TYLKO ZWIERZĘTA NIE BŁĄDZĄ
Pierwsze
wrażenie po seansie to poczucie smutku i takiego swoistego
egzystencjalnego zdołowania. Potem zaczęły pojawiać się jakieś
cieplejsze barwy, że ten pesymizm podbity jest swoistym
humanizmem. I szczerze mówiąc do końca nie mogę się zdecydować,
co do ostatecznych intencji twórcy. Ale każdy, kto widział
pierwsze filmy Dominica Molla „Mój przyjaciel, Harry” i „Leming”
nie będzie zaskoczony- zarówno treścią, jak i formą. Koncepcja
thrillera pozwala francuskiemu reżyserowi otworzyć się na zmagania
psychologiczne postaci, a nawet zmierzyć się z egzystencjalnymi
rozważaniami na temat natury ludzkiej
Zaczyna
się niecodziennie, dziwnie, trochę absurdalnie. Widzimy młodego
Afrykanina jadącego ulicą z kozą spoczywającą
na jego ramionach. Śmieszność obrazu przesiąknięta jest
niedopowiedzianym mrokiem- koza zostanie prawdopodobnie złożona w
ofierze, choć nie wiadomo, w jakim celu. Scena wydaje się bez sensu
i bez znaczenia, ale oczywiście, jak w dobrym scenariuszu, wrócimy
do postaci młodego mieszkańca Afryki i historia zostanie
domknięta. Nim to jednak nastąpi przenosimy się do do rolniczego
regionu Causse Mejean, płaskowyżu w południowej Francji złapanego
w śnieżną zimę. Reżyser rozpoczyna właściwą historię
rozpisaną na kilka punktów widzenia. Pierwsza w kolejce jest
Alice, żona rolnika i sprzedawczyni ubezpieczeń, która
odwiedza swojego sąsiada Josepha, aby omówić interesy. Szybko
okazuje się, że mają romans. Okoliczności zbliżenia znów
naznaczone są lekką groteską, ale znamionują dramat obyczajowo –
moralny. Jednak zaginięciem Evelyne, mającej dom w okolicy bogatej
paryżanki, film skręca w stronę kryminału. Jej opuszczony
samochód zwiastuje tajemnicę, ale kryminalna zagadka jest tu
drugorzędna, choć kluczowa do odczytania całości. Postać Evelyne
splata historię pięciu osób, których perspektywę kolejno
przyjmuje reżyser. Sieć tworzą wspomniana Alice, jej mąż,
Michel, Joseph, zakochana w Evelyn młoda kelnerka Marion, i poznany
na początku Armand, mieszkający na Czarnym Lądzie
Adaptując
powieść Colina Niela, Moll, wraz ze swoim regularnym współautorem
Gillesem Marchandem, tworzy pozornie prostą fabułę, która staje
się coraz bardziej splątana, gdy przeskakuje od jednej postaci do
drugiej, wykonując dość zaskakujące zwroty. Co ważne jednak-
mimo iż elementy układanki nie są oczywiste, a Moll żongluje też
konstrukcją czasowa, nie podąża drogą udziwnienia, nie komplikuje
historii na siłę. Jak w filmach Innaritu układanka jest precyzyjna
i świadomie skonstruowana. W recenzjach pojawia się często
nazwisko Kurosawy z filmem „Rashomon', co nie dziwi, bo na tę
inspirację powoływał się sam reżyser. I to jest dobra
rekomendacja, zwłaszcza, że reżyser
czyni ten fragmentaryczny dramat wiarygodnym. Wiele scen zostało
uchwyconych w surowych, naturalnie oświetlonych szerokich ujęciach,a
operator kadruje swoje postacie w różnych odsłonach. Każda
postać jest starannie wyrzeźbiona i odtworzona. I każda postać
przekonuje. Choć nie znamy ich przeszłości, widzimy
ich tu i teraz, to czujemy ich historie, ich frustracje, kompleksy,
bolączki.
Postacie,
choć różne, mają wiele wspólnego. Wszyscy żyją w świecie
iluzji, karmią się swoimi wyobrażeniami, pragnieniami. Alice,
nieszczęśliwa w związku, żeby się z niego wyrwać, tworzy
romantyczne wyobrażenie swojego romansu, co niemal pachnie absurdem,
jeśli weźmie się pod uwagę, iż jej sąsiad to małomówny
odludek, wyglądający jakby był opóźniony w rozwoju. Rozpamiętuje
wciąż śmierć matki, z która spędził całe życie, a jego
towarzystwem są tylko zwierzęta. A jednak, kiedy Michel, mąż
Alice, przybywa do domu pobity, ta myśli, że to ma związek z jej
romansem. W rzeczywistości Michel, pozornie skupiony na swoim
gospodarstwie, prowadzi podwójne życie. Poznaje w internecie
Armandine, która staje się obiektem jego uczuć . Problem w tym,
że pod postacią młodej kobiety kryje się młody mieszkaniec
Wybrzeża Kości Słoniowej, znany nam z prologu Armand, który w
ten sposób wyłudza pieniądze od naiwnego Francuza. Armandine ze
zdjęcia bardzo przypomina Marion. Kiedy więc ta pojawia się w
okolicy w poszukiwaniu Evelyne, Michel jest gotów na wszystko.
Ten
splot przypadków, niekoniecznie nas przekonywający, zyskuje w filmie
nieco groteskowy fundament w postaci czarnoskórego szamana, Papy
Sanou, którego rady przyjmuje Armand, nim zdecyduje się na interes
życia. Arogancja młodego chłopka zostaje zgaszona przypomnieniem,
że los jest silniejszy od naszych oczekiwań i marzeń. Złośliwość,
albo może sprawiedliwość losu dopada wszystkich bohaterów i
zdziera maski. No właśnie- ciekawe i zaskakujące jest to, że
wcale nie zdziera. Siła iluzji, potrzeba bliskości, strach przed
samotnością są tak wielkie, że unieważniają wszystko.
Bohaterowie są w stanie zrobić wszystko, by poczuć coś- i
przekraczają granice. Joseph znajdując trupa na swojej posesji,
początkowo chce się go pozbyć, w końcu jednak zabiera zwłoki do
siebie i chowa w stodole. Spędza z Evelyne nie tylko czas, ale
traktuje jak żywą, mówi o swoich uczuciach, szuka bliskości.
Marion jedzie na drugi kraniec Francji, wędruje kilometrami, żyje w
przyczepie, byleby tylko być blisko ukochanej, choć dla Evelyne
był to tylko jednorazowy seks. Michel naiwnie nie tylko wierzy w
każde kłamstwo i każde słowo pojawiające się na ekranie
monitora, ale w kluczowym momencie porzuca całe swoje życie, by
znaleźć podszywającego się pod Armandine chłopaka.
Wszyscy
oni żyją w oderwaniu od rzeczywistości, pozbawieni oparcia w
drugim człowieku. Samotność jest jak choroba, przed którą bronią
się w każdy możliwy sposób. Tkwienie w związkach wcale tego nie
zmienia. Oczywiście szczególnie w przypadku wątku francuskiego
można mówić o izolacji samego miejsca, ale samotność nabiera tu
charakteru egzystencjalnego. Film
nie bawi się w diagnozy społeczne, niemniej wpływ współczesnej
cywilizacji jest tutaj widoczny. W tym świecie człowiek traci jakby
wymiar cielesny. Tak jak w Abidżanie, gdzie grupa młodych mężczyzn
siedzi w jednym pomieszczeniu obok siebie, ale każdy z laptopem lub
telefonem. Wirtualny świat, choćby pomniejszony do granic
możliwości, jest dla bohaterów ciekawszy. Znajdziemy tu niemoc,
nieumiejętność nawiązywania kontaktu, kreowanie rzeczywistości
na wzór banalnych wyobrażeń. Bohaterom łatwo przychodzi mówienie
„kocham”, zakochują się szybko, bezrefleksyjnie
Są
oni żałośni, mali, grzeszą naiwnością, ślepotą emocjonalną,
a jednak mimo groteskowej aury, reżyser nie czyni ich
karykaturami, a nawet nadaje im tragiczny rys. Owszem są śmieszni
i płytcy, ale – jak wcześniej już sugerowałem- stoją po
stronie człowieczeństwa. Znamienne jest, że nie pieniądze rządzą
ich życiem. Nie poszukują dóbr materialnych, gardzą pieniędzmi
albo nie mają dla nich kluczowego znaczenia. Nawet Armand traktuje
oszustwo jako możliwość zbliżenia się do swojej byłej
dziewczyny, która obecnie jest utrzymanką bogatego Francuza. Choć
są dziecinni i niedojrzali w budowaniu swych uczuć, to można
dostrzec w ich zachowaniu swoisty heroizm. Dążą do celu, nie
poddają się, nie uznają porażki. Jak romantycy walczą o swoje
uczucia, gotowi przemierzać „cały świat', przekroczyć granicę.
Ich tytanizm jest godny podziwu. Są nieszczęśliwi, ale próbują
uciec z sytuacji, które są dla nich więzieniem. Jak mówi szaman-
miłość daje to, czego nie mamy, więc bohaterowie szukają sposobu ,żeby zapełnić tę pustkę. W tej wędrówce pojawią się wszystkie możliwe słabości i grzechy- zdrada, kłamstwo, oszustwo, kradzież, samobójstwo, morderstwo. Ale tak się objawia ich człowieczeństwo, bo tylko zwierzęta nie błądzą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz