Sukces
Kafarnaum na ostatnim festiwalu w Cannes był pewnym
zaskoczeniem, ale nazwisko Labaki już nie. Jej debiut Karmel
spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem i z San Sebastian wyjechał
z Nagrodą Publiczności. Tak samą nagrodę, tyle że w Toronto,
dostała Labaki za kolejny film "Dokąd teraz?".
Obraz ten był także wyświetlany na festiwalu w Cannes, gdzie
otrzymał prestiżową Nagrodę Jury Ekumenicznego. Kafarnaum,
które wyjechało z Cannes aż z
trzema nagrodami, potwierdziło więc talent libańskiej reżyserki,
ale też pokazało, że potrafi ona łączyć artystyczną
wizję z potrzebami emocjonalnymi widzów.
Obraz
zapożycza swój tytuł od starożytnego miasta, w którym Jezus
dokonywał cudów. Jeśli szukalibyśmy paraleli między życiem
Jezusa i głównego bohatera, Zaina, stworzyłoby to ironiczny
kontekst obrazu. Ale wydaje się, że ważniejszym dla rozważań
interpretacyjnych jest fakt, że Jezus swoim proroctwem skazał to
miejsce na upadek. W ten sposób słowo to stało się synonimem
chaosu. I rzeczywiście- współczesny Bejrut, uchwycony przez kamerę
Labaki, to piekło, miejsce pozbawione spokoju, litości czy ładu.
To ponury, chaotyczny świat, w którym dzieci tracą niewinność,
radość, nawet życie. Jego zatłoczone ulice i prowizoryczne
mieszkania kryją w sobie niekończącą się rozpacz.
Pokazanie
dziecka w piekle ma bardzo silny ładunek uczuciowy i filmowi w
niektórych recenzjach zarzucano nadmierną manipulację, trudno
bowiem nie reagować emocjonalnie, kiedy dziecko jest w
niebezpieczeństwie, bez względu na to jak bezkompromisowa jest
narracja. Film jest jednak zbyt ekscytujący, brutalnie uczciwy i
emocjonalnie szczery, by te zarzuty przyjąć. Szkoda jedynie, że
reżyserka wpisuje historię swego bohatera w dramaturgiczną klamrę
dramatu sądowego. Oto bowiem Zain, który już odsiaduje pięcioletni
wyrok za dźgnięcie kogoś nożem, staje przed sądem i pozywa
swoich rodziców za danie mu życia. Rozumiem funkcjonalność
pomysłu i podkreślenie w ten sposób wagi problemu. Uprzejmy
dobroduszny sędzia oraz prawnicy, reprezentujący obie strony, mówią
językiem uzasadnionego dociekania i obywatelskiego oświecenia, a
ich retoryka ma na celu ukazanie dobroczynnego, rozwiązującego
problemy autorytetu państwa, które ma moc ochrony swoich
obywateli. Wszystko więc co dzieje się poza sądem, a czego
stajemy się świadkiem, stawia w krzywym zwierciadle ten obraz. Mowa
oskarżycielska Zaina ma siłę rażenia, ale jest bardziej głosem
samej Labaki niż dziecka. Sceny te ( na szczęście rozsądnie
ograniczone do minimum) są zbyt wymyślne i wprowadzone bez potrzeby
- opowiedziana historia jest sama w sobie przekonywująca i broni się
bez jakichkolwiek chwytów filmowych.
A
jest to historia tytułowego chaosu. Chaos konstruuje już wizja domu
rodzinnego Zajna. Jego domostwo to piekielny świat, obraz nędzy,
zamieszania, dysfunkcji. Rodzice bohatera są tak biedni, że nie
rejestrują swoich dzieci, co oznacza, że te istnieją poza systemem
- nie mają więc dokumentów, nie mogą też chodzić do szkoły.
Stąd najmłodsze dzieci przywiązywane są łańcuchem do kostki, by
nie zrobiły sobie krzywdy, a starsze zapędzone zostają do pracy.
Jednocześnie cała rodzina wprzężona jest w handel narkotykami.
Zdobywany kłamstwem Tramadol jest miażdżony, rozpuszczany w
gorącej wodzie, w której prane są ubrania, a te przemycane są
potem do więzienia.
W
tym chaosie funkcjonuje Zain, który nawet nie wie, ile ma lat
(lekarz ocenia go na dwanaście). Większość czasu chłopak spędza
na ulicach Bejrutu, kształtowany w obliczu wyjątkowych trudności,
jakich nie powinien doświadczać żaden dzieciak. Ale zadziorny i inteligentny Zain, z twarzą starego człowieka i
gestami ukrywającymi jego młode oczy, jest tak zahartowany w
biedzie i trudach przez te lata, że nawet przez chwilę nie zdaje
sobie sprawy, że niewinność dzieciństwa jest czymś cennym i że
powinna być każdemu dostępna. Jego siła charakteru i zdolności
adaptacyjne pozwalają mu (a może raczej zmuszają) spojrzeć na
świat oczami człowieka dojrzałego. Zakodowane ma bycie
materialistą, żeby nie powiedzieć cwaniakiem - w swoich
interakcjach z dorosłymi prawie zawsze próbuje zawrzeć rodzaj
umowy. Dzieciak jest zaradny i sprytny, co jednak ważniejsze- nie
pozwala, by ponure okoliczności codziennej egzystencji naznaczyły
jego życie smutkiem i poczuciem nieuchronnej beznadziejności. Mimo
wszystko jest opiekuńczy wobec tych, których kocha. Na początku
ukochaną osobą jest jego młoda siostra, Sahar. Instynktownie
pojmuje, że nastolatka, która właśnie dostała pierwszy okres,
zostanie sprzedana dorosłemu mężczyźnie w zamian za kilka
kurczaków. Pomaga jej ukryć ten fakt tak długo jak się da. Mimo
wszystkich wysiłków niestety traci swoją siostrę. Na znak
protestu, z pogardy do rodziców, pełen wściekłości i smutku,
Zain ucieka z domu.
Dramatyczne wydarzenia nie pozbawiają go jednak ani poczucia honoru, ani zdolności do empatii. Uciekając trafia do parku rozrywki, gdzie zaprzyjaźnia się z Rahil, etiopską dziewczyną, która nielegalnie przebywa w Libanie, a która musi ukrywać swojego jednorocznego synka, Yonasa, w obawie przed deportacją. Mieszkając w budzie z tektury falistej, stara się zaoszczędzić wystarczająco dużo gotówki na nowe dokumenty, które pozwolą jej zostać w Bejrucie. Ukrywanie uroczego malucha w pracy jest problematyczne, więc gotowość Zaina do opieki nad dzieckiem jest jej na rękę. Zain okazuje się zaskakująco zaradnym i kompetentnym opiekunem dla Yonasa, którego traktuje niemal jako swojego brata. Gdy Rahil znika, chłopak postanawia bronić siebie i dzieciaka. Zaradny Zain robi to, co zawsze robił: próbuje przetrwać. Odkrywa jak karmić dziecko bez mleka matki, gdzie znaleźć alternatywne miejsca do prysznica, gdy zabraknie wody, jak stworzyć powóz z skradzionej deskorolki i garnków, i jak wykorzystać to, czego nauczył się pracując dla swoich rodziców, czyli "biznes narkotykowy, żeby zarabiać pieniądze. Jest kreatywny i błyskotliwy, tworzy na przykład lustro, aby jego nowy przyjaciel mógł oglądać kreskówki z domu sąsiada. Robi wszystko, by zagwarantować im byt, ale też ochronić Yonasa przed ludźmi, którzy chcą go przehandlować. Zain wykorzystuje swój spryt i wewnętrzną przyzwoitość, aby postąpić właściwie. Ale każdy krok w kierunku przetrwania napotyka na liczne komplikacje, a rosnąca frustracja dewastuje jego dobre intencje.
Sceny
z tą dwójką należą do najlepszych w filmie. Czy Zain po prostu
gapi się na malucha z wnętrza pustego brodzika, czy zmaga się z
pieluszką, czy idzie z nim na spacer, widzimy jak silna istnieje
więź między nimi. Scena, w której wyglądają jak swoiste
lustrzane odbicie, Zain w niebieskiej sportowej kurtce i
postrzępionych czerwonych spodniach, dziecko w czerwonym płaszczu i
niebieskich spodniach, buduje w widzu silne poczucie braterstwa
obcych sobie przecież dzieci. Jest między nimi naturalna, prawdziwa
chemia, godna pozazdroszczenia. Ich rozstanie więc rozdziera
serca widzów.
Przedstawienie
w kinie skrajnego ubóstwa dzieci może stać się polem minowym dla
twórców - nie jest łatwo osiągnąć i utrzymać emocjonalny ton,
nie poddając się melodramatyzmowi i nie traktując protekcjonalnie
swoich bohaterów. Libańska reżyserka z powodzeniem omija te
pułapki. Trzeźwo opowiedziana historia ma niezwykłą, instynktowną
bezpośredniość- a to dlatego, że wywodzi się ona z życiowych
doświadczeń obsady. Zain został nazwany imieniem syryjskiego
imigranta, który go gra, i w jego wykonaniu nie ma żadnych
fałszywych nut. W scenach cichej desperacji kamera Labaki skupia się
na oczach aktora, abyśmy mogli poczuć wewnętrzną walkę w jego
głowie. Jego fascynująca, niesamowicie dorosła twarz oferuje
bogactwo emocji. Jest mądrość, gniewna szczerość, bunt,
frustracja, rozpacz, wściekłość. I jest dobro.
Czy dobro Zaina jest spowodowane dziecinną niewinnością czy irracjonalnym, niemal świętym usposobieniem, pozostaje dla nas tajemnicą. Być może miłość do rodzeństwa ocaliła jego wrażliwość, a może to odwieczna zdolność człowieka do buntu przeciwko złu. Tak czy inaczej w syryjskim uchodźcy bez żadnego przeszkolenia aktorskiego Labaki znalazła artystę, który stawia takie pytania. Jest to bardziej efekt autentyzmu niż wynik charyzmy aktorskiej. Postać Zaina to najmocniejszy akcent filmu. Za jego pośrednictwem świat wygląda prawdziwie, pokazując całą uliczną mądrość, której żadna szkoła nie byłaby w stanie go nauczyć. Jego urok i magnetyzm są swego rodzaju autorytetem moralnym. Nie kwestionujesz jego poczynań, wierzysz w niego i ufasz mu.
Reżyserka Nadine Labaki kreuje Kafarnaum z płynnym, dokumentalnym
realizmem. Ale autorka nie rezygnuje, co wydaje mi się mocną strona
filmu, z ciepła i humoru. Choć delikatnie zarysowane- ale pozwalają
rozświetlić mrok opowieści, nawet w najczarniejszych momentach
filmu. Ta opowieść, wyrwana z prawdziwego życia, wykracza poza
konwencje realizmu czy dokumentu. Nie oznacza to, że coś tu jest
polukrowane. Kupowanie i sprzedawanie dzieci jest pokazane chłodnym
okiem w sposób jednoznaczny i szczery. Ale choć kamera jest
trzymana na wysokości Zaina, nie przyjmuje jego punktu widzenia. Ta
taktyka obrazowania pozwala zobaczyć zarówno postać, jak i jej świat. Labaki wykonuje świetną robotę, rejestrując kakofonię
ulic, mieszankę nerwowych ruchów intensywnych dźwięków.
Natomiast nieliczne ujęcia dronowe w filmie pozwalają Labaki
rozszerzyć obraz i skierować obiektyw poza cierpienie swoich
bohaterów. Gdy kamera leci w górę, traci kontrolę nad bohaterami.
Skupia się na pozornie niekończących się blokach, rzędach
zniszczonych domów i rozpadających się mieszkań. Cierpienie
bohaterów znika, bo staje się cierpieniem wszystkich dzieci
Czy można znaleźć optymistyczną nutę w obrazie. Myślę, że tak i wcale nie chodzi mi o zakończenie filmu, które nie wydaje się takie jednoznaczne. Interwencję państwa w finale nie tyle odbieram jako happy end, co raczej gorzki komentarz do losów tysięcy dzieci pozostawionych samych sobie. Ponadto przyszłość bohatera wcale nie jest pewna, choć trzeba przyznać, że w finale na jego twarzy można zobaczyć przebłysk tego, co można nazwać szczęściem.
Tym, co buduje pozytywną siłę emocjonalną, to paradoksalnie właśnie dzieci, szczególnie na tle świata dorosłych. Rodzice nie są przedstawiani jako nieczułe potwory. Są raczej postaciami uwięzionymi przez czynniki ekonomiczne. Ojciec, kiedy staje przed sądem, krzyczy "Tak mnie wychowano. Nie wiem nic więcej". Można to potraktować jako rozdzierający serce krzyk bezdennej udręki. Ale choć scenariusz nie wydaje wyroku, rodzice są bezsprzecznie winni, a ich protesty są fałszywe. Szczególnie jak spojrzymy na dwójkę bohaterów, która potrafi stworzyć własną prowizoryczną rodzinę. Ich wzajemna opiekuńczość staje się światłem wśród mroku. I choć w Kafarnaum nie ma Boga i króluje chaos, to odnajdziemy głęboko zakorzeniony ludzki impuls czynienia dobra. A dokumentuje to Labaki w nieco absurdalny sposób. Kolorystyczna powtarzalność strojów dzieci koresponduje z wyblakłym strojem pracującego w parku rozrywki "Człowieka Karalucha". Kafarnaum traktuje dzieci za bohaterów, a ich magiczną umiejętnością jest zdolność przetrwania.
Nie
ma wątpliwości, że autorka "Karmelu"jest filmowcem o skrajnej empatii, z
prawdziwą intuicją, potrafiącą naturalnie uchwycić dynamikę między
dziećmi. Równocześnie wrażliwa i bezpośrednia
w swoich metodach reżyserskich, Labaki artykułuje moralną złożoność tematu. Film oferuje bezpośredniość i autentyczność. Trudno
jest obserwować Kafarnaum i nie czuć bezradności oraz smutku. Obraz wymaga wiele od widowni, są bowiem fragmenty, które
emocjonalnie wyczerpują. W oczach Zaina widzowie są świadkami nieuchronnej śmierci
dzieciństwa i marzeń w kraju, którego rząd osiągnął szczyt
zaniedbywania swoich ludzi. Rezultat końcowy jest przejmujący, udaje się bowiem twórcom ukazać problem w świecie udającym, że problem jest niewidoczny.
Nadine
Labaki nakręciła intymny, emocjonalny film
T.M