PEJZAŻE SAMOTNOŚCI
Debiut
Paula Dano robi wrażenie. Taka dojrzałość jak na stosunkowo
młodego aktora, bez doświadczeń reżyserskich, wydaje się dość
zaskakująca. Z drugiej strony, jeśli weźmie się pod uwagę fakt,
że karierę aktorską budował on na filmach niezależnych jak
L.I..E, czy "Mała Miss" i ma za sobą występy u takich
twórców jak Villeneuve, Sorrentino, Kari czy McQueen, to przypadku
chyba jednak nie ma. Jeśli jednak mowa o wpływach, to wydaje się,
że najwięcej zawdzięcza film estetyce Paula Thomasa Andersona i
Kelly Reichardt. Nie traktuję tego jako zarzutu, bowiem obraz w
żadnym stopniu nie idzie drogą naśladownictwa. Raczej chodzi o
pewną wrażliwość wizualną, świadomość obrazowania i
konstruowania rzeczywistości filmowej. Oryginalności filmowi nie
można odmówić, zwłaszcza że podstawą scenariusza była dość
znana powieść Richarda Forda z 1990 roku, którą Dano wraz ze
swoją partnerką Zoe Kazan przekształcił w scenariusz. Stworzył
słodko-gorzką opowieść o dojrzewaniu, dzieło bardziej nastrojowe
niż fabularne.
Jest
początek lat 60. Jesteśmy w Montanie w sennym miasteczku Great
Falls. To tutaj przeprowadził się ze swoją rodziną Jerry Brinson,
podejmując pracę jako zawodowy gracz w klubie golfowym. Jest to
najnowszy przystanek z serii utraconych prac i świeżego startu. To
kolejna więc przeprowadzka rodziny, ale pierwsze sceny tchną raczej
spokojem, a na pewno nie zapowiadają katastrofy. Jednorodzinny domek
stojący w cieniu drzewa i obraz grającego w piłkę ojca z synem
tchnie spokojem. Poczucie harmonii buduje też obraz matki
pomagającej synowi w odrabianiu lekcji. Jerry wydaje się zadowolony
z życia i uznania swojej żony. Nie ma skarg, westchnień ani krzywych spojrzeń, kiedy prosi ona o pomoc przy naczyniach, a Joe
patrzy z podziwem, gdy jego rodzice krzątają się nad zlewem
kuchennym. Oboje wydają się łagodni i serdeczni dla siebie, ale
ich więź od początku jest krucha. Sugeruje to twarz ich
syna, Joego. Jego pochylenie głowy, kiedy słucha rozmów rodziców,
i wnikliwość spojrzenia przekazują podskórne lęki, które mu
towarzyszą. Jego ciało dostraja się do każdej zmiany intonacji
czy gestykulacji. Wydaje się nam, że zbyt mocno pragnie, żeby rodzice
zapuścili tutaj korzenie, zbyt intensywnie próbuje uwierzyć w ich
zapewnienia, że wszystko jest dobrze.
Kiedy
Jerry traci pracę, rzekomo za przekroczenie granic z klientami,
następuje gwałtowny krach rodzinny. Jego poszukiwania nowej pracy
są w najlepszym wypadku pozbawione znaczenia, a gdy były
pracodawca prosi go o powrót, gwałtownie odmawia, mówiąc, że
nigdy więcej nie będzie pracował dla ludzi, którzy źle go
potraktowali. Cały czas wydaje się przygnębiony, a jedynym
wyjściem staje się się butelka piwa. Nie pomaga fakt, iż Jeanette
dobrze wykorzystuje swoje umiejętności pedagogiczne, uzyskując
pracę w niepełnym wymiarze godzin jako instruktor pływania. Joe
również zatrudnia się w zakładzie fotograficznym. Jerry
ewidentnie dusi się w domu, a praca żony i syna sprawia, że czuje
się coraz bardziej zniechęcony, ponieważ oni zarabiają na
utrzymanie, kiedy on jest bezużyteczny.
Jerry,
dumny człowiek, tłumiąc gniew po okresie bezużytecznych
poszukiwań, opuszcza swoją rodzinę, aby dołączyć do grupy
mężczyzn, którzy walczą z pożarami na obszarach leśnych. Jerry
uważa, że jest to bardziej męski sposób zarabiania
pieniędzy niż czyszczenie butów golfisty w wiejskim klubie. Praca
jest jednak nisko płatna i bardzo ryzykowna, Jeanette oskarża więc
męża o ucieczkę od swoich problemów, o to, że po prostu porzuca
ich. Czuje się opuszczona i samotna, a żadne słowa pocieszenia od
syna nie mogą ukoić jej oburzenia. Joe nie wie, jak pomóc swojej
matce. Ciągle przypomina jej, że ojciec powróci, ale matka nie chce
tego zaakceptować.Sfrustrowana i zostawiona sama sobie, zaczyna
spotykać się z panem Millerem, rozwiedzionym i bogatym magnatem
używanych samochodów, którego poznała podczas lekcji pływania. W
ten sposób przygotowuje się do znalezienia własnej wersji lepszego
życia.
Reżyser
tworzy bardzo ciekawe i niejednoznaczne postacie filmowe. Jerry to
niespokojny marzyciel o niejasnym poczuciu wyższych aspiracji.
Zaciągnął swoją rodzinę do tego nudnego miasteczka, aby zacząć
od nowa i wyciąć z rzeczywistości kawałek swojego amerykańskiego
snu. Jake Gyllenhaal nadaje Jerry'emu poczucie dziecinnego uporu -
zarówno w jego romantycznych, jak i profesjonalnych działaniach.
Pełen jest jednak stłumionych resentymentów i frustracji, które
wciąż bulgoczą pod powierzchnią, bez względu na to, jak bardzo
stara się je kontrolować dzięki starannie pielęgnowanemu
złudzeniu, że jest dobroduszny i nieskomplikowany. Trochę zbyt
dumny, trochę zbyt irracjonalny, ma jednak dobre intencje. Choć
widzimy go często z butelką piwa w ręce, nie pozbawiony jest
refleksji. Raczej zagubiony, nie do końca siebie rozumie, nie do
końca rozpoznaje swoją osobowość. Praca przy pożarze jest na
pewno próbą dowartościowania się, odzyskania utraconej męskości,
ale też potrzebą odnalezienia nowej ścieżki. Kiedy wyjeżdża z
miasteczka próbuje to wytłumaczyć synowi :"Mam ten szum w
mojej głowie. Muszę coś z tym zrobić ". Jerry szuka
przygody, ale i sensu życia, po prostu siebie. Gyllenhaal nadaje
postaci pewną wrażliwość, melancholijną nutę, która sprawia,
że jego Jerry tchnie autentyzmem.
Jeszcze
ciekawszą postacią jest Jeanette. Jej złożoność i oryginalność
zaskakuje. Zazwyczaj nie widzimy kobiet takich jak ona w nowoczesnym
kinie, tym bardziej w opowiadaniach z lat 50. i 60. Ale Dano
pozwala Jeanette być sobą- osobą z wadami i sprzecznościami. Na
pewno kocha swojego syna, prawdopodobnie kocha swojego męża. I chce
spędzić życie w Montanie. Ale też chce być wolna, chce czuć się
doceniona. Nie chce zostawać w domu, zastanawiając się, gdzie
zniknęły najbardziej produktywne lata jej życia. Budzi różne
emocje, bo też różne cechy się w niej mieszają. Jej motywacje
często wydają się niejasne, a jej zachowanie zahacza o
dezorientację, czasem o nieodpowiedzialność, wreszcie nawet
desperację. Podejmuje czasem boleśnie złe decyzje, ale stara się
być równie uczciwa w stosunku do siebie, jak i rodziny. Nie
wygrałaby nagrody matki roku, potrafi być impulsywna czy
nieodpowiedzialna. Syna czasem traktuje jak przyjaciela, czasem jak
partnera, a czasem wydaje się go nie zauważać. Za szybko myśli i
działa. Z drugiej strony jest bardziej zaradna i operatywna w
radzeniu sobie z kłopotami niż Jerry, ma osobowość wojowniczki.
Są jednak też momenty, kiedy staje się dziewczęca i nieśmiała.
Wtula się w bardziej błyskotliwe ubrania swojej młodości,
błyszczące paski, obcisłe dżinsy, jasnofioletową kowbojską
koszulę. Papieros kręci się w jej palcach, kiedy wspomina swoją
młodość, czas, w którym była atrakcją każdego rodeo,
podziwiana i doceniana. Być może więc to jakaś próba odzyskania
młodości, czaru, momentu, kiedy świat stał otworem i wszystko
było jeszcze możliwe. Kiedy 34 lata nie wydają się końcem
życiowej podróży.
Za
jej uśmiechem skrywa się jednak strach i niepewność, znane z
dramatów Tennessee Williamsa, egzystencjalny ból kobiety, która
zrezygnowała z własnego życia. W chwilach ciszy i milczenia
jesteśmy świadkami tego, jak zgubiona jest, jak smutna- i właśnie
w tych chwilach Mulligan w pełni ukazuje ból serca, gorycz i
melancholię ducha Jeanette. W filmie zresztą nie brakuje scen, w
której emocje są wyciszone. Film delikatnie, ale sugestywnie buduje
portret kobiety uwięzionej w przedfeministycznej Ameryce, kobiety, która po
latach robienia wszystkiego tak jak społeczeństwo od niej wymagało
otrzymała w zamian bardzo niewiele. Momentami wydaje się zbyt
krucha, zbyt atrakcyjna w swoim otoczeniu. Jest pełna energii i
pasji, nie brak jej inteligencji i kreatywności, ale utknęła z
synem w zapomnianym mieście, w którym monotonia jest
przytłaczająca. Mulligan świetnie oddaje tęsknotę i siłę
swojej bohaterki, jak i jej frustrację. Choć więc jej zachowanie
staje się coraz bardziej lekkomyślne i niekonsekwentne, to jest to
rodzaj walki o jej niezależność- Jeanette próbuje odnaleźć
swoją drogę. Zaciśnięte wargi Mulligana i na wpół przymknięte
oczy idealnie oddają jej desperację. W pewnym momencie Jeanette zadaje pytanie swojemu synowi. "Jeśli masz
lepszy plan dla mnie, powiedz mi - spróbuję tego". Te słowa
stają się gorzkim, ale szczerym komentarzem na temat ograniczonych
możliwości, jakie często miały kobiety takie jak ona.
Scenariusz
Dano i Kazan rozumie wyzwania Jeanette i podchodzi do nich z rzadką
empatią, a tę empatię wygrywa świetnie Carey Mulligan, mimo iż
Jeanette nie jest postacią godną jakiegoś podziwu. Jest pełna wdzięku,
subtelna, wrażliwa i jednocześnie pogardliwa, apodyktyczna, gdy skrywa swoją niepewność. Potrafi być gorzka i cierpka, nawet
dzika. Jednocześnie wydaje się tak łatwa do zranienia. Aktorka
przekazuje tęsknotę, przerażenie, rezygnację czy oszołomienie
spojrzeniem i gestem. Każda emocja rozgrywa się w kąciku ust.
Występ Mulligan jest mięsisty, ale daleki od szarżowania.
Pozbawiony melodramatyzmu, jest jednocześnie bardzo spektakularny i
dojrzały. Desperacja bohaterki zagrana jest cichą nutą i na swój
sposób nas wzrusza. Siłą całej roli jest wiarygodność jej
emocji. Jest bardzo ludzka, ale jednocześnie pozostaje dla nas
zagadką. To bez wątpienia jedna z najlepszych ról w tym roku, godna przynajmniej nominacji do Oscara
Te
dwie osobowości ścierają się ze sobą, ale film ma trzeciego
bohatera- ich 14 -letniego syna. To jego perspektywę
przyjmujemy w filmie. Subiektywizm spojrzenia Joe'ego nadaje
opowieści ton emocjonalny, ale pozwala też przyjąć inną
perspektywę postrzegania.To dojrzały, cichy nastolatek, niespecjalnie
towarzyski w szkole,który lubi się uczyć, natomiast nie lubi grać w
piłkę. Joe, grany- dodajmy świetnie- przez młodego
australijskiego aktora Eda Oxenboulda, jest bardziej obserwatorem niż
aktywnym uczestnikiem,kimś, kto podgląda własne życie. Wyciszony,
ostrożny, zamyślony, i skupiony śledzi rozpad swojej
rodziny. Jego pozorna pasywność jest jedynym sposobem na radzenie
sobie z napięciem wokół niego. Joe uwięziony między dumą ojca
a narcyzmem matki, często czuje się bezradny, bo wszystko, co
widzi, pozbawione jest precedensu w jego życiu. Jest zbyt młody i
posłuszny rodzicom, by poradzić sobie z wadliwym zachowaniem obojga, ale na tyle dorosły, by boleśnie uświadomić sobie, co
dzieje się w ich małżeństwie. Zamiast jednak występować
przeciwko nim, próbuje zrozumieć, co się dzieje. Jego dojrzałość
i powaga pozwalają mu nadal podziwiać ojca, który jest dla niego
wzorem, i kochać matkę, mimo błędów, które popełnia. Może
jednak tylko patrzeć. I widzi, jak cały jego świat rozpada się ,
a my stajemy się świadkami tego, patrząc jakby jego oczyma.
W
najbardziej literackiej scenie filmu widzimy, jak wraz z matką
podjeżdża w pobliże miejsca, gdzie ojciec pracuje, by zobaczyć
ogień, który nie tylko sieje spustoszenie w otaczającej
przestrzeni, ale także niszczy ich rodzinny azyl. Scena jest
świetnie nakręcona. Obserwujemy jedynie twarz Joe'ego, który wpatruje
się przenikliwie ogień. I słyszymy dźwięki pożaru, gęste,
mocne, przenikliwe, budzące narastający strach. Finalny widok
zbocza góry pochłanianego bezlitośnie i gwałtownie przez ogień
zapowiada już tylko zgliszcza.To
pięknie sfilmowany moment, ale też kluczowa metafora obrazu Paula
Dano. Nadaje tej historii głębszy wymiar. Motyw ognia pojawia się
na drugim planie, ale wraca w różnej konfiguracji. Od początku
niemal miasteczko spowija gdzieś w tle dym, a informacje o ogniu
przenikają cały czas do rzeczywistości. Jak choćby w ujęciu z Joe, gdzie
podczas specjalnej lekcji dzieci uczą się zachowania w obliczu
potężnego żywiołu. Bohater jako jedyny robi notatki, dopóki jeden z
koleżanek go nie powstrzymuje, sugerując, iż żadna z tych
informacji nie ma znaczenia. Gdyby ogień dotarł do ich małego
miasteczka, dla wszystkich byłoby już za późno. Ogień więc to
niszczycielska siła, na którą nie mamy wpływu. I Joe staje na
drodze takiej niszczycielskiej siły -jaką jest rozpad małżeństwa
jego rodziców. I podobnie jak strażacy mogą jedynie kontrolować
siłę ognia, czekając na deszcz, tak i Joe może jedynie
przyglądać się. Pożaru nie da się ugasić
Ogień
nabiera więc wymiaru apokaliptycznego, a groza staje się autentyczna.
Powoli sobie uświadamiamy to, co Joe -pożar może nas wyjałowić
albo strawić całkowicie. Ale twórcy pokazują nam inną drogę.
Pożar pozwala bohaterom dorosnąć, choć to niełatwy proces.
Obserwujemy, jak Jerry i Jeanette wychodzą poza swoje obowiązki i
robią to, co chcą jako jednostki - coś, o czym im powiedziano, że
nie są w stanie zrobić. Są uosobieniem schematu ukochanych z
college'u, którzy widzieli małżeństwo i dzieci jako kolejny
ewolucyjny krok do szczęścia (Dano delikatnie przemyca sugestie
dotyczące ich marzeń). I film ukazuje jak wyrastają z tych ról i
szukają sobie nowych. Jeanette zaczyna palić na trawniku z
lokówkami we włosach, ubrana w jedwabną fioletową koszulę,
której Joe nigdy wcześniej nie widział, a Jerry próbuje uciszyć
szum w głowie, wyjeżdżając, by walczyć z ogniem.Oboje "zakochują"
się w możliwościach, które ofiarowuje im życie, chcą zyskać
kontrolę nad własną rzeczywistością, chcą odkryć na nowo swoją
zanikającą młodość, próbując walczyć z rosnącym poczuciem
samotności.
Owszem
gmatwają sobie życie, są nieudolni w poczynaniach, omylni.
Wyrządzają szkody zarówno swemu synowi, jak i samym sobie. Co
więcej, pozwalają Joe'emu zobaczyć wszystko, co dzieje się
między nimi, wierząc, że ma wszelkie prawo wiedzieć, że jego
rodzice nie są doskonali i że mają życie poza tym, które on
widział dotychczas. Joe nieświadomie staje się powiernikiem
rodziców. Dano ukazuje w filmie ten moment, kiedy zdajemy sobie
sprawę, że nasi rodzice mogą być samolubni, a nawet czasami muszą
być, aby przetrwać. To rzadki film o dojrzewaniu, w którym to
rodzice dorastają, a dopiero dziecko razem z nimi. Ku swemu
przerażeniu chłopiec uczy się tego, z czym wszyscy musimy się
pogodzić: że nasi rodzice są wadliwymi istotami ludzkimi z
przeszłością i własnym życiem. Rajski świat, w którym żył,
prawdopodobnie był fikcją. Może był zbyt młody, by pamiętać
wcześniejsze spięcia. Może ich frustracja dotarła do punktu, w
którym nie mogli już utrzymać fasady, że wszystko jest w
porządku. Pomimo wszelkiej niechęci, która najprawdopodobniej
miała miejsce wcześniej (reżyser subtelnie ukazuje różnice nie
tylko charakterologiczne, ale też w postrzeganiu świata) pozostali
oni spójną rodziną. Ale musiał przyjść moment prawdy, który tę pozorną spójność zniszczył. W ten sposób
delikatny dramat o dojrzewaniu stał się surową opowieścią o
przetrwaniu, ponieważ wszystkie trzy postacie próbują wytrzymać płomienie i żyć dalej.
Siła
filmu jest unikanie moralnych ocen i pozostawianie miejsca widzowi,
by mógł wczuć się w często niedostrzegalne decyzje bohaterów.
Twórcy pozwalają swoim bohaterom być omylnymi, nieudolnymi,
zagubionymi. Najważniejsze, że Joe nie zostaje przedstawiony jako
ofiara, staje się jedynie świadkiem zmiany kulturowego tabu. Nie
traktuję więc finału jako wizji końca rodziny. Zgodzę się, że
zakończenie nie jest jednoznaczne. Związek się rozpadł, rodzice
żyją osobno. Kiedy matka przyjeżdża do miasteczka w odwiedziny do
syna, dochodzi do spotkania, którego kulminacja jest wspólne
zdjęcie. Joe nie próbuje na siłę łączyć rodziców, świadomie
siada miedzy nimi. W spojrzeniach Jerry'ego i Jeanette zawarte są
wszystkie możliwe emocje. Nie będzie żadnego happy endu. Widzimy w
rzeczywistości trzy odrębne egzystencje, osoby oczekujące na nowy
początek, niekoniecznie lepszy. Ale zamiast sztucznych uśmiechów,
które towarzyszyły zawsze takim zdjęciom, tutaj mamy obraz
prawdziwych emocji, niełatwych, ale szczerych. Poczucie ludzkiej
miłości, jeśli można tak to nazwać w tym kontekście, wydobywa z
emocjonalnego chaosu, który tworzą bohaterowie, pozytywny obraz
przyszłość - choć bez sztucznie wytworzonej fałszywej nadziei.
Bardzo
ważnym elementem jest sposób opowiedzenia tej historii, który
doskonale koreluje z treścią. Film łączy emocjonalne subtelności
dramatu ze stylem wizualnym, jaki opracowali Dano i operator Diego
Garcia ( operator "Cmentarza wspaniałości" i "Neonowego
byka"), który nie stroni od ruchów kamery, ale z pewnością
preferuje proste, czyste, naturalne kompozycje, które w perspektywie
nadają filmowi poczucie emocjonalnego uziemienia. Niezwykle
powściągliwy film ma w sobie uczciwość i oszczędność środków,
które budzą uznanie, nawet jeśli dla współczesnego
czternastolatka będą anachroniczne. Choć film ma wolne tempo,
wszystko wydaje się bardzo celowe w konstrukcji. Na ekranie dominują stonowane
kolory, a Dano umiejętnie buduje nastrój za pomocą ciszy, co jest
odważnym posunięciem, bowiem amerykańska kultura uzależniona jest
od ruchu i dialogu.
Na
każdym kroku Dano wykorzystuje scenografię z lat 50. XX wieku, aby
utrwalić tęsknotę i melancholię. Zdjęcia i sugestywne kostiumy
Amandy Ford przywołują obrazy Normana Rockwella, zakłócając
jednak amerykańską sielankę emocjonalnymi zbliżeniami i
chłodnymi, szerokimi ujęciami bohaterów. Od samego początku
krajobraz Montany jest funkcjonalnie użyty jako drogowskaz dla
rodzinnych napięć: pożary lasów wkraczają z daleka do tego
świata, łagodny opad śniegu towarzyszy scenie powrotu Jerry'ego do domu, a lekcje pływania Jeanette w YMCA kojarzą się o
oczyszczaniem i regenerującą mocą wody. Reżyser pozwala swoim bohaterom oddychać
przestrzenią, funkcjonować w pejzażach. Oryginalny tytuł nie
jest więc przypadkowy. "Wildelife" mocno zakorzenia się w
świecie natury
Ale
w obiektywie Dano, obrazach cichych uliczek, dudniących pociągów
i rozległych gór, kryje się też piękna i mglista melancholia
obrazów Edwarda Hoppera. Portret Ameryki tworzą w nich przeważnie
wyludnione krajobrazy z domami stojącymi na peryferiach,
klaustrofobiczne miasta, wymarłe ulice ze sklepami i barami.
Hopperowskie puste miejsca i często pojedyncze postaci sugerowały
ból samotności. Taka stylistyka buduje więc jeszcze jeden temat obrazu Paula Dano-
samotność. Dla mnie osobiście to temat najważniejszy tego filmu.
Samotność tkwiąca na zewnątrz i tkwiąca w nas. Fotografie Diego
Garci przedstawiają Montanę jako samotną, wyizolowaną część
Ameryki, przerwanej górami, które służą jako bariera przed
światem zewnętrznym. Przez cały czas autobusy przyjeżdżają i
odjeżdżają, zostawiając złudzenie, że gdzieś są miejsca,
gdzie życie jest lepsze. Wyciszona paleta barw i przenikliwe użycie
ciszy doskonale oddają tę samotność. Wiele wyodrębnionych kadrów
wydaje się nie tylko nawiązaniem do twórczości tego
amerykańskiego malarza, ale oddają ducha jego twórczości. Dano
ukazuje często swoich bohaterów jako niezadomowionych w świecie.
Szczególnie Jeanette dokucza wyobcowanie, niespełnienie, także
zmysłowe, melancholia. Samotność staje się stanem ludzkiej
kondycji, uczuciem trudnym do przezwyciężenia
Samotność
ma wymiar egzystencjalny, ale jest też swoistym rozrachunkiem z
mitem amerykańskiego snu. Film przedstawia Amerykę, która powoli
wyłania się ze snu idealnych rodzin, żyjących w obrębie białych
płotków w latach pięćdziesiątych, podążając w stronę
niepokojącej przyszłości. Kończąc się wiosną 1961 r film ukazuje kraj, który
budził się po ośmiu latach rządów Eisenhowera i wkraczał w
nowe, nieznane czasy Kennedy'ego. Jednak
jak wspomniałem- dla mnie finał jest optymistyczny. Ogień
może też być pozytywną siłą, która może wszystko stopić,
ale w ten sposób stworzyć coś nowego. Patrząc na Joe'ego w finale
widzę młodego człowieka, który stąd wyjedzie i podąży już
inną drogą niż rodzice, drogą kreatywnych wyborów. W ostatniej
scenie jest reżyserem, on ustawia rodziców do zdjęcia ,
pozostawiając im jednak wolność pozy i mimiki. Utrwala w ten
sposób prawdę emocji. Być może nie takie były zamierzenia Dano, ale Joe staje się swoistym odbiciem reżysera. Wrażliwego
obserwatora i być może już artysty. I Joe, i Paul Dano próbują
sprawić , by pewne chwile trwały wiecznie. I im się to udaje.
To
wielki mały film, świetnie zrealizowany obraz, który dba o swoich
bohaterów i ufa swoim wykonawcom. Poruszające dzieło, cicha, ale
głęboka refleksja złożona z małych chwil, narracyjnie
delikatnych, lecz emocjonalnie mocnych. Jeden z najlepszych obrazów tamtego roku
T.M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz