THELMA
MROKI DOJRZEWANIA
Joachim
Trier chociaż nie jest spokrewniony z Larsem von Trierem jest
filmowcem znanym i cenionym. Jego debiut „Reprise”
odbił się szerokim echem, otrzymał wiele międzynarodowych nagród,
w tym dla najlepszego reżysera w Karlovych Varach. Jeszcze
ciekawszym okazało się kolejne dzieło norweskiego reżysera-
„Oslo, 31 sierpnia”-
świetnie przyjęta i doceniona opowieść o współczesnym pokoleniu
trzydziestolatków. Ten, jak i następny film „Głośniej
od bomb” wyświetlane były w
Cannes, co potwierdziło talent i prestiż wciąż jeszcze młodego (44
lata) reżysera. Tytuły te przyniosły mu reputację filmowca z
zamiłowaniem do peregrynacji psychologicznych, z talentem do
konstruowania kontemplacyjnych dramatów. Ostatnie
jego dzieło Thelma
jest jednak dziwną mieszanką dramatu, romansu, thrillera. Przede
wszystkim mocno flirtuje z gatunkami grozy. Krytycy najczęściej
dostrzegają podobieństwo do „Carrie”
Briana
De Palmy, choć twórcy filmu opowiadają o swoich inspiracjach
„Martwą strefą”
Davida Cronenberga czy obrazem Nicholasa Roega „Nie
oglądaj się teraz”.
Tylko nieco rzadziej pada nazwisko Bergmana, a przecież można by
wspomnieć jeszcze o Argento czy nawet Lynchu. Nie pozbawia to filmu
bynajmniej oryginalności. Ale tak czy inaczej film horrorem nie
jest- gatunkowo Thelmie
najbliżej do metafizycznego thrillera czy metafizycznego dramatu.
Sekwencja
otwarcia, sfotografowana przez Jakob Ihre w odważnych kompozycjach
panoramicznych, natychmiast wciąga, zwłaszcza że towarzyszy jej
złowrogi dźwięk kompozycji Ola Fløttum. Ojciec i jego
sześcioletnia córka idą po zamarzniętym jeziorze. Ona ubrana jest
w różowy kapelusz i czerwoną kurtkę, on niesie karabin myśliwski.
Spotykają na swojej drodze jelenia. Scena ma charakter liryczny,
niemal poetycki, ale jej sens rozpatrujemy w kategoriach
symbolicznych. To rodzaj inicjacji, wprowadzenia w dorosłość, ale
też w świat pewnych surowych reguł. Aby doświadczyć rytuału
przejścia, dziecko musi uczestniczyć w śmierci zwierzęcia. Przez
chwilę bohaterowie trwają w bezruchu, po czym mężczyzna
wycelowuje karabin w zwierzę. Atmosfera jest lodowata. Kiedy
spodziewamy się strzału i ojcowskich mądrości życiowych
zbudowanych na rytuale polowania, widzimy jak mężczyzna zmienia
kierunek strzału i celuje w głowę swojej córki. Ona tego nie
widzi, wpatrując się z zachwytem w jelenia. Nim zdążymy się
otrząsnąć ze zdziwienia, mężczyzna opuszcza broń, a jeleń
ucieka. Córka patrzy na ojca z rozczarowaniem, na jego twarzy zaś
nie widać gwałtownych emocji.
Czujemy
się zdezorientowani - nie wiemy, co się tu wydarzyło. Jest coś
złego, coś niepokojącego w tej scenie. Czy to był impuls czy
świadome działanie? Pierwsze skojarzenia prowadzą nas do biblijnej
historii Abrahama i ofiarowania syna, ale nim zdążymy cokolwiek
rozstrzygnąć, przenosimy się w czasie z odległego miasteczka na
wybrzeżach Norwegii do Oslo. To tu Thelma, główna bohaterka,
rozpoczyna studia na wydziale biologicznym. Dziewczyna ma trudności
z dostosowaniem się do życia na uniwersytecie. Jej egzystencja
naznaczona jest ascetyzmem i samotnością. Wyobcowaniu dorównuje
jedynie nieśmiałość. Jej mowa ciała krzyczy, że jest przerażoną
studentka pierwszego roku.
Nie
pomagają jej surowe nakazy wyniesione z domu. Trond i Unni są
rodzicami więcej niż nadopiekuńczymi. Ukazują to codzienne
telefony, śledzenie harmonogramu zajęć online, dopytywanie się o
każdy szczegół jej egzystencji. Rozmowy telefoniczne przypominają
bardziej policyjne przesłuchania albo mają charakter spowiedzi. Rodzice
narzucają się, ale robią to w pasywny sposób. Nie krzyczą na
nią, nie wywierają presji fizycznej. Ich działania są bardziej
subtelne, odwołują się do troski i miłości. Matka Thelmy
najczęściej patrzy na córkę w zamyśleniu, niemal ostrożnie,
mówiąc bardzo niewiele. Jest jakby z boku, nieco wycofana, ale sama jej
osoba - umieszczona na wózku inwalidzkim- wywiera presję na córkę. Kluczowa
jest jednak postać ojca. Kreuje on model patriarchy, który
ustanawia prawo i nie okazuje emocji. Budzi szacunek, podziw, lęk.
Jego kontrola nad Thelmą opiera się jednak na uczuciu.
Teoretycznie jej nie więzi, nie trzyma, tworzy jednak taką aurę
władczości, od której bardzo trudno jest uciec. A gdy jej ofiarowuje miłość i kreuje poczucie własnej wartości, to
ucieczka jest jeszcze trudniejsza. Potrafi być czuły i opiekuńczy.
Podczas pierwszej wizyty zabiera córkę na kolację i uspokaja, że
wkrótce będzie miała przyjaciół, ponieważ jest "wspaniałą
osobą". Kiedy jednak tylko Thelma zaczyna plotkować w dość
niewinny sposób o ludziach, ojciec surowo ją upomina, przypominając
jej, że nigdy nie należy wyśmiewać kogoś i że nie jest lepsza
od innych. To scena znamienna. Trond w sposób autorytatywny nie
tylko kreśli siebie jako nauczyciela, dawcę mądrości, ale
pozbawia córki prawa głosu, własnego sądu. Pokazuje, kto tu ma
władzę. To rodzaj całkowitej kontroli, niebezpiecznej, bo niełatwo
dostrzegalnej, ukrytej za uczuciami rodzicielskim.
Wydaje
się w tym jednocześnie nieszczery, fałszywy. Ojciec jest lekarzem,
więc ma odpowiednią wiedzę naukową i ma świadomość, że nauka
nie potrafi wszystkiego wyjaśnić. To piękno nauki-jest w niej
tyle zagadek i niemożliwości, że ludzie wciąż szukają
odpowiedzi. Kreacjonizm, pod którym podpisuje się ojciec, jest więc
tylko potrzebny mu do kontroli. Podobnie jak religia, która staje
się w jego rękach środkiem nadużycia, manipulacji. Trudno
uwierzyć, że Trond i Unni są ludźmi głęboko religijnymi,
ponieważ nie ma w ich życiu żadnych znaków wiary. Jedynym dowodem
jest Thelma, która mówi swoim kolegom ze studiów, że jest
chrześcijanką, uczęszcza na nabożeństwa i modli się za każdym
razem, gdy ogarnia ją uczucie grzeszności. Wrażenie jest takie, że
religia służy rodzicom jako rodzaj komunikacji z córką. W swoich
regułach religia jest solidnym sposobem kontrolowania zachowania
córki. Później dowiadujemy się, że od kiedy pojawił się w jej
życiu Bóg, „złe moce” zniknęły. Wiarę więc
najprawdopodobniej stworzyła wygoda jako najłatwiejszy sposób
rozwiązania problemu, którego nie potrafili wyjaśnić logicznie.
Zniewolona
przez rodziców Thelma jest nieśmiała, ale wydaje się, że nie boi
się innych ludzi; jeśli w ogóle - to boi się siebie. Potwierdza
to scena w bibliotece uniwersyteckiej. Tylko chwilę po zainicjowaniu
rozmowy z koleżanką Anją, energia emocjonalna okazuje się zbyt
duża, a Thelma dostaje gwałtownego ataku padaczkowego. Strach przed
ujawnieniem swoich emocji będzie źródłem kolejnych ataków. To
tak jakby demony wychodziły z dziewczyny. Triera nie tyle interesuje
świat otaczający bohaterkę, co właśnie jej wewnętrzne lęki. W
tym celu Trier chce, abyśmy utożsamiali się z bohaterką. Thelma
jest w niemal każdej scenie swojego filmu, a kilka razy dzielimy z
nią jej subiektywną przestrzeń wewnętrzną. Te intymne chwile,
kiedy jako widzowie patrzymy na świat z perspektywy dziewczyny,
pozwalają nam ją poznać, skupić się na jej wewnętrznych
konfliktach, zamiast po prostu obserwować konsekwencje jej
zewnętrznych interakcji.
Te
interakcje są o tyle ważne, że zyska w ten sposób przyjaciółkę.
Anja jest ciepła i towarzyska, jest jakby rewersem zamkniętej,
wycofanej Thelmy. Te przeciwności łączą dziewczyny, rodzi się
silna fascynacja, mocna więź. Dziewczyny dzielą się bliskością,
intymnością, a ich spotkania poszerzają horyzonty bohaterki.
Pojawia się na imprezie, tańczy, pije swoje pierwsze piwo, czuje
smak pierwszego pocałunku. Zaczyna dystansować się do wiary,
w której została wychowana, do czego przyczynia się też
kierunek studiów. Najważniejsze jednak, że przyjaźń pozwala
Thelmie wyjść z powłoki. Jej świat obraca się do góry nogami.
To efekt
zderzenia tych dwóch światów. Świat rodziców to świat ascezy,
pustki, izolacji i surowej dyscypliny. To świat religijności, ale
rozumianej jako posłuszeństwo, świat zamknięty i opresyjny. Świat
Anji to przestrzeń naturalności, swobody, rzeczywistość otwarta,
jeśli nie powiedzieć miękka. To przede wszystkim zmysłowy świat.
Widz nie powinien postrzegać jednak ich relacji jako tylko rodzaju
fizycznego spełnienia, ale też emocjonalnego napięcia. Thelma
wcześniej wyraźnie odmawiała sobie możliwości doświadczenia
wszystkiego, co ma do zaoferowania życie. Teraz więc rodząca się
w niej seksualność, kobiecość jest pełna wszelkiego rodzaju lęku
i poczucia winy, ponieważ religijne wychowanie sprawiło, że
każdy przejaw pożądania, potrzeb ciała jest nie do
zaakceptowania. „Grzechy” dziewczyny wywołują w niej wielki
konflikt, walczy przeciwko swojej naturze każdym włóknem swej
istoty. Napięcie między pragnieniami Thelmy a ograniczeniami, w
których nadal żyje, jest fizycznie zawarte w serii epileptycznych
epizodów, które uderzają ją w pozornie przypadkowych momentach.
Erotyczny szok, jakiego doznaje, pobudza jej świat. Nie potrafi
kontrolować swoich emocji, więc ataki powracają, stają się
silniejsze i bardziej gwałtowne. Lekarz później rozpoznaje je jako
"psychogenne napady padaczkowe - fizyczną reakcję na
stłumienie umysłu. Ale atakom towarzyszą też dziwne zjawiska
związane ze światem natury.
Te dziwne
zjawiska, niepokojące i sugestywne sny, sporadyczne ataki paniki i
niepohamowana spirala emocjonalnej wrażliwości prowadzą Thelmę do
fantastycznego, ale zastraszającego odkrycia, że posiada dziwną
moc, którą można wykorzystać w stosunku do przedmiotów,
zwierząt, a nawet ludzi. Odkrywa, że potrafi manipulować światem
zewnętrznym za pomocą swojego umysłu; ale to, jak może
kontrolować tę siłę i czy jest ona życzliwa, pozostaje niejasne.
Moc staje się zarówno błogosławieństwem, jak i klątwą.
Związek
między rodzącą się seksualnością kobiet a nadprzyrodzonymi
zdolnościami był niewątpliwie najlepiej zbadany i wykorzystany
przez Briana De Palmę w jego adaptacji Carrie, stąd tak
liczne odwołania w recenzjach do ekranizacji prozy Stephena Kinga z
1976 roku, ale Triera nie interesuje- jak wspominałem- klasyczna
poetyka gotyku powieści Kinga ani społeczna analiza filmu De Palmy.
Przeciwnie, on i jego stały współautor scenariusza, Eskil Vogt,
wpisują obraz w nurt europejskiego filmu artystycznego. Reżyser nie
martwi się wyjaśnianiem nadprzyrodzonych mocy swojej postaci ani
budowaniem wokół nich mitologii. Trier nie jest również
zainteresowany poprowadzeniem obrazu w stronę klasycznego horroru.
Zamiast tego woli skupić się na wewnętrznym świecie dziewczyny,
jej smutku, nostalgii, pożądaniu i strachu, które pojawiają się
wraz z dorastaniem i pozostawieniem rodziny. Groza pochodzi z
wewnątrz, ponieważ to właśnie jej prawdziwa wola i jej pragnienia
budują świat na zewnątrz. Nadnaturalność służy więc jako
narzędzie do opowiedzenia większej historii. To nie przypadek, że
w filmie pojawiają się liczne odniesienia biblijne czy
mitologiczne.
My jako
widzowie oczywiście podejmujemy trud wyjaśnienia dziwnej siły
drzemiącej w bohaterce. Thelma dowiaduje się, że podobne
właściwości miała jej babka, spacyfikowana przez syna lekami i
pobytem w szpitalu. Ale być może przekazała te zdolności ( w taki
czy inny sposób) swojej wnuczce i Thelma jest swoistą czarownicą,
stąd jej odrębność i silne zależności ze światem natury.
Podczas poszukiwań internetowych odkrywa, że psychogenne napady
padaczkowe często występowały u kobiet podejrzanych o czary albo
były znakiem opętania. A to już prowadzi nas w stronę historii
czarownic z Salem. Stacy Schiff w swojej książce o wydarzeniach w
amerykańskim miasteczku buduje tezę o zemście układnych
dziewczynek. Wychowane w purytańskich warunkach, gdzie emocje nie
mogły znaleźć ujścia, w surowym, zintegrowanym środowisku,
nauczone, by się nie kręcić, nie wiercić, by uważać na maniery,
na gesty i słowa, dziewczynki zwijały się w środku z bólu. Nikt
nie zwracał na nie uwagi, a w ten sposób zyskały czułość,
troskę i miłość rodziców. Opętanie gwarantowało specjalne
traktowanie. Wyrażały w atakach to, czego nie mogły zakomunikować
słowami. Dreszcze, konwulsje, paroksyzmy to to, co neurolog Jean
Martin- Charcot nazwał histerią. I wszystkie te elementy wpisują
się w historię Thelmy. Może więc nie tyle czarownica, co układna
dziewczynka, która się zbuntowała. Prawdopodobne jest też, iż
doświadcza jedynie intensywnego stanu dojrzewania ze wszystkimi jego
trudnościami, sprzecznymi doświadczeniami,subiektywną prawdą tkwiącą w naturze człowieka. Spóźnione, stłamszone dorastanie
wybucha ze zdwojoną siłą, wychodzi poza ciało i nabiera
fizykalnego, materialnego wymiaru.
Można
też w duchu freudowskim odczytywać jej cudowne moce jako uwolnienie
podświadomości. To jakby odrębny byt, zawieszony między siłą
boską a diabelską, jakiś wyższy instynkt, który przemawia choćby
za pomocą snów. Wydobywa to, co w Thelmie ukryte, zapomniane,
wyparte..A może w końcu jest to historia o kimś, kto stracił
kontrolę nad swoim ciałem, nad swoimi namiętnościami. Uwalnianie
demonów to uwalnianie napięć, zwłaszcza tych seksualnych,
zwłaszcza tych zakazanych.
Wreszcie
szczególnie dla mnie atrakcyjna interpretacja. Moce Thelmy to moce
demiurgiczne kogoś, kto zna moc opowiadania. Jej narracja do
pewnego momentu jest zdominowana przez narrację rodziców. Wyjazd do
Oslo i spotkanie Anji pozwala jej rzucić wyzwanie tej narracji,
opowieściom, które zostały jej narzucone, ponieważ okazują się
one czymś zupełnie odmiennym od złowrogiej prawdy. Bohaterka
postanawia zapełnić luki, odtworzyć swoją historię i opowiedzieć
siebie od nowa. Jednak nie jest to łatwe -jej opowieść jest
niespójna, chaotyczna, rwie się, pozbawiona jest rdzenia. Tym, co
pozwala jej znaleźć odpowiedni wątek, są retrospekcje i
sekwencje senne. Retrospekcje wypełnione są poetycko przerażającymi
obrazami, które wzmacniają hipnotyczną atmosferę filmu.
Retrospekcje informują nas w końcu, że w wieku sześciu lat moce
Thelmy spowodowały śmierć jej młodszego brata. Oczywiście nie
wiemy, czy to moc sprawiła śmierć dziecka, czy tylko w jakiś
sposób przyczyniła się do nieszczęścia, a może to tylko
nieuzasadnione poczucie winy, biorące się z faktu, że pragnęła,
by młodszy brat zniknął.
Dręczące
poczucie winy odkrywa przed nią sekrety, a sceny z przeszłości
rozświetlają prolog filmu. Skojarzenia z ofiarowaniem nie były
nieuzasadnione. Niejasne jest jednak, czy za działaniem ojca stoi
próba przebłagania sił wyższych czy biologiczna walka o
przetrwanie, gdzie najważniejszym aspektem jest wyeliminowanie
czynnika destrukcyjnego, w tym wypadku własnej córki. Scena ta jest
kluczowa, bo choć strzał nie padł, wyrok został wydany,
„zbrodnia” popełniona. Bohaterka została zabita mentalnie.
Oczywiście rozumiemy postępowanie rodziców. Moce Thelmy budzą w
nich strach, a z drugiej strony widzą w nich zagrożenie dla samej
dziewczyny. Trier nie chciał, by Trond był złym antagonistą.
Próbuje go zrozumieć, uczłowieczyć. Wydarzenia z przeszłości
ściągają go na krawędź otchłani, czyni go istotą cierpiącą.
Bycie ojcem stawia przed dylematem: jak daleko można się posunąć
obronie swoich dzieci? W pewnym momencie muszą wyjść na świat,
robić głupie rzeczy i uczyć się, o co chodzi w życiu. Jeśli
chcemy je zbytnio chronić, możemy im zaszkodzić. Trzeba w pewnym
momencie odrzucić kontrolę. Ale rodzice Thelmy zamiast pomóc jej w
oswajaniu, zaakceptowaniu traumy, zwrócili się do religii, aby
stłumić jej moc i usunąć wszelkie wspomnienia w nadziei, że te
nie powrócą. „To się nie wydarzyło, odkąd znalazłeś Boga
jako dziecko"- mówi Trond. Kluczową kwestią staje się więc
brak zaufania. Ojciec nie daje jej szansy stanowienia o sobie,
podważa jej poczucie własnej wartości, pozbawia wolności.
Powinien dać jej szansę uznania swoich mocy, a może po prostu
odrębności, nauczyć kontrolować siebie. Podstawą dojrzałości
jest wiedza o sobie samym, natomiast tu nastąpiło wytłumienie,
stłamszenie osobowości, przejęcie kontroli.
Wyjazd
Thelmy do Oslo naznaczony więc był z założenia porażką. Z
powodu głęboko zakorzenionej religijności i potrzeby zadowolenia
ojca odczuwa poczucie winy, które zmusza ją do powrotu do domu. Tu
nastąpi ostateczne stracie z rodzicami. Finalne sceny nie rozwiązują
jednoznacznie tajemnicy, trudno bowiem rozstrzygnąć, co ma znamiona
oniryzmu, a co wpisuje się w realność. Najłatwiej odczytać je w
duchu Freudowskim. Czy mamy do czynienia z kompleksem Edypa czy
Elektry nie jest tu najważniejszym problemem, choć bardziej
prawdopodobna jest tu rywalizacja o względy matki. Pierwiastek
męski, władczy i patriarchalny, uosabiany przez ojca, musi zostać
unicestwiony, by Thelma mogła zyskać wolność i zwrócić ją
matce. Tak można odczytać scenę, w której matka pod wpływem
dotyku Thelmy wstaje z wózka inwalidzkiego. Podążając głębiej,
możemy dostrzec w ojcu obraz Boga, niepodzielnego władcę, dawcę
życia i śmierci. Zabicie ojca byłoby zabiciem w sobie
Boga-despotycznego, okrutnego, niesprawiedliwego- odrzuceniem
religii. A może jej działania to terapeutyczne uwolnienie się od
poczucia winy za śmierć brata, zrobienie kroku do przodu. Równie
dobrze możemy to potraktować jako próbę dorośnięcia,
samodzielnego stanowienia o sobie. A może po prostu mechanizm
obronny przed unicestwieniem. Zachowanie rodziców sugeruje
ostateczne rozwiązanie. Nawet jeśli ojciec nie zamierzał ponowić
próby zabicia córki, nie ulega wątpliwości, że byłby jej pisany
los babki, odizolowanej i pozbawionej wolnej woli. Tak czy inaczej
zyskuje wolność, zyskuje tożsamość i władzę nad swoim ciałem.
Dziewczyna dowiaduje się, że nie może uciec przed tym, kim jest -
ale może kontrolować to, co robi.
Ważną
rolę w interpretacji całej historii odgrywają zdjęcia Ihre, ich
sugestywna siła, obrazowość. Szczególną wagę mają dwa ujęcia,
stanowiące swoistą klamrę. Tuż po prologu w szerokim ujęciu z
góry widzimy ludzi przemykających po uniwersyteckim kampusie.
Długie, bezosobowe ujęcie, gdzie ludzie się mijają i wyglądają
jak owady, uzmysławiają kruchość naszej egzystencji i pustkę.
Ludzie są tak blisko, a jednocześnie tak daleko od siebie. To
spojrzenie kamery pozwala też połączyć psychologiczne i niemal
antropologiczne spojrzenia na istoty ludzkie. Potem kamera powoli
skupia się na jednej postaci, do której się zbliżamy. To Thelma-
zagubiona, wyobcowana, samotna w tłumie.
Film
kończy podobne ujęcie, ale jego dynamika i symbolika jest odwrotna.
Rozpoczynamy od zbliżenia dziewczyny. Widać w niej harmonię,
pewność siebie i wewnętrzną radość. Wyobraża sobie, że
podchodzi do niej Anja i całuję ją w kark. Za chwilę wyobrażenia
stają się rzeczywistością. Obie dziewczyny ruszają przez kampus,
a kamera się oddala. Oddzielenie i wyobcowanie zamienia się w
integrację i akceptację. Thelma stała się częścią świata,
znalazła swoje miejsce. Jest w środowisku, w którym w końcu jest
w stanie kształtować siebie przez własne wybory. Nie boi się
swoich myśli i nie myśli o tym, czego świat oczkuje od niej.
Proces samoakceptacji nastąpił i może doprowadzić do odkupienia.
Trudno nie uznać tego za optymistyczne zakończenie.
Thelma
działa na metaforycznym poziomie, emocje tu, podobnie jak materia,
mają substancję, wagę, ciężar. Trier nie śpieszy się, narracja
porusza się w dość powolnym, ale hipnotycznym tempie. Reżyser
cierpliwie odkrywa cień grozy opowieści, film nie wybucha w żadnym
szokującym finale. Raczej wszystko w „Thelmie” jest zrobione w
taki sposób, żebyśmy docenili konstrukcję każdej sceny. Z jednej
strony otrzymujemy lodową naturę ujęć, z drugiej strony mroczną
moc i ciągłe uczucie napięcia. Duża w tym zasługa muzyki.
Elektroniczne dźwięki wzmacniane krótkimi orkiestrowymi partiami
budują w sugestywny sposób świat Thelmy. Docenić też trzeba wspaniałe
zdjęcia autorstwa długoletniego współpracownika Triera, Jakoba
Ihre. Słowa tu nie budują historii, film jest pełen ciszy i to
właśnie obrazy operatora pomagają wypełniać puste pola i
opowiedzieć historię.Wizualizacje
niosą film, Ihre dąży do zmysłowego malowania kadrami. Zdjęcia
tutaj oszałamiają, przypominają gorączkowy styl marzeń sennych,
intensywnych, ze złowrogim tonem. Ważne są ujęcia natury.
Stonowane barwy, jasne, zimowe światło ukazują nie tylko
nieokiełznane piękno Norwegii, ale odzwierciedlają dziką naturę
bohaterki, która jest co raz trudniejsza do okiełznania.
Ważnym
elementem jest wizualne zorganizowanie przestrzeni. Twórcy z jednej
strony ukazują otwarte przestrzenie, w których rozkwita uczucie i
ruch, z drugiej zamkniętą przestrzeń, w której takie uczucia są
ograniczane. Trier skutecznie w ten sposób wizualizuje metaforycznie
bitwę pomiędzy fizyczną a emocjonalną jaźnią Thelmy. Czasami
przytłacza nas ogrom natury, wody lub lasu. Użyte soczewki
anamorficzne tworzą poczucie przestrzeni, szczególną dynamikę
między pierwszym planem a tłem. Idea otwartej przestrzeni,
agorafobii zderzona zostaje z klaustrofobią zbliżeń, obrazów
zamkniętego pokoju, brutalistycznych struktur dużych bloków i
betonowych konstrukcji. Świat, z którego wywodzi się bohaterka,
budowany jest na zasadzie kontrastu do Oslo, pokazanego jako zupełnie
nowy i obcy świat. Monumentalność, brutalność, konkretność
architektoniczna przeraża, przytłacza, upokarza. Takie budowanie
przestrzeni ma implikacje egzystencjalne. Podobne znaczenie ma
przeplatanie obrazów w skali mikro i makro, co często całkowicie
destabilizuje punkt widzenia filmu.
Atmosfera
całego obrazu jest chłodna, tajemnicza i wydaje się, że dzieje się w
innym rytmie niż reszta świata. Zasługa w tym zimnej tonacji
kolorystycznej i specyficznym operowaniem światłem. Kluczową decyzją było
powstrzymanie Thelmy przed bezpośrednim działaniem promieni
słonecznych. Thelma nigdy nie jest tak naprawdę uderzona światłem, zawsze chodzi w cieniu, choć słońce jest zawsze blisko.
Natomiast Anja często jest podświetlana. Ona ma w sobie słońce.
Kiedy Thelma spotyka się z przyjaciółką, światło odbija się od
Anji w kierunku Thelmy, Szczególnego znaczenia nabiera to w momencie,
kiedy bohaterka godzi się ze swoimi mocami i swoją miłością. Wraca
do domu po tym, jak jej ojciec spłonął w łodzi, a matka widzi ją
stojącą przy szafie z telefonem w dłoni: po raz pierwszy uderza ją światło. Czujemy obecność jej mocy, rozumiemy,że pogodziła
się z tym, kim jest i co chce zrobić.
Zachwycając
się muzyką Ola Fløttum i wspaniałymi zdjęciami Jakoba Ihre,
docenić też należy aktorstwo, bardzo subtelne, szczególnie Eili
Harboe świeci jasno jako Thelma. Pojawia się na ekranie niemal w
każdym kadrze z filmu Triera i to jej wyrazistość niesie tę
postać. Potrafi ukazać intensywność wewnętrznych wzburzeń, z
którymi walczyła jej bohaterka.
Thelma
jest nadprzyrodzoną opowieścią o dojrzewaniu i swoistą
medytacją o wierze i naturze pożądania. Opowieścią o przełomie,
którego wszyscy potrzebujemy w mniejszym lub większym stopniu,
kiedy przechodzimy od bycia dziećmi do bycia dorosłymi. O represji i uwolnieniu, o udręce i radości z rodzącej się , ale długo ukrytej, seksualności.O próbie
znalezienia miejsca, do którego należymy. O sile żądzy i miłości,
które niemal dosłownie są w stanie poruszyć Ziemię. O sile
wyobraźni, która ma moc demiurgiczną, może niszczyć i tworzyć. O nieskrępowanej i niezdefiniowanej potrzebie opowiadania. Thelma
pokazuje potrzebę zaakceptowania siebie, potrzebę autonomii i
niezależności jednostki, potrzebę chaosu w uporządkowanym życiu. Jest eterycznym obrazem kobiecości uwięzionej miedzy niewinnością a dojrzałością.
Film
uwodzi w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Łączy spektakularny wizualnie film z egzystencjalną głębią, intymny dramat z metaforycznym traktatem. Długo zostaje w pamięci.
T.M.