PONAD SOBĄ
Muszę
przyznać, że nigdy nie byłem admiratorem poprzedniego filmu
Łukasza Palkowskiego, ale też muszę przyznać, że Bogów
naprawdę się dobrze oglądało. To był po prostu fajny film.
Najlepszy, choć skrojony według tego samego formatu, jest
filmem jednak wyraźnie słabszym. Czy to oznacza nieudanym? Myślę,
iż nie. Problem tego dzieła tkwi jednak w swoistym paradoksie- to,
co jest jego siłą, jest też słabością.
Zacznijmy
od pozytywów. Najlepszy to kawał dobrej reżyserskiej
roboty. Palkowski dobrze czuje się w tej konwencji kina
hollywoodzkiego, umie opowiadać historie, które krzepią. Wartka
fabuła może się podobać, a reżyser stara się cały czas trzymać
rękę na pulsie, kiedy trzeba - przyśpiesza, kiedy tego wymaga
historia - zwalnia. Tonacje emocjonalne również są dobrze
sproporcjonowane, czasami pojawia się humorystyczna scena, czasami
dominuje dramat. Najlepszy to taki koktajl - dobrze
wymieszany, złożony z odpowiednich komponentów. Twórca Bogów
wrzucił chyba wszystko, co przy takich biografiach jest
potrzebne.
Trzeba
też przyznać, iż odtwórca Jerzego Górskiego, Jakub
Gierszał, wdzięcznie odgrywa swoją rolę - jest wystarczająco
charyzmatyczny i pozwala polubić swoją postać. Role drugoplanowe
są wyraziste i łatwo zapadają w pamięć. Oczywiście można się
zastanowić - ja to robiłem - czy zatrudnienie Magdaleny Cieleckiej
do roli matki bohatera było potrzebne, czy to tylko prosta chęć
przypodobania się widzowi. Pewnie tak, ale przecież takimi
smaczkami kino amerykańskie żyje, a oglądanie poszarzałej
Cieleckiej, w papuciach i podającej odwieczny rosołek synkowi,
takim smaczkiem jest i sprawia prostą, ale jednak przyjemność.
Obraz jest wizualnie dopracowany, zdjęcia Piotra Sobocińskiego jr i montaż są na wysokim poziomie filmowym. No i najważniejsze- optymistyczna historia zmagania się ze swoimi demonami wybrzmiała tak jak powinna wybrzmieć. Mamy kolejnego bohatera silniejszego od życia (mówię to bez ironii), wojownika i herosa. I w ten sposób obraz Palkowskiego buduje naszą wiarę w człowieka i afirmatywny stosunek do życia.Ten film może się podobać i się podoba, niezależnie od płci, wieku i doświadczeń, a nagroda gdyńskiej publiczności jest tego dobrym potwierdzeniem.
No
właśnie- wszystko to jest takie poprawne, takie ładne, takie
krzepiące ( choć oczywiście jest i krew, i wymioty, i cierpienie,
i śmierć ). Filmowi brakuje pazura, jakiejś ambiwalencji,
konfliktów, nawet złych charakterów. Despotyczny ojciec w
wykonaniu Artura Żmijewskiego jest potraktowany figuralnie, nie
tworzy konkretnej osobowości. Ojciec Grażyny, ukochanej bohatera,
tylko udaje złego, Woronowicz czyni go „sympatycznym”, a
zresztą postać ta przechodzi metamorfozę. Jedynym więc
adwersarzem Górskiego pozostaje on sam ze swoją mroczną stroną.
Pomysł nawet niegłupi, ale jego realizacja pozostawia dużo do
życzenia. Konwencja horroru, którą reżyser zastosował, zupełnie
nie pasuje do całości filmu, razi sztucznością i - nie bójmy się
tego powiedzieć - banalną, łopatologiczną symboliką. Tę sztuczną
i momentami nieznośną konwencję tworzy też muzyka, zupełnie z
innej bajki, ale „dobrze” brzmiąca.
Postacie
pozytywne wygrane są raczej na jedną nutę albo jak w przypadku
Marka Kotańskiego ( dobry Janusz Gajos) po prostu niewykorzystane.
Jeszcze bardziej szablonowo wypadają postacie kobiece. Aktorsko
ciekawa Kamila Kamińska, jako Ewa Meller - kolejna ważna kobieta w
życiu bohatera- tak naprawdę niewiele ma do zagrania. W filmie
brakuje psychologicznych niuansów, szczególnie w konstrukcji
głównej postaci - zabrakło pęknięć charakterologicznych,
jakichś wątpliwości, niejednoznaczności, a większość scen
jest dość przewidywalna.
Problemem więc jest przede wszystkim to, że ten film za bardzo chce się podobać i za bardzo chce trafić w gusta wszystkich. Traci na tym film, ale pewnie nie traci przeciętny widz.
I ,mimo wszystko, dobrze, że takie filmy w Polsce powstają. Dobre kino środka, o pewnych ambicjach artystycznych, inteligentnie skrojone i trafiające do odbiorcy. Wciąż brakuje nam takich filmów.
T.M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz