wtorek, 14 stycznia 2020

                                   

                      HISTORIA MAŁŻEŃSKA


Noah Baumbach, którego poprzednie prace koncentrowały się na opowieściach o związkach, stworzył prawdopodobnie swój najlepszy film do tej pory. W 2005 roku Baumbach nakręcił film-bardzo dobry zresztą- zatytułowany „Walka żywiołów", a który oparł na rozwodzie swoich rodziców (powieściopisarza Jonathana Baumbacha i krytyczki filmowej Georgii Brown ). Wtedy spoglądał na ten problem z perspektywy dziecka, dla którego to wydarzenie miało postać horroru. W wywiadach porównywał tę sytuację do wrażeń po obejrzeniu "Inwazji porywaczy ciał". Rodzice wydawali się niby tacy sami, ale byli już zupełnie innymi ludźmi,a poczucie obcości zostało mu na zawsze. Prawie 15 lat później dojrzał do tego, by spojrzeć na problem z drugiej strony - osób dorosłych. Co ciekawe- "Historia małżeńska” choć nie jest wyraźnie autobiograficzna, oparta została na doświadczeniach własnego rozwodu. Nicole jest wzorowana na byłej żonie Baumbacha, Jennifer Jason Leigh, z którą miał syna. Podobnie jak Nicole, Leigh dorastała w hollywoodzkiej rodzinie show-biznesu i zyskała sławę głośną swego czasu komedią dla nastolatków "Beztroskie lata w Ridgemont High".
 
Pewien cień rzuca też na ten film bardzo głośna "Sprawa Kramerów", ale obraz Baumbacha jest dojrzalszy, ma własną intymność i rozwija niepowtarzalny ton, którego nawet zwolennicy reżysera mogą początkowo nie rozpoznać. Jego scenariusz doskonale radzi sobie z delikatną tematyką. Czasami jest brutalny, na pewno smutny, ale jest też mnóstwo śmiechu, który przychodzi bardzo naturalnie. Reżyser, zagorzały obserwator banałów życia, zmienia tę zwyczajność w wielkie kino. Mistrzowsko zagrany przez Adama Drivera i Scarlett Johansson, wyreżyserowany z elegancją i bezpośredniością przez Baumbacha,  pełen chwil szczerych emocji, film zostawia trwały ślad w umyśle i w sercu widza. Intelektualizm, który czasem przeszkadzał w jego poprzednich obrazach, Baumbach zastąpił czułością i emocjonalną prawdomównością


Film rozpoczynają listy miłosne recytowane przez małżonków. Dwa liryczne, ilustrowane obrazami monologi są świetnie skomponowane i szczegółowo opisują to, co kochają oni i doceniają w partnerze. Słyszymy więc o osobowości Nicole, która zbyt długo słucha nieznajomych, uwielbia bawić się ze swoim synem Henrykiem i parzy herbatę, której nie wypija. Nigdy nie zamyka szafek, za to świetnie otwiera słoiki z piklami, bo ma mocne dłonie. Charlie natomiast jest niezwykle zaradny i samodzielny, umie gotować i cerować skarpetki. Je jakby mu się śpieszyło, płacze w kinie i oszczędza światło. Oboje są cudownymi rodzicami dla swojego 8-letniego syna Henry'ego.

Pułapka polega na tym, że jest to jedyny „szczęśliwy” moment tego komediodramatu. Słowa, które słyszymy, są jednocześnie prawdziwe i nie na temat, kiedy bowiem zaczyna się film, Charlie i Nicole już postanowili się rozstać. Lista komplementów, które słyszymy, została napisana na polecenie mediatora, aby ułatwić im przejście przez rozwód. Ta lista ma przypomnieć o tym, dlaczego wybrali się na partnerów, przypomnieć, co kiedyś w sobie cenili. Słów tych jednak nie usłyszą na tym spotkaniu, bowiem zrozpaczona Nicole odmawia przeczytania na głos tego, co napisała i w konsekwencji wybiega, zostawiając obu mężczyzn w gabinecie.

Moc tej sceny tkwi w kilku elementach. Otrzymujemy dużą ilość informacji o obu postaciach, dzięki czemu późniejsze retrospekcje są zbędne, co istotne, bo przecież widzimy finał ich związku. Zarysowuje też syntetycznie obie postacie jako odrębne osoby, z dziwactwami i konkretnymi uczuciami, Baumbacha nie interesuje bowiem film, który opowiada każdą historię o rozwodzie, to, co widzimy, to historia Charliego i Nicole. Możemy dostrzec również, jak wiele pozytywnych emocji ich łączyło. Najważniejsze bowiem, iż reżyser sprytnie zmusił nas do zainwestowania w ich historię miłosną. Jest to mistrzowski krok i bardzo skuteczny w budowaniu naszej empatii do każdej z postaci. Jesteśmy uwięzieni w ich emocjonalnym świecie - i kiedy bohaterowie cierpią, my cierpimy razem z nimi. I sekundujemy im do końca (choć film nie buduje żadnych złudnych nadziei co do końca ich związku), ze świadomością niesprawiedliwości, że ci ludzie, którzy tak dobrze się znają i mają tak piękną historię, kończą swój związek.


Oboje mieszkają z synem w Nowym Jorku. On jest reżyserem teatralnym, a ona jest jego główną aktorką. Sztuka Charliego, uderzająca nowoczesna wersja „Electry” Sofoklesa, właśnie trafiła na Broadway, ale Nicole bierze rozbrat z teatrem (i mężem), ponieważ zdobyła główną rolę w telewizyjnym pilocie w Los Angeles, gdzie zresztą mieszka jej matka i siostra. Obie strony zgadzają się na rozwód na polubownych warunkach, bez udziału prawników. Kwestią problematyczną jest ich syn, którego żadne z nich nie chce mieć po drugiej stronie kontynentu. Ponadto Charlie mentalnie nie wydaje się być rozwiedziony - traktuje ten stan jako przejściowy. Kiedy jednak Nicole zmienia zdanie i zatrudnia prawniczkę z L.A. Norę Fanshaw (Laura Dern), Adam nie ma innego wyjścia, jak zacząć walczyć. Ponieważ jego prawnik musi również mieć siedzibę w Los Angeles, a Henry zaczął tam chodzić do szkoły, Charlie zaczyna podróżować od Los Angeles do Nowego Jorku. Szwy związku szybko się rozluźniają, uprzejmość ustępuje miejsca kłótni, a niuanse amerykańskiego systemu prawnego uczą bohaterów, że trzeba zejść naprawdę nisko i rzucać w przeciwnika błotem. Historia małżeńska pokazuje, jak ich świat się rozpada, jak łatwo zostają wciągnięci w animozje i wyzwania prawne. Trąba powietrzna, w którym znaleźli się Charlie i Nicole, tworzy barierę między nimi i jednocześnie bardzo bolesny splot historii. Prawdopodobnie najwspanialszym osiągnięciem Baumbacha jest właśnie ukazanie czystego, intensywnego bólu związanego z rozpadem małżeństwa.

No właśnie rozpadem, bo choć film nosi tytuł Historia małżeńska, w rzeczywistości ukazuje logistyczne i finansowe problemy związane z rozwodem, a także spektrum emocji, które mu towarzyszą - miłość, nienawiść, gniew, ból, złość, wszak rozwód jest opisany jako śmierć bez ciała. Baumbach podchodzi do rozwodu z dużym stopniem szczerości. W osobistej i poruszającej opowieści reżyser ukazuje podstępną naturę rozwodu, podczas którego dwoje ludzi o dobrych intencjach, którzy wciąż się o siebie troszczą, a może kochają, robią rzeczy, których nigdy by się po sobie nie spodziewali. Twórca subtelnie zadaje pytania bohaterom i widzom jednocześnie, czy z pewnością nie jesteś osobą, która użyłaby tajemnic jako broni w sprawie rozwodowej? Czy nie zwróciłbyś dziecka przeciwko rodzicowi, aby uzyskać przewagę? Inni ludzie przecież robią takie rzeczy. Z niezwykłym wyczuciem i empatią dla swoich postaci, Baumbach przedstawia rozwód jako doskonały korektor, wymazujący naszą starszą wersję, zmieniając nas w ludzi, których nigdy nie chcielibyśmy w sobie dostrzec. W stopniu, który jest zarówno ekscytujący, jak i przygnębiający, Baumbach pokazuje nam, jak rozwód nie tylko kończy małżeństwo, ale zatruwa samego ducha tego związku. Niewinne komentarze wypowiedziane wcześniej zostają wprowadzone do dowodów na procesie. Każdy kruczek, niuans wykorzystany zostaje jako broń. Wciągnięte zostały w debatę nawet Los Angeles i Nowy Jork, bliźniacze stolice kultury amerykańskiej, które budują zupełnie inny styl życia i inne możliwości. Co ciekawe- rozwód niszczy w jakiś sposób to, co było ich siłą i priorytetem- podejście do dziecka. W początkowych sekwencjach podkreślone zostają ich kompetencje jako rodziców. W trakcie procesu słodki, sympatyczny zwykły dzieciak, uwikłany w przedłużającą się bitwę o opiekę nad nim, staje się nagrodą i problemem, ciężarem i abstrakcją, czymś, o co jego rodzice walczą więcej dla siebie niż dla niego. Jest tu szczególnie okrutna ironia: bezlitosna gra pozbawia ich czasu i energii, których potrzebują, aby być dobrymi rodzicami, którymi zawsze przecież byli. Tak jak pieniądze, które tracą na adwokatów, są pieniędzmi, które miały zagwarantować bezpieczną przyszłość syna.




Rozwód bowiem kojarzy się reżyserowi z chaosem. Działanie bohaterów są nieuporządkowane, podyktowane emocjami, zabarwione małostkowością, rywalizacją, zaprzeczeniem, gniewem i smutkiem. Prawdziwa strona rozwodu to nie tylko miłość i nienawiść, ale wszystko pomiędzy. Film, pozbawiony chwytów dydaktycznych, pozwala więc na postawienie ważnych pytań i zastanowienie się, co tak naprawdę oznacza „małżeństwo” w naszym współczesnym społeczeństwie. Czy małżeństwo jest umową, związkiem, transakcją, sakramentem, podstawową komórką społeczeństwa czy przestarzałym rytuałem wpisanym w tradycję, którą należy zreformować? Historia małżeńska prowokuje do dyskusji, ale nie oferuje wielu jasnych odpowiedzi. Może rozwód to akt samozaparcia, w opozycji do tego, czego chce serce - wymaga niemal okrutnej dyscypliny. Można też porównać rozwód do kuli śnieżnej zmieniającej proporcje i przyćmiewającej powody, które do niego doprowadziły. Może małżonkowie zaszli za daleko i nie potrafią się już cofnąć. A może to akt intuicji, wewnętrzny głos, który nie ma nic wspólnego z rozsądkiem. Pewne pozostaje, że zakończenie małżeństwa jest bolesne dla każdej zaangażowanej strony.

Oglądając film, możemy mieć też wrażenie, że prawdziwymi antagonistami są prawnicy. Cała trójka, która się pojawia na ekranie - uwodzicielska i mściwie pragmatyczna Nora, uprzejmy, ale irytujący Bert (Alan Alda), oraz zuchwały i cyniczny Jay (Ray Liotta) - w większym lub mniejszym stopniu manipulują bohaterami, próbując wygrać jak najwięcej, niezależnie od prawdziwych uczuć pary. Ze słów samych adwokatów wynika, że ich praca polega na szukaniu najgorszego u dobrych ludzi. Każdy z nich świadomie i gładko przechodzi od robienia tego, co chce jego klient, do miejsca, w którym kreuje, czego ten klient powinien chcieć. Prawnicy przekształcają prawdziwy dramat domowy w komedię, w której każdy musi grać perfekcyjnie swoją role. Nora i Jay wiedzą, że spór sądowy to rodzaj widowiska, występu, rodzaj artystycznej sekcji zwłok związku małżeńskiego. Ale nawet jeśli prawdziwymi sprawcami wojny małżeńskiej są adwokaci, reżyser nie zrzuca odpowiedzialności z barków bohaterów. W rzeczywistości charakterystyka obu bohaterów pozwala widzowi traktować ich jako ludzi słabych i niejednokrotnie niezwykle samolubnych.

Charlie jest z pewnością nieco apodyktyczny. Czy zdławił Nicole, trzymając ją w Nowym Jorku, z dala od jej bliskich? Tak mówi ona. Czy stłumił jej kreatywność, nie pozwalając jej reżyserować? Być może, choć mogła być to też zapłata za bycie gwiazdą w jego zespole. Charlie nie zaprzecza też, że raz spał z kierowniczką sceny, choć podkreśla, że to fakt bez znaczenia emocjonalnego i efekt tego, że Nicole nie uprawiała z nim seksu od ponad roku. Żona opisuje go jako osobę skoncentrowaną na sobie i nie wspierającą, oczekującą, że wszystko będzie na jego warunkach. Nie jest w tym jednak nachalny i być może robi to bezwiednie. Często bywa zdziwiony i zaskoczony, co jest wynikiem i jego naiwności, i szczerości intencji. Jest lekko neurotyczny i oderwany od rzeczywistości, może też narcystyczny. Z pewnością dotacja MacArthura mówi, że jest świetnym artystą, kimś, kto wkłada duszę w swoje dzieło. Jego inscenizacją zachwyca się nawet prawniczka Nicole. Teatr to jego pasja, poświęca mu czas, pieniądze, emocje. Wiemy też, że jest bardzo samodzielny i zaradny, zwłaszcza, że przeszłość ma nakreśloną toksycznymi relacjami rodzinnymi. Jego swoista dobroć może drażnić, jak i uwodzić, co podkreśla w prologu sama Nicole. Mimo tych wszystkich mankamentów Adam Driver zapewnia swojemu bohaterowi tak ogromną dawkę ciepła- zwłaszcza w roli ojca- że nie można go nie lubić. 
 

Chociaż empatia jest wychylona w stronę Nicole, nie wydaje się ona wcale kryształową postacią. Przede wszystkim działa impulsywnie i nie dąży do zgody. Nie jest też uczciwa, nie informuje męża, że zamierza zostać w L.A. z dzieckiem. Wynajęcie adwokata też jest sprzeczne z wcześniejszą umową. Nie próbuje iść na kompromis czy po prostu być bardziej elastyczna. Choć Charlie cały czas jej broni, mamy wrażenie, że i pieniądze, i kariera, i życie w LA, gdzie wszyscy ją adorują, stają się ważniejsze od tego, co nazywamy rodziną. Baumbach jednak tego nie krytykuje, nie ukazuje Nicole jako tej, która przestała kochać swojego męża, ale raczej jako kogoś, kto czuł się zbyt długo uwięziony, niezdolny do wolności. Opanowała wyzwania związane z byciem w związku, ale zawodowo jego sława przygniotła ją. Miała wrażenie, że żyje w jego cieniu. Nicole zwierzając się Norze, podkreślała, jak jej tożsamość - jej pomysły, osobowość i ambicje - stopniowo stały się drugorzędne, a następnie pochłonięte przez Charliego. Treść monologu jest oczywista: kobieta kurczy się w cieniu ego męża i jego potrzeb, zostaje pozbawiona głosu, całkowicie podporządkowana woli partnera. Ale Baumbach buduje tę scenę w kilku ujęciach, kamera powoli zbliża się do Nicole, a wir uczuć, które wywołuje Scarlett Johansson - nostalgia, kipiąca wrażliwość, wstyd i dystans do siebie - są zdumiewające. Aktorka odnajduje emocjonalną kruchość u Nicole, a jednocześnie pozwala jej odkryć swoją indywidualność poza małżeństwem, jak gdyby była ptakiem w klatce, który jest niepewny, co zrobić z otwartymi drzwiami. Nicole staje się coraz silniejsza, jej świat się rozszerza, a jej głos staje się mocniejszy i bardziej pewny siebie. Charlie staje się natomiast coraz cichszy i delikatniejszy. W Halloween, kiedy przebiera się za niewidzialnego mężczyznę, bandaże, które owiją jego twarz, stają się subtelną metaforą. To tak jakby miał świadomość zanikania swej osobowości albo był zdeterminowany, aby wymazać swoją osobowość, zanim zrobi to ktoś inny. Następuje swoista zamiana ról, teraz to on wydaje się być o jeden krok do tyłu w tej brutalnej grze. Charlie płaci za swoją nieuwagę. Instynkt reżyserski Charliego, który popychał go do kontrolowania każdego aspektu życia, zostaje odsunięty na bok przez okoliczności, które uniemożliwiają mu jednostronne podejmowanie decyzji. Dają one jednak Charliemu dużo miejsca na ponowne odkrycie siebie, na zweryfikowanie dotychczasowego swego życia.

Historia małżeńska jest oszałamiającą demonstracją siły, subtelności i mocy aktorskiej Adama Drivera. Jeden z najciekawszych aktorów swego pokolenia tutaj osiąga doskonałość (nie potrzebuje Oscara, by to poświadczyć, choć nominacja zbliża go tego). Jego Charlie, początkowo swobodny, optymistycznie nastawiony, powoli zastyga, sztywnieje, kurczy się jakby życie wygięło jego ciało. Driver wykorzystuje swoją potężną sylwetką do zasugerowania zarówno postaci autorytetu, jak i przerośniętego dziecka. Świetnie to ukazuje moja ulubiona scena, kiedy Charlie przypadkowo przecina sobie rękę scyzorykiem przed pracowniczką opieki społecznej, który obserwuje go jako rodzica. Mimo iż sytuacja jest poważna, a krew mocno się leje, bohater utrzymuje, iż mu nic nie jest. Dopóki kobieta nie wyjdzie, zachowuje się jakby nic się nie stało. Potem próbuje zatamować przelewającą się krew papierowymi ręcznikami, by w końcu upaść na podłogę w kuchni, zapewniając dziecko, że po prostu potrzebuje odpoczynku. Komediowość, jeśli nawet nie groteskowość tej sceny podszyta jest subtelnością - Charlie jawi się jako kochający, odpowiedzialny rodzic. A z drugiej strony widzimy kogoś, kto jest całkowicie wyczerpany emocjonalnym pojedynkiem z Nicole, a może z samym sobą. To swoisty moment zrzucenia maski. Scena ta pozwala pokazać, jak bardzo jest bezbronny, jak bardzo jest zraniony.



Oklaski należą się też Scarlett Johansson,która zagrała najlepszą rolę od czasów "Między słowami". Pozbawiona jakiejkolwiek powierzchownej atrakcyjności, dodaje swojej postaci dużej dawki realizmu, pozwala odkrywać wewnętrzne emocje Nicole bez nadmiernego wybuchu. Johansson podkreślała w wywiadach, że jej gra to zasługa scenariusza, że wszystko zostało szczegółowo rozpisane. Rzeczywiście trzeba docenić scenariusz, a także konstrukcję filmu, składającego się z serii długich, żywych i intensywnych „scen”, z których każda ma swój początek i koniec. Te swoiste, "improwizowane" psychodramy są rozdzielone równo między aktorów. Każde z nich ma swoje partie popisowe. Dwoistość jest kluczowa we wszystkich aspektach „Historii małżeńskiej". Każdy z tych elementów pokazuje różnorodność postaci. Ale razem Driver i Johansson poruszają się synchronicznie, przyciągając i odpychając się jak magnes, ponieważ sceny pomiędzy nimi należą do najmocniejszych. Aktorzy wykorzystując idealny skrypt, przejmują absolutną kontrolę nad filmem, szczególnie w punkcie kulminacyjnym, jakim jest pojedynek słowny, pełen negatywnych emocji.

Warto podkreślić zdjęcia Robbiego Ryana, który ostatnio zachwycał w "Faworycie". Widać u niego dążenie do stworzenia estetyki, która byłaby tak prosta i nieskomplikowana jak to tylko możliwe. Z drugiej strony podkreśla emocjonalność w przestrzeniach i postaciach. Chwyta on najbardziej absorbujące momenty filmu w szczerych zbliżeniach, ale też wie, kiedy się wycofać. Proponuje dyskretną konfigurację kamery: uważną, chętną do śledzenia gry aktorskiej. To, podobnie jak inscenizacja, ujawnia głębokie teatralne korzenie. Tak jak w teatrze Baumbach umożliwia swoim aktorom płynną grę, pozwala na długie monologi, buduje przestrzeń do zgłębiania emocji bohaterów. Kamera pozostaje współczująca, jakby rozumiejąc, że cała sytuacja jest niejednoznaczna i nie można jej rozwiązać za pomocą jakichkolwiek uproszczeń lub decyzji podejmowanych w pośpiechu. Jednocześnie widz zostaje postawiony w niezręcznej sytuacji- jest świadkiem

W odniesieniu do innych historii związanych z procesem rozwodowym, w obrazie Baumbacha nie odnajdziemy czegoś nadzwyczaj oryginalnego czy nowego. A jednak zawsze można powtórzyć „tę samą” historię w taki sposób, aby uchwycić emocje jakbyś widzieli to po raz pierwszy. Film ma w sobie nienachalną siłę.Siła ta tkwi we wspomnianym wcześniej scenariuszu czy wspaniałych występach aktorskich. Ale jest jeszcze coś.


Mimo że dużą część filmu oparł na własnym rozwodzie, Baumbach nie wydaje się stronniczy. Twórca "Greenberga' naprawdę wziął pod uwagę zarówno perspektywę Charliego, jak i Nicole, i stara się, aby utrzymać równowagę między występami aktorskimi. Niektórzy oczywiście wybiorą stronę, ale jestem przekonany, że film działa intensywniej, jeśli widzimy dobre i złe strony zarówno u Nicole, jak i Charliego. Są oni pełnymi wad, często irytującymi postaciami, małostkowymi, samolubnymi, o pasywno- agresywnych zachowaniach. A dodatkowo autor filmu umieścił ich słabości pod swoim filmowym mikroskopem, coraz bardziej rozdrapując emocje swoich bohaterów Ale nie demonizuje ich. Choć czyni aluzje do Bergmana i ostrego spojrzenia na ten aspekt (wisząca na ścianie w domu matki Nicole recenzja odnosi się do ich spektaklu „Scen z życia małżeńskiego'), to jego podejście do obu postaci jest zrównoważone i empatyczne.

Najważniejsze pozostaje jednak to, że film ten to piękna historia o miłości. Cichy początek filmu jest nie tylko kontrapunktem dla dramatycznej, brutalnej walki, ale pokazuje uczucie bohaterów. Wyrażone w listach wciąż pojawia się w nieoczekiwanych miejscach, czasem w środku walki, jak zapomniany na podłodze przedmiot i nagle odnaleziony. Podobało mi się to, że pomimo wszystkich problemów, z którymi muszą się oni zmierzyć, widzimy, dlaczego Charlie i Nicole zakochali się wiele lat temu. Często, kiedy spotykamy na ekranie byłych partnerów, widząc, w jakie interakcje wchodzą, jak rozmawiają ze sobą, jak walczą, zastanawiamy się nie tylko, jak mogli być ze sobą, ale nie wyobrażamy ich sobie zakochanych. Ale tak nie jest w przypadku naszych bohaterów. Pomimo wielu potknięć, uznajemy ich za ludzi współczujących, zdolnych do głębokich uczuć i wzajemnej troski. W rzeczywistości są momenty w „Historii małżeńskiej”, w których obie postaci czują, że mogą uratować swoje małżeństwo - że mogą znów być razem, z dzieckiem, żyjąc szczęśliwie i pamiętając dawne czasy. Te krótkie chwile szczerości, pomiędzy okropnymi scenami walki, pomagają ujawnić rzeczywistość miłości, która przetrwała pomimo utraty i śmierci małżeństwa. Podczas spotkania z prawnikami Nicole zamawia jedzenie dla Charliego, ponieważ pamięta, co lubi. Kiedy widzi jego za długie włosy, proponuje mu strzyżenie. Natomiast kiedy Nicole potrzebuje pomocy z elektrycznością w nowym domu, Charlie przybywa na pomoc. A po wielkiej walce słownej, w której mówią o sobie straszne rzeczy, oboje szlochają i przytulając się przepraszają. Scena jest oszałamiająca, zanurzona w intymności scenicznej i uderza jak podmuch zimowego wiatru. Dzięki tak intensywnym bataliom słownym, zrodzonym z lat szczęścia i rozczarowania, wiemy, że ich miłość nie zniknęła.

Miłość jednak nie wystarcza, to uczucie kruche i skomplikowane. Nigdy nie jest prosta - szczególnie, gdy wszystko się skończyło. Nazywając swoją opowieść o rozwodzie "Historią małżeńską” i dodając tęskne dźwięki Randy'ego Newmana, pozwala nam współczuć im, mimo tego, co sobie zrobili, kibicować zarówno Charliemu, jak i Nicole, mając nadzieję, że odnajdą własne szczęście pomimo wszystkich złych rzeczy i bólu, jaki sobie nawzajem zadali. Dwoistość okoliczności nigdy nie opuszcza ich twarzy, a ich cierpienie jest zawsze nostalgiczne, równie dobrze może wybuchnąć, jak i wyciszyć się. Bohaterowie nie płaczą jak wściekłe małe dzieci, ale jak dorośli - kiedy nikt nie patrzy, starając się tego nie robić. Rezultatem jest delikatny obraz, jak można wyjść nietkniętym z doświadczenia, które jest raczej upokarzające niż wzmacniające. Jak, pomimo żalu i rozczarowania ,zostać przyzwoitymi, wrażliwymi ludźmi, reagującymi na siebie. Jest tu wiara w zdolność człowieka do przemiany i odkupienia. Potrzeba jednak katharsis, autorefleksji i uczciwości. Charlie i Nicole ponieśli porażkę jako para, ale pozostaje im możliwość bycia przyjaciółmi


Oboje bowiem w pewnym sensie znajdują swój głos. Szczególnie Charlie otwiera się na zmianę. Ukazuje to piosenka Being Alive ze słynnego musicalu "Company". Charlie śpiewa ją w barze z niezwykłą szczerością i ogromnym uczuciem, obserwowany przez członków jego zespołu teatralnego. W scenie tej jest wzniosłość i prawda emocjonalna. Widzimy mężczyznę, któremu udało się przetrawić ból i poczuć prawdziwe życie, a może nawet nadzieję.

Ktoś, kto obejmie mnie mocno
Ktoś, kto zrani boleśnie
Ktoś, kto usiądzie na moim krześle
I zniweczy mi sen
I sprawi, że poczuje, że naprawdę żyję
Że żyję

Ktoś, kto mnie potrzebuje
Ktoś, kto świetnie mnie zna
Ktoś, kto mi przerwie znienacka
I urządzi mi piekło
I da mi wsparcie
Bym poczuł że żyję
Sprawi że żyję
I że się gubię 

Naigrywa się ze mnie
Wykorzystuje mnie
I dni mi urozmaica
A samotność to samotność
A nie życie
Ktoś, kto osaczy mnie miłością
Ktoś, kto mnie zmusi do troski
Ktoś, kto wymaga pomocy
Zawsze będę gotowy
By tak wystraszony jak ty
Pomóc nam przetrwać
I  żyć
Naprawdę żyć 

"Historia małżeńska” prowadzi nas przez szereg emocji, od uderzania w ścianę, podniesionych głosów po milczenie i cichą refleksję, gdy dwie osoby próbują zrozumieć, dlaczego się już nie kochają. Rezultatem jest bardzo absorbująca, emocjonalna i wyczerpująca podróż, przypominająca, iż każda historia rozpadu wygląda znajomo, dopóki nie wydarzy się tobie- a wtedy naprawdę boli. Ale też sugeruje, jak czasami ważne są tak proste gesty jak zawiązanie komuś sznurówki. To być może kryje się pod słowami "naprawdę żyć".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz