Noah
Baumbach, którego poprzednie prace koncentrowały się na
opowieściach o związkach, stworzył prawdopodobnie swój najlepszy
film do tej pory. W 2005 roku Baumbach nakręcił film-bardzo dobry
zresztą- zatytułowany „Walka żywiołów", a który oparł
na rozwodzie swoich rodziców (powieściopisarza Jonathana
Baumbacha i krytyczki filmowej Georgii Brown ). Wtedy spoglądał na
ten problem z perspektywy dziecka, dla którego to wydarzenie miało
postać horroru. W wywiadach porównywał tę sytuację do wrażeń
po obejrzeniu "Inwazji porywaczy ciał". Rodzice wydawali
się niby tacy sami, ale byli już zupełnie innymi ludźmi,a poczucie
obcości zostało mu na zawsze. Prawie 15 lat później
dojrzał do tego, by spojrzeć na problem z drugiej strony - osób
dorosłych. Co ciekawe- "Historia małżeńska” choć nie
jest wyraźnie autobiograficzna, oparta została na doświadczeniach
własnego rozwodu. Nicole jest wzorowana na byłej żonie Baumbacha,
Jennifer Jason Leigh, z którą miał syna. Podobnie
jak Nicole, Leigh dorastała w hollywoodzkiej rodzinie show-biznesu i
zyskała sławę głośną swego czasu komedią dla nastolatków
"Beztroskie
lata w Ridgemont High".
Pewien
cień rzuca też na ten film bardzo głośna "Sprawa Kramerów",
ale obraz Baumbacha jest dojrzalszy,
ma własną intymność i rozwija niepowtarzalny ton, którego nawet
zwolennicy reżysera mogą początkowo nie rozpoznać. Jego
scenariusz doskonale radzi sobie z delikatną tematyką. Czasami jest
brutalny, na pewno smutny, ale jest też mnóstwo śmiechu, który
przychodzi bardzo naturalnie. Reżyser, zagorzały obserwator
banałów życia, zmienia tę zwyczajność w wielkie kino. Mistrzowsko zagrany
przez Adama Drivera i Scarlett Johansson, wyreżyserowany z elegancją
i bezpośredniością przez Baumbacha, pełen chwil szczerych emocji,
film zostawia trwały ślad w umyśle i w sercu widza. Intelektualizm,
który czasem przeszkadzał w jego poprzednich obrazach, Baumbach
zastąpił czułością i emocjonalną prawdomównością
Film
rozpoczynają listy miłosne recytowane przez małżonków. Dwa
liryczne, ilustrowane obrazami monologi są świetnie skomponowane i
szczegółowo opisują to, co kochają oni i doceniają w partnerze.
Słyszymy więc o osobowości Nicole, która zbyt długo słucha
nieznajomych, uwielbia bawić się ze swoim synem Henrykiem i parzy
herbatę, której nie wypija. Nigdy nie zamyka szafek, za to świetnie
otwiera słoiki z piklami, bo ma mocne dłonie. Charlie natomiast
jest niezwykle zaradny i samodzielny, umie gotować i cerować
skarpetki. Je jakby mu się śpieszyło, płacze w kinie i oszczędza
światło. Oboje są cudownymi rodzicami dla swojego 8-letniego syna
Henry'ego.
Pułapka
polega na tym, że jest to jedyny „szczęśliwy” moment tego
komediodramatu. Słowa, które słyszymy, są jednocześnie prawdziwe
i nie na temat, kiedy bowiem zaczyna się film, Charlie i Nicole już
postanowili się rozstać. Lista komplementów, które słyszymy,
została napisana na polecenie mediatora, aby ułatwić im przejście
przez rozwód. Ta lista ma przypomnieć o tym, dlaczego wybrali się
na partnerów, przypomnieć, co kiedyś w sobie cenili. Słów tych
jednak nie usłyszą na tym spotkaniu, bowiem zrozpaczona Nicole
odmawia przeczytania na głos tego, co napisała i w konsekwencji
wybiega, zostawiając obu mężczyzn w gabinecie.
Moc tej sceny tkwi w kilku elementach. Otrzymujemy dużą ilość
informacji o obu postaciach, dzięki czemu późniejsze retrospekcje
są zbędne, co istotne, bo przecież widzimy finał ich związku.
Zarysowuje też syntetycznie obie postacie jako odrębne osoby, z
dziwactwami i konkretnymi uczuciami, Baumbacha nie interesuje bowiem
film, który opowiada każdą historię o rozwodzie, to, co widzimy,
to historia Charliego i Nicole. Możemy dostrzec również, jak wiele
pozytywnych emocji ich łączyło. Najważniejsze bowiem, iż reżyser
sprytnie zmusił nas do zainwestowania w ich historię miłosną.
Jest to mistrzowski krok i bardzo skuteczny w budowaniu naszej
empatii do każdej z postaci. Jesteśmy uwięzieni w ich emocjonalnym
świecie - i kiedy bohaterowie cierpią, my cierpimy razem z nimi. I
sekundujemy im do końca (choć film nie buduje żadnych złudnych
nadziei co do końca ich związku), ze świadomością
niesprawiedliwości, że ci ludzie, którzy tak dobrze się znają i
mają tak piękną historię, kończą swój związek.
Oboje mieszkają z synem w Nowym Jorku. On jest reżyserem teatralnym, a ona jest jego główną aktorką. Sztuka Charliego, uderzająca nowoczesna wersja „Electry” Sofoklesa, właśnie trafiła na Broadway, ale Nicole bierze rozbrat z teatrem (i mężem), ponieważ zdobyła główną rolę w telewizyjnym pilocie w Los Angeles, gdzie zresztą mieszka jej matka i siostra. Obie strony zgadzają się na rozwód na polubownych warunkach, bez udziału prawników. Kwestią problematyczną jest ich syn, którego żadne z nich nie chce mieć po drugiej stronie kontynentu. Ponadto Charlie mentalnie nie wydaje się być rozwiedziony - traktuje ten stan jako przejściowy. Kiedy jednak Nicole zmienia zdanie i zatrudnia prawniczkę z L.A. Norę Fanshaw (Laura Dern), Adam nie ma innego wyjścia, jak zacząć walczyć. Ponieważ jego prawnik musi również mieć siedzibę w Los Angeles, a Henry zaczął tam chodzić do szkoły, Charlie zaczyna podróżować od Los Angeles do Nowego Jorku. Szwy związku szybko się rozluźniają, uprzejmość ustępuje miejsca kłótni, a niuanse amerykańskiego systemu prawnego uczą bohaterów, że trzeba zejść naprawdę nisko i rzucać w przeciwnika błotem. Historia małżeńska pokazuje, jak ich świat się rozpada, jak łatwo zostają wciągnięci w animozje i wyzwania prawne. Trąba powietrzna, w którym znaleźli się Charlie i Nicole, tworzy barierę między nimi i jednocześnie bardzo bolesny splot historii. Prawdopodobnie najwspanialszym osiągnięciem Baumbacha jest właśnie ukazanie czystego, intensywnego bólu związanego z rozpadem małżeństwa.
No
właśnie rozpadem, bo choć film nosi tytuł Historia małżeńska,
w rzeczywistości ukazuje logistyczne i finansowe problemy związane
z rozwodem, a także spektrum emocji, które mu towarzyszą - miłość,
nienawiść, gniew, ból, złość, wszak rozwód jest opisany jako
śmierć bez ciała. Baumbach podchodzi do rozwodu z dużym stopniem
szczerości. W osobistej i poruszającej opowieści reżyser ukazuje
podstępną naturę rozwodu, podczas którego dwoje ludzi o dobrych
intencjach, którzy wciąż się o siebie troszczą, a może kochają,
robią rzeczy, których nigdy by się po sobie nie spodziewali.
Twórca subtelnie zadaje pytania bohaterom i widzom jednocześnie,
czy z pewnością nie jesteś osobą, która użyłaby tajemnic jako
broni w sprawie rozwodowej? Czy nie zwróciłbyś dziecka przeciwko
rodzicowi, aby uzyskać przewagę? Inni ludzie przecież robią takie
rzeczy. Z niezwykłym wyczuciem i empatią dla swoich postaci,
Baumbach przedstawia rozwód jako doskonały korektor, wymazujący
naszą starszą wersję, zmieniając nas w ludzi, których nigdy nie
chcielibyśmy w sobie dostrzec. W stopniu, który jest zarówno
ekscytujący, jak i przygnębiający, Baumbach pokazuje nam, jak
rozwód nie tylko kończy małżeństwo, ale zatruwa samego ducha
tego związku. Niewinne komentarze wypowiedziane wcześniej zostają
wprowadzone do dowodów na procesie. Każdy kruczek, niuans
wykorzystany zostaje jako broń. Wciągnięte zostały w debatę
nawet Los Angeles i Nowy Jork, bliźniacze stolice kultury
amerykańskiej, które budują zupełnie inny styl życia i inne
możliwości. Co ciekawe- rozwód niszczy w jakiś sposób to, co
było ich siłą i priorytetem- podejście do dziecka. W początkowych
sekwencjach podkreślone zostają ich kompetencje jako rodziców. W
trakcie procesu słodki, sympatyczny zwykły dzieciak, uwikłany w
przedłużającą się bitwę o opiekę nad nim, staje się nagrodą
i problemem, ciężarem i abstrakcją, czymś, o co jego rodzice
walczą więcej dla siebie niż dla niego. Jest tu szczególnie
okrutna ironia: bezlitosna gra pozbawia ich czasu i energii, których
potrzebują, aby być dobrymi rodzicami, którymi zawsze przecież
byli. Tak jak pieniądze, które tracą na adwokatów, są
pieniędzmi, które miały zagwarantować bezpieczną przyszłość
syna.
Rozwód
bowiem kojarzy się reżyserowi z chaosem. Działanie bohaterów są
nieuporządkowane, podyktowane emocjami, zabarwione małostkowością,
rywalizacją, zaprzeczeniem, gniewem i smutkiem. Prawdziwa strona
rozwodu to nie tylko miłość i nienawiść, ale wszystko pomiędzy.
Film, pozbawiony chwytów dydaktycznych, pozwala więc na postawienie
ważnych pytań i zastanowienie się, co tak naprawdę oznacza
„małżeństwo” w naszym współczesnym społeczeństwie. Czy
małżeństwo jest umową, związkiem, transakcją, sakramentem,
podstawową komórką społeczeństwa czy przestarzałym rytuałem
wpisanym w tradycję, którą należy zreformować? Historia
małżeńska prowokuje do dyskusji, ale nie oferuje wielu
jasnych odpowiedzi. Może rozwód to akt samozaparcia, w opozycji do
tego, czego chce serce - wymaga niemal okrutnej dyscypliny. Można
też porównać rozwód do kuli śnieżnej zmieniającej proporcje
i przyćmiewającej powody, które do niego doprowadziły. Może małżonkowie
zaszli za daleko i nie potrafią się już cofnąć. A może to akt
intuicji, wewnętrzny głos, który nie ma nic wspólnego z
rozsądkiem. Pewne pozostaje, że zakończenie małżeństwa jest
bolesne dla każdej zaangażowanej strony.
Oglądając
film, możemy mieć też wrażenie, że prawdziwymi antagonistami są
prawnicy. Cała trójka, która się pojawia na ekranie -
uwodzicielska i mściwie pragmatyczna Nora, uprzejmy, ale irytujący
Bert (Alan Alda), oraz zuchwały i cyniczny Jay (Ray Liotta) - w
większym lub mniejszym stopniu manipulują bohaterami, próbując
wygrać jak najwięcej, niezależnie od prawdziwych uczuć pary. Ze
słów samych adwokatów wynika, że ich praca polega na szukaniu
najgorszego u dobrych ludzi. Każdy z nich świadomie i gładko
przechodzi od robienia tego, co chce jego klient, do miejsca, w
którym kreuje, czego ten klient powinien chcieć. Prawnicy
przekształcają prawdziwy dramat domowy w komedię, w której każdy
musi grać perfekcyjnie swoją role. Nora i Jay wiedzą, że spór
sądowy to rodzaj widowiska, występu, rodzaj artystycznej sekcji
zwłok związku małżeńskiego. Ale nawet jeśli
prawdziwymi sprawcami wojny małżeńskiej są adwokaci, reżyser nie zrzuca
odpowiedzialności z barków bohaterów. W rzeczywistości
charakterystyka obu bohaterów pozwala widzowi traktować ich jako
ludzi słabych i niejednokrotnie niezwykle samolubnych.
Charlie
jest z pewnością nieco apodyktyczny. Czy zdławił Nicole,
trzymając ją w Nowym Jorku, z dala od jej bliskich? Tak mówi ona.
Czy stłumił jej kreatywność, nie pozwalając jej reżyserować?
Być może, choć mogła być to też zapłata za bycie gwiazdą w
jego zespole. Charlie nie zaprzecza też, że raz spał z
kierowniczką sceny, choć podkreśla, że to fakt bez znaczenia
emocjonalnego i efekt tego, że Nicole nie uprawiała z nim seksu od
ponad roku. Żona opisuje go jako osobę skoncentrowaną na sobie i
nie wspierającą, oczekującą, że wszystko będzie na jego
warunkach. Nie jest w tym jednak nachalny i być może robi to
bezwiednie. Często bywa zdziwiony i zaskoczony, co jest wynikiem i
jego naiwności, i szczerości intencji. Jest lekko neurotyczny i
oderwany od rzeczywistości, może też narcystyczny. Z pewnością
dotacja MacArthura mówi, że jest świetnym artystą, kimś, kto
wkłada duszę w swoje dzieło. Jego inscenizacją zachwyca się
nawet prawniczka Nicole. Teatr to jego pasja, poświęca mu czas,
pieniądze, emocje. Wiemy też, że jest bardzo samodzielny i
zaradny, zwłaszcza, że przeszłość ma nakreśloną toksycznymi
relacjami rodzinnymi. Jego swoista dobroć może drażnić, jak i
uwodzić, co podkreśla w prologu sama Nicole. Mimo tych wszystkich
mankamentów Adam Driver zapewnia swojemu bohaterowi tak ogromną
dawkę ciepła- zwłaszcza w roli ojca- że nie można go nie lubić.
Chociaż
empatia jest wychylona w stronę Nicole, nie wydaje się ona
wcale kryształową postacią. Przede wszystkim działa impulsywnie i
nie dąży do zgody. Nie jest też uczciwa, nie informuje męża, że
zamierza zostać w L.A. z dzieckiem. Wynajęcie adwokata też jest
sprzeczne z wcześniejszą umową. Nie próbuje iść na kompromis
czy po prostu być bardziej elastyczna. Choć Charlie cały czas jej
broni, mamy wrażenie, że i pieniądze, i kariera, i życie w LA,
gdzie wszyscy ją adorują, stają się ważniejsze od tego, co
nazywamy rodziną. Baumbach jednak tego nie krytykuje, nie ukazuje
Nicole jako tej, która przestała kochać swojego męża, ale raczej
jako kogoś, kto czuł się zbyt długo uwięziony, niezdolny do
wolności. Opanowała wyzwania związane z byciem w związku, ale
zawodowo jego sława przygniotła ją. Miała wrażenie, że żyje w
jego cieniu. Nicole zwierzając się Norze, podkreślała, jak jej
tożsamość - jej pomysły, osobowość i ambicje - stopniowo stały
się drugorzędne, a następnie pochłonięte przez Charliego. Treść
monologu jest oczywista: kobieta kurczy się w cieniu ego męża i
jego potrzeb, zostaje pozbawiona głosu, całkowicie podporządkowana
woli partnera. Ale Baumbach buduje tę scenę w kilku ujęciach,
kamera powoli zbliża się do Nicole, a wir uczuć, które wywołuje
Scarlett Johansson - nostalgia, kipiąca wrażliwość, wstyd i
dystans do siebie - są zdumiewające. Aktorka odnajduje emocjonalną
kruchość u Nicole, a jednocześnie pozwala jej odkryć swoją
indywidualność poza małżeństwem, jak gdyby była ptakiem w
klatce, który jest niepewny, co zrobić z otwartymi drzwiami. Nicole
staje się coraz silniejsza, jej świat się rozszerza, a jej głos
staje się mocniejszy i bardziej pewny siebie. Charlie staje się
natomiast coraz cichszy i delikatniejszy. W Halloween, kiedy
przebiera się za niewidzialnego mężczyznę, bandaże, które owiją
jego twarz, stają się subtelną metaforą. To tak jakby miał
świadomość zanikania swej osobowości albo był zdeterminowany,
aby wymazać swoją osobowość, zanim zrobi to ktoś inny. Następuje
swoista zamiana ról, teraz to on wydaje się być o jeden krok do
tyłu w tej brutalnej grze. Charlie płaci za swoją nieuwagę.
Instynkt reżyserski Charliego, który popychał go do kontrolowania
każdego aspektu życia, zostaje odsunięty na bok przez
okoliczności, które uniemożliwiają mu jednostronne podejmowanie
decyzji. Dają one jednak Charliemu dużo miejsca na ponowne
odkrycie siebie, na zweryfikowanie dotychczasowego swego życia.
Historia
małżeńska jest oszałamiającą demonstracją siły,
subtelności i mocy aktorskiej Adama Drivera. Jeden z najciekawszych aktorów swego pokolenia tutaj osiąga doskonałość (nie
potrzebuje Oscara, by to poświadczyć, choć nominacja zbliża go tego). Jego Charlie, początkowo
swobodny, optymistycznie nastawiony, powoli zastyga, sztywnieje,
kurczy się jakby życie wygięło jego ciało. Driver wykorzystuje
swoją potężną sylwetką do zasugerowania zarówno postaci
autorytetu, jak i przerośniętego dziecka. Świetnie to ukazuje moja
ulubiona scena, kiedy Charlie przypadkowo przecina sobie rękę
scyzorykiem przed pracowniczką opieki społecznej, który obserwuje go
jako rodzica. Mimo iż sytuacja jest poważna, a krew mocno się
leje, bohater utrzymuje, iż mu nic nie jest. Dopóki kobieta nie
wyjdzie, zachowuje się jakby nic się nie stało. Potem próbuje
zatamować przelewającą się krew papierowymi ręcznikami, by w
końcu upaść na podłogę w kuchni, zapewniając dziecko, że po
prostu potrzebuje odpoczynku. Komediowość, jeśli nawet nie
groteskowość tej sceny podszyta jest subtelnością - Charlie jawi
się jako kochający, odpowiedzialny rodzic. A z drugiej strony
widzimy kogoś, kto jest całkowicie wyczerpany emocjonalnym
pojedynkiem z Nicole, a może z samym sobą. To swoisty moment
zrzucenia maski. Scena ta pozwala pokazać, jak bardzo jest
bezbronny, jak bardzo jest zraniony.
Oklaski należą się też Scarlett Johansson,która zagrała najlepszą rolę od czasów "Między słowami". Pozbawiona jakiejkolwiek powierzchownej atrakcyjności, dodaje swojej postaci dużej dawki realizmu, pozwala odkrywać wewnętrzne emocje Nicole bez nadmiernego wybuchu. Johansson podkreślała w wywiadach, że jej gra to zasługa scenariusza, że wszystko zostało szczegółowo rozpisane. Rzeczywiście trzeba docenić scenariusz, a także konstrukcję filmu, składającego się z serii długich, żywych i intensywnych „scen”, z których każda ma swój początek i koniec. Te swoiste, "improwizowane" psychodramy są rozdzielone równo między aktorów. Każde z nich ma swoje partie popisowe. Dwoistość jest kluczowa we wszystkich aspektach „Historii małżeńskiej". Każdy z tych elementów pokazuje różnorodność postaci. Ale razem Driver i Johansson poruszają się synchronicznie, przyciągając i odpychając się jak magnes, ponieważ sceny pomiędzy nimi należą do najmocniejszych. Aktorzy wykorzystując idealny skrypt, przejmują absolutną kontrolę nad filmem, szczególnie w punkcie kulminacyjnym, jakim jest pojedynek słowny, pełen negatywnych emocji.
Warto
podkreślić zdjęcia Robbiego Ryana, który ostatnio zachwycał w
"Faworycie". Widać u niego dążenie do stworzenia
estetyki, która byłaby tak prosta i nieskomplikowana jak to tylko
możliwe. Z drugiej strony podkreśla emocjonalność w
przestrzeniach i postaciach. Chwyta on najbardziej absorbujące
momenty filmu w szczerych zbliżeniach, ale też wie, kiedy się
wycofać. Proponuje dyskretną konfigurację kamery: uważną, chętną
do śledzenia gry aktorskiej. To, podobnie jak inscenizacja, ujawnia
głębokie teatralne korzenie. Tak jak w teatrze Baumbach umożliwia
swoim aktorom płynną grę, pozwala na długie monologi, buduje
przestrzeń do zgłębiania emocji bohaterów. Kamera pozostaje
współczująca, jakby rozumiejąc, że cała sytuacja jest
niejednoznaczna i nie można jej rozwiązać za pomocą jakichkolwiek
uproszczeń lub decyzji podejmowanych w pośpiechu. Jednocześnie
widz zostaje postawiony w niezręcznej sytuacji- jest świadkiem
W
odniesieniu do innych historii związanych z procesem rozwodowym, w
obrazie Baumbacha nie odnajdziemy czegoś nadzwyczaj oryginalnego czy
nowego. A jednak zawsze można powtórzyć „tę samą” historię
w taki sposób, aby uchwycić emocje jakbyś widzieli to po raz
pierwszy. Film ma w sobie nienachalną siłę.Siła
ta tkwi we wspomnianym wcześniej scenariuszu czy wspaniałych
występach aktorskich. Ale jest jeszcze coś.
Mimo że dużą część filmu oparł na własnym rozwodzie, Baumbach nie wydaje się stronniczy. Twórca "Greenberga' naprawdę wziął pod uwagę zarówno perspektywę Charliego, jak i Nicole, i stara się, aby utrzymać równowagę między występami aktorskimi. Niektórzy oczywiście wybiorą stronę, ale jestem przekonany, że film działa intensywniej, jeśli widzimy dobre i złe strony zarówno u Nicole, jak i Charliego. Są oni pełnymi wad, często irytującymi postaciami, małostkowymi, samolubnymi, o pasywno- agresywnych zachowaniach. A dodatkowo autor filmu umieścił ich słabości pod swoim filmowym mikroskopem, coraz bardziej rozdrapując emocje swoich bohaterów Ale nie demonizuje ich. Choć czyni aluzje do Bergmana i ostrego spojrzenia na ten aspekt (wisząca na ścianie w domu matki Nicole recenzja odnosi się do ich spektaklu „Scen z życia małżeńskiego'), to jego podejście do obu postaci jest zrównoważone i empatyczne.
Najważniejsze
pozostaje jednak to, że film ten to piękna historia o miłości.
Cichy początek filmu jest nie tylko kontrapunktem dla dramatycznej,
brutalnej walki, ale pokazuje uczucie bohaterów. Wyrażone w
listach wciąż pojawia się w nieoczekiwanych miejscach, czasem w
środku walki, jak zapomniany na podłodze przedmiot i nagle
odnaleziony. Podobało mi się to, że pomimo wszystkich problemów,
z którymi muszą się oni zmierzyć, widzimy, dlaczego Charlie i
Nicole zakochali się wiele lat temu. Często, kiedy spotykamy na
ekranie byłych partnerów, widząc, w jakie interakcje wchodzą, jak
rozmawiają ze sobą, jak walczą, zastanawiamy się nie tylko, jak
mogli być ze sobą, ale nie wyobrażamy ich sobie zakochanych. Ale
tak nie jest w przypadku naszych bohaterów. Pomimo wielu potknięć,
uznajemy ich za ludzi współczujących, zdolnych do głębokich uczuć
i wzajemnej troski. W rzeczywistości są momenty w „Historii
małżeńskiej”, w których obie postaci czują, że mogą
uratować swoje małżeństwo - że mogą znów być razem, z
dzieckiem, żyjąc szczęśliwie i pamiętając dawne czasy. Te
krótkie chwile szczerości, pomiędzy okropnymi scenami walki,
pomagają ujawnić rzeczywistość miłości, która przetrwała
pomimo utraty i śmierci małżeństwa. Podczas spotkania z
prawnikami Nicole zamawia jedzenie dla Charliego, ponieważ pamięta,
co lubi. Kiedy widzi jego za długie włosy, proponuje mu strzyżenie.
Natomiast kiedy Nicole potrzebuje pomocy z elektrycznością w nowym
domu, Charlie przybywa na pomoc. A po wielkiej walce słownej, w
której mówią o sobie straszne rzeczy, oboje szlochają i
przytulając się przepraszają. Scena jest oszałamiająca,
zanurzona w intymności scenicznej i uderza jak podmuch zimowego
wiatru. Dzięki tak intensywnym bataliom słownym, zrodzonym z lat
szczęścia i rozczarowania, wiemy, że ich miłość nie zniknęła.
Miłość jednak nie wystarcza, to uczucie kruche i skomplikowane. Nigdy nie jest prosta - szczególnie, gdy wszystko się skończyło. Nazywając swoją opowieść o rozwodzie "Historią małżeńską” i dodając tęskne dźwięki Randy'ego Newmana, pozwala nam współczuć im, mimo tego, co sobie zrobili, kibicować zarówno Charliemu, jak i Nicole, mając nadzieję, że odnajdą własne szczęście pomimo wszystkich złych rzeczy i bólu, jaki sobie nawzajem zadali. Dwoistość okoliczności nigdy nie opuszcza ich twarzy, a ich cierpienie jest zawsze nostalgiczne, równie dobrze może wybuchnąć, jak i wyciszyć się. Bohaterowie nie płaczą jak wściekłe małe dzieci, ale jak dorośli - kiedy nikt nie patrzy, starając się tego nie robić. Rezultatem jest delikatny obraz, jak można wyjść nietkniętym z doświadczenia, które jest raczej upokarzające niż wzmacniające. Jak, pomimo żalu i rozczarowania ,zostać przyzwoitymi, wrażliwymi ludźmi, reagującymi na siebie. Jest tu wiara w zdolność człowieka do przemiany i odkupienia. Potrzeba jednak katharsis, autorefleksji i uczciwości. Charlie i Nicole ponieśli porażkę jako para, ale pozostaje im możliwość bycia przyjaciółmi
Miłość jednak nie wystarcza, to uczucie kruche i skomplikowane. Nigdy nie jest prosta - szczególnie, gdy wszystko się skończyło. Nazywając swoją opowieść o rozwodzie "Historią małżeńską” i dodając tęskne dźwięki Randy'ego Newmana, pozwala nam współczuć im, mimo tego, co sobie zrobili, kibicować zarówno Charliemu, jak i Nicole, mając nadzieję, że odnajdą własne szczęście pomimo wszystkich złych rzeczy i bólu, jaki sobie nawzajem zadali. Dwoistość okoliczności nigdy nie opuszcza ich twarzy, a ich cierpienie jest zawsze nostalgiczne, równie dobrze może wybuchnąć, jak i wyciszyć się. Bohaterowie nie płaczą jak wściekłe małe dzieci, ale jak dorośli - kiedy nikt nie patrzy, starając się tego nie robić. Rezultatem jest delikatny obraz, jak można wyjść nietkniętym z doświadczenia, które jest raczej upokarzające niż wzmacniające. Jak, pomimo żalu i rozczarowania ,zostać przyzwoitymi, wrażliwymi ludźmi, reagującymi na siebie. Jest tu wiara w zdolność człowieka do przemiany i odkupienia. Potrzeba jednak katharsis, autorefleksji i uczciwości. Charlie i Nicole ponieśli porażkę jako para, ale pozostaje im możliwość bycia przyjaciółmi
Oboje
bowiem w pewnym sensie znajdują swój głos. Szczególnie Charlie
otwiera się na zmianę. Ukazuje to piosenka Being Alive ze słynnego
musicalu "Company". Charlie śpiewa ją w barze z niezwykłą
szczerością i ogromnym uczuciem, obserwowany przez członków jego
zespołu teatralnego. W scenie tej jest wzniosłość i prawda
emocjonalna. Widzimy mężczyznę, któremu udało się przetrawić
ból i poczuć prawdziwe życie, a może nawet nadzieję.
Ktoś, kto obejmie mnie mocno
Ktoś, kto zrani boleśnie
Ktoś, kto usiądzie na moim krześle
I zniweczy mi sen
I sprawi, że poczuje, że naprawdę żyję
Że żyję
Ktoś, kto mnie potrzebuje
Ktoś, kto świetnie mnie zna
Ktoś, kto mi przerwie znienacka
I urządzi mi piekło
I da mi wsparcie
Bym poczuł że żyję
Sprawi że żyję
I że się gubię
Naigrywa się ze mnie
Wykorzystuje mnie
I dni mi urozmaica
A samotność to samotność
A nie życie
Ktoś, kto osaczy mnie miłością
Ktoś, kto mnie zmusi do troski
Ktoś, kto wymaga pomocy
Zawsze będę gotowy
By tak wystraszony jak ty
Pomóc nam przetrwać
I żyć
Naprawdę żyć
"Historia
małżeńska” prowadzi nas przez szereg emocji, od uderzania w
ścianę, podniesionych głosów po milczenie i cichą refleksję,
gdy dwie osoby próbują zrozumieć, dlaczego się już nie kochają.
Rezultatem jest bardzo absorbująca, emocjonalna i wyczerpująca
podróż, przypominająca, iż każda historia rozpadu wygląda
znajomo, dopóki nie wydarzy się tobie- a wtedy naprawdę boli. Ale też sugeruje, jak czasami ważne są tak proste gesty jak zawiązanie komuś sznurówki. To być może kryje się pod słowami "naprawdę żyć".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz