Debra
Granik to jeden z ciekawszych głosów w amerykańskim kinie.
Namacalnie autorski i niebanalny. Swoje historie umieszcza ona na
marginesie życia bogatego społeczeństwa,
oddając głos ludziom, których zbiorowość ignoruje. Mocny debiut
fabularny z 2004 roku, Down to the Bone, z przełomową rolą Very
Farmigi, ukazywał kasjerkę w markecie, matkę dwójki dzieci
walczącą z uzależnieniem od kokainy. Drugi obraz Granik - "Do
szpiku kości" (2010) portretował siedemnastoletnią
dziewczynę toczącą bój o siebie i swoje młodsze rodzeństwo w
górach Ozark. Poczucie ekonomicznej niesprawiedliwości zabarwiało
oba filmy, ale same historie były kameralne i intymne. Choć obraz
"Do szpiku kości" podbił festiwal w Sundance i przyniósł
cztery nominacje do Oscara, to Granik na nakręcenie kolejnego filmu
czekała całe osiem lat. Ale naprawdę warto było. Podobnie jak
poprzednie dzieła "Zatrzyj ślady" inteligentnie
i empatycznie angażuje się w tematykę zmarginalizowanych ludzi w
Ameryce, ukazuje postacie złamane, odrzucane, izolowane i zdradzone
przez społeczeństwo.
Tytuł
przywołuje etos przyjęty przez doświadczonych podróżnych, którzy
szanują otaczający świat, szanują naturę i tak banalnie nie
pozostawiają po sobie śmieci. W filmie słowa te nabierają
charakteru metaforycznego i oznaczają coś bardziej niepokojącego,
mianowicie potrzebę bycia daleko od cywilizacji, być może na
stałe poza nią. Pragnienie bycia niewidzialnym. A to umożliwia
właśnie świat natury. Reżyserka ma duży dar do tworzenia
interesujących kinowych przestrzeni, które są namacalnie żywe i
które sprawiają, że mamy uczucie jakbyśmy stali obok swoich
bohaterów. Tak też się dzieje w tym obrazie. Od razu, w pierwszych
ujęciach, umieszcza nas w lesie, zielonym i wilgotnym, pełnym
wysokich, omszałych drzew i dywanów paproci. Bujny las to w
rzeczywistości Park Narodowy w Portland w stanie Oregon, schronienie
i dom dwójki bohaterów- byłego żołnierza Marine Willa i jego
nastoletniej córki Tom. Zdjęcia Michaela McDonougha nie tylko
doskonale wizualizują surowy i gęsty las, ale pozwalają zobaczyć
samoistny, odosobniony świat. Gęste zielone liście, otaczające
mężczyznę i jego córkę ,wydają się trzymać je jak w
osłoniętych ramionach. Zieleń otacza dwójkę bohaterów niczym
tarcza ochronna przed odkryciem. To jednak nie tyle zamknięcie, co
poczucie symbiozy, jedności. Pierwsze ujęcia kreują obraz spokoju
i harmonii, gdzie naturalne brzęczenie i ćwierkanie współgra z
dźwiękami ludzkiego ruchu.
Will
i Tom stworzyli w tej zielonej puszczy swoistą przestrzeń domową
składającą się z namiotu, ogrodu, miejsca do gotowania,
parasola, którego wklęsła strona została pokryta folią
aluminiową w celu utworzenia pieca słonecznego, i zawieszonego
arkusza z tworzywa sztucznego z otworem w środku, aby zebrać wodę
deszczową do wiadra poniżej. Bohaterowie żyją jak survivaliści.
Większość czasu spędzają na zbieraniu ziół i grzybów do
jedzenia, mchu i drewna do rozpalenia ognia czy łapaniu wody
deszczowej do picia. Kiedy potrzebują więcej jedzenia lub innych
zapasów, idą do miasta. W szpitalu dla weteranów Will zbiera leki,
które następnie sprzedaje innym bezdomnym weteranom. Wizyty te są
rzadkie, cały niemal swój czas bohaterowie spędzają w lesie,
żyjąc całkowicie bez elektroniki i nowoczesnej technologii.
Wszystko, co najważniejsze, daje im przyroda. Wolny czas
przeznaczają na grę w szachy czy czytanie encyklopedii. Will
przeprowadza też córce ćwiczenia mające na celu ukrycia się w w
razie niebezpieczeństwa. Są zaradni, ascetyczni i po prostu
szczęśliwi.
Świat,
w którym funkcjonują, jest tak zachęcający, tak spokojny, że
wydaje się utopią z wszystkimi możliwościami, jakie niesie ze
sobą nieuchwytny ideał. Dostrzegamy wspaniałość tego miejsca,
jak i dziewicze piękno. Reżyserka zachęca nas do zobaczenia tego
piękna i głębszego znaczenia w codzienności - aksamitnym mchu na
drzewie, opalizującym połysku pajęczej sieci i czułości, która
otacza Willa i Tom. Granik nie estetyzuje jednak nadmiernie
naturalnego piękna otoczenia. Reżyserka nie czyni też z bohaterów
wojowników, zbiegów czy radykałów. Nie odnajdziemy tu wreszcie
sentymentalnego mistycyzmu- Will i Tom nie bujają bowiem w
obłokach idei, słów czy znaków. Są mocno uziemieni, a las jest
po prostu miejscem egzystencji - spiżarnią, schronieniem i domem.
Stąd pojęcie bezdomności w przypadku tej dwójki musi zostać
zakwestionowane. Granik tworzy inną definicję domu, zbudowaną na
intymnym, wzruszającym związku ojciec-córka. Intymność między
nimi jest namacalna, a ich komunikacja często odbywa się bez słów
- wystarcza im spojrzenie.
Pytanie,
które sobie zadajemy od początku- dlaczego wybrali taki styl życia,
bo to, że jest to świadomy wybór, nie mamy wątpliwości. Wiemy,
że Will jest weteranem, choć gdzie dokładnie służył i w jakich
okolicznościach opuścił wojsko pozostaje nieujawnione. Tym
bardziej nie ujawniona zostaje geneza traumy wojennej. Granik
pozostaje bardzo enigmatyczna, oszczędza nam filmowych stereotypów
jak wojenne retrospekcje. Nie jest też zainteresowana tworzeniem
politycznych punktów odniesienia do historii. Zamiast tego jest
humanistką, która buduje jednak postać Willa bez sentymentu i
nawet grama protekcjonalności. Przeszłość jest odczuwalna jak
szrapnel, tkwiący w ciele - czasem objawia się w gestach, czasem w
ruchach albo w milczeniu. Strach objawia grymas na dźwięk
helikoptera czy puste spojrzenie kontemplujące ścianę. Siła filmu
tkwi w jego ekonomii, reżyserka tak konstruuje postać Willa, że
konsekwentnie czujemy nieodparte napięcie, którego jednak nie
zauważamy. Bycie samotnym rodzicem budzi też pytania o matkę
dziewczynki. Tu też daje o sobie znać lakoniczność Granik. Śmierć
żony Willa nie jest szczegółowo poruszana, chociaż najwyraźniej
wydarzyła się jakiś czas temu. Nie dowiadujemy się o niej niczego z
wyjątkiem tego, że jej ulubionym kolorem był żółty ( podobnie
zresztą jak Tom).
Ta
sielanka zostaje rozbita, gdy Tom zostaje zauważona przez turystę,
co zostaje zgłoszone władzom. Para zostaje odkryta i włączona do
programu usług społecznych. Film nie podąża jednak łatwą
ścieżką, nie stosuje karykatury, zamieniając policjantów ani
pracowników socjalnych w złoczyńców, którzy oddzielają ojca i
córkę. Tutaj są ludźmi, którzy wykonują swoje trudne zadania,
są wyrozumiali i otwarci, zdumieni odkryciem, że dziewczyna bez
formalnego wykształcenia, intelektualnie przerasta swych rówieśników
i naprawdę zainteresowani pomocą. Mają świadomość, iż Will
nauczył córkę nie tylko zdolności do przetrwania, nauczył ją
wszystkiego, oprócz umiejętności społecznych. Posuwają się do
tego, że znajdują dla nich dom na wsi, dając im możliwość życia
w izolacji, bez łamania jakichkolwiek praw i konwencji społecznych.
Tak długo, jak Will będzie ciężko pracował każdego dnia, a Tom
będzie chodziła do szkoły, będą mogli tam egzystować.
Amerykański
sen, czyli domek na przedmieściu, dla Willa okazuje się jednak
karą. Dla niego życie w domu ,spanie w łóżku oraz gotowanie
obiadu w kuchni jest trudne do zaakceptowania, podobnie jak kult
przedmiotów. Pierwszą rzeczą, jaką Will zrobi po wprowadzeniu
się, jest więc schowanie telewizora w szafie, a pierwszy nocleg ma
miejsce na trawniku.. Robi wszystko, aby zminimalizować swój
kontakt ze światem cywilizacji.. Jak na ironię - w zamian za
zakwaterowanie Will pracuje jako drwal choinek świątecznych.
Obszary zalesione, które niegdyś zapewniały schronienie nad głową,
stały się jego miejscem pracy i głównym źródłem dochodów. Co
może być bardziej odległego od jego potrzeby, by być częścią
lasu niż ta przemysłowa metoda zbierania drzew jako świątecznej
dekoracji.
Gdy
ich nowe życie nabiera kształtu, zdajemy sobie sprawę, że
izolacja Willa i Toma od reszty świata była kluczem do ich
intymności. Kiedy w ich orbicie pojawiają się ludzie, więź
między ojcem a córką, która rozwinęła się w ciągu tych lat
współzależności, robi się napięta. Naturalną skłonnością
nastolatki jest buntowanie się i chociaż zostało to stłumione,
pojawia się w momencie zasmakowania odrobiny cywilizacji. Dla Toma
dom jest czysty, wygodny i daje poczucie stabilizacji, a otoczenie,
choć skromne, kusi nowymi możliwościami, choćby obcowaniem z
rówieśnikiem, który zaprasza ją na lokalne spotkanie klubu 4H.
Znajduje poczucie wspólnoty. Kiedy więc Will z każdym dniem kurczy
się, Tom rozkwita. Jej twarz się otwiera. Konflikt między ojcem a
córką zaognia się, gdy Tom przyjeżdża do domu późno ze
spotkania klubowego i sugeruje, że potrzebuje telefonu komórkowego,
aby mogła skontaktować się z ojcem. Więc choć Will mówi o tym,
że się dostosowali, w rzeczywistości dyskomfort się pogłębia i
w końcu -pomimo niechęci Tom- pakują swe rzeczy i wracają do
lasu. Happy endu jednak nie będzie. Will skręci kostkę i choć
otrzymuje pomoc od grupy ludzi mieszkających w obozie RV, ojciec i
córka muszą się rozstać.
Film
jest nietypową historią dojrzewania, bada relacje między ojcem a
córką, jednocześnie stawiając pytania o tak różnorodne kwestie,
jak prawa rodzica i wartość przymusowej asymilacji. Film nie ocenia
i nie zajmuje oczywistej pozycji w żadnej z tych kwestii, zamiast
tego przedstawia je jako elementy ogólnej narracji i pozwala widzowi
na dokonanie własnych ustaleń. Will kocha swoją córkę. To jest
oczywiste, ale wiele rzeczy, które robi, niekoniecznie leżą w jej
najlepszym interesie. Kierują nim jego własne demony i ,chcąc nie
chcąc, ciągnie za sobą córkę. Dając jej tak dużo, jednocześnie
ją ogranicza. Tom znajduje się na granicy dojrzałości, blisko
momentu, kiedy będzie mogła podejmować własne decyzje. Chce być
z innymi ludźmi i dowiedzieć się tego, czego jej ojciec nie może
jej nauczyć. Granik tworząc postać Tom myślała o Pandorze jako
uosobieniu ciekawości. Zamiast otwierania puszki, dziewczyna otwiera
się na świat. Ważnym momentem jest uświadomienie sobie, że to z
ojcem jest coś nie tak, że ona jest normalna. Zauważa, iż ojciec
nie radzi sobie z ograniczeniami społecznymi, że musi być
odizolowany i wolny od presji narzuconej przez społeczeństwo. Tom
zyskuje świadomość, że nawet największa miłość czasem nie
wystarcza i chce mieć pewność, że sparaliżowany smutkiem rodzic
nie będzie próbował ją powstrzymywać przed pójściem naprzód.
Moment stawania się dorosłym wymaga oddzielenia się od osoby,
która była w naszym życiu centralna i miała na nas ogromny wpływ.
Will
nie jest złym człowiekiem, to po prostu ktoś, kto walczy z
wewnętrznymi demonami, które pochłaniają go codziennie. Nawet
jeśli miał dobre intencje i udało mu się wychować silną,
niezależną córkę, mamy bolesną świadomość, że ukradł jej
młodość. Granik odnajduje trafną i uderzająco naturalną
metaforę w pszczelarstwie, które staje się dla Tom swoistą pasją.
Spotkany pszczelarz pokazuje ciekawskiej dziewczynie, jak pszczoły
nie żądlą jej, jeśli szanuje się ich przestrzeń. "Wiele
dla mnie znaczy, że mam ich zaufanie” - mówi pszczelarz, gdy
spokojnie podchodzi do ula - „Ciężko pracowałam, żeby je
zdobyć". To doświadczenie pozwala Tom wyjść poza
przekonanie Willa, że świat jest strasznym miejscem. Pragnąc
pokazać ojcu, czego się nauczyła, ubiera siebie, jak i jego w
kaptury pszczelarskie i otwiera ul. Trzymając rękę nad rojem,
tłumaczy ojcu, że w ten sposób można poczuć ciepło ula. Teraz,
gdy Tom poczuł to ciepło jako część społeczności, chce
pozostać na miejscu, Will natomiast zdaje sobie sprawę, że nigdy
nie znajdzie spokoju w grupie. Bohaterka wybierze więc własną
ścieżkę.
Dużym
atutem filmu jest gra aktorska. Ben Foster udowadnia, że jest
obecnie jednym z najbardziej sugestywnych i jednocześnie
niedocenianych aktorów. Jego Will jest postacią tragiczną, a
aktor w w pełni wyraża smutek i desperację człowieka tak
pokiereszowanego przez swoją przeszłość w wojsku, że nawet
najsilniejsza więź nie jest w stanie dać pocieszenia. Jest
emocjonalnie zniszczonym, głęboko antyspołecznym weteranem
wojennym, który nie potrafi istnieć nigdzie indziej niż w lasach i
parkach. Mógł być opresyjnym ojcem, despotą, całkowicie
władającym swoją córką, ale Foster czyni go pokornym i kruchym,
uważnym i czułym. Nie widzimy w nim buntownika czy wojownika. Jest
krnąbrny i trudny, ale w taki łagodny sposób. Emocje rzadko mają
dostęp do jego twarzy. Na pierwszy rzut oka jest racjonalnym,
zamyślonym facetem, który nauczył swoją córkę czytania natury i
umiejętności przeżycia w każdych warunkach. Ma pełną kontrolę
nad swym życiem. Ale kiedy wraz z córką zostaje wyrwany ze
środowiska, które tak starannie pielęgnował, Will się zmienia.
Spojrzenie i niewielkie zmiany w ułożeniu ciała aktora pokazują
jak Will, choć wciąż spokojny na powierzchni, wychodzi ze swojej
skóry, gdy jest z dala od lasu. Życie w pudełku i przestrzeganie
cudzych zasad jest dla niego zniewoleniem takim samym jak pobyt na
wojnie
Prawdziwym
odkryciem jest jednak wcielającą się w postać córki Thomasin
McKenzie. Ta pochodząca z Nowej Zelandii dziewczyna ma wszystko, by
zostać rasową aktorką - jest po prostu kapitalna. Dzięki niej
portret Tom jest po prostu niezwykły, świetnie komunikuje się z
jej jasnymi oczami, otwartą postawą i subtelną mimiką.
Dostrzegamy i mądrość, i dojrzałość, ale też pewną niemal
niezauważalną delikatność. Jej postać jest rozdarta, co aktorka
świetnie ukazuje- nie tylko widzimy głęboki związek z ojcem ale
także pragnienie, by rozwinąć skrzydła i wznieść się poza jego
świat. Jej gra jest pełna uważności i naturalności.
Co
ważne- jest między aktorami naturalna więź. Postacie są do
siebie tak dobrane, że czujemy jakbyśmy mogli odczytać ich myśli.
Intymność i miłość między Willem i Tom prezentowana jest z
prawdziwą delikatnością. Bohaterowie są szczerzy i szanują się
nawzajem- dzielą zarówno momenty smutku, jak i wyciszenia. Cechuje
ich empatia, podobnie jak inne postacie na ekranie. To, co jest tak
piękne i zaskakujące w filmie Granika, to pozytywna aura. Opowiada
ona swoją historię bez cynizmu i pesymizmu. Nie ma tu żadnych
złoczyńców, każda postać jest naprawdę dobra. Scenariusz i
kamera starają się zobaczyć wszystkich na ekranie z poczuciem
troski i godności. Każda osoba w Zatrzyj ślady jest
postrzegana i przedstawiana jako istota ludzka, znacząca sama w
sobie. Ludzie, których ukazuje reżyserka, choć żyją na
marginesie społeczeństwa, starają się być otwarci, komunikatywni
i wyczuleni na świat
Film
jest spokojny i kontemplacyjny, cechuje go ekonomia i cierpliwość w
snuciu opowieści, dzięki czemu nabiera intymnej intensywności.
Granik opiera swój dramat nie na dialogu a na fizyczności występu
aktorów, choć ich gra daleka jest od spektakularności. Osobowości
Willa i Tom są uderzająco powściągliwe, zarówno pod względem
koncepcji, jak i wykonania. Żadnych teatralnych tonów, żadnych
fajerwerków dramatycznych i emocjonalnych, żaden aktor nie
próbuje poruszyć naszych serc ( ale i tak je porusza).
Zatrzyj
ślady to subtelny i enigmatyczny dramat, mądry, ale cichy w
szczegółach i emocjach. Opowieść
o ojcu i córce, którzy przemierzają świat, jest uderzająca w
swej prostocie, a mimo to generuje prawdziwe poczucie podziwu poprzez
swoją głębię i piękno. Transcendentne
piękno natura ujawnia w małości owada wytwarzającego miód. W świecie, w którym
czasami możemy czuć się przytłoczeni i samotni obraz Granik jest
przypomnieniem, że wciąż jest dobro,
niezwykłe w swojej zwyczajności. Potrzebujemy tylko zobaczyć
świat, a to znaczy żyć z innymi i dla innych. Mimo
wszystkich prób wymazania oznak swojego istnienia Will pozostaje
kochającym ojcem, a Tom staje się jego niezatartym znakiem w świecie,
jego śladem.