środa, 3 lipca 2019

                                                                       BRACIA



MORALNE SKUTKI MIŁOŚCI
Zawsze będę cię kochał. To jest jedyna prawda, która pozostaje.
Życie nie jest poprawne ani błędne, dobre ani złe.
Ale kocham Cię. To wszystko co wiem.

Kino skandynawskie jako jedno z niewielu śmiało sięga po tematykę moralną, stosując zresztą różne metody twórcze. Ma odwagę zadawać trudne pytania w czasach miałkich i płytkich, w których tego typu problematyka budzi znużenie i zniechęcenie. Ma też umiejętność niepopadania w melodramatyczne tony rodem z telenoweli. Twórcom Braci – bo obok reżyserki Susanne Bier ważną postacią jest scenarzysta Anders Thomas Jansen- udało się właśnie zrobić taki film- trudny, bolesny, tragiczny i mądry, pozbawiony mielizn i przesadnego patosu.

Sama historia w jakiś sposób nawiązuje do biblijnej opowieści o Kainie i Ablu, czyli złym i dobrym bracie, oczywiście bez zbyt daleko idących podobieństw. Tym dobrym bratem jest Michael. Stateczny, poważny człowiek, dobry mąż i opiekuńczy ojciec. Prowadzi ustabilizowane, odpowiedzialne życie. Jednocześnie jako zawodowy oficer armii duńskiej szykuje się właśnie do wyjazdu na misję do Afganistanu. Spokojny, wyrozumiały, rozważny. Trudno znaleźć w nim jakiekolwiek pęknięcie. Dzięki Ulrichowi Thomsonowi postać tę udało się pozbawić sztuczności, z jego twarzy bije normalność - to po prostu porządny człowiek. Poznajemy go zresztą, kiedy odbiera brata z więzienia. Nie tylko nie zauważamy w jego podejściu do Jannika poczucia wyższości czy pogardy, ale odnajdziemy prawdziwą braterską więź. Widzimy również, że jest człowiekiem moralnym, z zasadami. Odnalazł kobietę, którą Jannik pobił podczas napadu, zdobył jej adres, a teraz prosi brata, żeby ten udał się do niej i przeprosił.


Jannik, czyli ten zły, to – jak już wiemy – przestępca, mający na swoim koncie napad na bank. Człowiek wybuchowy, agresywny, nieuznający granic. Nie ma rodziny, pracy, ambicji, celów, żyje powierzchownie, z dnia na dzień. Alkohol, kobiety, brak zobowiązań – to jest esencja jego życia. Aktorska kreacja Nikołaja Lie Kaasa ratuje jednak tę postać przed przerysowaniem, w żadnym wypadku nie jest to typ spod ciemnej gwiazdy. Na swój sposób sympatyczny, niepozbawiony uroku, ale całkowicie aspołeczny, cyniczny, wrogo nastawiony do rzeczywistości i bez hamulców moralnych.

Kontrast jako metoda budowania postaci jest oczywista i bardzo czytelna, na szczęście pokazana nienachalnie, zarysowana subtelną kreską, zwłaszcza, że autorzy filmu dość szybko przestawiają zmienne w świecie przedstawionym. A to owocuje zmianą w postrzeganiu braci. Tym, co narusza diametralnie zastany porządek, jest zestrzelenie w Afganistanie helikoptera z Michaelem na pokładzie. W wyniku rodzinnej tragedii zmienia się stosunek Jannika do żony Michaela, Sary, i jej dzieci. Czuje się zobligowany do opieki nad rodziną zmarłego brata. Ale dzieje się to w sposób naturalny i powolny. Najpierw jest telefon do Sary z prośbą o zapłacenie rachunku w knajpie i podwiezienie do domu. Potem próba okazania wdzięczności w postaci remontu kuchni. Wreszcie przyjaźń z dziećmi i stwierdzenie, że Sara nie jest taką drobnomieszczańską laską, za jaką ją miał. Idealnie wpasowuje się w rodzinę, tak jakby to miejsce zawsze na niego czekało. Młodszy brat objawia się nam jako człowiek uczynny, zabawny, sympatyczny, zdolny do poświęceń. Co ważniejsze- odpowiedzialny za swoje czyny i niepozbawiony kompasu moralnego- mimo oporów odwiedził kobietę, którą skrzywdził. Najważniejszą jednak próbą okazało się uczucie do Sary. Pierwszy pocałunek staje się też ostatnim. Ucieczka, zażenowanie i poczucie winy. Granica nie została przekroczona.

Jannik, jak i cała rodzina nie wie jednak, że Michael przeżył katastrofę i trafił do niewoli. Akcję śledzimy zresztą dwutorowo, co zwiększa napięcie i tworzy swoiste lustro. Początkowo Michael objawia nam postawę, jaką po nim oczekujemy. Siła duchowa, spokój, profesjonalizm, odwaga pozwalają mu nie tylko trwać, ale być oparciem dla innego duńskiego żołnierza. Niestety, tylko do momentu, kiedy staje przed dylematem moralnym, trudnym do zaakceptowania, zwłaszcza kiedy nie ma czasu na analizę problemu. Afgańscy partyzanci zmuszają go do zabicia kolegi. Za cenę własnego życia Michael masakruje towarzysza broni. To, co najciekawsze, jednak następuje po uwolnieniu. Mierzymy się z dramatem człowieka, który po bestialskim morderstwie próbuje wrócić do normalności. Dramat, który narasta, im dłużej trzyma to wszystko w tajemnicy. Ma trzy próby, trzy możliwości wyspowiadania się. Pierwsza przed wybawicielami wydawała się z góry przegrana. Zaraz po uwolnieniu był w szoku, swoistym letargu. Ale kilka tygodni później sam idzie do przełożonego. Nie powie jednak wszystkiego, armia nie bardzo jest zainteresowana tym, co się stało. I próba najważniejsza- odwiedziny żony zabitego. Widok małego dziecka i kobiety żyjącej nadzieją podcinają mu skrzydła i po raz trzeci tchórzy. Jednocześnie zło, którego się dopuścił, rozprzestrzenia się, pochłania i promieniuje na otoczenie. Zwraca się przeciwko tym, których najbardziej kocha. Coraz bardziej obcy, izoluje się, odsuwa od rodziny. Rośnie złość, agresja, frustracja. Zaczyna się zachowywać irracjonalnie, dręczy bliskich, staje się niebezpieczny.


Źródło takiego postępowania znamy, ważne są jednak motywy. Michael przeżył wstrząs, zawalił mu się świat, wszystko w ułamku sekundy zostało zniszczone. Kiedy jednak wraca, przekonuje się, że się nic nie zmieniło. Rzeczywistość nie dostosowała się do jego tragedii i dręczących go wyrzutów sumienia. Dlatego nie może ze spokojem patrzeć na bawiącą się rodzinę na łyżwach. Śmiech dzieci, beztroska brata, szczęście Sary bolą go ze zdwojoną siłą, traktuje to niemal jako atak na swoją osobę. Jednocześnie wie, że nie może powiedzieć nikomu o tym, co zrobił, a żyć z tym nie może. Rośnie też zazdrość o brata, która nawet nie tyle- mimo podejrzeń – ma podtekst erotyczny, co egzystencjalny. Wyczuwamy podskórnie dręczące go pytanie : dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego ja zabiłem, a mój brat nie? Nie przypadkowo wyładowuje się na kuchni zbudowanej przez brata. Jemu zabrakło czasu, by ją dokończyć. Jest ona znakiem stabilizacji, domu, spokoju, a przecież w jego duszy buszują demony potężniejsze od miłości i rodziny.

Ale jest powód chyba jeszcze ważniejszy. Michael zabił, by żyć, ale żyć dla rodziny. Z miłości przekroczył granicę człowieczeństwa. W napadzie szału wykrzykuje do Sary : Zdajesz sobie sprawę co zrobiłem? Zdajesz sobie sprawę co zrobiłem, żeby z tobą być? Nic nie rozumiesz! Zabiję cię! Powinienem cię zabić?! Nienawidzi jej i dzieci, bo to dla nich zakatował człowieka. Z miłości, a cena za tę miłość jest za wysoka, nie do zniesienia. Michael nie sprostał, okazał się słaby, ale słabością jego była właśnie miłość.Te psychologiczne niuanse udaje się pokazać na poziomie głębokiej znajomości natury ludzkiej, a jednocześnie w sposób emocjonujący. Tragedia Michaela, a tym samym i pozostałych postaci, uderza z siłą antycznej tragedii a nie melodramatycznej telenoweli. Podobnie jest z problematyka etyczną. Reżyserka zostawia wystarczająca dużo tropów interpretacyjnych, by nie poczuć się oszukanym łatwością diagnoz i rozwiązań. Zadaje ważne pytanie na temat źródeł zła i granicy między nim a dobrem. I pokazuje relatywizm tych pojęć.

Jeśli historię braci rozpatrywalibyśmy w kategoriach biblijnej opowieści, to dobro Michaela byłoby raczej słabością, uległością – wobec życia, wobec oczekiwań ojca, potem żony. Może Michael wybrał po prostu drogę łatwiejszą, wygodniejszą – być takim, jak mu inni każą. Są bardzo delikatne przesłanki, które mogą świadczyć, że Michael jest nieco inny niż to widać na pierwszy rzut oka. I pobyt w Afganistanie drastycznie obnażył jego słabość. To Jannik był tym dobrym, tylko że dobro przybiera u niego postać buntu. Kroczy drogą własną, trudniejszą, pełną błędów. Ale to jego wybory, świadectwo wolnej woli i siły charakteru. A także niezgody na rzeczywistość reprezentowanej tutaj głównie przez ojca. Jego pozorne zło to wyraz rozgoryczenia, poczucia odrzucenia, braku miłości, pustki emocjonalnej.


Bo jeśli nawet odrzucimy biblijny szablon, wpływ rodzinnego domu i wychowania na obu braci jest niepodważalny. Może mamy do czynienia z determinizmem, zakładającym, że to czynniki zewnętrzne czynią nas takim, jakimi jesteśmy. Michael jako pierworodny zawsze był przez rodziców hołubiony, wielbiony, przygotowany do roli przywódcy. We wszystkim był najlepszy. Ojciec wielokrotnie przypomina to Jannikowi choćby na pogrzebie, kiedy mówi: to był mój syn Nie ma go już. Zostałem bez niczego. Tak jakby Jannik nie istniał dla niego. Pewnie tak było. Po prostu Michael wyparł go całkowicie z rodziny, nie starczyło dla niego miejsca. Dobro przypisano starszemu z braci, dla niego została już łatka tego gorszego. Zawsze w cieniu, zawsze z tyłu, wpatrzony tylko w Michaela. Z takim piętnem żyje się trudno. Nie zostawiono mu jakby innej możliwości

Nie mniej ważny dla naszych rozważań jest aspekt polityczny. Może zło kryje się w wojnie. Niewiele tu się o niej mówi, niewiele jej widzimy, zaledwie jakiś wycinek, a jednak jest obecna, blisko, za ścianą. Nie można od niej uciec, choć wydaje się, że nas ona nie dotyczy. Bier bez wątpienia interesowało, jak się zmienia nasze życie pod wpływem takich ekstremalnych sytuacji, jak polityka zmienia nasz świat -ten najbliższy, znajdujący się obok. Może zło przychodzi z zewnątrz i tkwi w terrorze, który zmusza nas do takich wyborów. Nas wszystkich- i nieważne jest, czy zachowalibyśmy się podobnie jak Michael czy nie. Ważne, że nieludzki świat stawia przed nami nierozwiązywalne pytania.

I może dlatego finał niczego nie rozstrzyga, nie daje gotowych odpowiedzi, nie daje łatwego pocieszenia, choć nie zostawia nas bez odrobiny nadziei. Istnieje bowiem jeszcze jeden klucz interpretacyjny. Może zło jest wynikiem braku miłości- tutaj utożsamianej z rodziną. Michael jest taki jaki jest, bo ma Sarę, Jannik dojrzewa, bo spotyka Sarę. Twórcy być może świadomie zwodzą nas nieco tytułem, bo najważniejszą postacią wydaje się być właśnie Sara. I to nie tylko dlatego, że łączy obu braci. W zaskakującym wykonaniu Connie Nielsen, znanej z ról lodowatych, twardych kobiet w amerykańskich produkcjach, Sara jest kobietą ciepłą, pełną uroku, sympatyczną, ale i silną. mądrą. Łączy w sobie najlepsze kobiece pierwiastki, pozostając jednocześnie zwyczajną, przyziemną istotą. Dużo w niej cierpliwości i zrozumienia dla drugiego człowieka. Jest otwarta i śmiała, odpowiedzialna i czuła. To ona jest zwornikiem rodziny, to na jej barkach niemal niezauważalnie spoczywa cała rodzina, ona tworzy klimat bliskości i oddania. Tu tkwi siła obu braci- w szeroko rozumianej miłości Sary. I być może dlatego Michael, pozbawiony jej wsparcia, ciepła, przegrywa swoją batalię z sumieniem. W Sarze tkwi też nadzieja, w jej mądrości i rozumieniu.W finale ona zmusza Michaela do spowiedzi. Co jej powiedział, ile – nie wiemy. Nie wiemy, czy będą ze sobą razem, czy Sara zwiąże się z Jannikiem. Ale nie opuściła Michaela, widzi w nim cały czas człowieka, choć próbował ją zabić i skrzywdzić dzieci. Dla Bier ten film jest przede wszystkim o okazywaniu uczuć, a właśnie Sara jest tą, która potrafi to robić
 

Bracia to film odważny, ale też inteligentnie zrobiony. W innych rekach mógłby przerodzić się w łzawy melodramat. Od melodramatyczności zresztą Bier nie ucieka. Intensywny, sugestywny motyw muzyczny, poetyckie ujęcia falujących traw, nieba, piasku, częste zderzenia twarzy Sary i Michela, penetrowanie oczu bohaterów. Ale jednocześnie Dunka tym filmem, jak i innymi wpisuje się w schemat Dogmy, a to oznacza także, jak wiemy, kręcenie z ręki, pewną niestaranność kadrów, naturalne oświetlenie, surowość i prostotę. Dogma nie zawsze mnie przekonuje, lecz tutaj rzeczywiście, w połączeniu z zabiegami bardziej filmowymi, daje poczucie realizmu i prawdziwości emocji .

Pasjonujący dramat psychologiczny o miłości i odpowiedzialności, stawiający ważkie pytania o kondycję moralną współczesnego człowieka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz