niedziela, 12 stycznia 2020

                                                                     
                                     PI


 
KIEDY BYŁEM MAŁY CHŁOPCEM, MATKA MÓWIŁA MI, ŻEBYM NIE PATRZYŁ PROSTO W SŁOŃCE. W WIEKU SZEŚCIU LAT ZROBIŁEM TO. NA POCZĄTKU BYŁEM OŚLEPIONY. ALE PATRZYŁEM DALEJ, STARAJĄC SIĘ NIE MRUGAĆ. MOJE ŹRENICE SKURCZYŁY SIĘ DO WIELKOŚCI ZIARENEK PIASKU, A OŚLEPIAJĄCA JASNOŚĆ SPRAWIŁA, ŻE WIDZIAŁEM WYRAŹNIEJ. PRZEZ TO JEDNO MGNIENIE OKA WSZYSTKO STAŁO SIĘ ZROZUMIAŁE. LEKARZE NIE WIEDZIELI, CZY KIEDYKOLWIEK ODZYSKAM WZROK. BYŁEM PRZERAŻONY SAM W CIEMNOŚCIACH 

Pi, skromny thriller nakręcony za 60 tysięcy, to film, który wciąż robi wrażenie. Debiut Darrena Aronofsky'ego sukces zawdzięcza swojej oryginalnej formie, bardzo wizualnej, ale też przypominającej konstrukcją utwór muzyczny. I choć posiada cechy dzieła młodzieńczego, wciąż smakuje filmowo.
 
Bohaterem jest genialny żydowski matematyk, Max Cohen. Opętany przez liczby, sprowadza swoje życie do analizy związków liczbowych i matematycznych obliczeń. Trawiony obsesją, cale dnie spędza przed ogromnym komputerem Euklidesem, który konstruował przez 10 lat i którego układy scalone zajmują niemal całe mieszkanie. Pomieszczenie to opuszcza rzadko, żyjąc w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. Tryb dnia zawsze ten sam, ta sama trasa, ta sama kawiarnia, ci sami ludzie. Świat ogląda głównie przez pryzmat judasza w drzwiach. Max bowiem wierzy, że można świat opisać i zrozumieć za pomocą matematyki, nie istnieje coś takiego jak przypadek. Szuka porządku we wszechświecie, prawidłowości, dzięki której można by odpowiedzieć na fundamentalne pytania. Idealnego wzoru, który pozwoliłby ogarnąć chaos, odkryć istotę skrytego sensu. Ten wzór kryje się według niego w liczbie Pi. Ta tajemnicza liczba niewymierna i jednocześnie przestępna, wyrażająca stosunek długości obwodu koła do długości średnicy, mimo licznych badań pozostaje niewyjaśnionym fenomenem, którego nie może również rozgryźć Max Cohen. A stawka jest bardzo wysoka, bowiem Max zauważa, że zasada porządku nie obowiązuje jedynie w świecie natury, ale również w świecie ludzi. A dokładnie na giełdzie. Znalezienie odpowiedniego kodu matematycznego do rozszyfrowania zasady wzrostu i spadku notowań giełdowych pozwoli nie tylko odczytać otaczającą rzeczywistość, ale przewidzieć przyszłość giełdową. A to oznacza w rzeczywistości władzę nad światem.


Bohaterem zaczynają interesować się więc podejrzani ludzie, bliżej nieokreślona struktura rządowa, zajmująca się analizą giełdy. Ale wokół niego zaczyna się też kręcić grupa chasydzkich uczonych, która oddając się studiowaniu Kabały, szuka imienia Boga. Ich przedstawiciel, Lenny Meyer, dokładnie tłumaczy Cohenowi, jak ważne może być jego odkrycie. Według nich liczba, której poszukuje matematyk, to imię Boga, które składa się z 216 cyfr. Wraz ze śmiercią kapłanów z rodu Kehatytów, Żydzi zostali także pozbawieni imienia Boga. A słowo to klucz do Ery Nadejścia Mesjasza, powrotu do raju. Maklerzy giełdowi, jak i ortodoksyjni Żydzi zaczynają więc osaczać bohatera, za wszelką cenę chcą mu wydrzeć tajemnicę. I Max ją odkrywa, choć przez przypadek. Jego przeciążony komputer, nim się spali, wyrzuci z siebie ciąg 216 cyfr. Max nie zamierza jednak z nikim się swoją wiedzą dzielić .

Pragnienie opisania świata za pomocą liczb jest kuszące. Pi jest filmem, który matematykę przeciwstawia chaosowi, ale niczego nie rozstrzyga. Max wierzy, że świat składa się z wzorów, które tylko trzeba dostrzec. Dlatego wciąż rozgląda się, formułuje wnioski, przetwarza je, buduje zespoły prawidłowości. Kiedy spoglądamy na świat oczami Maxa Cohena, zaczynamy dostrzegać sens w rozrzuconych elementach, z których składa się nasza rzeczywistość. Szczególnych dowodów na to dostarcza tzw. ciąg Fibonacciego -1,2,3,5,8,13 ( każda następna jest sumą poprzednich ).Liczby Fibonacciego występują niemal wszędzie- większość kwiatów posiada stałą liczbę płatków (np. lilie-3, jaskry -5, astry 21), liście na gałęziach rosną w odstępie, którego stosunek odpowiada w pewnym przybliżeniu liczbom Fibonacciego, łuski ananasa składają się z 8 rzędów nachylonych w lewo i 13 nachylonych w prawo, w kwiatach słonecznika ziarenka układają się w kształt spiral – prawoskrętnych jest zazwyczaj 34, a lewoskrętnych -55. Te prawidłowości widać również w dziełach malarskich i architektonicznych. Inną zależność widzimy w spirali Archimedesa, którą bohater dostrzega w dymie papierosowym, muszli czy śmietance w kawie. Tak oglądany świat zaczyna nabierać kształtu, sensu, jesteśmy bliżej ogarnięcia tej skomplikowanej maszynerii. Ale jednocześnie mistrz i nauczyciel Cohena – Sol, który przez 40 lat bezskutecznie poszukiwał sensu liczby Pi – ostrzega, że jeżeli wszędzie zacznie dostrzegać prawidłowości, z matematyka zamieni się w numerologa, a zwykły spacer zamieni w liczenie kroków. A to droga do SZALEŃSTWA. Według Sola świat jest chaosem i trzeba się z tym pogodzić 
 

I tutaj pojawia się kolejne pytanie- czy próba zrozumienia świata jest szaleństwem? Może absurdem jest astrologia, wróżby, sztuka, nauka, filozofia, a nawet Bóg. Może to tylko odwieczne pragnienie człowieka, żeby znaleźć odpowiedni klucz do wrót sensu życia, kod do pojmowania samego siebie, jakaś dramatyczna próba nadania swemu życiu wagi, znaczenia, próba zwalczenia absurdu własnej egzystencji, zwalczenia chaosu. Bohater jest geniuszem i szaleńcem jednocześnie, cierpiącym na straszne ataki migreny, dezintegrujące jego osobowość. Świat, w którym żyje, jest rozchwiany, pozbawiony logiki i schizofreniczny. Miewa deja vu, spotyka dziwnych ludzi, którzy znikają, widzi w stacji metra leżący mózg. Czy jest to reakcja na wyjątkowe mocne leki, które bierze, czy leki powodują, że ten świat znika. I który jest prawdziwy. Bo my nie wiemy, czy to rzeczywistość czy wytwór chorego umysłu bohatera, jego halucynacja.

Jeśli jednak założymy, że Max odkrywa sens wszystkiego, to może paradoksalnie szaleństwo to jedyna droga do poznania. Może droga do ładu prowadzi przez chaos, może to jedno i to samo. Bo w życiu Maxa największą rolę odgrywa przypadek. Wzór 216 cyfr odkrywa dzięki…mrówce, która doprowadza do zwarcia i spalenia się Euklidesa. Kilkunastoletnie badania Maxa nie dały wcześniej nic. Inny dowód na działanie przypadku- według Żydów tylko wybraniec, człowiek absolutnie czysty i nieskazitelny, pochodzący z rodu arcykapłanów, dostąpić może zaszczytu zobaczenia Boga. W przeszłości, jeśli kapłan był grzeszny, umierał zaraz po przekroczeniu progu Najświętszego Miejsca, a to oznaczało, że naród żydowski jest zgubiony. I chociaż nazwisko Maxa pasuje ( Kehatyta- Cohen), to tylko przypadek mógł zadecydować, że to w jego ręce dostał się klucz do raju, w ręce Żyda, który nie ma nic wspólnego ze swoim narodem i swoją wiarą. Który Boga zastąpił komputerem, a religię matematyką. Przypadek, albo nielogiczne, absurdalne działanie Boga. Może jednak to to samo, może Bóg nie gra w szachy, lecz bezmyślnie bawi się klockami. I to, co mu przypadkowo wyjdzie, my nazywamy Bożym planem?



Metafizyczny thriller Aronofsky’ego to nie tylko film o szukaniu sensu życia, ale też o przekraczaniu barier i granic poznania. A także o cenie, jaką płacimy za poszukiwanie prawdy. Bo pytaniem, które reżyser stawia, jest : Czy należy odkryć prawdę, czy jesteśmy ją w stanie udźwignąć ? Nie ulega więc wątpliwości, że pobrzmiewają tu echa Ikaryjskiego lotu. Czy to oznacza, że przekroczenie wyznaczonych barier musi zakończyć się klęską, że kara zawsze spada na tych, którzy pragną więcej ? Dariusz Czaja w swoim artykule ”Szyfr i epifania” widzi też w Cohenie współczesnego Fausta. Cohen podobnie jak bohater Goethego wydaje się być wybrany przez sam fakt posiadania genialnego umysłu. Im więcej pracy wkłada w badania, tym większe zaangażowanie, poczucie powołania do uporządkowania tego, co nie uporządkowane” na wprowadzeniu w niepewność bytu odrobiny pewności, gwarancji porządku, nadaniu konturów temu, co ich pozbawione. Pycha wybrańca zostaje ukarana, ale jeśli jednak jest wybrańcem, to czemu zostaje za to ukarany. Więc może jednak to nie kara, ale przywilej, może upadek Ikara to jego zwycięstwo. Cena, którą każe zapłacić Bóg za możliwość spojrzenia w Jego oblicze. Może tylko szaleniec jest zdolny tego dokonać. Rosjanie mają na określenie głupca, idioty także słowo jurodiwyj, czyli głupi dla Chrystusa. To człowiek, któremu złorzeczą i którego prześladują. a który odpowiada na to dobrym słowem. To człowiek, który wciela w życie doczesne Chrystusowy program miłości bliźniego. Oczywiście Cohen nie jest takim typem, ale czy w finale nim się nie staje – to pytanie jest już otwarte 
 
Zakończenie jest bowiem niejednoznaczne, tak zresztą jak chciał tego Aronofsky. Max nie mogąc znieść uporczywego bólu, dokonuje operacji na swoim mózgu, niszcząc go. W finale widzimy go, jak obserwuje kołyszące się na wietrze liście. Na twarzy pojawia się tajemniczy uśmiech. Pytanie, co kryje się za tym uśmiechem, pozostaje nierozstrzygnięte. To uśmiech triumfu człowieka, który pojął wszystko, pełen wyrozumiałości dla prostoty tego świata gest wybrańca, spokój niewiedzy czy obojętność wariata? Jest wiec teraz już normalny czy juridywyj? Czy geniusz stracił dar, czy posiadł mądrość bycia zwyczajnym człowiekiem? Jest to powrót do natury, do instynktowego, emocjonalnego poznawania rzeczywistości czy znak przekonania, że żadnego klucza do świata nie ma?


Niebanalne rozważania uzyskały u Aronofsky’ego odpowiednią oprawę wizualną. Minimalny budżet stał się dla jego filmu wybawieniem. Czarno – białe zdjęcia, nerwowy, pulsujący rytm, drapieżne ujęcia , „hip- hopwy” montaż zabierają nas w hipnotyczną, psychodeliczną podróż po meandrach umysłu ludzkiego. Uderza ziarnista faktura obrazów, która deformuje rzeczywistość, skłonność do zniekształceń i groteskowego wyolbrzymiania. Nakładanie się obrazów, różne kąty widzenia i szorstka, drażniąca muzyka z pogranicza techno, jazzu dopełniają siłę rażenia filmu.

POWOLI ŚWIATŁO PRZEBIJAŁO SIĘ PRZEZ BANDAŻE ZAKRYWAJĄCE MOJE OCZY. I ZNOWU MOGŁEM WIDZIEĆ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz