poniedziałek, 24 września 2018

                                                                    
                                                           VOLVER
  DYSKRETNY UROK KOBIECOŚCI

Jak tu nie kochać Almodóvara? Głowa pełna zwariowanych pomysłów, nieposkromiona wyobraźnia, genialne postaci kobiece i to cudowne balansowanie na granicy dramatu i komedii.

A zaczyna się rozkosznie - sceną na cmentarzu. Kilkanaście kobiet w rytm starej piosenki pucuje pomniki – niektóre z nich swoje własne. To miejscowy zwyczaj. Miasteczko jest delikatnie ujmując dziwne. Nigdy nie przestaje tam wiać pustynny silny wiatr, co owocuje największym odsetkiem wariatów i samobójców w całej Hiszpanii. Zapyziałą dziurę zamieszkują niemal same wdowy, dla których czas się zatrzymał. Widmowe miejsce, widmowe postaci. I tutaj właśnie wychowały się główne bohaterki.

Prowincję Almodóvar opisuje w charakterystyczny dla siebie sposób. Lekka dawka ironii, krytyczne wykrzywienie, negacja zaściankowej, zacofanej obyczajowości, jednak z przymrużeniem oka. To przecież kraina dzieciństwa samego Almodóvara. Tytuł "Volver" trzeba więc rozumieć jako powrót reżysera do rodzinnych stron. Już raz to zrobił, w "Kwiecie mego sekretu", i już wtedy był szyderczo – sentymentalny. Teraz choć naśmiewa się z dewocji i ciemnoty mieszkanek, ukazuje pustkę przestrzeni i nierealność egzystencji, tonacja opowieści jest wyjątkowo czuła, przyjazna i ciepła.


"Volver" jest od poprzednich filmów mniej wizualny, mniej jaskrawy, z mniejszą ilością kolorów i fetyszów. Więcej w nim tonacji komediowej, więcej nostalgii i delikatnej idealizacji. Pustka intelektualna miasteczka - tak , ale już nie emocjonalna. To miejsce wydało na świat i ukształtowało główne bohaterki. Ono dało im rodzinne traumy, naznaczyło piętnem, dostarczyło bólu, ale to miejsce dało także miłość, siłę charakteru i moralny kręgosłup. Tu się wszystko zaczęło i tu się skończy. W finale bohaterki wrócą tu, odnajdując wewnętrzną harmonię i spokój-w świecie samych kobiet.

Almodóvar bowiem po dwóch ostatnich filmach ponownie wrócił do świata kobiecości. I dobrze, nikt dzisiaj chyba tak świetnie nie rozumie kobiet i nikt tak jak on nie potrafi o nich opowiadać. A w "Volver" idzie na całość. Świat mężczyzn jest reprezentowany przez jednego osobnika, Paco, który zresztą niemal natychmiast znika. I dobrze. Jedna odsłona mówi o nim wszystko – siedzi przed telewizorem, oglądając mecz i pijąc piwo. Właśnie stracił pracę, użala się nad sobą i oczekuje pocieszenia. Wreszcie patrzy pożądliwie na 12-letnią córkę. Słaby, mały człowieczek o rozbuchanym ego. Konkluzja jest wstrząsająca – i mówię to jako osobnik płci męskiej- mężczyźni są nie tylko niepotrzebni, ale są szkodliwi. Bez nich ten świat jest lepszy, mądrzejszy, więcej w nim ładu i uczuć. Kobiety doskonale sobie bez nich dają radę, mężczyźni są dla nich z reguły balastem. Tutaj tylko kobiety stać na dojrzałość.

Taki obraz nie jest wyrazem propagandy feministycznej, Almodóvar daje nam to do zrozumienia między wierszami, dyskretnie, choć jednoznacznie. Wnioski nasuwają się same, kiedy przyjrzymy się bohaterkom, a jest ich kilka. Hiszpański reżyser przygląda się aż trzem pokoleniom, które łączą więzy rodzinno – emocjonalne. Pokolenie najstarsze reprezentuje Irene i jej siostra Paula, średnie – córki Irene - Raimunda i Sole, a także ich sąsiadka z miasteczka, Augustyna; wreszcie Paula - córka Raimundy – to pokolenie najmłodsze. Ale nawet postacie epizodyczne u Almodóvara są wyraziste i plastyczne. Dotyczy to klientek Sole i sąsiadek Raimundy. Zaradne, pomocne, silne, obdarzone osobowością. Każda jest choć trochę inna. Inny sposób mówienia, inny strój, inna gestykulacja. Bo kobiecość dla Almodóvara to różnorodność, indywidualność, oryginalność, a męskość to szablonowość i prostactwo. Najważniejsze jednak, że kobiety u niego są szczodre, usłużne, hojne i otwarte. Ich solidarność to wartość nie do przecenienia.


Na plan pierwszy wysuwa się postać Raimundy, kobiety ciężko doświadczonej przez los. Trauma z dzieciństwa, ucieczka z domu, tragiczna śmierć rodziców, a teraz choroba ukochanej ciotki i strata pracy przez męża. Apogeum problemów to zabójstwo Paco przez córkę, którą ten próbował zgwałcić. Przypadek sprawia, że Raimunda chowa ciało w zamrażarce znajdującej się w nieczynnej restauracji, do której miała klucze. Brzmi makabrycznie, ale jak zwykle hiszpański twórca umiejętnie rozbraja grozę - to subtelnym humorem, to dosadnym przerysowaniem. Mistrzostwo jego groteski polega na tym, że natychmiast godzimy się z zaistniałą sytuacją i nie budzi ona naszego sprzeciwu.

I od tego momentu objawia się cały Almodóvar. Zamiast dramatu i melodramatycznego patosu czy ewentualnie sensacyjnej intrygi mamy w zasadzie optymistyczną komedię o duchach. Raimunda nie załamuje się, nie rozpacza, bierze sprawy w swoje ręce i tragiczne wydarzenie przekuwa w coś, co można nazwać sukcesem. Przypadkowa obecność filmowej ekipy sprawia, że rozkręca interes z restauracją i zaczyna się realizować. Świetnie to ilustruje nóż, którym został zabity Paco. Narzędzie zbrodni służy potem Rajmundzie do gotowania w restauracji. Krew zostaje zmyta pracą. Punktem przełomowym staje się jednak w jej życiu spotkanie z matką, która wróciła z zaświatów, by pomóc swoim samotnym córkom. Ich spotkanie po latach i oczyszczająca rozmowa to jedna z najlepszych scen filmu. Nie ma tu, wbrew pozorom, rozbuchanych emocji, ekspresji i dramatycznych chwytów. Scena jest spokojna, niemal rzeczowa, rozmawiają nie tylko matka z córką, rozmawiają ze sobą dwie mądre, dojrzałe kobiety, które potrafią sobie wzajemnie wybaczyć i otworzyć ramiona, obdarzyć prawdziwym uczuciem. I miłość macierzyńska, choć niełatwa, wydaje się obok solidarności wartością nadrzędną. Dlatego Raimunda tak bardzo chroni córkę, próbując ją samotnie wychowywać i rozmawiać z nią. Dlatego śmierć Paco tak łatwo została przez nią zaakceptowana- chciał skrzywdzić jej córkę, a Raimunda wie, jak mężczyźni potrafią zadawać dotkliwe ciosy kobietom i dziewczynkom. Wie, że trzeba zrobić wszystko, by swoje dziecko bronić przed przemocą, i jest gotowa na wszystko.

Siłą Raimundy jest aktorska kreacja Penelope Cruz, jedyna i niepowtarzalna u Almodóvara, u którego dostaje dosłownie skrzydeł. Tutaj jej uroda nabiera powabu dojrzałości. Bardziej cielesna, namacalna, nie pozbawiona zmarszczek i zmęczenia w oczach, przyciąga jak rzadko kiedy. To piękno zwyczajne i wyrafinowane jednocześnie. Zmysłowa, krucha, delikatna, a przecież jednocześnie silna, zdecydowana, zaradna. Penelope, świadomie zaaranżowana na gwiazdy włoskie lat 60., kreuje postać prawdziwej heroiny. Silna osobowość, gadatliwa i krzykliwa, jeśli nie powiedzieć upierdliwa – jak twierdzi rodzina – ale też skupiona, zdeterminowana, dumna i pewna siebie. Pełna emocji. Wybuchowa, jednak nie pozbawiona ciepła i wrażliwości. To ona uosabia tu pełnię kobiecości. Łączy mądrość z żywiołowością, siłę charakteru z siłą uczuć. Zdolność do poświęceń ze zdolnością do wybaczania. Trudne sytuacje nie przytłaczają jej, wprost przeciwnie – dodają siły, pobudzają do działania. Dramat nie zamyka ją na ludzi, a co najważniejsze - na rodzinę. Chroni córkę, jest dla niej wsparciem i wzorem. Z matką nie rozmawia od lat, ale jednocześnie czeka z utęsknieniem na choćby chwilę z nią.


Kobiety są tutaj dla siebie wsparciem, mogą na siebie polegać i to we wszystkich pokoleniach. Są otwarte i silne. Najmłodsza, choć wydaje się normalną nastolatką, nie ma w sobie nic z infantylizmu swoich rówieśniczek. Wiele już rozumie, ma w sobie spokój dojrzałej kobiety. Natomiast babcia Irene wraca, by odkupić swoje zaniedbanie wobec córki. Pogodna, wyrozumiała, obdarzona poczuciem humoru, a przede wszystkim gotowa do poświęceń. I co najważniejsze- traktuje to jako swój obowiązek wobec tych, których skrzywdziła. Naturalna dobroć okazuje się lekarstwem, ratunkiem dla strapionych kobiet. W kapitalnej scenie powrotu całej kobiecej rodziny do domu znajdujemy prawdziwą harmonię więzów rodzinnych. Nad rzeką, gdzie został pochowany Paco (a w zasadzie zamrażarka z jego ciałem), następuje pełne pojednanie trzech pokoleń. Tu nie ma gniewu czy żalu, lecz przebaczenie i zrozumienie. Zrozumienie, że życie płynie dalej, ale już bez mężczyzn. Że życie jest jak płynąca rzeka, płytka, momentami bliska zaniku, ale jednak brnąca do przodu. Przeszłość została pokonana.

Tytuł: "Volver" należy więc też rozumieć jako powrót (dodajmy niełatwy) do domu, domu rozumianego jako korzenie, ale także rozumianego jako wspólnota. Bohaterki wracają, by znaleźć to, co w dorosłym życiu utraciły, aby przypomnieć sobie to, co zapomniane, aby odpowiedzieć sobie na kilka elementarnych pytań. Kobiety chcą tu odnaleźć początek swojego życia, aby stawić czoła przyszłości: "Jednak wędrowiec, który ucieka, prędzej czy później zatrzymuje swoje kroki". 

T.M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz