niedziela, 7 lipca 2019

                                                     ZATRZYJ ŚLADY



Debra Granik to jeden z ciekawszych głosów w amerykańskim kinie. Namacalnie autorski i niebanalny. Swoje historie umieszcza ona na marginesie życia bogatego społeczeństwa, oddając głos ludziom, których zbiorowość ignoruje. Mocny debiut fabularny z 2004 roku, Down to the Bone, z przełomową rolą Very Farmigi, ukazywał kasjerkę w markecie, matkę dwójki dzieci walczącą z uzależnieniem od kokainy. Drugi obraz Granik - "Do szpiku kości" (2010) portretował siedemnastoletnią dziewczynę toczącą bój o siebie i swoje młodsze rodzeństwo w górach Ozark. Poczucie ekonomicznej niesprawiedliwości zabarwiało oba filmy, ale same historie były kameralne i intymne. Choć obraz "Do szpiku kości" podbił festiwal w Sundance i przyniósł cztery nominacje do Oscara, to Granik na nakręcenie kolejnego filmu czekała całe osiem lat. Ale naprawdę warto było. Podobnie jak poprzednie dzieła "Zatrzyj ślady" inteligentnie i empatycznie angażuje się w tematykę zmarginalizowanych ludzi w Ameryce, ukazuje postacie złamane, odrzucane, izolowane i zdradzone przez społeczeństwo.


Tytuł przywołuje etos przyjęty przez doświadczonych podróżnych, którzy szanują otaczający świat, szanują naturę i tak banalnie nie pozostawiają po sobie śmieci. W filmie słowa te nabierają charakteru metaforycznego i oznaczają coś bardziej niepokojącego, mianowicie potrzebę bycia daleko od cywilizacji, być może na stałe poza nią. Pragnienie bycia niewidzialnym. A to umożliwia właśnie świat natury. Reżyserka ma duży dar do tworzenia interesujących kinowych przestrzeni, które są namacalnie żywe i które sprawiają, że mamy uczucie jakbyśmy stali obok swoich bohaterów. Tak też się dzieje w tym obrazie. Od razu, w pierwszych ujęciach, umieszcza nas w lesie, zielonym i wilgotnym, pełnym wysokich, omszałych drzew i dywanów paproci. Bujny las to w rzeczywistości Park Narodowy w Portland w stanie Oregon, schronienie i dom dwójki bohaterów- byłego żołnierza Marine Willa i jego nastoletniej córki Tom. Zdjęcia Michaela McDonougha nie tylko doskonale wizualizują surowy i gęsty las, ale pozwalają zobaczyć samoistny, odosobniony świat. Gęste zielone liście, otaczające mężczyznę i jego córkę ,wydają się trzymać je jak w osłoniętych ramionach. Zieleń otacza dwójkę bohaterów niczym tarcza ochronna przed odkryciem. To jednak nie tyle zamknięcie, co poczucie symbiozy, jedności. Pierwsze ujęcia kreują obraz spokoju i harmonii, gdzie naturalne brzęczenie i ćwierkanie współgra z dźwiękami ludzkiego ruchu.




Will i Tom stworzyli w tej zielonej puszczy swoistą przestrzeń domową składającą się z namiotu, ogrodu, miejsca do gotowania, parasola, którego wklęsła strona została pokryta folią aluminiową w celu utworzenia pieca słonecznego, i zawieszonego arkusza z tworzywa sztucznego z otworem w środku, aby zebrać wodę deszczową do wiadra poniżej. Bohaterowie żyją jak survivaliści. Większość czasu spędzają na zbieraniu ziół i grzybów do jedzenia, mchu i drewna do rozpalenia ognia czy łapaniu wody deszczowej do picia. Kiedy potrzebują więcej jedzenia lub innych zapasów, idą do miasta. W szpitalu dla weteranów Will zbiera leki, które następnie sprzedaje innym bezdomnym weteranom. Wizyty te są rzadkie, cały niemal swój czas bohaterowie spędzają w lesie, żyjąc całkowicie bez elektroniki i nowoczesnej technologii. Wszystko, co najważniejsze, daje im przyroda. Wolny czas przeznaczają na grę w szachy czy czytanie encyklopedii. Will przeprowadza też córce ćwiczenia mające na celu ukrycia się w w razie niebezpieczeństwa. Są zaradni, ascetyczni i po prostu szczęśliwi.

Świat, w którym funkcjonują, jest tak zachęcający, tak spokojny, że wydaje się utopią z wszystkimi możliwościami, jakie niesie ze sobą nieuchwytny ideał. Dostrzegamy wspaniałość tego miejsca, jak i dziewicze piękno. Reżyserka zachęca nas do zobaczenia tego piękna i głębszego znaczenia w codzienności - aksamitnym mchu na drzewie, opalizującym połysku pajęczej sieci i czułości, która otacza Willa i Tom. Granik nie estetyzuje jednak nadmiernie naturalnego piękna otoczenia. Reżyserka nie czyni też z bohaterów wojowników, zbiegów czy radykałów. Nie odnajdziemy tu wreszcie sentymentalnego mistycyzmu- Will i Tom nie bujają bowiem w obłokach idei, słów czy znaków. Są mocno uziemieni, a las jest po prostu miejscem egzystencji - spiżarnią, schronieniem i domem. Stąd pojęcie bezdomności w przypadku tej dwójki musi zostać zakwestionowane. Granik tworzy inną definicję domu, zbudowaną na intymnym, wzruszającym związku ojciec-córka. Intymność między nimi jest namacalna, a ich komunikacja często odbywa się bez słów - wystarcza im spojrzenie.


Pytanie, które sobie zadajemy od początku- dlaczego wybrali taki styl życia, bo to, że jest to świadomy wybór, nie mamy wątpliwości. Wiemy, że Will jest weteranem, choć gdzie dokładnie służył i w jakich okolicznościach opuścił wojsko pozostaje nieujawnione. Tym bardziej nie ujawniona zostaje geneza traumy wojennej. Granik pozostaje bardzo enigmatyczna, oszczędza nam filmowych stereotypów jak wojenne retrospekcje. Nie jest też zainteresowana tworzeniem politycznych punktów odniesienia do historii. Zamiast tego jest humanistką, która buduje jednak postać Willa bez sentymentu i nawet grama protekcjonalności. Przeszłość jest odczuwalna jak szrapnel, tkwiący w ciele - czasem objawia się w gestach, czasem w ruchach albo w milczeniu. Strach objawia grymas na dźwięk helikoptera czy puste spojrzenie kontemplujące ścianę. Siła filmu tkwi w jego ekonomii, reżyserka tak konstruuje postać Willa, że konsekwentnie czujemy nieodparte napięcie, którego jednak nie zauważamy. Bycie samotnym rodzicem budzi też pytania o matkę dziewczynki. Tu też daje o sobie znać lakoniczność Granik. Śmierć żony Willa nie jest szczegółowo poruszana, chociaż najwyraźniej wydarzyła się jakiś czas temu. Nie dowiadujemy się o niej niczego z wyjątkiem tego, że jej ulubionym kolorem był żółty ( podobnie zresztą jak Tom).

Ta sielanka zostaje rozbita, gdy Tom zostaje zauważona przez turystę, co zostaje zgłoszone władzom. Para zostaje odkryta i włączona do programu usług społecznych. Film nie podąża jednak łatwą ścieżką, nie stosuje karykatury, zamieniając policjantów ani pracowników socjalnych w złoczyńców, którzy oddzielają ojca i córkę. Tutaj są ludźmi, którzy wykonują swoje trudne zadania, są wyrozumiali i otwarci, zdumieni odkryciem, że dziewczyna bez formalnego wykształcenia, intelektualnie przerasta swych rówieśników i naprawdę zainteresowani pomocą. Mają świadomość, iż Will nauczył córkę nie tylko zdolności do przetrwania, nauczył ją wszystkiego, oprócz umiejętności społecznych. Posuwają się do tego, że znajdują dla nich dom na wsi, dając im możliwość życia w izolacji, bez łamania jakichkolwiek praw i konwencji społecznych. Tak długo, jak Will będzie ciężko pracował każdego dnia, a Tom będzie chodziła do szkoły, będą mogli tam egzystować.


Amerykański sen, czyli domek na przedmieściu, dla Willa okazuje się jednak karą. Dla niego życie w domu ,spanie w łóżku oraz gotowanie obiadu w kuchni jest trudne do zaakceptowania, podobnie jak kult przedmiotów. Pierwszą rzeczą, jaką Will zrobi po wprowadzeniu się, jest więc schowanie telewizora w szafie, a pierwszy nocleg ma miejsce na trawniku.. Robi wszystko, aby zminimalizować swój kontakt ze światem cywilizacji.. Jak na ironię - w zamian za zakwaterowanie Will pracuje jako drwal choinek świątecznych. Obszary zalesione, które niegdyś zapewniały schronienie nad głową, stały się jego miejscem pracy i głównym źródłem dochodów. Co może być bardziej odległego od jego potrzeby, by być częścią lasu niż ta przemysłowa metoda zbierania drzew jako świątecznej dekoracji.

Gdy ich nowe życie nabiera kształtu, zdajemy sobie sprawę, że izolacja Willa i Toma od reszty świata była kluczem do ich intymności. Kiedy w ich orbicie pojawiają się ludzie, więź między ojcem a córką, która rozwinęła się w ciągu tych lat współzależności, robi się napięta. Naturalną skłonnością nastolatki jest buntowanie się i chociaż zostało to stłumione, pojawia się w momencie zasmakowania odrobiny cywilizacji. Dla Toma dom jest czysty, wygodny i daje poczucie stabilizacji, a otoczenie, choć skromne, kusi nowymi możliwościami, choćby obcowaniem z rówieśnikiem, który zaprasza ją na lokalne spotkanie klubu 4H. Znajduje poczucie wspólnoty. Kiedy więc Will z każdym dniem kurczy się, Tom rozkwita. Jej twarz się otwiera. Konflikt między ojcem a córką zaognia się, gdy Tom przyjeżdża do domu późno ze spotkania klubowego i sugeruje, że potrzebuje telefonu komórkowego, aby mogła skontaktować się z ojcem. Więc choć Will mówi o tym, że się dostosowali, w rzeczywistości dyskomfort się pogłębia i w końcu -pomimo niechęci Tom- pakują swe rzeczy i wracają do lasu. Happy endu jednak nie będzie. Will skręci kostkę i choć otrzymuje pomoc od grupy ludzi mieszkających w obozie RV, ojciec i córka muszą się rozstać.

Film jest nietypową historią dojrzewania, bada relacje między ojcem a córką, jednocześnie stawiając pytania o tak różnorodne kwestie, jak prawa rodzica i wartość przymusowej asymilacji. Film nie ocenia i nie zajmuje oczywistej pozycji w żadnej z tych kwestii, zamiast tego przedstawia je jako elementy ogólnej narracji i pozwala widzowi na dokonanie własnych ustaleń. Will kocha swoją córkę. To jest oczywiste, ale wiele rzeczy, które robi, niekoniecznie leżą w jej najlepszym interesie. Kierują nim jego własne demony i ,chcąc nie chcąc, ciągnie za sobą córkę. Dając jej tak dużo, jednocześnie ją ogranicza. Tom znajduje się na granicy dojrzałości, blisko momentu, kiedy będzie mogła podejmować własne decyzje. Chce być z innymi ludźmi i dowiedzieć się tego, czego jej ojciec nie może jej nauczyć. Granik tworząc postać Tom myślała o Pandorze jako uosobieniu ciekawości. Zamiast otwierania puszki, dziewczyna otwiera się na świat. Ważnym momentem jest uświadomienie sobie, że to z ojcem jest coś nie tak, że ona jest normalna. Zauważa, iż ojciec nie radzi sobie z ograniczeniami społecznymi, że musi być odizolowany i wolny od presji narzuconej przez społeczeństwo. Tom zyskuje świadomość, że nawet największa miłość czasem nie wystarcza i chce mieć pewność, że sparaliżowany smutkiem rodzic nie będzie próbował ją powstrzymywać przed pójściem naprzód. Moment stawania się dorosłym wymaga oddzielenia się od osoby, która była w naszym życiu centralna i miała na nas ogromny wpływ. 
 
Will nie jest złym człowiekiem, to po prostu ktoś, kto walczy z wewnętrznymi demonami, które pochłaniają go codziennie. Nawet jeśli miał dobre intencje i udało mu się wychować silną, niezależną córkę, mamy bolesną świadomość, że ukradł jej młodość. Granik odnajduje trafną i uderzająco naturalną metaforę w pszczelarstwie, które staje się dla Tom swoistą pasją. Spotkany pszczelarz pokazuje ciekawskiej dziewczynie, jak pszczoły nie żądlą jej, jeśli szanuje się ich przestrzeń. "Wiele dla mnie znaczy, że mam ich zaufanie” - mówi pszczelarz, gdy spokojnie podchodzi do ula - „Ciężko pracowałam, żeby je zdobyć". To doświadczenie pozwala Tom wyjść poza przekonanie Willa, że świat jest strasznym miejscem. Pragnąc pokazać ojcu, czego się nauczyła, ubiera siebie, jak i jego w kaptury pszczelarskie i otwiera ul. Trzymając rękę nad rojem, tłumaczy ojcu, że w ten sposób można poczuć ciepło ula. Teraz, gdy Tom poczuł to ciepło jako część społeczności, chce pozostać na miejscu, Will natomiast zdaje sobie sprawę, że nigdy nie znajdzie spokoju w grupie. Bohaterka wybierze więc własną ścieżkę.




Dużym atutem filmu jest gra aktorska. Ben Foster udowadnia, że jest obecnie jednym z najbardziej sugestywnych i jednocześnie niedocenianych aktorów. Jego Will jest postacią tragiczną, a aktor w w pełni wyraża smutek i desperację człowieka tak pokiereszowanego przez swoją przeszłość w wojsku, że nawet najsilniejsza więź nie jest w stanie dać pocieszenia. Jest emocjonalnie zniszczonym, głęboko antyspołecznym weteranem wojennym, który nie potrafi istnieć nigdzie indziej niż w lasach i parkach. Mógł być opresyjnym ojcem, despotą, całkowicie władającym swoją córką, ale Foster czyni go pokornym i kruchym, uważnym i czułym. Nie widzimy w nim buntownika czy wojownika. Jest krnąbrny i trudny, ale w taki łagodny sposób. Emocje rzadko mają dostęp do jego twarzy. Na pierwszy rzut oka jest racjonalnym, zamyślonym facetem, który nauczył swoją córkę czytania natury i umiejętności przeżycia w każdych warunkach. Ma pełną kontrolę nad swym życiem. Ale kiedy wraz z córką zostaje wyrwany ze środowiska, które tak starannie pielęgnował, Will się zmienia. Spojrzenie i niewielkie zmiany w ułożeniu ciała aktora pokazują jak Will, choć wciąż spokojny na powierzchni, wychodzi ze swojej skóry, gdy jest z dala od lasu. Życie w pudełku i przestrzeganie cudzych zasad jest dla niego zniewoleniem takim samym jak pobyt na wojnie

Prawdziwym odkryciem jest jednak wcielającą się w postać córki Thomasin McKenzie. Ta pochodząca z Nowej Zelandii dziewczyna ma wszystko, by zostać rasową aktorką - jest po prostu kapitalna. Dzięki niej portret Tom jest po prostu niezwykły, świetnie komunikuje się z jej jasnymi oczami, otwartą postawą i subtelną mimiką. Dostrzegamy i mądrość, i dojrzałość, ale też pewną niemal niezauważalną delikatność. Jej postać jest rozdarta, co aktorka świetnie ukazuje- nie tylko widzimy głęboki związek z ojcem ale także pragnienie, by rozwinąć skrzydła i wznieść się poza jego świat. Jej gra jest pełna uważności i naturalności.
 
Co ważne- jest między aktorami naturalna więź. Postacie są do siebie tak dobrane, że czujemy jakbyśmy mogli odczytać ich myśli. Intymność i miłość między Willem i Tom prezentowana jest z prawdziwą delikatnością. Bohaterowie są szczerzy i szanują się nawzajem- dzielą zarówno momenty smutku, jak i wyciszenia. Cechuje ich empatia, podobnie jak inne postacie na ekranie. To, co jest tak piękne i zaskakujące w filmie Granika, to pozytywna aura. Opowiada ona swoją historię bez cynizmu i pesymizmu. Nie ma tu żadnych złoczyńców, każda postać jest naprawdę dobra. Scenariusz i kamera starają się zobaczyć wszystkich na ekranie z poczuciem troski i godności. Każda osoba w Zatrzyj ślady jest postrzegana i przedstawiana jako istota ludzka, znacząca sama w sobie. Ludzie, których ukazuje reżyserka, choć żyją na marginesie społeczeństwa, starają się być otwarci, komunikatywni i wyczuleni na świat

Film jest spokojny i kontemplacyjny, cechuje go ekonomia i cierpliwość w snuciu opowieści, dzięki czemu nabiera intymnej intensywności. Granik opiera swój dramat nie na dialogu a na fizyczności występu aktorów, choć ich gra daleka jest od spektakularności. Osobowości Willa i Tom są uderzająco powściągliwe, zarówno pod względem koncepcji, jak i wykonania. Żadnych teatralnych tonów, żadnych fajerwerków dramatycznych i emocjonalnych, żaden aktor nie próbuje poruszyć naszych serc ( ale i tak je porusza).
 
Zatrzyj ślady to subtelny i enigmatyczny dramat, mądry, ale cichy w szczegółach i emocjach. Opowieść o ojcu i córce, którzy przemierzają świat, jest uderzająca w swej prostocie, a mimo to generuje prawdziwe poczucie podziwu poprzez swoją głębię i piękno. Transcendentne piękno natura ujawnia w małości owada wytwarzającego miód. W świecie, w którym czasami możemy czuć się przytłoczeni i samotni obraz Granik jest przypomnieniem, że wciąż jest dobro, niezwykłe w swojej zwyczajności. Potrzebujemy tylko zobaczyć świat, a to znaczy żyć z innymi i dla innych. Mimo wszystkich prób wymazania oznak swojego istnienia Will pozostaje kochającym ojcem, a Tom staje się jego  niezatartym znakiem w świecie, jego śladem.
 


środa, 3 lipca 2019

                                                                       BRACIA



MORALNE SKUTKI MIŁOŚCI
Zawsze będę cię kochał. To jest jedyna prawda, która pozostaje.
Życie nie jest poprawne ani błędne, dobre ani złe.
Ale kocham Cię. To wszystko co wiem.

Kino skandynawskie jako jedno z niewielu śmiało sięga po tematykę moralną, stosując zresztą różne metody twórcze. Ma odwagę zadawać trudne pytania w czasach miałkich i płytkich, w których tego typu problematyka budzi znużenie i zniechęcenie. Ma też umiejętność niepopadania w melodramatyczne tony rodem z telenoweli. Twórcom Braci – bo obok reżyserki Susanne Bier ważną postacią jest scenarzysta Anders Thomas Jansen- udało się właśnie zrobić taki film- trudny, bolesny, tragiczny i mądry, pozbawiony mielizn i przesadnego patosu.

Sama historia w jakiś sposób nawiązuje do biblijnej opowieści o Kainie i Ablu, czyli złym i dobrym bracie, oczywiście bez zbyt daleko idących podobieństw. Tym dobrym bratem jest Michael. Stateczny, poważny człowiek, dobry mąż i opiekuńczy ojciec. Prowadzi ustabilizowane, odpowiedzialne życie. Jednocześnie jako zawodowy oficer armii duńskiej szykuje się właśnie do wyjazdu na misję do Afganistanu. Spokojny, wyrozumiały, rozważny. Trudno znaleźć w nim jakiekolwiek pęknięcie. Dzięki Ulrichowi Thomsonowi postać tę udało się pozbawić sztuczności, z jego twarzy bije normalność - to po prostu porządny człowiek. Poznajemy go zresztą, kiedy odbiera brata z więzienia. Nie tylko nie zauważamy w jego podejściu do Jannika poczucia wyższości czy pogardy, ale odnajdziemy prawdziwą braterską więź. Widzimy również, że jest człowiekiem moralnym, z zasadami. Odnalazł kobietę, którą Jannik pobił podczas napadu, zdobył jej adres, a teraz prosi brata, żeby ten udał się do niej i przeprosił.


Jannik, czyli ten zły, to – jak już wiemy – przestępca, mający na swoim koncie napad na bank. Człowiek wybuchowy, agresywny, nieuznający granic. Nie ma rodziny, pracy, ambicji, celów, żyje powierzchownie, z dnia na dzień. Alkohol, kobiety, brak zobowiązań – to jest esencja jego życia. Aktorska kreacja Nikołaja Lie Kaasa ratuje jednak tę postać przed przerysowaniem, w żadnym wypadku nie jest to typ spod ciemnej gwiazdy. Na swój sposób sympatyczny, niepozbawiony uroku, ale całkowicie aspołeczny, cyniczny, wrogo nastawiony do rzeczywistości i bez hamulców moralnych.

Kontrast jako metoda budowania postaci jest oczywista i bardzo czytelna, na szczęście pokazana nienachalnie, zarysowana subtelną kreską, zwłaszcza, że autorzy filmu dość szybko przestawiają zmienne w świecie przedstawionym. A to owocuje zmianą w postrzeganiu braci. Tym, co narusza diametralnie zastany porządek, jest zestrzelenie w Afganistanie helikoptera z Michaelem na pokładzie. W wyniku rodzinnej tragedii zmienia się stosunek Jannika do żony Michaela, Sary, i jej dzieci. Czuje się zobligowany do opieki nad rodziną zmarłego brata. Ale dzieje się to w sposób naturalny i powolny. Najpierw jest telefon do Sary z prośbą o zapłacenie rachunku w knajpie i podwiezienie do domu. Potem próba okazania wdzięczności w postaci remontu kuchni. Wreszcie przyjaźń z dziećmi i stwierdzenie, że Sara nie jest taką drobnomieszczańską laską, za jaką ją miał. Idealnie wpasowuje się w rodzinę, tak jakby to miejsce zawsze na niego czekało. Młodszy brat objawia się nam jako człowiek uczynny, zabawny, sympatyczny, zdolny do poświęceń. Co ważniejsze- odpowiedzialny za swoje czyny i niepozbawiony kompasu moralnego- mimo oporów odwiedził kobietę, którą skrzywdził. Najważniejszą jednak próbą okazało się uczucie do Sary. Pierwszy pocałunek staje się też ostatnim. Ucieczka, zażenowanie i poczucie winy. Granica nie została przekroczona.

Jannik, jak i cała rodzina nie wie jednak, że Michael przeżył katastrofę i trafił do niewoli. Akcję śledzimy zresztą dwutorowo, co zwiększa napięcie i tworzy swoiste lustro. Początkowo Michael objawia nam postawę, jaką po nim oczekujemy. Siła duchowa, spokój, profesjonalizm, odwaga pozwalają mu nie tylko trwać, ale być oparciem dla innego duńskiego żołnierza. Niestety, tylko do momentu, kiedy staje przed dylematem moralnym, trudnym do zaakceptowania, zwłaszcza kiedy nie ma czasu na analizę problemu. Afgańscy partyzanci zmuszają go do zabicia kolegi. Za cenę własnego życia Michael masakruje towarzysza broni. To, co najciekawsze, jednak następuje po uwolnieniu. Mierzymy się z dramatem człowieka, który po bestialskim morderstwie próbuje wrócić do normalności. Dramat, który narasta, im dłużej trzyma to wszystko w tajemnicy. Ma trzy próby, trzy możliwości wyspowiadania się. Pierwsza przed wybawicielami wydawała się z góry przegrana. Zaraz po uwolnieniu był w szoku, swoistym letargu. Ale kilka tygodni później sam idzie do przełożonego. Nie powie jednak wszystkiego, armia nie bardzo jest zainteresowana tym, co się stało. I próba najważniejsza- odwiedziny żony zabitego. Widok małego dziecka i kobiety żyjącej nadzieją podcinają mu skrzydła i po raz trzeci tchórzy. Jednocześnie zło, którego się dopuścił, rozprzestrzenia się, pochłania i promieniuje na otoczenie. Zwraca się przeciwko tym, których najbardziej kocha. Coraz bardziej obcy, izoluje się, odsuwa od rodziny. Rośnie złość, agresja, frustracja. Zaczyna się zachowywać irracjonalnie, dręczy bliskich, staje się niebezpieczny.


Źródło takiego postępowania znamy, ważne są jednak motywy. Michael przeżył wstrząs, zawalił mu się świat, wszystko w ułamku sekundy zostało zniszczone. Kiedy jednak wraca, przekonuje się, że się nic nie zmieniło. Rzeczywistość nie dostosowała się do jego tragedii i dręczących go wyrzutów sumienia. Dlatego nie może ze spokojem patrzeć na bawiącą się rodzinę na łyżwach. Śmiech dzieci, beztroska brata, szczęście Sary bolą go ze zdwojoną siłą, traktuje to niemal jako atak na swoją osobę. Jednocześnie wie, że nie może powiedzieć nikomu o tym, co zrobił, a żyć z tym nie może. Rośnie też zazdrość o brata, która nawet nie tyle- mimo podejrzeń – ma podtekst erotyczny, co egzystencjalny. Wyczuwamy podskórnie dręczące go pytanie : dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego ja zabiłem, a mój brat nie? Nie przypadkowo wyładowuje się na kuchni zbudowanej przez brata. Jemu zabrakło czasu, by ją dokończyć. Jest ona znakiem stabilizacji, domu, spokoju, a przecież w jego duszy buszują demony potężniejsze od miłości i rodziny.

Ale jest powód chyba jeszcze ważniejszy. Michael zabił, by żyć, ale żyć dla rodziny. Z miłości przekroczył granicę człowieczeństwa. W napadzie szału wykrzykuje do Sary : Zdajesz sobie sprawę co zrobiłem? Zdajesz sobie sprawę co zrobiłem, żeby z tobą być? Nic nie rozumiesz! Zabiję cię! Powinienem cię zabić?! Nienawidzi jej i dzieci, bo to dla nich zakatował człowieka. Z miłości, a cena za tę miłość jest za wysoka, nie do zniesienia. Michael nie sprostał, okazał się słaby, ale słabością jego była właśnie miłość.Te psychologiczne niuanse udaje się pokazać na poziomie głębokiej znajomości natury ludzkiej, a jednocześnie w sposób emocjonujący. Tragedia Michaela, a tym samym i pozostałych postaci, uderza z siłą antycznej tragedii a nie melodramatycznej telenoweli. Podobnie jest z problematyka etyczną. Reżyserka zostawia wystarczająca dużo tropów interpretacyjnych, by nie poczuć się oszukanym łatwością diagnoz i rozwiązań. Zadaje ważne pytanie na temat źródeł zła i granicy między nim a dobrem. I pokazuje relatywizm tych pojęć.

Jeśli historię braci rozpatrywalibyśmy w kategoriach biblijnej opowieści, to dobro Michaela byłoby raczej słabością, uległością – wobec życia, wobec oczekiwań ojca, potem żony. Może Michael wybrał po prostu drogę łatwiejszą, wygodniejszą – być takim, jak mu inni każą. Są bardzo delikatne przesłanki, które mogą świadczyć, że Michael jest nieco inny niż to widać na pierwszy rzut oka. I pobyt w Afganistanie drastycznie obnażył jego słabość. To Jannik był tym dobrym, tylko że dobro przybiera u niego postać buntu. Kroczy drogą własną, trudniejszą, pełną błędów. Ale to jego wybory, świadectwo wolnej woli i siły charakteru. A także niezgody na rzeczywistość reprezentowanej tutaj głównie przez ojca. Jego pozorne zło to wyraz rozgoryczenia, poczucia odrzucenia, braku miłości, pustki emocjonalnej.


Bo jeśli nawet odrzucimy biblijny szablon, wpływ rodzinnego domu i wychowania na obu braci jest niepodważalny. Może mamy do czynienia z determinizmem, zakładającym, że to czynniki zewnętrzne czynią nas takim, jakimi jesteśmy. Michael jako pierworodny zawsze był przez rodziców hołubiony, wielbiony, przygotowany do roli przywódcy. We wszystkim był najlepszy. Ojciec wielokrotnie przypomina to Jannikowi choćby na pogrzebie, kiedy mówi: to był mój syn Nie ma go już. Zostałem bez niczego. Tak jakby Jannik nie istniał dla niego. Pewnie tak było. Po prostu Michael wyparł go całkowicie z rodziny, nie starczyło dla niego miejsca. Dobro przypisano starszemu z braci, dla niego została już łatka tego gorszego. Zawsze w cieniu, zawsze z tyłu, wpatrzony tylko w Michaela. Z takim piętnem żyje się trudno. Nie zostawiono mu jakby innej możliwości

Nie mniej ważny dla naszych rozważań jest aspekt polityczny. Może zło kryje się w wojnie. Niewiele tu się o niej mówi, niewiele jej widzimy, zaledwie jakiś wycinek, a jednak jest obecna, blisko, za ścianą. Nie można od niej uciec, choć wydaje się, że nas ona nie dotyczy. Bier bez wątpienia interesowało, jak się zmienia nasze życie pod wpływem takich ekstremalnych sytuacji, jak polityka zmienia nasz świat -ten najbliższy, znajdujący się obok. Może zło przychodzi z zewnątrz i tkwi w terrorze, który zmusza nas do takich wyborów. Nas wszystkich- i nieważne jest, czy zachowalibyśmy się podobnie jak Michael czy nie. Ważne, że nieludzki świat stawia przed nami nierozwiązywalne pytania.

I może dlatego finał niczego nie rozstrzyga, nie daje gotowych odpowiedzi, nie daje łatwego pocieszenia, choć nie zostawia nas bez odrobiny nadziei. Istnieje bowiem jeszcze jeden klucz interpretacyjny. Może zło jest wynikiem braku miłości- tutaj utożsamianej z rodziną. Michael jest taki jaki jest, bo ma Sarę, Jannik dojrzewa, bo spotyka Sarę. Twórcy być może świadomie zwodzą nas nieco tytułem, bo najważniejszą postacią wydaje się być właśnie Sara. I to nie tylko dlatego, że łączy obu braci. W zaskakującym wykonaniu Connie Nielsen, znanej z ról lodowatych, twardych kobiet w amerykańskich produkcjach, Sara jest kobietą ciepłą, pełną uroku, sympatyczną, ale i silną. mądrą. Łączy w sobie najlepsze kobiece pierwiastki, pozostając jednocześnie zwyczajną, przyziemną istotą. Dużo w niej cierpliwości i zrozumienia dla drugiego człowieka. Jest otwarta i śmiała, odpowiedzialna i czuła. To ona jest zwornikiem rodziny, to na jej barkach niemal niezauważalnie spoczywa cała rodzina, ona tworzy klimat bliskości i oddania. Tu tkwi siła obu braci- w szeroko rozumianej miłości Sary. I być może dlatego Michael, pozbawiony jej wsparcia, ciepła, przegrywa swoją batalię z sumieniem. W Sarze tkwi też nadzieja, w jej mądrości i rozumieniu.W finale ona zmusza Michaela do spowiedzi. Co jej powiedział, ile – nie wiemy. Nie wiemy, czy będą ze sobą razem, czy Sara zwiąże się z Jannikiem. Ale nie opuściła Michaela, widzi w nim cały czas człowieka, choć próbował ją zabić i skrzywdzić dzieci. Dla Bier ten film jest przede wszystkim o okazywaniu uczuć, a właśnie Sara jest tą, która potrafi to robić
 

Bracia to film odważny, ale też inteligentnie zrobiony. W innych rekach mógłby przerodzić się w łzawy melodramat. Od melodramatyczności zresztą Bier nie ucieka. Intensywny, sugestywny motyw muzyczny, poetyckie ujęcia falujących traw, nieba, piasku, częste zderzenia twarzy Sary i Michela, penetrowanie oczu bohaterów. Ale jednocześnie Dunka tym filmem, jak i innymi wpisuje się w schemat Dogmy, a to oznacza także, jak wiemy, kręcenie z ręki, pewną niestaranność kadrów, naturalne oświetlenie, surowość i prostotę. Dogma nie zawsze mnie przekonuje, lecz tutaj rzeczywiście, w połączeniu z zabiegami bardziej filmowymi, daje poczucie realizmu i prawdziwości emocji .

Pasjonujący dramat psychologiczny o miłości i odpowiedzialności, stawiający ważkie pytania o kondycję moralną współczesnego człowieka