W CIENIU PRAWDY
To
już szósty obraz hiszpańskiego twórcy Jaime Rosalesa.
Cenionego, ale mało znanego szerokiej publiczności. Jego filmy
poruszają ważkie tematy, ale ich surowa struktura i powolne tempo
zrażały dotychczas do siebie widzów. Choć w Petrze
stosuje podobne zabiegi formalne, choć to nadal wyciszone,
kontemplacyjne kino w duchu slow cinema,
Rosales otwiera się jednak tym mraze na
publiczność, dostarczając fabułę, dramaturgiczną układankę.
Po
śmierci matki Petra pojawia się w dużej rodzinnej posiadłości na
katalońskiej wsi, by studiować pod okiem Jaume starzejącego się,
ale bardzo cenionego rzeźbiarza. W tym
miejscu losy bohaterki krzyżują się nie tylko z
egocentrycznym artystą, ale także z jego rodziną. W rzeczywistości
tytułowa bohaterka wyruszyła w podróż,
aby odkryć tożsamość swojego ojca, która była przed nią
ukrywana przez całe życie. Podejrzewa, iż to Jaume jest właśnie
jej rodzicem. Ta historia, skupiająca się na
więziach rodzinnych we współczesnej Hiszpanii, okazuje się
uniwersalnym, egzystencjalnym dramatem, przypominającym klasyczną
grecką tragedii. Tragiczny splot okoliczności wpisany w
klaustrofobiczną duszną przestrzeń i naznaczony wizją zbliżającej
się zagłady prowadzi nas choćby w stronę "Króla Edypa".
Tak jak u Sofoklesa Petra
to historia o ludziach którzy mieli wielkie nieszczęście, że
urodzili się w nieodpowiednim czasie i miejscu, i niewiele mogą z
tym zrobić.
Obraz
podzielony jest na ponumerowane rozdziały, jednak ich struktura jest
niechronologiczna, co oznacza, że motywacje bohaterów pozostają
otwarte na pytania i że osądy na ich temat muszą być wstrzymane
aż do finału. Film otwiera
rozdział drugi, który wprowadza Petrę do świata Jaume. I to w
sensie dosłownym. Mimo iż postać rzeźbiarza w tym czasie nie
pojawia się na ekranie, jego cień wydaje się unosić nad całą
okolicą. Wszyscy są mu podporządkowani- rodzina, okoliczni
mieszkańcy, pracownicy. Jaume wydaje się niemal udzielnym władcą
tego miejsca, tyrańskim i apodyktycznym. Fundamentem jego
patriarchalnego królestwa są przede wszystkim duże pieniądze,
które w dotkniętej kryzysem ekonomicznym Hiszpanii mają szczególną
moc sprawczą. Pieniądze zaś są efektem jego działalności
artystycznej. I właśnie ten splot pieniędzy i sławy jest źródłem
specyficznej atmosfery, będącej mieszanką szacunku, strachu i
uniżoności. Nikt nie jest w stanie artyście się przeciwstawić.
Ludzie w jego obecności tracą swoją wyrazistość, jeśli nie
powiedzieć- osobowość, jakby wampirycznie wysysał z nich energię
życiową. Dotyczy to także jego rodziny. Syn, Lucas, choć
zdystansowany do ojca, w swoim buncie jest bezradny. Podobnie jak
ojciec jest artystą, ale bez stałego źródła dochodu i sławy
ojca niewiele może zdziałać. Jak wielokrotnie podkreśla Jaume -
brakuje mu jaj.
Petra
jest jednak postacią z zewnątrz. Konfrontacja Jaume z Petrą
pozwala reżyserowi zastanowić się nad istotą sztuki. Jaume jest
artystą, który ocenia sztukę wyłącznie w kontekście pieniędzy.
Jest przekonany, że sztuka jest fikcją, więc nie o emocje w niej
chodzi, a tym samym dotykanie jakieś głębi, ale uzyskanie
satysfakcji materialnej. Jego podejście jest cyniczne i merkantylne.
Żadnej aury, żadnego natchnienia, duchowości czy mistyki. Żadnej
pasji. Zimna kalkulacja i dbałość o potrzeby odbiorców. Jego
monumentalne rzeźby mają charakter estetycznej dekoracji i ma się
wrażenie, że ich siła artystyczna tkwi właśnie w wielkości.
Wygląda to tak jakby ten artyzm był narzucany odbiorcy. W jego
poczuciu zresztą każdy może być artystą, to kwestia woli, pracy,
uporu i determinacji.
Przeciwko
wzniosłym, brutalnym metalowym rzeźbom Jaume występuje Petra ze
swoimi intymnymi autoportretami. Są one rozemocjonowane, a
jednocześnie jakby ulotne. Mają nawet swoją choreografię, Petra
bowiem przed malowaniem fotografuje swoje ciało w tańcu, próbując
poprzez ruch dotrzeć do istoty samej siebie. Nie na darmo mówi w
jednej ze scen, że interesuje ją dotarcie do prawdy bez względu na
jej rodzaj. Malowanie to sposób na wyrażenie siebie, na poradzenie
sobie z swoimi frustracjami lub obawami. Stąd tematem jej obrazów
oprócz samej siebie są portrety mężczyzny bez twarzy. Próbuje w
ten sposób odnaleźć ojca, stworzyć go na nowo. Próba nadania mu
kształtu jest również próbą nakreślenia swojej tożsamości.
Jej sztuka jest pełna emocji, być może nawet histeryczna, na pewno
narcystyczna i na swój sposób naiwna. I jest na antypodach
działalności artystycznej Jaumego. Czy to jest zderzenie sztuki
męskiej z kobiecą? Wydaje się, że to wniosek zbyt daleko idący,
ale pojedynek intelektu ze sercem bez wątpienia tutaj istnieje.
Choć
Jaume to postać jednoznacznie negatywna, przewrotnie to on odnosi
zwycięstwo w tym pojedynku. Krytyka jej obrazów, choć podszyta
złośliwością, okazuje się skuteczna. Petra porzuca malowanie.
Nie tylko nie odnosi sukcesu, ale jej malowanie może być odczytane
jako swoista fanaberia, w najlepszym razie rodzaj terapii. Oczywiście
Rosales jest zbyt inteligentnym twórcą, by rozstrzygać, który akt
kreacji jest doskonalszy i ma prawo mienić się sztuką, ale
zdecydowanie bliższą postacią jest mu Petra. Pytanie, które być
może w ten sposób stawia, dotyczy nas, odbiorców dzieł sztuki,
także jego filmu. Czy siła Jaumego nie tkwi w naszej indolencji ?
Czy to nie my tworzymy takich artystów. Jaume zaspakaja tylko
potrzeby współczesnego świata i odpowiada na nasz gust, a raczej
jego brak.
Refleksja
nad sztuką jest jednak pretekstem do głębszych rozważań -
moralno- egzystencjalnych. Trzeba przyznać, że obok ojca Patricka
Melrosa, już dawno nie widziałem tak odrażającej postaci w kinie.
Jaume to zimny, cyniczny, bezwzględny niegodziwiec, specjalizujący
się w emocjonalnym zgniataniu ludzi. Tyran, który na zimno, bez
podnoszenia głosu czy gwałtownych gestów, tyranizuje ludzi i
niszczy ich. Trudno nawet dostrzec, że sprawia mu to przyjemność.
Bawi się ludźmi, manipuluje nimi, rozstawia na swojej szachownicy i
gra według tylko sobie znanych zasad. W tym mikroświecie spełnia
rolę fatum, kapryśnego i nieobliczalnego. Niszczenie szczęścia
wydaje się być jego celem. Nie powstrzymują go ani więzy krwi,
ani wdzięczność, ani emocje, ani intelekt. Robi co chce, wskazania
moralne, jeśli w tym świecie istnieją, jego nie obowiązują. Nie
chodzi o to, by świat był znośny, uporządkowany i bezpieczny, a
ludzie szczęśliwi. Cierpienie innych to jedyne, co wydaje się go
interesować. Jaume nieustająco stawia najbliższych przed wyborami,
ale ich wybory muszą prowadzić ich do zagłady. Zamiast złośliwych
bogów greckiej tragedii mamy więc tutaj złośliwego artystę.
Zdolności
demiurgiczne Jaumego wydają się oczywiste, ale pytanie dlaczego tak
postępuje już oczywiste nie jest. Rosales nie ułatwia nam tego,
nie bawi się w psychologiczne dywagacje czy introspekcje. Nie znamy
motywów Jaumego. Jedyny trop związany z przeszłością podsuwa on
sam, ale znając jego stosunek do prawdy i specyficzne poczucie
moralności, nie możemy mu ufać w pełni jako narratorowi.
Wspomina o swoim trudnym dzieciństwie, pełnym upokorzenia i nędzy.
Sugeruje, iż utrata domu, rodziny, a także wczesne wejście w
dorosłość ukształtowało go jako artystę. Czy więc jego
postawa jest odwetem na świecie, czy wiarą, że cierpienie i ból
pozwalają osiągnąć cel. Tak można w końcu odczytać brutalną
ocenę malarstwa Petry. Droga do prawdy, skupienie na sobie nie jest
według niego drogą do sukcesu. Sztuka wywodzi się z cierpienia i
bólu. Być może w ten sposób chce pomóc Petrze zostać artystką
. I być może w ten sposób chce synowi dać siłę i osobowość.
Makiaweliczne tok myślenia, ale w ten sposób jego działanie
podszyte byłoby pewną ideą, wiarą. Oczywiście jest możliwa
też inna odpowiedź. Jaume to narcystyczny, arogancki łajdak,
okrutny i pozbawiony troski o drugiego człowieka. Robi to wszystko
tylko dlatego, że może. Jest zły, bo jest zły - tak po prostu. A
może jeszcze inaczej - to jego sposób na ucieczkę od nudy. Jego
życie jest w gruncie rzeczy psute. Nie potrafi nawiązać żadnych
relacji międzyludzkich,a praca wypruta jest z pasji i jakichkolwiek
emocji; i nawet pieniądze nie wypełniają tej próżni. Stąd
przyjemność w kontemplowaniu cierpienia innych, stąd poświęcanie
swojego czasu na machinacje i makabryczne gry.
Zły
demiurg nie jest jednak nieśmiertelny. W zasadzie jego śmierć
zawisła fabularnie znacznie wcześniej i nie jest na pewno wynikiem
przypadku. A więc i on podlega sile większej i potężniejszej.
Tym, co tworzy nieuchronny łańcuch przeznaczenia, okazuje się
splot prawdy i kłamstwa. Nierozerwalnie ze sobą związane,
przenikają się, plączą. To zatajenie prawdy przez matkę pobudza
Petrę do jej szukania. Kłamstwo nakłada się, piętrzy,
komplikuje, ale to odkrywanie prawdy - jak w przypadku greckich
bohaterów -staje się źródłem klęski. Prawda nie wyzwala, a
prowadzi do destrukcyjnych działań, co widać najlepiej na
przykładzie Lucasa. Sugestia kazirodczego związku jest dla niego
nie do przyjęcia. Nie potrafi udźwignąć prawdy (która jak się
okazuje prawdą nie jest) i popełnia samobójstwo. Fatum nad
bohaterami rzeczywiście wisi, ale ono raczej tkwi w słabości
bohaterów, co zresztą tak skrzętnie wykorzystuje Jaume. A jednak
historia Petry temu wszystkiemu przeczy. Jeśli szukać analogii do
króla Edypa, to Petra jest nim tylko do pewnego momentu. Tylko na początku określa ją przeszłość, szukanie prawdy za wszelką cenę.
Ale kiedy okryte zostają przed nią kolejne karty, jej świat
zamiast ulec zniszczeniu, tworzy się na nowo.
W
czym tkwi siła Petry? To być może pytanie kluczowe tego obrazu.
Wszyscy bohaterowie poddają się bezwiednie losowi, niezależnie od
tego, w jaki sposób objawia on swoja twarz. Los jest
nieprzewidywalny, niepowstrzymany i okrutny Petra jako jedyna nie
tyle się buntuje, ale poszukuje. Jej życie to przechodzenie od
jednego etapu do drugiego. A czyniąc to, staje twarzą w twarz ze
światem, który nie jest doskonały, a tym samym wypełnia luki jej
niekompletnej tożsamości. Jej odyseja, pełna kamienistych ścieżek
i dramatycznych wydarzeń, pozwala jej odkrywać nie tyle przeszłość,
co samą siebie. Petra poddaje w wątpliwość, zastanawia się,
zadaje pytania. W filmie delikatnie zaznaczony zostaje motyw lustra -
jeśli jednak inni się po prostu w nim obijają, w jej przypadku to
spojrzenie ma głębszy wymiar, sięga dalej. W finale wydaje się,
że jest wolna od tajemnic, przeszłości, tragedii. Prawda jej nie
przygniata. Tworzy samą siebie, a więc okazuje się demiurgiem-
jeśli nie doskonałym, to świadomym. Artystą okazuje się ten, kto
kreuje swój świat, choćby był on mały i sprowadzał się do
uprawy kapusty. Petra wybiera życie, wybiera przyszłość, wybiera
siebie.
Siłą
tego filmu jest jednak intrygujące połączenie filozoficznych
refleksji z niekonwencjonalną formą. Złośliwi powiedzieliby, że
fabuła ma wystarczającą ilość surowca na kilka oper mydlanych. I
to prawda- Petra to
w zasadzie operowy dramat rodzinny- z dwoma samobójstwami, jednym
morderstwem, molestowaniem seksualnym i kazirodztwem. Ale przecież
już inny hiszpański twórca, Pedro Almodovar, udowodnił, jak można
z takiego materiału zrobić prawdziwe, przejmujące i wielkie kino.
Co ciekawe Rosales nie idzie wcale drogą wielkiego rodaka. Choć
jego historia nawiązuje i do konwencji greckiej tragedii, i
klasycznego melodramatu, Rosales eliminuje niemal
całkowicie ekspresję. Petra
to studium powściągliwości. Materiał fabularny - jak wspominałem-
jest wybuchowy emocjonalnie. Jest tu wszystko: samobójstwa i
morderstwa, stare i odnowione rany, skomplikowane związki i
tajemnice, nadużycia i cyniczne szantaże, zdrady i odrzucenia, ale
reżyser pokazuje to wszystko bez krzyku i płaczu- jakby postanowił
usunąć wszystkie emocje i ekspresję z historii.
To
przede wszystkim zasługa kamery Helene Louvart. Jej kamera wolno
podróżuje po świecie przedstawionym, elegancko i płynnie ślizga
się poprzez przestrzeń. Ta niemal lodowatość emocjonalna ujęć,
która utrzymuje widza na odległość, nie jest zabiegiem sztucznym.
Jej ruch oddaje naturalne piękno okolic Girony, ale jest przede
wszystkim świadectwem nietrwałości rzeczy, więzi między ludźmi.
Zdjęcia podkreślają pustkę, nieustannie oddalając się od
bohaterów, by skupić się na otaczającej ich przestrzeni. Postacie
jakby oddalają się od siebie, tkwiąc w swoistej separacji. Zimno
ujęć Louvart utrzymuje nas jednak w stanie wzmożonej uwagi. Ta
powściągliwość odbija się echem także w rzadkim używaniu
muzyki. Skomponowane przez Kristiana Andersena (częstego
współpracownika Dogmy) chóry wokalne łączą przejścia między
scenami i rozdziałami. Ich brzmienie przypomina strukturę chóru w
greckiej tragedii, ale podniosłość muzyki nie jest nachalna.
Powściągliwość
zyskujemy także dzięki niekonwencjonalnej strukturze filmu. Petra
składa się z siedmiu niechronologicznych rozdziałów, których
tytuły na ekranie (z jednym godnym uwagi wyjątkiem) ujawniają
centralny punkt fabularny. To zakłócenie ciągłości
czasoprzestrzennej zmniejsza emocjonalny łuk opowieści. Reżyser
wstrzymuje i ujawnia informacje fabularne w taki sposób, aby
odrzucić oczekiwania widzów w duchu widowiskowości. Struktura
filmu, nieliniowa i eliptyczna, pozwala także na kompresję czasu.
Reżyser w żaden sposób nie chce manipulować widzem, pozostawiając
dramatyczne wydarzenia nieostrymi i skupiając się na sekwencjach
przyczynowych. Często musimy zmienić osąd, świat bowiem nie jest
taki jaki nam się wydawał. Rosales zostawia odbiorcy dużo miejsca
na wyobraźnię. Dostosowuje się do tego gra aktorów, pełna umiaru
i trzeźwości emocjonalnej Dialogi nie są konceptualne, ale dotykają problemu rzeczowo. Występy aktorskie to zresztą siła
tego filmu. Szczególnie na uwagę zasługuje Barbara Lennie w
tytułowej roli. Od czasów "Magical girl' kolejnymi występami
("Wszyscy wiedzą"czy "Niedzielna choroba")
udowadnia, iż jest obecnie jedną z najciekawszych aktorek
europejskich. Jej występ w Petrze jest zwarty i intensywny.
Dojrzałość naznaczona niepewnością czyni z jej bohaterki postać
nieoczywistą i niebanalną.
Wszystkie
te aspekty składają się na kino intymne, ale intensywne,
zmuszające widza do namysłu, wysmakowane, ale bez artystycznego
zadęcia, oryginalne i niebanalne. Jednocześnie obraz Rosalesa pokazuje że tragedia grecka
wciąż pozostaje lustrem dla bolączek współczesnego człowieka- i warto w to lustro spojrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz