wtorek, 1 stycznia 2019

                             KRAINA WIELKIEGO NIEBA


PEJZAŻE SAMOTNOŚCI


Debiut Paula Dano robi wrażenie. Taka dojrzałość jak na stosunkowo młodego aktora, bez doświadczeń reżyserskich, wydaje się dość zaskakująca. Z drugiej strony, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że karierę aktorską budował on na filmach niezależnych jak L.I..E, czy "Mała Miss" i ma za sobą występy u takich twórców jak Villeneuve, Sorrentino, Kari czy McQueen, to przypadku chyba jednak nie ma. Jeśli jednak mowa o wpływach, to wydaje się, że najwięcej zawdzięcza film estetyce Paula Thomasa Andersona i Kelly Reichardt. Nie traktuję tego jako zarzutu, bowiem obraz w żadnym stopniu nie idzie drogą naśladownictwa. Raczej chodzi o pewną wrażliwość wizualną, świadomość obrazowania i konstruowania rzeczywistości filmowej. Oryginalności filmowi nie można odmówić, zwłaszcza że podstawą scenariusza była dość znana powieść Richarda Forda z 1990 roku, którą Dano wraz ze swoją partnerką Zoe Kazan przekształcił w scenariusz. Stworzył słodko-gorzką opowieść o dojrzewaniu, dzieło bardziej nastrojowe niż fabularne.

Jest początek lat 60. Jesteśmy w Montanie w sennym miasteczku Great Falls. To tutaj przeprowadził się ze swoją rodziną Jerry Brinson, podejmując pracę jako zawodowy gracz w klubie golfowym. Jest to najnowszy przystanek z serii utraconych prac i świeżego startu. To kolejna więc przeprowadzka rodziny, ale pierwsze sceny tchną raczej spokojem, a na pewno nie zapowiadają katastrofy. Jednorodzinny domek stojący w cieniu drzewa i obraz grającego w piłkę ojca z synem tchnie spokojem. Poczucie harmonii buduje też obraz matki pomagającej synowi w odrabianiu lekcji. Jerry wydaje się zadowolony z życia i uznania swojej żony. Nie ma skarg, westchnień ani krzywych spojrzeń, kiedy prosi ona o pomoc przy naczyniach, a Joe patrzy z podziwem, gdy jego rodzice krzątają się nad zlewem kuchennym. Oboje wydają się łagodni i serdeczni dla siebie, ale ich więź  od początku jest krucha. Sugeruje to twarz ich syna, Joego. Jego pochylenie głowy, kiedy słucha rozmów rodziców, i wnikliwość spojrzenia przekazują podskórne lęki, które mu towarzyszą. Jego ciało dostraja się do każdej zmiany intonacji czy gestykulacji. Wydaje się nam, że zbyt mocno pragnie, żeby rodzice zapuścili tutaj korzenie, zbyt intensywnie próbuje uwierzyć w ich zapewnienia, że wszystko jest dobrze.


Kiedy Jerry traci pracę, rzekomo za przekroczenie granic z klientami, następuje gwałtowny krach rodzinny. Jego poszukiwania nowej pracy są w najlepszym wypadku pozbawione znaczenia, a gdy były pracodawca prosi go o powrót, gwałtownie odmawia, mówiąc, że nigdy więcej nie będzie pracował dla ludzi, którzy źle go potraktowali. Cały czas wydaje się przygnębiony, a jedynym wyjściem staje się się butelka piwa. Nie pomaga fakt, iż Jeanette dobrze wykorzystuje swoje umiejętności pedagogiczne, uzyskując pracę w niepełnym wymiarze godzin jako instruktor pływania. Joe również zatrudnia się w zakładzie fotograficznym. Jerry ewidentnie dusi się w domu, a praca żony i syna sprawia, że czuje się coraz bardziej zniechęcony, ponieważ oni zarabiają na utrzymanie, kiedy on jest bezużyteczny.

Jerry, dumny człowiek, tłumiąc gniew po okresie bezużytecznych poszukiwań, opuszcza swoją rodzinę, aby dołączyć do grupy mężczyzn, którzy walczą z pożarami na obszarach leśnych. Jerry uważa, że jest to bardziej męski sposób zarabiania pieniędzy niż czyszczenie butów golfisty w wiejskim klubie. Praca jest jednak nisko płatna i bardzo ryzykowna, Jeanette oskarża więc męża o ucieczkę od swoich problemów, o to, że po prostu porzuca ich. Czuje się opuszczona i samotna, a żadne słowa pocieszenia od syna nie mogą ukoić jej oburzenia. Joe nie wie, jak pomóc swojej matce. Ciągle przypomina jej, że ojciec powróci, ale matka nie chce tego zaakceptować.Sfrustrowana i zostawiona sama sobie, zaczyna spotykać się z panem Millerem, rozwiedzionym i bogatym magnatem używanych samochodów, którego poznała podczas lekcji pływania. W ten sposób przygotowuje się do znalezienia własnej wersji lepszego życia.

Reżyser tworzy bardzo ciekawe i niejednoznaczne postacie filmowe. Jerry to niespokojny marzyciel o niejasnym poczuciu wyższych aspiracji. Zaciągnął swoją rodzinę do tego nudnego miasteczka, aby zacząć od nowa i wyciąć z rzeczywistości kawałek swojego amerykańskiego snu. Jake Gyllenhaal nadaje Jerry'emu poczucie dziecinnego uporu - zarówno w jego romantycznych, jak i profesjonalnych działaniach. Pełen jest jednak stłumionych resentymentów i frustracji, które wciąż bulgoczą pod powierzchnią, bez względu na to, jak bardzo stara się je kontrolować dzięki starannie pielęgnowanemu złudzeniu, że jest dobroduszny i nieskomplikowany. Trochę zbyt dumny, trochę zbyt irracjonalny, ma jednak dobre intencje. Choć widzimy go często z butelką piwa w ręce, nie pozbawiony jest refleksji. Raczej zagubiony, nie do końca siebie rozumie, nie do końca rozpoznaje swoją osobowość. Praca przy pożarze jest na pewno próbą dowartościowania się, odzyskania utraconej męskości, ale też potrzebą odnalezienia nowej ścieżki. Kiedy wyjeżdża z miasteczka próbuje to wytłumaczyć synowi :"Mam ten szum w mojej głowie. Muszę coś z tym zrobić ". Jerry szuka przygody, ale i sensu życia, po prostu siebie. Gyllenhaal nadaje postaci pewną wrażliwość, melancholijną nutę, która sprawia, że jego Jerry tchnie autentyzmem.


Jeszcze ciekawszą postacią jest Jeanette. Jej złożoność i oryginalność zaskakuje. Zazwyczaj nie widzimy kobiet takich jak ona w nowoczesnym kinie, tym bardziej w opowiadaniach z lat 50. i 60. Ale Dano pozwala Jeanette być sobą- osobą z wadami i sprzecznościami. Na pewno kocha swojego syna, prawdopodobnie kocha swojego męża. I chce spędzić życie w Montanie. Ale też chce być wolna, chce czuć się doceniona. Nie chce zostawać w domu, zastanawiając się, gdzie zniknęły najbardziej produktywne lata jej życia. Budzi różne emocje, bo też różne cechy się w niej mieszają. Jej motywacje często wydają się niejasne, a jej zachowanie zahacza o dezorientację, czasem o nieodpowiedzialność, wreszcie nawet desperację. Podejmuje czasem boleśnie złe decyzje, ale stara się być równie uczciwa w stosunku do siebie, jak i rodziny. Nie wygrałaby nagrody matki roku, potrafi być impulsywna czy nieodpowiedzialna. Syna czasem traktuje jak przyjaciela, czasem jak partnera, a czasem wydaje się go nie zauważać. Za szybko myśli i działa. Z drugiej strony jest bardziej zaradna i operatywna w radzeniu sobie z kłopotami niż Jerry, ma osobowość wojowniczki. Są jednak też momenty, kiedy staje się dziewczęca i nieśmiała. Wtula się w bardziej błyskotliwe ubrania swojej młodości, błyszczące paski, obcisłe dżinsy, jasnofioletową kowbojską koszulę. Papieros kręci się w jej palcach, kiedy wspomina swoją młodość, czas, w którym była atrakcją każdego rodeo, podziwiana i doceniana. Być może więc to jakaś próba odzyskania młodości, czaru, momentu, kiedy świat stał otworem i wszystko było jeszcze możliwe. Kiedy 34 lata nie wydają się końcem życiowej podróży.

Za jej uśmiechem skrywa się jednak strach i niepewność, znane z dramatów Tennessee Williamsa, egzystencjalny ból kobiety, która zrezygnowała z własnego życia. W chwilach ciszy i milczenia jesteśmy świadkami tego, jak zgubiona jest, jak smutna- i właśnie w tych chwilach Mulligan w pełni ukazuje ból serca, gorycz i melancholię ducha Jeanette. W filmie zresztą nie brakuje scen, w której emocje są wyciszone. Film delikatnie, ale sugestywnie buduje portret kobiety uwięzionej w przedfeministycznej Ameryce, kobiety, która po latach robienia wszystkiego tak jak społeczeństwo od niej wymagało otrzymała w zamian bardzo niewiele. Momentami wydaje się zbyt krucha, zbyt atrakcyjna w swoim otoczeniu. Jest pełna energii i pasji, nie brak jej inteligencji i kreatywności, ale utknęła z synem w zapomnianym mieście, w którym monotonia jest przytłaczająca. Mulligan świetnie oddaje tęsknotę i siłę swojej bohaterki, jak i jej frustrację. Choć więc jej zachowanie staje się coraz bardziej lekkomyślne i niekonsekwentne, to jest to rodzaj walki o jej niezależność- Jeanette próbuje odnaleźć swoją drogę. Zaciśnięte wargi Mulligana i na wpół przymknięte oczy idealnie oddają jej desperację. W pewnym momencie Jeanette zadaje pytanie swojemu synowi. "Jeśli masz lepszy plan dla mnie, powiedz mi - spróbuję tego". Te słowa stają się gorzkim, ale szczerym komentarzem na temat ograniczonych możliwości, jakie często miały kobiety takie jak ona.

Scenariusz Dano i Kazan rozumie wyzwania Jeanette i podchodzi do nich z rzadką empatią, a tę empatię wygrywa świetnie Carey Mulligan, mimo iż Jeanette nie jest postacią godną jakiegoś podziwu. Jest pełna wdzięku, subtelna, wrażliwa i jednocześnie pogardliwa, apodyktyczna, gdy skrywa swoją niepewność. Potrafi być gorzka i cierpka, nawet dzika. Jednocześnie wydaje się tak łatwa do zranienia. Aktorka przekazuje tęsknotę, przerażenie, rezygnację czy oszołomienie spojrzeniem i gestem. Każda emocja rozgrywa się w kąciku ust. Występ Mulligan jest mięsisty, ale daleki od szarżowania. Pozbawiony melodramatyzmu, jest jednocześnie bardzo spektakularny i dojrzały. Desperacja bohaterki zagrana jest cichą nutą i na swój sposób nas wzrusza. Siłą całej roli jest wiarygodność jej emocji. Jest bardzo ludzka, ale jednocześnie pozostaje dla nas zagadką. To bez wątpienia jedna z najlepszych ról w tym roku, godna przynajmniej nominacji do Oscara 
 

Te dwie osobowości ścierają się ze sobą, ale film ma trzeciego bohatera- ich 14 -letniego syna. To jego perspektywę przyjmujemy w filmie. Subiektywizm spojrzenia Joe'ego nadaje opowieści ton emocjonalny, ale pozwala też przyjąć inną perspektywę postrzegania.To dojrzały, cichy nastolatek, niespecjalnie towarzyski w szkole,który lubi się uczyć, natomiast nie lubi grać w piłkę. Joe, grany- dodajmy świetnie- przez młodego australijskiego aktora Eda Oxenboulda, jest bardziej obserwatorem niż aktywnym uczestnikiem,kimś, kto podgląda własne życie. Wyciszony, ostrożny, zamyślony, i skupiony śledzi rozpad swojej rodziny. Jego pozorna pasywność jest jedynym sposobem na radzenie sobie z napięciem wokół niego. Joe uwięziony między dumą ojca a narcyzmem matki, często czuje się bezradny, bo wszystko, co widzi, pozbawione jest precedensu w jego życiu. Jest zbyt młody i posłuszny rodzicom, by poradzić sobie z wadliwym zachowaniem obojga, ale na tyle dorosły, by boleśnie uświadomić sobie, co dzieje się w ich małżeństwie. Zamiast jednak występować przeciwko nim, próbuje zrozumieć, co się dzieje. Jego dojrzałość i powaga pozwalają mu nadal podziwiać ojca, który jest dla niego wzorem, i kochać matkę, mimo błędów, które popełnia. Może jednak tylko patrzeć. I widzi, jak cały jego świat rozpada się , a my stajemy się świadkami tego, patrząc jakby jego oczyma.

W najbardziej literackiej scenie filmu widzimy, jak wraz z matką podjeżdża w pobliże miejsca, gdzie ojciec pracuje, by zobaczyć ogień, który nie tylko sieje spustoszenie w otaczającej przestrzeni, ale także niszczy ich rodzinny azyl. Scena jest świetnie nakręcona. Obserwujemy jedynie twarz Joe'ego, który wpatruje się przenikliwie ogień. I słyszymy dźwięki pożaru, gęste, mocne, przenikliwe, budzące narastający strach. Finalny widok zbocza góry pochłanianego bezlitośnie i gwałtownie przez ogień zapowiada już tylko zgliszcza.To pięknie sfilmowany moment, ale też kluczowa metafora obrazu Paula Dano. Nadaje tej historii głębszy wymiar. Motyw ognia pojawia się na drugim planie, ale wraca w różnej konfiguracji. Od początku niemal miasteczko spowija gdzieś w tle dym, a informacje o ogniu przenikają cały czas do rzeczywistości. Jak choćby w ujęciu z Joe, gdzie podczas specjalnej lekcji dzieci uczą się zachowania w obliczu potężnego żywiołu. Bohater jako jedyny robi notatki, dopóki jeden z koleżanek go nie powstrzymuje, sugerując, iż żadna z tych informacji nie ma znaczenia. Gdyby ogień dotarł do ich małego miasteczka, dla wszystkich byłoby już za późno. Ogień więc to niszczycielska siła, na którą nie mamy wpływu. I Joe staje na drodze takiej niszczycielskiej siły -jaką jest rozpad małżeństwa jego rodziców. I podobnie jak strażacy mogą jedynie kontrolować siłę ognia, czekając na deszcz, tak i Joe może jedynie przyglądać się. Pożaru nie da się ugasić

Ogień nabiera więc wymiaru apokaliptycznego, a groza staje się autentyczna. Powoli sobie uświadamiamy to, co Joe -pożar może nas wyjałowić albo strawić całkowicie. Ale twórcy pokazują nam inną drogę. Pożar pozwala bohaterom dorosnąć, choć to niełatwy proces. Obserwujemy, jak Jerry i Jeanette wychodzą poza swoje obowiązki i robią to, co chcą jako jednostki - coś, o czym im powiedziano, że nie są w stanie zrobić. Są uosobieniem schematu ukochanych z college'u, którzy widzieli małżeństwo i dzieci jako kolejny ewolucyjny krok do szczęścia (Dano delikatnie przemyca sugestie dotyczące ich marzeń). I film ukazuje jak wyrastają z tych ról i szukają sobie nowych. Jeanette zaczyna palić na trawniku z lokówkami we włosach, ubrana w jedwabną fioletową koszulę, której Joe nigdy wcześniej nie widział, a Jerry próbuje uciszyć szum w głowie, wyjeżdżając, by walczyć z ogniem.Oboje "zakochują" się w możliwościach, które ofiarowuje im życie, chcą zyskać kontrolę nad własną rzeczywistością, chcą odkryć na nowo swoją zanikającą młodość, próbując walczyć z rosnącym poczuciem samotności.



Owszem gmatwają sobie życie, są nieudolni w poczynaniach, omylni. Wyrządzają szkody zarówno swemu synowi, jak i samym sobie. Co więcej, pozwalają Joe'emu zobaczyć wszystko, co dzieje się między nimi, wierząc, że ma wszelkie prawo wiedzieć, że jego rodzice nie są doskonali i że mają życie poza tym, które on widział dotychczas. Joe nieświadomie staje się powiernikiem rodziców. Dano ukazuje w filmie ten moment, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nasi rodzice mogą być samolubni, a nawet czasami muszą być, aby przetrwać. To rzadki film o dojrzewaniu, w którym to rodzice dorastają, a dopiero dziecko razem z nimi. Ku swemu przerażeniu chłopiec uczy się tego, z czym wszyscy musimy się pogodzić: że nasi rodzice są wadliwymi istotami ludzkimi z przeszłością i własnym życiem. Rajski świat, w którym żył, prawdopodobnie był fikcją. Może był zbyt młody, by pamiętać wcześniejsze spięcia. Może ich frustracja dotarła do punktu, w którym nie mogli już utrzymać fasady, że wszystko jest w porządku. Pomimo wszelkiej niechęci, która najprawdopodobniej miała miejsce wcześniej (reżyser subtelnie ukazuje różnice nie tylko charakterologiczne, ale też w postrzeganiu świata) pozostali oni spójną rodziną. Ale musiał przyjść moment prawdy, który tę pozorną spójność zniszczył. W ten sposób delikatny dramat o dojrzewaniu stał się surową opowieścią o przetrwaniu, ponieważ wszystkie trzy postacie próbują wytrzymać   płomienie i żyć dalej.

Siła filmu jest unikanie moralnych ocen i pozostawianie miejsca widzowi, by mógł wczuć się w często niedostrzegalne decyzje bohaterów. Twórcy pozwalają swoim bohaterom być omylnymi, nieudolnymi, zagubionymi. Najważniejsze, że Joe nie zostaje przedstawiony jako ofiara, staje się jedynie świadkiem zmiany kulturowego tabu. Nie traktuję więc finału jako wizji końca rodziny. Zgodzę się, że zakończenie nie jest jednoznaczne. Związek się rozpadł, rodzice żyją osobno. Kiedy matka przyjeżdża do miasteczka w odwiedziny do syna, dochodzi do spotkania, którego kulminacja jest wspólne zdjęcie. Joe nie próbuje na siłę łączyć rodziców, świadomie siada miedzy nimi. W spojrzeniach Jerry'ego i Jeanette zawarte są wszystkie możliwe emocje. Nie będzie żadnego happy endu. Widzimy w rzeczywistości trzy odrębne egzystencje, osoby oczekujące na nowy początek, niekoniecznie lepszy. Ale zamiast sztucznych uśmiechów, które towarzyszyły zawsze takim zdjęciom, tutaj mamy obraz prawdziwych emocji, niełatwych, ale szczerych. Poczucie ludzkiej miłości, jeśli można tak to nazwać w tym kontekście, wydobywa z emocjonalnego chaosu, który tworzą bohaterowie, pozytywny obraz przyszłość - choć bez sztucznie wytworzonej fałszywej nadziei.
 
Bardzo ważnym elementem jest sposób opowiedzenia tej historii, który doskonale koreluje z treścią. Film łączy emocjonalne subtelności dramatu ze stylem wizualnym, jaki opracowali Dano i operator Diego Garcia ( operator "Cmentarza wspaniałości" i "Neonowego byka"), który nie stroni od ruchów kamery, ale z pewnością preferuje proste, czyste, naturalne kompozycje, które w perspektywie nadają filmowi poczucie emocjonalnego uziemienia. Niezwykle powściągliwy film ma w sobie uczciwość i oszczędność środków, które budzą uznanie, nawet jeśli dla współczesnego czternastolatka będą anachroniczne. Choć film ma wolne tempo, wszystko wydaje się bardzo celowe w konstrukcji. Na ekranie dominują stonowane kolory, a Dano umiejętnie buduje nastrój za pomocą ciszy, co jest odważnym posunięciem, bowiem amerykańska kultura uzależniona jest od ruchu i dialogu.


 
Na każdym kroku Dano wykorzystuje scenografię z lat 50. XX wieku, aby utrwalić tęsknotę i melancholię. Zdjęcia i sugestywne kostiumy Amandy Ford przywołują obrazy Normana Rockwella, zakłócając jednak amerykańską sielankę emocjonalnymi zbliżeniami i chłodnymi, szerokimi ujęciami bohaterów. Od samego początku krajobraz Montany jest funkcjonalnie użyty jako drogowskaz dla rodzinnych napięć: pożary lasów wkraczają z daleka do tego świata, łagodny opad śniegu towarzyszy scenie powrotu Jerry'ego do domu, a lekcje pływania Jeanette w YMCA kojarzą się o oczyszczaniem i regenerującą mocą wody. Reżyser pozwala swoim bohaterom oddychać przestrzenią, funkcjonować w pejzażach. Oryginalny tytuł nie jest więc przypadkowy. "Wildelife" mocno zakorzenia się w świecie natury

Ale w obiektywie Dano, obrazach cichych uliczek, dudniących pociągów i rozległych gór, kryje się też piękna i mglista melancholia obrazów Edwarda Hoppera. Portret Ameryki tworzą w nich przeważnie wyludnione krajobrazy z domami stojącymi na peryferiach, klaustrofobiczne miasta, wymarłe ulice ze sklepami i barami. Hopperowskie puste miejsca i często pojedyncze postaci sugerowały ból samotności. Taka stylistyka buduje więc jeszcze jeden temat  obrazu Paula Dano- samotność. Dla mnie osobiście to temat najważniejszy tego filmu. Samotność tkwiąca na zewnątrz i tkwiąca w nas. Fotografie Diego Garci przedstawiają Montanę jako samotną, wyizolowaną część Ameryki, przerwanej górami, które służą jako bariera przed światem zewnętrznym. Przez cały czas autobusy przyjeżdżają i odjeżdżają, zostawiając złudzenie, że gdzieś są miejsca, gdzie życie jest lepsze. Wyciszona paleta barw i przenikliwe użycie ciszy doskonale oddają tę samotność. Wiele wyodrębnionych kadrów wydaje się nie tylko nawiązaniem do twórczości tego amerykańskiego malarza, ale oddają ducha jego twórczości. Dano ukazuje często swoich bohaterów jako niezadomowionych w świecie. Szczególnie Jeanette dokucza wyobcowanie, niespełnienie, także zmysłowe, melancholia. Samotność staje się stanem ludzkiej kondycji, uczuciem trudnym do przezwyciężenia

Samotność ma wymiar egzystencjalny, ale jest też swoistym rozrachunkiem z mitem amerykańskiego snu. Film przedstawia Amerykę, która powoli wyłania się ze snu idealnych rodzin, żyjących w obrębie białych płotków w latach pięćdziesiątych, podążając w stronę niepokojącej przyszłości. Kończąc się wiosną 1961 r film ukazuje kraj, który budził się po ośmiu latach rządów Eisenhowera i wkraczał w nowe, nieznane czasy Kennedy'ego. Jednak jak wspomniałem- dla mnie finał jest  optymistyczny. Ogień może też być pozytywną siłą, która może wszystko stopić, ale w ten sposób stworzyć coś nowego. Patrząc na Joe'ego w finale widzę młodego człowieka, który stąd wyjedzie i podąży już inną drogą niż rodzice, drogą kreatywnych wyborów. W ostatniej scenie jest reżyserem, on ustawia rodziców do zdjęcia , pozostawiając im jednak wolność pozy i mimiki. Utrwala w ten sposób prawdę emocji. Być może nie takie były zamierzenia Dano, ale Joe staje się swoistym odbiciem reżysera. Wrażliwego obserwatora i być może już artysty. I Joe, i Paul Dano próbują sprawić , by pewne chwile trwały wiecznie. I im się to udaje.
 

To wielki mały film, świetnie zrealizowany obraz, który dba o swoich bohaterów i ufa swoim wykonawcom. Poruszające dzieło, cicha, ale głęboka refleksja złożona z małych chwil, narracyjnie delikatnych, lecz emocjonalnie mocnych. Jeden z najlepszych obrazów tamtego roku

T.M. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz