrzali w budowaniu swych uczuć, to można dostrzec w ich zachowaniu swoisty heroizm. Dążą do celu, nie poddają się, nie uznają porażki. Jak romantycy walczą o swoje uczucia, gotowi przemierzać „cały świat', przekroczyć granicę. Ich tytanizm jest godny podziwu. Są nieszczęśliwi, ale próbują uciec z sytuacji, które są dla nich więzieniem. Jak mówi szaman- miłość daje to, czego nie mamy, więc bohaterowie szukają sposobu ,żeby zapełnić tę pustkę. W tej wędrówce pojawią się wszystkie możliwe słabości i grzechy- zdrada, kłamstwo, oszustwo, kradzież, samobójstwo, morderstwo. Ale tak się objawia ich człowieczeństwo, bo tylko zwierzęta nie błądzą





środa, 17 czerwca 2020


                                      FORTEPIAN




MUZYKA ZMYSŁÓW
Złota Palma w Cannes, kilkanaście różnych nagród, trzy Oscary, a przede wszystkim zachwyt publiczności – to żniwo filmu Nowozelandki Jane Campion. To był rzadki przypadek, kiedy krytycy i widzowie byli zgodni w odbiorze filmu.



Akcja utworu dzieje się w drugiej połowie XIX wieku. Do Nowej Zelandii przybywa młoda wdowa, Ada, z dziewięcioletnią córką, Florą. Została „sprzedana” przez ojca mężczyźnie, którego nigdy nie widziała na oczy. Z niewiadomych przyczyn Ada w dzieciństwie zaniemówiła. Jej jedynym kontaktem ze światem, sposobem na uzewnętrznianie swoich emocji jest fortepian, który zabiera ze sobą w podróż. Jej przyszły mąż Alisdair Steward - już na powitanie odmawia transportu instrumentu przez busz. Kobieta nakłania więc sąsiada męża, analfabetę Barnesa, by przeniósł fortepian do jej domu. W zamian zgadza się udzielać mu lekcji. Te lekcje są jednak osobliwe. Baines pozwala jej grać, a sam zadowala się obserwacją. Tak narodzi się miłość, tak narodzi się dramat. 
 



Fortepian to film dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Dramaturgii podporządkowana została strona wizualna i zmysłowa atmosfera, niezwykła malarskość obrazów Stuarta Dryburgha, ciemne, niemal żałobne barwy, sugestywność i emocjonalność nowozelandzkich pejzaży i wreszcie symboliczna wymowa przedmiotów i kostiumów. Jednocześnie niezwykłe sceny wizualne nie są przedłużane niepotrzebnie, reżyserka potrafi zachować dyscyplinę .Ogromne znaczenie ma też wspaniała muzyka Michaela Nymana, która nie tylko współgra idealnie z oglądanymi obrazami ( wystarczy zwrócić uwagę na scenę z odcinaniem palca), ale tworzy specyficzny nastrój. Nie można także zapominać, że muzyka jest integralną częścią fabuły. W końcu wirtuozerią nazwać trzeba grę aktorską. Obaj odtwórcy męskich ról grają wbrew sobie. Sam Niell, znany z ról sympatycznych, ciepłych facetów, gra gburowatego sztywniaka. Jeszcze więcej odwagi wymagało obsadzenie w roli Bainesa Harveya Keitela. Krępy, toporny twardziel ukazuje w filmie niezwykła subtelność i wrażliwość. Nagrodzona Oscarem za postać Flory Anna Paquin to czysta naturalność, a Holly Hunter ( także Oscar) jako Ada to mistrzostwo wyrażania emocji bez udziału słów.


To, co jednak w filmie chyba jednak najcenniejsze, to postacie bohaterów. Campion daleka jest od uproszczeń i jednolitości charakterologicznej. Weźmy postać Stewarda. Jego osoba budzi niechęć, czasem litość, czasem nawet sympatię. Mąż Ady to typ homo fabera, umysłu ścisłego, uporządkowanego, logicznego, żyjącego w określonych ramach społecznych i moralnych. Poznajemy go w momencie, kiedy maszeruje przez dżunglę po czekającą na plaży Adę. Przyciasny surdut, cylinder i składany grzebyk, którym przeczesuje włosy- to z jednej strony synonim świata cywilizacyjnego, z drugiej odbicie jego natury. Rys osobowościowy- na pewno, ale Campion, żywo zainteresowana antropologią, ukazuje, że brak zdolności do wyzwolenia się ze sztywnych ram jest wynikiem wychowania w określonej kulturze. Reżyserka w sposób przejrzysty, za pomocą zaledwie kilku scen, buduje skomplikowany obraz nie tylko bohatera, ale cywilizacji zachodnioeuropejskiej czasów wiktoriańskich. Bo przyjrzyjmy się kolejnej scenie. Po przybyciu Ady do domostwa, Steward postanawia zrobić zdjęcie ślubne, które ma zastąpić ceremonię. Elegancko ubrani, upozowani, na tle dziczy i w strugach deszczu, wyglądają groteskowo. Ale dla Stewarda rytuał ma ważną rolę. Liczy się konwenans, liczy się opinia publiczna. Wrócę jeszcze do tej sceny, bo ma ona ważne znaczenie w innym aspekcie. Kontynuując jednak charakterystykę Stewarda , trzeba dodać, iż wszystko co konkretne, jednostkowe przerasta go, stąd takie obsesyjne dążenie do tego co wymierne. I dlatego tak wielką wagę przywiązuje do ziemi, która jest dla niego oznaką statusu społecznego, zamożności, ale także zastępuje mu życie duchowe. Jego egzystencja jest próbą przeniesienia kultury anglosaskiej na tereny dziewicze – strój, konwencjonalne picie herbaty, konwencjonalne stosunki międzyludzkie. Ale także sam fakt ogrodzenia swej ziemi palami, zaznaczenie swej władzy, swego terenu, co w dżungli wydaje się co najmniej dziwne, jeśli znów nie użyć słowa- absurdalne. Jednak to nadaje mu pewności siebie, leczy kompleksy. Niestety ukazuje go również jako całkowitego ignoranta w sferze duchowej i emocjonalnej. Tę ignorancję widzimy w stosunku do Ady. Reżyserka ukazuje to natychmiast, na początku, kiedy Steward nie zabiera z plaży fortepianu. Dla niego to bezużyteczny przedmiot. Ale fortepian to Ada, dlatego tytułowy przedmiot stanie się w pewien stopniu miarą wartości obu mężczyzn, jak i ich stosunku do kobiety. Steward nie jest złym człowiekiem, po prostu nie rozumie Ady, świata sztuki i ducha. Chciał wziąć sobie za żonę spokojną, dobrze ułożoną istotę, a spotkał skomplikowaną kobietę, która przerosła jego prosty umysł. Steward pragnie Ady, tęskni za prawdziwą miłością, stara się ją zrozumieć, wyjść naprzeciw, pójść na kompromis. Ale dochodzi do pewnej granicy, której po prostu nie potrafi przekroczyć, mimo chęci. Staje się bezradny, bowiem brakuje mu empatii i wyobraźni. Nie potrafi się oderwać od szablonu, od utartych szlaków. Kiedy Ada pieści jego ciało, jednocześnie nie pozwalając się dotknąć, widzimy jak bardzo jest podekscytowany. Lecz konwenans bierze górę, to jest sprzeczne z naturą, tak kobiety nie robią. Paradoksalnie więc odrzuca Adę. Co ciekawe, widzimy, że drzemią w nim pasje, namiętności. Kiedy staje się świadkiem sceny miłosnej Ady i Bainesa, stawia się w sytuacji podglądacza. I to jest kolejny problem Stewarda- nie potrafi stać się kreatorem, przyjmuje postawę bierną. Kiedy obcina palec Adzie, wydaje się, że emocje biorą górę, że uwolnił się od sztywnych norm, pokazał swoją romantyczną twarz. I swoja miłość, bo zrobił to na wieść, że Ada kocha Bainesa, oddała mu serce. Lecz zaraz się wycofuje, uspokajającym tonem śpiewa jej, że będą razem i wszystko będzie dobrze. Bezradny, samotny, szamoczący się, niepozbawiony jednak godności i ludzkich cech. Co ciekawe- chyba najbardziej tragiczny. Dlatego pozwala odejść Adzie- bo wie, że przegrał, że jej nigdy nie zdobędzie.



Baines to jego odwrotność. Być może kluczem do zrozumienia tej różnicy są motywy, które kierowały obu mężczyzn do przyjazdu do Nowej Zelandii. Steward ma typowe zapędy kolonizatorskie Brytyjczyków, to po prostu przedłużenie Anglii. Dla Bainesa nowy ląd to ucieczka z dawnego świata, zanegowanie go. Od czego ucieczka, nie wiemy. Może od kobiety, może od cierpienia i bólu, który tam zostawił, a może po prostu od tamtej rzeczywistości. Ważne też, że niepiśmienny, toporny Baines nie ma nic wspólnego ze społecznymi wymogami społeczeństwa klasowego. Pozbawiony zmysłu posiadania, bogacenia się, ambicji społecznych, dryfuje po prostu w czasie. Zatopiony w swoich myślach, introwertyczny typ może uchodzić za buntownika, może nawet stoika. Jego twarz, ozdobiona tatuażem moko, tylko na początku zaskakuje. Moko to symbol siły wewnętrznej ducha, kreuje więc obraz jednostki silnej, niezależnej, niepodległej. Ale tatuaże w kulturze maoryskiej reprezentują też kult ciała. Baines swoją osobą nie próbuje niczego narzucić, odrzuca wszystko co sztuczne. Jego strój to próba wtopienia się w świat dziewiczy, pierwotny. Żyje z dnia na dzień, leniwie, w harmonii z naturą , jak i Maorysami, którymi się zresztą otacza. Nie ma między nimi granicy społecznej- tubylcy siedzą u niego na ganku, śpią na podłodze w jego domu. Nim spotka Adę, żyje w symbiozie z przyrodą. Jest to jednak coś na wzór letargu. I wyzwala go z tego marazmu właśnie kobieta. Nieokrzesany prostak i brutal okazuje się czystym romantykiem, wrażliwcem, o bogatej sferze emocjonalnej. Niemający w ogóle pojęcia w muzyce, poprzez sztukę odkrywa w sobie pasję i namiętność. Campion rewelacyjnie potrafi mówić obrazem. Kiedy zabiera Baines Adę na plażę, widzimy jak kobieta gra na instrumencie do wieczora, całkowicie zatopiona w myślach, a mężczyzna cały czas chodzi wokół, ani razu jej nie przerywając. O ile Steward jest profanem, Baines okazuje się adeptem, zdolnym uczniem wrażliwości i miłości. Baines poprzez muzykę otwiera się na świat, na uczucia. Próbuje dotrzeć też do Ady. Intuicyjnie wie, że Ada to muzyka, a muzyka to fortepian. Gotów jest więc go kupić od Stewarda za ziemię, czego ten oczywiście nie rozumie. Dla niego to tylko przedmiot, dla Bainesa, to przedmiot kultu, coś magicznego, mistycznego, obcowanie z tajemnicą. W genialnej scenie, kiedy nagi Baines ściera kurz z fortepianu swoją koszulą, widać jego czułość i delikatność. Nagi ,bo obcując z absolutem, nie można być skażonym ludzkim strojem. Byłaby to profanacja. Baines widzi w fortepianie piękno, przeżywa swoiste wtajemniczenie w świat mu całkowicie obcy. Jest coś wzruszającego, niemal dziecinnego w tym geście. Ale tę niewinność widać też w grze erotycznej, którą z nią prowadzi. Specyficznej, bo z jednej strony jest nauczycielem, który wyzwala Adę z ciasnego gorsetu, a drugiej sam staje się uczniem, który odkrywa w sobie umiejętność kochania. Campion komponuje te sceny na swoistym kontraście- z jednej strony Baines jest prostacki, niezgrabny w swoich gestach, z drugiej reprezentuje wrażliwość romantyka. Jak mówiłem, to czysty wrażliwiec w skórze profana. Smakuje jej wygląd, próbuje ją poznać, dostać się do jej wnętrza. Przygląda się jej z wnikliwością i namaszczeniem. Warto zwrócić uwagę na scenę, w której dotyka Ady dziurę w rajtuzach. Scena niemal niewinna, a naładowana erotyzmem jak rzadko kiedy w innych filmach; jednocześnie subtelna i emocjonująca. Ale też doskonale ukazuje Bainesa. To kwintesencja czułości i zrozumienia. Baines wraz z naukami Ady dojrzewa do prawdziwej miłości, zdaje sobie sprawę, że tej gry nie można ciągnąć w nieskończoność, bo czyni z nich niegodziwców. Dlatego oddaje fortepian. Skoro nie może zdobyć miłości Ady, instrument jest mu niepotrzebny. Jego uczucie ma oczywiście proweniencję romantyczną – jest czyste, ogłuszające, zniewalające, łamiące granice. Już nie chce ciała Ady, lecz jej serca.



Dlaczego tak dużo uwagi warto poświęcić mężczyznom w filmie Campion, skoro bohaterką jest kobieta? Bo to jest siła filmów Nowozelandki. Jej feminizm nie jest budowany na redukcji męskości, negacji pierwiastka męskiego. Obaj mężczyźni są intrygujący i niejednoznaczni. Są kontrapunktem, lustrem, w którym przegląda się kobieta. Są czynnikami kształtującymi kobietę. Bo nie ulega wątpliwości, że kobieta jest najważniejsza. I najsilniejsza. Od pierwszych ujęć widzimy, że Ada nie jest marionetką. Być może nawet jej milczenie możemy potraktować jako siłę charakteru. Zresztą brak słów nie przeszkadza Adzie zarówno w wyrażaniu uczuć, jak i kreowaniu otaczającej rzeczywistości. Ada porozumiewa się ze światem za pomocą muzyki. Kiedy siada do fortepianu, zamienia się zupełnie w inną istotę – niepodległą, samoistną, wolną. Ada zna swoje pragnienia, wie, czego chce, nawet jeśli jest to stłumione i ukryte. Wybór Holly Hunter, choć sprzeczny ze scenariuszowym wizerunkiem, okazał się strzałem w dziesiątkę. Potrafi samą twarzą, ciałem wyrazić więcej niż niektórzy za pomocą tysiąca słów- liryczność, niepokój, gniew, zadumę, bezradność, siłę. Przede wszystkim tworzy sylwetkę bogatą emocjonalnie- waleczność, kreatywność, samoświadomość- to są jej cechy. Steward nie rozumie jej, bo traktuje ją jako własność. Po prostu kupił sobie żonę jako wyposażenie domu. Nawet nie tyle jest zły na nią, że nie spełnia jego oczekiwań, co zdziwiony. Jak w scenie, kiedy znajduje wyrysowane klawisze na stole. Nie potrafi jej po prostu ogarnąć swoim racjonalnym umysłem. Jej milczenie miało być gwarantem posłusznej żony. Jak mówi jedna z kobiet- najłatwiej polubić zwierzątko, a ono milczy. A Ada zwierzątkiem nie jest, okazuje się buntowniczką, wewnętrznie skomplikowaną kobietą, niepokojącą i niezrozumiałą. I silną, bo i Baines w końcu jej ulega- nie tylko sile muzyki i duchowości. Choć to on ją wyzwala z gorsetu – dosłownie i przenośnie- odkrywa przed nim świat zmysłów i pozwala dojrzeć swą urodę, to Ada dyktuje warunki, to ona inspiruje go. Zresztą to może w filmie jest najciekawsze- obopólna edukacja. Ada dzięki temu zyskuje wolność, ponieważ okazuje się, że fortepian jest nie tylko jej niepodległym światem, ale też ciężarem, balastem. Związek z Bainesem pozwala jej przewartościować swój świat emocjonalny. Uświadamia sobie, że muzyka jest „tylko” ekwiwalentem miłości. Zmienia swój stosunek do fortepianu..


Przedmiot ten zresztą ma wyjątkowo bogatą symbolikę .Z jednej strony jest odrzuceniem świata zewnętrznego, tarczą ochronną, za którą chowa się Ada przed rzeczywistością. Ale fortepian daje jej też możliwość wyrażania emocji, które nie przystają w tamtych czasach kobiecie- gniew czy smutek. A więc symbolem buntu. Jej gra nie jest prosta i uczciwa, jest dziwna, przenika do środka. Romantyczny wizerunek muzyki, emocjonalnej pełnej pasji, o demiurgicznej sile, idealnie współgra z osobowością Ady. Lecz instrument jest także esencją jej kobiecości- pozwala jej kreować swoją osobowość, opowiadać o swoich namiętnościach, uczuciach. W którymś momencie jednak świat erotycznych doznań zastępuję jej muzykę. I to miłość da jej poczucie prawdziwej wolności. Ukazuje to scena, kiedy wyrywa klawisz z fortepianu i wysyła na nim wyznanie miłosne do Bainesa. Z jednej strony fortepian nie jest już niezbędny, zostaje okaleczony, z drugiej- instrument jest przecież nią samą. To jakby oddała część siebie, co zresztą potwierdza kolejna scena, kiedy Steward ucina jej palec. W finale wreszcie Ada każe wyrzucić fortepian do wody jako zbyteczny. I tutaj Campion zaskakuje. Bo kiedy spodziewamy się szczęśliwego zakończenia, Ada postanawia podążyć za fortepianem. Przez moment zostaje zawieszona między życiem a śmiercią. W końcu wybiera życie.

 

Nie można jednak zapomnieć o jeszcze jednej osobie dramatu. Nowozelandzka reżyserka nie zaniedbuje żadnej postaci. Chodzi o Florę. Córka w życiu Ady spełnia bardzo ważną rolę. Jest jej pośredniczka w relacjach z mężczyznami, jej swoistą forpocztą, tłumaczem. Wielokrotnie widzimy jak matka chowa się za plecami córki. Kobietę i dziewczynkę wiąże coś więcej niż tylko miłość, to rodzaj symbiozy, naturalnej jedności. Kiedy więc ta harmonia zostaje zburzona przez mężczyznę, Flora czuję się zagubiona, nie może sobie znaleźć miejsca, funkcji. Potem przychodzi rozczarowanie, poczucie odrzucenia. Staje po stronie Stewarda, którego nagle nazywa tatą. To tylko próba odzyskania swojego miejsca, uczucia matki, które, wydaje jej się, że straciła. Ta walka o miłość Ady doprowadzi do tragedii. Flora odegra więc bardzo ważną rolę, staje się rodzajem bodźca, który wywoła łańcuch wydarzeń. Widać więc w jej portretowaniu znowu romantyczne inspiracje. Jest nie tylko ważnym elementem świata przedstawionego, ale wielowymiarowym symbolem . Romantyzm widać w niejednoznaczności tej postaci. Flora jest zaskakująca, niepokojąca, zdolna do dobra i zła. Taki niemal Szekspirowski duch, istota nie do końca z tego świata. Zresztą ciekawe byłoby odczytanie jej jako upostaciowanej duszy Ady, na co wskazuje choćby silna symbioza matki z córki. Tym, co łączy matkę z córką, jest też opiekuńcza moc sztuki. Bo Flora jest artystką. Tworzy osobistą mitologię, romantyczną wersję historii swej rodziny. Przerażającą, tragiczną i patetyczną .Jej konfabulacja jest najwyższej próby. Ale w jej opowieści jest też obraz wojny między przyroda a sztuką. Ojciec umiera od uderzenia pioruna, kiedy śpiewa w lesie podczas burzy. Campion jednak już wcześniej pokazuje, że sztuka nie musi przeczyć naturze. W scenie na plaży, kiedy Ada gra, a Baines słucha, Flora tworzy na plaży ogromnego konika morskiego z piasku i skał. To dowód, że można kreować dzieło sztuki z surowców natury. Ada wraz z Florą potrafią okiełznać naturę. Sztuka ma moc absolutu, moc kreacyjną. To dzięki muzyce Baines widzi coś, czego wcześniej nie widział i nie rozumiał, to muzyka łączy go z Adą w momencie transcendencji. Jest w stanie wejść w jej świat, połączyć się z nią poza rozumem i społecznymi ograniczeniami. Sztuka wyzwala go z samotności i otwiera na miłość .Sztuka dla Ady i Flory jest integralną częścią ich osobowości, dlatego pozbawiony wyobraźni i powierzchowny Steward ponosi klęskę. Sferę duchową sprowadza do marnych substytutów. A sztuka to przecież rdzeń, to życie.

 

Jak widzimy – wszystkie postaci są naznaczone dramatyczną kreską. Wszystkie też są samotne. Bo to film także o samotności .Ada wyobcowana milczeniem, Steward swoją ignorancją, Baines zawieszony miedzy Anglią i Nową Zelandią, cywilizacją i naturą, Flora między matką a ojczymem. Studium samotności, ale przede wszystkim miłości. Wielowymiarowej, bogatej, trudnej, romantycznej. Bo cały film wyrósł z romantyzmu. Nie na darmo korzenie obrazu widać w Wichrowych wzgórzach. Zmysłowa natura, ponure barwy, posępność i niepokój, pełni pasji, rozdarci, wyalienowani bohaterowie -tworzą gotycka wizję świata, znaną z powieści Brónte. Fortepian to kino melodramatyczne, o ogromnym ładunku emocjonalnym, chwytające za serce, pełne symboli i znaczeń. Estetyczne i artystyczne. Ale też feministyczne. Przy czym feminizm należy rozumieć tu w kontekście kulturowym. Już sam fakt powierzenia narracji niemej kobiecie jest znaczący, bo w ten sposób film jest obrazem jej umysłu. Ponadto Ada, aczkolwiek zanurzona w swoim historycznym świecie, jest współczesną kobietą .Poszukującą, pragnącą, o ogromnej wyobraźni, niezwykle silna i dynamiczna. Przede wszystkim świadoma swojej kobiecości i potrafiąca wyrazić swoje wnętrze, prawdę o sobie. Ada sama siebie kreuje i odnajduje swoje miejsce w świecie. Co wcale nie oznacza, że jej wybór jest jednoznaczny i oczywisty. Film kończy się obrazem unoszącej się sukni nad fortepianem zatopionym oceanicznej głębinie. Tam wszystko jest nieruchome, tam panuje prawdziwa cisza. Ale ten obraz staje się dla Ady cichą kołysanką, jej kołysanką. Oksymoroniczne połączenie ciszy i muzyki pozostawia film niejednoznacznym i otwartym. Więc pozostaje nam tylko zanurzyć się w świat psychiki Ady i wsłuchać się w jej głos...