NIEPOSŁUSZNE
SZTUKA WYBORU
Pierwsze
emocje w trakcie projekcji filmu oscylowały wokół słowa
„rozczarowanie”. Świetna książka Naomi Alderman na ekranie
stawała się inną historią. Oczywiście to co najistotniejsze
zostało, ale zmian -i tych drobnych, i tych bardziej kluczowych-
było dość dużo. Świadomość tego jednak, że Sebastian Lelio
jest artystą filmowym, a nie tylko rzemieślnikiem, zwyciężyła.
Jego prawem było stworzyć dzieło własne i odrębne. Poddałem się
więc jego wizji. I choć film dojrzewał we mnie długo jeszcze po
projekcji, powoli zacząłem się nim zachwycać.
Pierwszy
dźwięk, który słyszymy w „Nieposłusznych”, to intensywne,
brzmienie szofaru. W religii żydowskiej jest to dźwięk, za pomocą
którego ogłaszano ważne wydarzenia dla zbiorowości, dźwięk,
który symbolicznie budził ludzi z snu samozadowolenia i kierował w
stronę Boga. W ten sposób film umieszcza nas w Hendon, londyńskim
środowisku ortodoksyjnych Żydów, w samym środku nabożeństwa.
Widzimy rzędy kobiet w perukach i długich, czarnych spódnicach,
oddzielonych od mężczyzn i wysłuchujących z balkonu kazania swego
duchowego przywódcy. Kazanie rabbiego Krushki dotyczy aktu
stworzenia. Rabin wygłasza ognistą mowę o aniołach, którzy nie
mają pragnienia czynienia zła i o zwierzętach, którzy nie mają
pragnienia czynienia dobra. Kluczowe jest jednak stworzenie
człowieka, obdarzonego wolną wolą, jedynej istoty zdolnej
dokonywać wyboru. To czyni ludzi rozdartymi między siłami
duchowego dobra, świętością aniołów a ciemnością i
instynktem bestii.
Słowa
te staną się ostatnim przesłaniem rabbiego, bowiem w trakcie
kazania mdleje i umiera. Informacja o jego śmierci trafia do córki.
Ronit jest nowojorskim fotografem i od lat nie utrzymuje żadnych
związków ani z ojcem, ani ze społecznością, z której się
wywodzi. Wybór profesji fotografa dla Ronit był pomysłem reżysera
i w filmie odgrywa dość znaczącą rolę. Poznajemy ją zresztą w trakcie
sesji, kiedy fotografuje wytatuowanego brodatego staruszka, co
stanowi wyrazisty kontrast z obrazem rabbiego i od razu określa
przepaść pomiędzy tymi światami. Określa też Ronit jako
indywidualistkę, buntowniczkę, kobietę świadomą i odważną. A
jednak na wieść o śmierci ojca Ronit wydaje się zagubiona i
zrozpaczona. Instynktownie uśmierza ból alkoholem, anonimowym
seksem w barowej ubikacji (podczas którego płacze) i bezmyślną jazdą na łyżwach. Jeden gest zwraca szczególną uwagę -
rozerwanie dekoltu bluzki nabiera mocy żałobnego rytuału
rozdzierania szat. Mimo wszystkich wątpliwości postanawia jednak
przylecieć do Londynu, by wziąć udział w uroczystościach
pogrzebowych.
I
to Ronit, nowojorska artystka, kobieta wyemancypowana, będzie tą,
która weźmie nas za rękę i wprowadzi do tego obcego, egzotycznego
świata. Wyrusza w podróż, która staje się też swoistą podróżą
w czasie. Świat ortodoksyjnej społeczności jest światem, który
się nie zmienił od czasu jej dzieciństwa. Zauważa to, kiedy po
raz pierwszy od lat wchodzi do domu nieżyjącego ojca. Wszystko jest
tam dokładnie takie same. Dotyczy to też ubrań, miejsc, rytuałów,
ludzi. Ten świat jakby zastygł w czasie. Pierwsze jednak kroki
kieruje do domu starego przyjaciela, Dovida. Nim rozgości się w
krainie swojej młodości, widzimy, jak obca i daleka jest jej
rzeczywistość żydowskiej ortodoksji. Lelio pokazuje to w sposób
precyzyjny i drobiazgowy. Nim przekroczy próg domu Dovida, niemal
instynktownie zapina swój sweter, a kiedy próbuje przytulić się
do przyjaciela, w ostatniej chwili odskakuje, przypominając sobie,
że nie wolno dotykać żonatego mężczyzny. Na samym pogrzebie-
mimo iż jest córka zmarłego- wszyscy traktują ją jak obcą i
niechcianą osobę. Uczucie smutku i wyobcowania zostaje wzmocnione
zaskakującą informacją o małżeństwie Dovida z Esti, jej
miłością z czasów młodości.
W
ten sposób tworzy Lelio oryginalną historię trójkąta miłosnego,
gdzie każdy wierzchołek jest równie ważny. Początkowo kluczową
postacią jest Ronit. To jej jakby przyjmujemy perspektywę i jej
oczami patrzymy na rzeczywistość, zwłaszcza, że od początku
najmocniej i najlepiej wpisuje się w tytułową formułę
nieposłuszeństwa. W książce mieliśmy wiele dowodów na jej
buntowniczy charakter w młodości (czytanie czasopism czy kupowanie
jedzenia w nieortodoksyjnych sklepach), Lelio jednak odrzucił
zupełnie retrospekcje, jak i psychologiczne gry ze snami. Nie
zmienia to jednak faktu subtelnej sugestii, że rozpad więzi
rodzinnych i ucieczka Ronit z londyńskiej dzielnicy Hendon to coś
więcej niż pokłosie zakazanego związku z Esti. Nowojorska
ekspozycja - jak wspominałem - pozwalała odtworzyć historię
dziewczynki, której w tym światku było za ciasno, która szukała
swojej drogi i swoich pragnień. Ronit uciekła z Londynu i od
przytłaczającej postaci ojca, i od opresyjnej religii, od
światopoglądowej klaustrofobii i pustki emocjonalnej. Wybrała
nieposłuszeństwo i świeckie życie w Wielkim Jabłku, rozkoszując
się wolnością
Chilijczyk
nie buduje jednak postaci Ronit schematycznie. Owszem jest
buntownicza, z długimi włosami, papierosami, krótkimi skórzanymi
spódnicami. Potrafi być niezależna w sądach, bywa nieco
ostentacyjna i prowokująca. Jest w niej iskierka anarchii, wie
dokładnie, jak zmącić spokój otoczenia, ale mimo to, ogólnie
rzecz biorąc, szanuje swoją dawną religię, a jej zachowanie tak
naprawdę jest bardzo stonowane, momentami naznaczone tęsknotą. Nie
jest to jednak też powrót marnotrawnej córki na łono „rodziny”.
Ronit wydaje się raczej zagubiona i niepewna,. Decyzja o przyjeździe
wcale nie była oczywista i nie chodziło tylko, żeby złożyć
wyrazy szacunku zmarłemu ojcu. Od początku musi zmagać się ze
swoimi demonami: żalem i poczuciem winy. Ma świadomość, że
złamała serce ojcu, zwłaszcza że po śmierci matki była jedyną
jego bliską krewną. Ronit był wszystkim, co mu zostało, a przez
te wszystkie lata nigdy nie próbowała nawiązać kontaktu. Powrót
więc staje się rodzajem duchowej podróży w „poszukiwaniu” ojca, jego miłości i własnych zapomnianych uczuć. Pragnie znaleźć
jakiś pozór spokoju i akceptacji. Widać to, kiedy Ronit wchodzi w
towarzystwie Esti do swojego domu rodzinnego. Widok przygnębiających
śladów choroby ojca ujawnia głębię jej smutku.
Nie
wszystkie wspomnienia z przeszłości są złe. Udaje się na
przykład do kawiarni, gdzie poszukuje smaków sprzed lat. Ważnym
symbolem staje się peruka, którą Ronit zakłada. Czy to jest
próba dyplomacji -nie wydaje mi się; raczej ukrycia się, wtopienia
w otoczenie, może nawet znak tęsknoty, próba odnalezienia siebie.
Nieudana. Wszyscy traktują to jako chwilowy gest, który tylko
drażni i przypomina im, jak bardzo wciąż czują się urażeni
jej dezercją. Każdy, kogo napotyka, skłania do jej zdjęcia, tak
jakby przebranie jeszcze bardziej ją odsłaniało, pokazywało jej
inność. To niemal afront wobec innych kobiet noszących to
nakrycie. Powrót Ronit po śmierci ojca jest ewidentnie niemile
widziany, o czym świadczy choćby fakt, że nikt świadomie nie
poinformował jej ( później dowiadujemy się, iż uczyniła to
Esti) ani o chorobie, ani o śmierci rabbiego. Stąd też zwyczaj
zwracania jej uwagi, w tonie podziwu, jak bardzo przypomina swoją
zmarłą matkę. Tak jakby nie miała swojej osobowości, jakby nie
istniała. Opuszczenie tej społeczności spowodowało, że przestała
dla niej istnieć. Najbardziej bolesna dla Ronit jest jednak
świadomość, że ze swojej świadomości wymazał ją ojciec, co
udowadnia zarówno nekrolog, jak i testament.
Kiedy
więc przybywa do Hendon, spotyka się z chłodną podejrzliwości.
Wszystkie sceny, w których dochodzi do jej interakcji ze starszyzną
- czy to świąteczny obiad, czy czytanie testamentu - naznaczone są
napięciem. Ronit nie obnosi się ze swoją nowoczesnością, ale też nie ukrywa
swej inności, podobnie jak tego, że jest córką rabina. Ta jej
niezależność musi zaowocować odrzuceniem, zwłaszcza, że jest
wyraźnym zagrożeniem dla tego skostniałego świata. Sprzeczne
emocje Ronit tworzą sytuację rozdarcia. Momentami tęskni za byciem
częścią tego życia tak bardzo, że staje się to bolesne niemal
fizycznie, a czasami ma chęć stamtąd jak najszybciej uciec. Żal,
dezorientacja, niechęć, dystans - tworzą otwartą ranę, która
tylko się pogłębia. Poczucie odrzucenia, obcości, samotności
zbliża ją więc do dawnych przyjaciół, u których zamieszkała.
W
ten sposób w filmie zmieniają się proporcje osobowe. Lelio
wyraźnie łączy te trzy postacie, które współistniejąc,
zaczynają tworzyć potrójną narrację. Jednak to Esti w drugiej
części staje się postacią kluczową. Esti wydaje się, zwłaszcza
na tle Ronit, bezbarwna. Związek z Dovidem, wyreżyserowany przez
rabbiego, był najprawdopodobniej próbą zniweczenia jej odmiennej
seksualności. Została jej napisana rola dobrej, cichej żony, z
której wywiązuję się przykładnie. Nieśmiała, zagubiona, wydaje
się całkowicie poddana sytuacji, w której się znalazła. Piątkowy
seks z mężem traktuje jako obowiązek, ale nie staje się to źródłem nieszczęścia. Zwykła siła woli i pobożność pozwoliły jej
nauczyć się wspólnego życia, mimo odmienności seksualnej. Esti
lubi swoje życie, swoją pracę nauczycielki w lokalnej żydowskiej
szkole i swojego męża, który jest łagodny, kochający i
troskliwy. Poczucie wspólnoty jest u niej bardzo silne. Rachel
McAdams daje nam doskonale wyważony i zrównoważony portret kogoś,
kto autentycznie akceptuje konserwatywne życie, kogoś, dla kogo
seks i miłość nie są jedynymi rzeczami, które określają jego
tożsamość. Obie przyjaciółki z dzieciństwa wybrały zupełnie
inną drogę. Ronit uciekła, by odkryć siebie i swoje życie,
podczas gdy Esti pozwoliła społeczności żydowskiej się połknąć
i zdefiniować. Całe jej życie jest powiązane z otoczeniem-
społecznie, ekonomicznie i duchowo. Ale i tu Lelio subtelnie przeczy
jednowymiarowemu portretowi kobiety. Owszem jej wygląd nakreśla kobietę stłamszoną, poszarzałą, wycofaną. Ale już w pracy
widzimy jej nieco inną twarz, bardziej pewną siebie, jakby
nabierała blasku. I należy zauważyć, że zamiast uczenia
dziewcząt, jak być dobrymi żonami, analizuje z nimi „Otella”
Szekspira. Szybko staje się więc jasne, że pasja, która rozkwitła
między nią a Ronit w dzieciństwie, nie ostygła.
Relacja
między Ronit i Esti, przeszłością i teraźniejszością, staje
się centralnym punktem filmu, ale Lelio nie spieszy się z dotarciem
do tego miejsca. Kobiety krążą wokół siebie bardzo ostrożnie,
starając się nie zakłócać schematu życia drugiej osoby. Obie
walczą, by stłumić swoje wciąż żywe uczucia. Lelio buduje
napięcie emocjonalnie delikatnie- poprzez drobne gesty i subtelny
język ciała. Kamera zbliża się do bohaterek, by uchwycić każdy
niuans ruchu i ekspresji, by zasugerować bliskość kobiet. Każde
spojrzenie ma wagę jak podczas pogrzebu czy kolacji szabasowej.
Chilijski reżyser operuje też symboliką jak podczas odwiedzin
Ronit w domu ojca. Ronit, by przełamać niezręczną ciszę, włącza
radio, z którego rozbrzmiewa „Love song” The Cure. Treść
piosenki może wydawać się zbyt oczywista i tym samym symbolika
nieco nachalna, ale sama scena ma urok. Ronit prawie szepcząc,
zaczyna śpiewać, kołysząc się łagodnie do muzyki. Esti, która
jej towarzyszy w tej wizycie, dołącza do niej, choć niepewnie, a
słowa Roberta Smitha tworzą przestrzeń emocjonalną, zbudowaną
na wspólnej przeszłości. Kiedy Esti całuje impulsywnie Ronit,
uczucia zostają odblokowane. Pocałunki pomiędzy bohaterkami
naznaczone są i udręką, i pasją, a ich rozpaczliwe, niezdarne
uściski przenika melancholia.
Co
ciekawe, to Ronit wydaje się bardziej asertywna. Ma świadomość,
że dokonała już pewnych wyborów. Przyjaciółka łączy Ronit z
domem, ale także reprezentuje wszystko to, od czego ta próbowała
uciec. Ronit zdaje sobie więc sprawę, że zakochała się w
kobiecie, którą nie chce się stać. Jej przybycie jednak obudziło
Esti, która początkowo zdaje się niezdecydowana i przerażona
swoimi emocjami, ale stopniowo konfrontuje się z prawdą o sobie i
jej życie emocjonalne zaczyna rozkwitać. Mamy wrażenie, że czas
dla Esti się zatrzymał, kiedy Ronit uciekła, a teraz wszystko
wraca niemal w ułamku sekundy. Czułość rodzi czułość, ale
emocje w końcu muszą wybuchnąć i wybuchają w kulminacyjnej
scenie.
Lelio
niejako nas do niej przygotowuje. Nieprzypadkowo Dovid omawia z
uczniami „Pieśń nad pieśniami”, zaś Esti analizuje w szkole
„Otella”. Oba dzieła dotykają zmysłowości, namiętności,
cielesności. I pokazują, że pasja podskórnie drzemie w tym
świecie. Zbliżenie erotyczne wydaje się więc naturalne, zwłaszcza że czysta, nieokiełznana namiętność rodzi się z miłości.
Esti i Ronit spontanicznie wskakują do
pociągu, po czym zatrzymują się w pokoju hotelowym. W końcu zaczynają się
całować. Sekwencja jest rozjaśniona, ukazana w jaśniejszym,
cieplejszym świetle niż reszta kadrów. Wcześniejszy, zimny
dystans kobiet rozpływa się, gdy żarłocznie pożerają się
nawzajem. Scena
erotyczna jest bardzo intensywna i intymna. Budowana jest
konsekwentnie i inteligentnie. I stanowi być może najważniejszy
moment filmu. Ma nas przekonać i mnie przekonuje- buduje obraz
miłości nierozerwalnej, niezaprzeczalnej. Sama w sobie jest
ciekawie i funkcjonalnie nakreślona. Odważna, ale Lelio unika
dosadności. Brak w niej nagości, większość ujęć składa się
ze zbliżeń kobiet albo widzimy pokazaną w pojedynczych ujęciach
ekstatyczną twarz Rachel McAdams. Szereg zbliżeń izoluje każdą
aktorkę, podkreślając ich indywidualne doświadczenia zmysłowe.To, co buduje ten zachwyt,
Chilijczyk pozostawia naszej wyobraźni.
Radość słuchania ponownie głosu ukochanej, widzenia, odczuwania,
smakowania ust, dotykania ciała ... wszystko w tej scenie jest. Największe
emocje widza budzi moment, w którym Ronit pluje do ust Esti.To
jaskrawy kontrast z poprzednią bezcielesną, mechaniczną sceną
seksu pomiędzy Esti i jej mężem. Sam gest jest zaskakujący, ale
jednocześnie delikatny. Nadaje scenie fetyszystyczny, niemal rytualny charakter.
Najciekawszym
rekwizytem staje się jednak peruka. Lelio wykorzystał ten rekwizyt
do końca i w sposób intrygujący. Wspominałem o tym nakryciu głowy
w kontekście Ronit. Dla Esti peruka jest jeszcze ważniejsza.
Brzydka, deformująca, pozbawiająca ją urody- z jednej strony jest
więzieniem, rodzajem zniewolenia, z drugiej noszona jest jak tarcza,
zbroja przeciw uczuciom. Ronit usuwając ją z głowy Esti, patrzy na
jej pełną twarz i naturalne włosy po raz pierwszy od czasu, gdy
były dziewczynkami Zdjęcie peruki w tej scenie ma większy ładunek
erotyczny niż wszystko inne. To symbol nagości -otwartej i
śmiałej. A dopełnieniem jest orgazm Esti, bo na nim skupia się
kamera. Orgazm Esti jest zarówno uwolnieniem seksualnym, jak i
metaforycznym uwolnieniem się mentalnym, otwarciem się na możliwość
swobodnego odkrywania, kim naprawdę jest.
Jednak
Esti kocha też żydowską społeczność i potrzebuje jej tak bardzo, jak
potrzebuje Ronit. Kiedy mówi, że słowo Hashem ( Bóg) jest jej życiem,
brzmi to prawdziwie i jest prawdą. Nawet kiedy szuka już otwarcie
miłości Ronit, wciąż modli się, wciąż szuka zrozumienia i
przebaczenia. Konflikt między byciem dobrą żoną i matką (
pojawia się motyw ciąży)a miłością do Ronit ma ładunek
dramatyczny, ale reżyser w jej postaci nie skupia się na
nieszczęściu czy presji środowiska. Skupia się na ogromnej
tęsknocie, która ją dotyka. Przez te wszystkie lata żyła
pozbawiona tożsamości,a Ronit nadała jej w końcu podmiotowość.
Uświadamia sobie, że jeśli chce stać się kimś, musi pogodzić się z przeszłością,
teraźniejszością i przyszłością. a to będzie wymagało
podjęcia decyzji. Dlatego prosi męża o to, by zwrócił jej
wolność.
W
ten sposób przed ostatecznymi wyborami staje trzeci bohater- Dovid,
pozornie postać drugoplanowa. Milczący, niewidoczny, jakby ciągle
w tle, jest jednak równoprawnym bohaterem, nie mniej tragicznym niż
pozostała dwójka. Ani w książce, ani w filmie nie jest tyranem,
tym bardziej czarnym charakterem. Oczywiście jako mąż Esti uosabia
męską władzę, symbolizuje ład i porządek tego świata, a
kluczowym pojęciem obok Boga jest honor. Jednak jako stary
przyjaciel Ronit ucieleśnia on już coś innego - bardziej
wyrozumiałą twarz ortodoksji, która rozpoznaje potrzebę uczuć.
Dovid jest zadziwiającą sympatyczną postacią. I choć nie do
końca rozumie, co się dzieje, nie jest głupcem. Nie gości więc
Ronit w swoim domu, nie wiedząc, dokąd to może doprowadzić.
Miłość do Esti, pozbawiona namiętności i pasji, nie jest
bezwartościowa. W momencie, kiedy zauważa, co się dzieje z jego
żoną, rozpoczyna swoją podróż, która tak samo dotyczy jego
rozumienia Tory, jak i relacji międzyludzkich. Lelio pozwala, by
kamera zatrzymywała się na Dovidzie, gdy słucha, myśli i
obserwuje. Jego zmagania są wyczuwalne. Grający go Alessandro
Nivola sprawia, że te zmagania serca, duszy i sumienia stają się
wysiłkiem fizycznym. W pewnym sensie przeżywa to, co jego żona-
rodzaj przebudzenia. I nie tyle jego świat został zniszczony, co
pojawia się u niego świadomość, że całe jego dotychczasowe
życie zostało mu napisane przez innych. Balans między wiarą a
współczuciem zostaje naruszony. Z jednej strony próbuje zachować
spokój i godność, z drugiej strony odczuwa ból i rozpacz.
Zostaje
uwięziony między przeciwnymi biegunami. Z jednej strony obowiązek
i tradycja, a z drugiej- sumienie i miłość. Dovid staje się
doskonałym odzwierciedleniem wszystkich wątpliwości, moralnej
niezgodności z rzeczywistością sytuacji. A mogłoby się wydawać,
że Dovid to człowiek, któremu daleko do zagubienia. Syn duchowy
rava Krushki, wybrany na jego następcę, posiadający poukładane
życie rodzinne. Problem w tym, że jemu ten scenariusz został
narzucony. Nie czuje w sobie ani charyzmy, ani mocy duchowej
rabbiego. Tak naprawdę szuka swego miejsca w rodzinie i bardziej niż
czegokolwiek innego chce, aby Esti był szczęśliwa - nawet jeśli
to oznacza, że dokona wyboru, który go zniszczy.
Kazanie
Dovida tworzy wyrazistą klamrę, ale stanowi też kompozycyjnie
kulminacyjny punkt. Dovid nawiązując do słów zmarłego mistrza,
staje po stronie wolności, stając się nieposłusznym. Scena przed
świątynią, kiedy cała trójka się tuli, jest szczególnie
wymowna. W tym świecie, gdzie czułość, bliskość, intymność,
cielesność jest napiętnowana, trójka ludzi jednoczy się w
uczuciu przyjaźni. A tym, który łączy, okazuje się Dovid, zdolny
do przekroczenia uprzedzeń wobec kobiet, które go zdradziły.
Siłą
filmu jest niejednoznaczność. Scenariusz,napisany wspólnie przez
Lelio i Rebeccę Lenkiewicz (odpowiedzialna była także za
scenariusz do Idy) nigdy nie dąży do potępienia ortodoksji
wiary lub oferowania jakichkolwiek ocen. Nieposłuszeństwo nie
traktuje ortodoksyjnego judaizmu jako zła, nie demonizuje ani
religii, ani zamkniętych społeczności, obraz wydaje się wyjątkowo
zrównoważony. Kultura żydowska jest pokazana jako bliska, z
wieloma dobrodziejstwami społecznymi i korzyściami. Kiedy Ronit
dołącza do szabasu, nastrój przy stole choć daleki od przyjaznego
lub ciepłego, nie jest jednak toksyczny. Choć ściśle
przestrzegane są tradycje, pojawia się również w tym środowisku
śmiech i gorliwe pragnienie uczenia się. Owszem twórcy pokazują
jego anachroniczność, duszną i klaustrofobiczna atmosferę, ale
też nie przedstawią jako przesadnie okrutnego lub nieustępliwego.
I najważniejsze- nawet jeśli bohaterowie czują się stłumieni i
stłamszeni, to środowisko nie determinuje ich działań. Lelio jest
zbyt inteligentnym twórcą, by traktować społeczność religijną
jako przeszkodę, która udaremnia samorealizację. Hendon to
wspólnota, rodzina. Tę wspólnotę tracą ci, co wybierają
wolność. Wiele lat temu Ronit wybrała wygnanie, aby realizować
swój styl życia. Płaci określoną cenę w postaci żalu. Żal
dotyka jednak i Esti, która zdecydował się pozostać i poślubić
szanowanego człowieka. Teraz więc obie muszą ustalić, dokąd
zmierza ich przyszłość.
Zakończenie
dalekie jest od klasycznego happy endu. Każde z tej trójki pójdzie
swoją drogą. Może się one przetną, a może nie. Lelio kończy
historię w sposób otwarty. Wszyscy dostają szansę, aby stanąć
przed własną przestrzenią życiową, która stwarza nieograniczony
potencjał możliwości. Ich losy to kwestia otwarta i trudno tu mówić, że ktoś
jest szczęśliwy. Bohaterowie podjęli walkę i ponoszą
konsekwencje swoich czynów. Ale tym razem ich decyzje są świadome.
Dokonują własnych wyborów dotyczących wolności i tożsamości, a
wybory te przemawiają za miłością, seksualnością i osobistą swobodą. Nieposłuszeństwo pozwala bohaterom w końcu istnieć i
być wolnymi- bo wolna wola dana od Boga to właśnie prawo do
nieposłuszeństw.
Film
nie jest efektowny, co może wywoływać opór, zwłaszcza że sama
historia aż prosi się o silne środki wyrazu. A w filmie Lelio
wszystko jest kontrolowane. Wyciszona paleta barw i równie wyciszone
oświetlenie nadają obrazowi sterylny wygląd. Kolory filmu są
stonowane i chłodne, wszystkie czernie, szarości, zadymione barwy
nadają strukturze obrazowej piękny, klasyczny charakter, jak na
zdjęciach czarno- białych. Lelio i jego reżyser zdjęć Danny
Cohen wybrali ujęcia o niskim kontraście, unikając ciepłych
kolorów za wszelką cenę. Podczas gdy w poprzednim filmie
Chilijczyka, nagrodzonej Oscarem „Fantastycznej kobiecie”,
dominowała paleta jasnych kolorów, które wprowadzały nas w
szczęśliwy świat dwojga kochanków, tu brak barwnych impulsów w
(niby) nudnym i rygorystycznym otoczeniu, a najdrobniejszy dotyk
światła nabiera siły jaskrawego słońca. Zewnętrzne światło bowiem
jest nudne, a otoczenie w dużej mierze szare i zwyczajne. W domach,
częściowo z powodu obrzędów pogrzebowych, oświetlenie jest
ponure i melancholijne. Oddaje to klaustrofobiczność i ciasnotę
tego świata, ostrożną powściągliwość emocjonalną
mieszkających tam ludzi. Dzielnica jest wyprana z kolorów, bo jest
wyprana z uczuć, to hermetyczny, bezbarwny świat. Dlatego
też reżyser stosuje tak dużo zbliżeń głównych bohaterów, jakby narusza
ich intymną przestrzeń. Jako widzowie jesteśmy bardzo blisko.
Lelio często filmuje skórę swoich bohaterek, zawsze ukrytych pod
warstwami ubrań. Oddaje to tłumione napięcie, skrywane emocje. Służy
temu też świadomie stosowany bezruch, postacie odsłaniają się
bowiem w chwilach, kiedy stoją lub siedzą. Słowa nie są w filmie kluczowe.
Tempo
filmu jest spokojne, a występy aktorskie wysublimowane i wyciszone.Twórcy zachowują dystans wobec bohaterów, nie oceniając ich. Stąd
Lelio odnajduje emocje w najdrobniejszych gestach aktorów, subtelnym
języku ciała. Bliskość i jedność przyjaciół widzimy w
momencie, kiedy Dovid chroni niemal z czułością płomień z
papierosa Ronit albo kiedy Esti delikatnie głaszcze brodę męża.
Tam gdzie świat stawia bariery, bohaterowie podążają w stronę
intymności. Rachel
Weisz daje mocne, precyzyjne przedstawienie, które pozwala nam wejść
do jej wewnętrznego świata dzięki oczom czy drobnym gestom.
Zawieszona między zdecydowaną witalnością a bolesną
wrażliwością, buduje postać świadomą swojej wartości.
Prawdziwym odkryciem jest Rachel McAdams. Już „Spotlight” czy
„Bardzo poszukiwany człowiek” pokazały właściwy kierunek filmowy, ale
tutaj jest zaskakująco dobra. Jej uległość i bezbarwność jest
niesamowicie przekonująca, a przecież cały czas wyczuwamy u niej
napięcie. I ta subtelna zmiana podczas spotkania erotycznego z
Ronit. To jak pali papierosa albo pozuje do zdjęcia. Obie aktorki tworzą postacie subtelnie, a ich występy są stonowane. Lelio
bowiem świadomie i konsekwentnie unika melodramatyzmu, ucieka od
emocjonalnych wybuchów. Nie oznacza to jednak bezbarwności -sceny pomiędzy Weisz i McAdams są
fascynujące, każda aktorka słucha intensywnie drugiej, zwracając
uwagę na każdy niuans. Widoczna jest chemia miedzy nimi, co jest dużym walorem filmu.
Sebastian Lelio, który wcześniej wyreżyserował znakomitą "Glorię" i oscarową "Fantastyczną kobietę ", swoim anglojęzycznym debiutem udowodnił, że jest jednym z najciekawszych twórców Ameryki Łacińskiej. I jednym z tych nielicznych reżyserów, który chce i potrafi empatycznie spojrzeć na postacie kobiece oraz wspaniale potrafi snuć opowieści o tym, jak kobiety na nowo odkrywają siebie.
T.M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz