PI
KIEDY
BYŁEM MAŁY CHŁOPCEM, MATKA MÓWIŁA MI, ŻEBYM NIE PATRZYŁ PROSTO
W SŁOŃCE. W WIEKU SZEŚCIU LAT ZROBIŁEM TO. NA POCZĄTKU BYŁEM
OŚLEPIONY. ALE PATRZYŁEM DALEJ, STARAJĄC SIĘ NIE MRUGAĆ. MOJE
ŹRENICE SKURCZYŁY SIĘ DO WIELKOŚCI ZIARENEK PIASKU, A OŚLEPIAJĄCA JASNOŚĆ SPRAWIŁA, ŻE WIDZIAŁEM WYRAŹNIEJ. PRZEZ
TO JEDNO MGNIENIE OKA WSZYSTKO STAŁO SIĘ ZROZUMIAŁE. LEKARZE NIE
WIEDZIELI, CZY KIEDYKOLWIEK ODZYSKAM WZROK. BYŁEM PRZERAŻONY SAM
W CIEMNOŚCIACH
Pi,
skromny thriller nakręcony za 60 tysięcy, to film, który wciąż
robi wrażenie. Debiut Darrena Aronofsky'ego sukces zawdzięcza
swojej oryginalnej formie, bardzo wizualnej, ale też przypominającej
konstrukcją utwór muzyczny. I choć posiada cechy dzieła
młodzieńczego, wciąż smakuje filmowo.
Bohaterem
jest genialny żydowski matematyk, Max Cohen. Opętany przez liczby,
sprowadza swoje życie do analizy związków liczbowych i
matematycznych obliczeń. Trawiony obsesją, cale dnie spędza przed
ogromnym komputerem Euklidesem, który konstruował przez 10 lat i
którego układy scalone zajmują niemal całe mieszkanie.
Pomieszczenie to opuszcza rzadko, żyjąc w całkowitym oderwaniu od
rzeczywistości. Tryb dnia zawsze ten sam, ta sama trasa, ta sama
kawiarnia, ci sami ludzie. Świat ogląda głównie przez pryzmat
judasza w drzwiach. Max bowiem wierzy, że można świat opisać i
zrozumieć za pomocą matematyki, nie istnieje coś takiego jak
przypadek. Szuka porządku we wszechświecie, prawidłowości, dzięki
której można by odpowiedzieć na fundamentalne pytania. Idealnego
wzoru, który pozwoliłby ogarnąć chaos, odkryć istotę skrytego
sensu. Ten wzór kryje się według niego w liczbie Pi. Ta tajemnicza
liczba niewymierna i jednocześnie przestępna, wyrażająca stosunek
długości obwodu koła do długości średnicy, mimo licznych badań
pozostaje niewyjaśnionym fenomenem, którego nie może również
rozgryźć Max Cohen. A stawka jest bardzo wysoka, bowiem Max
zauważa, że zasada porządku nie obowiązuje jedynie w świecie
natury, ale również w świecie ludzi. A dokładnie na giełdzie.
Znalezienie odpowiedniego kodu matematycznego do rozszyfrowania
zasady wzrostu i spadku notowań giełdowych pozwoli nie tylko
odczytać otaczającą rzeczywistość, ale przewidzieć przyszłość
giełdową. A to oznacza w rzeczywistości władzę nad światem.
Bohaterem
zaczynają interesować się więc podejrzani ludzie, bliżej
nieokreślona struktura rządowa, zajmująca się analizą giełdy.
Ale wokół niego zaczyna się też kręcić grupa chasydzkich
uczonych, która oddając się studiowaniu Kabały, szuka imienia
Boga. Ich przedstawiciel, Lenny Meyer, dokładnie tłumaczy Cohenowi,
jak ważne może być jego odkrycie. Według nich liczba, której
poszukuje matematyk, to imię Boga, które składa się z 216 cyfr.
Wraz ze śmiercią kapłanów z rodu Kehatytów, Żydzi zostali także
pozbawieni imienia Boga. A słowo to klucz do Ery Nadejścia
Mesjasza, powrotu do raju. Maklerzy giełdowi, jak i ortodoksyjni
Żydzi zaczynają więc osaczać bohatera, za wszelką cenę chcą mu
wydrzeć tajemnicę. I Max ją odkrywa, choć przez przypadek. Jego
przeciążony komputer, nim się spali, wyrzuci z siebie ciąg 216
cyfr. Max nie zamierza jednak z nikim się swoją wiedzą dzielić .
Pragnienie
opisania świata za pomocą liczb jest kuszące. Pi
jest
filmem, który matematykę przeciwstawia chaosowi, ale niczego nie
rozstrzyga. Max wierzy, że świat składa się z wzorów, które
tylko trzeba dostrzec. Dlatego wciąż rozgląda się, formułuje
wnioski, przetwarza je, buduje zespoły prawidłowości. Kiedy
spoglądamy na świat oczami Maxa Cohena, zaczynamy dostrzegać sens
w rozrzuconych elementach, z których składa się nasza
rzeczywistość. Szczególnych dowodów na to dostarcza tzw. ciąg
Fibonacciego -1,2,3,5,8,13 ( każda następna jest sumą poprzednich
).Liczby Fibonacciego występują niemal wszędzie- większość
kwiatów posiada stałą liczbę płatków (np. lilie-3, jaskry -5,
astry 21), liście na gałęziach rosną w odstępie, którego
stosunek odpowiada w pewnym przybliżeniu liczbom Fibonacciego, łuski
ananasa składają się z 8 rzędów nachylonych w lewo i 13
nachylonych w prawo, w kwiatach słonecznika ziarenka układają się
w kształt spiral – prawoskrętnych jest zazwyczaj 34, a
lewoskrętnych -55. Te prawidłowości widać również w dziełach
malarskich i architektonicznych. Inną zależność widzimy w
spirali Archimedesa, którą bohater dostrzega w dymie papierosowym,
muszli czy śmietance w kawie. Tak oglądany świat zaczyna nabierać
kształtu, sensu, jesteśmy bliżej ogarnięcia tej skomplikowanej
maszynerii. Ale jednocześnie mistrz i nauczyciel Cohena – Sol,
który przez 40 lat bezskutecznie poszukiwał sensu liczby Pi –
ostrzega, że jeżeli wszędzie zacznie dostrzegać prawidłowości,
z matematyka zamieni się w numerologa, a zwykły spacer zamieni w
liczenie kroków. A to droga do SZALEŃSTWA. Według Sola świat jest
chaosem i trzeba się z tym pogodzić
I
tutaj pojawia się kolejne pytanie- czy próba zrozumienia świata
jest szaleństwem? Może absurdem jest astrologia, wróżby, sztuka,
nauka, filozofia, a nawet Bóg. Może to tylko odwieczne pragnienie
człowieka, żeby znaleźć odpowiedni klucz do wrót sensu życia,
kod do pojmowania samego siebie, jakaś dramatyczna próba nadania
swemu życiu wagi, znaczenia, próba zwalczenia absurdu własnej
egzystencji, zwalczenia chaosu. Bohater jest geniuszem i szaleńcem
jednocześnie, cierpiącym na straszne ataki migreny, dezintegrujące
jego osobowość. Świat, w którym żyje, jest rozchwiany,
pozbawiony logiki i schizofreniczny. Miewa deja vu, spotyka dziwnych
ludzi, którzy znikają, widzi w stacji metra leżący mózg. Czy
jest to reakcja na wyjątkowe mocne leki, które bierze, czy leki
powodują, że ten świat znika. I który jest prawdziwy. Bo my nie
wiemy, czy to rzeczywistość czy wytwór chorego umysłu bohatera,
jego halucynacja.
Jeśli
jednak założymy, że Max odkrywa sens wszystkiego, to może
paradoksalnie szaleństwo to jedyna droga do poznania. Może droga do
ładu prowadzi przez chaos, może to jedno i to samo. Bo w życiu
Maxa największą rolę odgrywa przypadek. Wzór 216 cyfr odkrywa
dzięki…mrówce, która doprowadza do zwarcia i spalenia się
Euklidesa. Kilkunastoletnie badania Maxa nie dały wcześniej nic.
Inny dowód na działanie przypadku- według Żydów tylko wybraniec,
człowiek absolutnie czysty i nieskazitelny, pochodzący z rodu
arcykapłanów, dostąpić może zaszczytu zobaczenia Boga. W
przeszłości, jeśli kapłan był grzeszny, umierał zaraz po
przekroczeniu progu Najświętszego Miejsca, a to oznaczało, że
naród żydowski jest zgubiony. I chociaż nazwisko Maxa pasuje (
Kehatyta- Cohen), to tylko przypadek mógł zadecydować, że to w
jego ręce dostał się klucz do raju, w ręce Żyda, który nie ma
nic wspólnego ze swoim narodem i swoją wiarą. Który Boga zastąpił
komputerem, a religię matematyką. Przypadek, albo nielogiczne,
absurdalne działanie Boga. Może jednak to to samo, może Bóg nie
gra w szachy, lecz bezmyślnie bawi się klockami. I to, co mu
przypadkowo wyjdzie, my nazywamy Bożym planem?
Metafizyczny
thriller Aronofsky’ego to nie tylko film o szukaniu sensu życia,
ale też o przekraczaniu barier i granic poznania. A także o cenie,
jaką płacimy za poszukiwanie prawdy. Bo pytaniem, które reżyser
stawia, jest : Czy należy odkryć prawdę, czy jesteśmy ją w
stanie udźwignąć ? Nie ulega więc wątpliwości, że pobrzmiewają
tu echa Ikaryjskiego lotu. Czy to oznacza, że przekroczenie
wyznaczonych barier musi zakończyć się klęską, że kara zawsze
spada na tych, którzy pragną więcej ? Dariusz Czaja w swoim
artykule ”Szyfr i epifania” widzi też w Cohenie współczesnego
Fausta. Cohen podobnie jak bohater Goethego wydaje się być wybrany
przez sam fakt posiadania genialnego umysłu. Im więcej pracy wkłada
w badania, tym większe zaangażowanie, poczucie powołania do
uporządkowania tego, co nie uporządkowane” na wprowadzeniu w
niepewność bytu odrobiny pewności, gwarancji porządku, nadaniu
konturów temu, co ich pozbawione. Pycha wybrańca zostaje ukarana,
ale jeśli jednak jest wybrańcem, to czemu zostaje za to ukarany.
Więc może jednak to nie kara, ale przywilej, może upadek Ikara to
jego zwycięstwo. Cena, którą każe zapłacić Bóg za możliwość
spojrzenia w Jego oblicze. Może tylko szaleniec jest zdolny tego
dokonać. Rosjanie mają na określenie głupca, idioty także słowo
jurodiwyj, czyli głupi dla Chrystusa. To człowiek, któremu
złorzeczą i którego prześladują. a który odpowiada na to dobrym
słowem. To człowiek, który wciela w życie doczesne Chrystusowy
program miłości bliźniego. Oczywiście Cohen nie jest takim typem,
ale czy w finale nim się nie staje – to pytanie jest już otwarte
Zakończenie
jest bowiem niejednoznaczne, tak zresztą jak chciał tego Aronofsky.
Max nie mogąc znieść uporczywego bólu, dokonuje operacji na swoim
mózgu, niszcząc go. W finale widzimy go, jak obserwuje kołyszące
się na wietrze liście. Na twarzy pojawia się tajemniczy uśmiech.
Pytanie, co kryje się za tym uśmiechem, pozostaje
nierozstrzygnięte. To uśmiech triumfu człowieka, który pojął
wszystko, pełen wyrozumiałości dla prostoty tego świata gest
wybrańca, spokój niewiedzy czy obojętność wariata? Jest wiec
teraz już normalny czy juridywyj? Czy geniusz stracił dar, czy
posiadł mądrość bycia zwyczajnym człowiekiem? Jest to powrót do natury, do instynktowego, emocjonalnego poznawania rzeczywistości czy znak przekonania, że żadnego klucza do świata nie ma?
Niebanalne
rozważania uzyskały u Aronofsky’ego odpowiednią oprawę
wizualną. Minimalny budżet stał się dla jego filmu wybawieniem.
Czarno – białe zdjęcia, nerwowy, pulsujący rytm, drapieżne
ujęcia , „hip- hopwy” montaż zabierają nas w hipnotyczną,
psychodeliczną podróż po meandrach umysłu ludzkiego. Uderza
ziarnista faktura obrazów, która deformuje rzeczywistość,
skłonność do zniekształceń i groteskowego wyolbrzymiania.
Nakładanie się obrazów, różne kąty widzenia i szorstka,
drażniąca muzyka z pogranicza techno, jazzu dopełniają siłę
rażenia filmu.
POWOLI
ŚWIATŁO PRZEBIJAŁO SIĘ PRZEZ BANDAŻE ZAKRYWAJĄCE MOJE OCZY. I
ZNOWU MOGŁEM WIDZIEĆ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz