DOM, MERCEDES I OKULARY
Kino Ameryki Południowej w ostatnich
latach przeżywa jeśli nie rozkwit, to przynajmniej dobre dni. O ile
jeśli jednak filmy z Argentyny, Chile czy Brazylii docierają nie
tylko na festiwale, ale na ekrany kinowe, to taka Boliwia czy
Paragwaj to terra incognita. Jeśli się nie mylę „Dziedziczki”
to pierwszy film paragwajskiego twórcy w normalnej dystrybucji
kinowej. Duża w tym zasługa festiwalu w Berlinie, który kiedyś
przyniósł Europie obrazy z Urugwaju, a teraz nagrodził Dziedziczki, między innymi Srebrnym Niedźwiedziem za rolę kobiecą.
Pierwsza scena- choć
niemal niezauważalnie -stanowi swoistą uwerturę obrazu. Jesteśmy
w starym, dużym domu w stylu kolonialnym, który pamięta jeszcze
lata świetności, ale z przepychu i bogactwa już niewiele zostało.
Dom należy do pary lesbijek, kobiet po pięćdziesiątce. Chela i
Chiquita od ponad trzydziestu lat są razem i
prowadzą życie, podczas którego nie musiały wykonywać pracy.
Najlepsze lata maja jednak za sobą. Problemy finansowe
zmuszają je do upokarzającego,
szczególnie Chelę ( to dom jej przodków), widowiska wyprzedawania
obrazów, sztućców, kryształów i mebli. I właśnie w pierwszej
scenie przez szparę w drzwiach widzimy ten proceder, jak potencjalni
klienci oglądają drogocenne przedmioty. Symbolicznie można ten
proces nazwać wydziedziczeniem, bowiem w rzeczywistości społecznej
Paragwaju to przedmioty określają pozycję, budują pojęcie elity
(stąd też tak liczne grono kupujących). Para
musi połknąć swoją dumę, dać się upokorzyć, pozwolić
potencjalnym nabywcom wejść do domu, aby ci mogli obejrzeć ich
przeszłość, rozkraść ich życie. To wystawienie swojego życia
na sprzedaż przenika poczucie winy i tworzy niemożliwie trudną
sytuację dla kobiet. Akcenty emocjonalne wśród bohaterek
rozkładają się jednak nieproporcjonalnie, co także pokazuje
pierwsza scena.
Określa
nam ona relacje między kobietami oraz role, które odgrywają w domu
i związku. Chela i Chiquita są razem od dawna i zbudowały sobie
dobre życie. Chela spędza dni przed sztalugami na malowaniu,
Chiquita natomiast zajmuje się zakupami, służbą i życiem na zewnątrz. Pragmatyczna i zaradna, jest dobrą organizatorką. Dużo się
śmieje, lubi życie, ma optymistyczną naturę, Chela natomiast
często woli spędzać dzień w łóżku, w pokoju, w ciemności.
Kobiety
różnie sobie radzą z zaistniałą sytuacją. Pomimo tego, że
Chiquita jest prawie bez grosza i ma prewencyjny wyrok więzienia za
rzekome oszustwo, nie traci dobrego humoru. Głównie martwi się
znalezieniem szybkich i skutecznych rozwiązań. Stąd też wyprzedaż
majątku. Ten proceder napawa jednak Chelę smutkiem, wstydem i
niechęcią. Jednocześnie jest zdenerwowana tym, że partnerka nie
zachowuje ścisłej dyskrecji co do ich sytuacji. Chela wydaje się
chcieć pozostać w swoim pokoju do końca życia. Dlatego
też oprowadzaniem klientów zajmuje się Chiquita. Podczas tego
procederu Chela pozostaje ukryta za drzwiami i jedynie przez szparę
śledzi. "gości". Ale to jej punkt widzenia przyjmiemy. Kamera, będącą
jej oczami, pozostaje na zewnątrz, nie chce wejść do środka, ślizga się
tylko, pozbawiona odwagi. Bohaterka wydaje się widzem swego własnego
życia. Tkwi w letargu, zamrożona w czasie, obdarzona niemal
dziewczęcą nieśmiałością, którą najprawdopodobniej posiada
jeszcze z czasów pierwszej miłości.
Sytuacja
wyjściowa jednak się zmienia. W wyniku akumulacji długów,
które bank nazywa defraudacją, Chiquita będzie
musiała iść do więzienia. W rzeczywistości to jej sposób
na uchronienie kruchej Cheli przed rzeczywistością ich
pogarszającej się sytuacji finansowej. Chiquita wynajmuje nową
pokojówkę, czyniąc wszystko, by życie Cheli się nie zmieniło
do momentu, kiedy sama wróci z więzienia. Dlatego gdy Chiquita znika,
początkowo życie bohaterki drastycznie się nie zmienia, nie traci
wszystkich przywilejów (wciąż delikatnie nalega, by jej kawa
leżała po określonej stronie tacy, aby łatwiej było pić). Te
drobne szczegóły sprawiają, że czuje się mniej upokorzona, a
posiadanie służącej pozwala na gest zapomnienia co do utraty
statusu społecznego. Nie zmienia to faktu, że wygląda na kobietę, która się
już poddała.
Bardziej
przypadkowo niż własną decyzją uwalnia się jednak z letargu.
Znacznie starsza sąsiadka, zwana "Pitucą", prosi, by Chela
zabrała ją samochodem do domu przyjaciół. Chela niechętnie
prośbę akceptuje."Pituca" nalega też na zapłatę za
usługę i w konsekwencji poleca ją swoim koleżankom. Wkrótce
potem Chela oferuje usługi taksówkowe zamożnym kobietom z
sąsiedztwa. Dystans między jej poprzednim istnieniem, nie
pozbawionym przywilejów, a jej obecną pozycją pozwala jej nagle
wyjść z jej powłoki, pomaga odkryć na nowo swoje pragnienia. W
ten sposób zostaje wyrwana z otchłani, a częściowo otwarte drzwi,
które śledziliśmy na początku, będą się powoli otwierać.
Ulica
ze swoim hałasem, przyziemnością i zwyczajnością wydaje się
bohaterce odległą planetą w porównaniu z ponurym domem, w którym
pustym echem odbijają się ślady przeszłości i straszą wyblakłe
łaty na ścianach po wiszących kiedyś obrazach. Chela dość
szybko akceptuje przyjmowanie pieniędzy wraz z podrzędną rolą
szofera. Czeka w przedpokoju i smakuje świat, który dotychczas był
jej zupełnie obcym. Bycie członkiem siły roboczej jest dla niej
czymś nowym, czymś ciekawym, niemal odkrywczym. A przepustką do
tego nowego świata staje się samochód. Stary Mercedes jej ojca nie
jest już tylko symbolem statusu, ale pomaga Cheli osiągnąć nieco
więcej swobody i niezależności. Pozwala przemieszczać się coraz
dalej, odkrywać nowe terytoria, metaforycznie umożliwia
rozpostarcie skrzydeł. Jednocześnie w ten sposób oddala się od Chiquity.
Zresztą dzięki wizytom w więzieniu zyskuje inny punkt
widzenia. Świat ten, głośny, chaotyczny, pozbawiony intymności,
ze zrozumiałych względów budzi poczucie jej dyskomfortu i
niezrozumienia. Ale przede wszystkim pozwala ujrzeć partnerkę w
zupełnie innej odsłonie. Praktyczna, mocno uziemiona Chiquita,
wydaje się świetnie odnajdywać w nowej rzeczywistości, nie ma
problemu, by porozumieć się z więźniarkami, a plebejska natura
otoczenia wydobywa inną jej twarz. Ten widok uzmysławia Cheli, jak
daleko w rzeczywistości są od siebie i jak bardzo wrosły przez te
lata w role, które grały. Podczas tych spotkań bohaterka jest
odizolowana, samotna w kadrze i samotna w emocjach.
Jej optykę zmienia też, co zaskakuje, relacja z nową służąca. Pati ma ciemną skórę, nadwagę i nie umie czytać. Pozostaje prawie niewidoczna, mówi tylko to, co absolutnie konieczne. Dość szybko jednak okazuje się, że wychodzi poza swoją rolę. Objawia się jako ktoś, kto rozumie ukryty ból Cheli. Nie kwestionuje jej działań, nie krytykuje, okazuje swoistą czułość i otwartość. Nie potrzebuje słów, by próbować bohaterkę „wyleczyć”. Scena, w której kobiety się tulą, wydaje się w kontekście całego filmu oczywista i naturalna. Ale prawdziwym katalizatorem zmian jest Angy, córka jednej z koleżanek Pituci. Angy to wolna duchem, 40-letnia kobieta ze skomplikowanym życiem miłosnym, której matka poddaje się leczeniu w pobliskim mieście. Jej zmysłowa fizyczność, samoświadomość i szczerość czynią ją magnetyczną osobowością dla nieśmiałej Cheli. Kiedy więc kobieta prosi bohaterkę o podwiezienie chorej matki na terapię, ta zgadza się, mimo iż zmusza ją to do przekroczenia granic miasta i poruszania się po niebezpiecznej autostradzie. Pozwala to jej na naturalną bliskość i naturalność zwierzeń. Chela jest pod wrażeniem zrelaksowanego stylu Angy, jej otwartości. Pierwsze spojrzenie jest nieśmiałe, niezdecydowane, prawie niedostrzegalne. Stopniowo Chela akceptuje swoje uczucia, choć nigdy ich nie pokazuje. Kamera delikatnie jednak potrafi uchwycić nerwowy błysk rzęs Cheli, gdy rzuca okiem na gibkie ciało śpiącej Angy.
Martinessi
w mistrzowski sposób pozwolił się zanurzyć bohaterce w nowym
aspekcie swojej osobowości. Otrzymujemy więc historię o kobiecie, która żyje w niewoli, czego symbolem staje się dom, ciężki
przytłaczający, pusty. Chela utknęła w związku, utknęła w
klasie społecznej, utknęła w swoim dotychczasowym życiu.
Paradoksalnie więc pobyt partnerki w prawdziwym więzieniu pozwala
bohaterce uwolnić się. Gdy Chuiqita wraca z więzienia, Chela musi
podjąć decyzję, czy to jest życie, którym chce żyć. I decyzję
podejmuje. Opuszcza klaustrofobiczny świat mieszkania i zabiera ze sobą samochód.
Wolność zostaje ciężko wywalczona, ale reżyser pokazuje to
poprzez drobne zmiany. Rewolucja,
która objawia się w życiu Cheli, jest więc ledwie widoczna gołym
okiem- nawet pod koniec filmu. Przekazywana głównie przez proste zmiany
koloru i kompozycji. Film subtelnie ukazuje, jak bohaterka przerasta stare
życie i wreszcie zyskuje pewność siebie. To siła tego filmu-subtelność emocji,
subtelność obrazów. Film w trakcie zyskuje światło,
zyskuje dźwięk. Martinessi unika
przewidywalnych sugestii w kreowaniu ewolucji nowej przyjaźni,
poczucie budzącego się w niej życia ukazuje w
delikatnych ruchach i za pomocą przedmiotów. Symbolicznego odcienia nabiera wspomniany samochód czy zniszczona taca, a czarne okulary przeciwsłoneczne staną się niemal relikwią.
Nie byłoby jednak takiej siły emocjonalnej, gdyby nie rola Any Brun. Spektakl aktorski debiutantki jest wyciszony, rozegrany na bardzo delikatnej nucie. Pomiędzy nielicznymi dialogami rozgrywa się głównie w mimice, spojrzeniu. Jej oczy stają się rdzeniem emocjonalnej każdej sceny. Brun po prostu jest świetna w roli kobiety, która nie może uciec ze swej skóry, która pragnie zniknąć, ale w końcu w wyniku przebudzenia, odkrywa swoje prawdziwe ja. W ten sposób staje się Chela przekonującą metaforą dla pokolenia Paragwajczyków żyjącego podczas represyjnej dyktatury, dla którego współczesny świat, z wszystkimi zaletami i wadami, może wydawać się równie groźny, jak i wyzwalający.
Nie byłoby jednak takiej siły emocjonalnej, gdyby nie rola Any Brun. Spektakl aktorski debiutantki jest wyciszony, rozegrany na bardzo delikatnej nucie. Pomiędzy nielicznymi dialogami rozgrywa się głównie w mimice, spojrzeniu. Jej oczy stają się rdzeniem emocjonalnej każdej sceny. Brun po prostu jest świetna w roli kobiety, która nie może uciec ze swej skóry, która pragnie zniknąć, ale w końcu w wyniku przebudzenia, odkrywa swoje prawdziwe ja. W ten sposób staje się Chela przekonującą metaforą dla pokolenia Paragwajczyków żyjącego podczas represyjnej dyktatury, dla którego współczesny świat, z wszystkimi zaletami i wadami, może wydawać się równie groźny, jak i wyzwalający.
Ekscytujące
jest to, że Martinessi skupia się wyłącznie na postaciach
kobiecych. W filmie w ogóle nie
ma postaci męskich. Mężczyźni
są tutaj całkowicie peryferyjnymi obserwatorami, rzadko słyszanymi
i oglądanymi tylko z rozsądnych odległości lub przywoływanymi w
odniesieniach do niedoskonałych małżeństw lub związków. Mężczyźni pozostają niewiernymi przyjaciółmi,
okazjonalnymi kochankami lub ochroniarzami nie tylko na krawędzi
historii, ale też na krawędzi obrazów. Milcząco przyznaje się jednak, że są oni architektami narodowej
historii wstrząsów politycznych, społecznych i gospodarczych. Stąd kobietom reżyser oddaje głos i je czyni symbolicznymi wyzwolicielkami. Film rozgrywa się głownie w
ciemnym pomieszczeniu domu. Ciemne, mroczne ściany są jak społeczeństwo, które po
dziesięcioleciach zawirowań politycznych nie może powrócić do
jasności. A kiedy reżyser otwiera okno, światło, które świeci z
zewnątrz, prawie boli i oślepia naszych bohaterów. W finale jednak gdy
okoliczności zmuszają Chelę do wejścia na szerszy świat i
stanięcia na własnych nogach, wygląda to na ukłon w stronę
nieśmiałych kroków tego kraju od 1989 roku, kiedy demokracja
zastąpiła dyktaturę.
Obok "Glorii" Lelio czy "Aquariusa" Filho to kolejne wielkie kino z Ameryki Południowej opowiadające o kobietach w kwiecie wieku. To
pięknie zagrany dramat, w którym pełne wdzięku detale dodają
głębi i człowieczeństwa. Martinessi osiągnął coś równie
poruszającego i wizualnie wciągającego. Rzadko
zdarza się spotkać film, który jest tak dostrojony do mocy
rekwizytów, kostiumów, fryzur i scenografii. Martinessi
przenikliwie łączy subtelność, melancholię, satyryczną
obserwację i szczerość w kwestii seksu. A imponująca
praca kamery Luisa Armando Arteaga sprawia, że film jest
wyjątkowym wrażeniem wizualnym.
Intymne, wrażliwe, świetnie skomponowane kino,
T.M.
T.M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz