poniedziałek, 15 marca 2021

 

 

                                                    TAXIDERMIA

                                             

 ODRAŻAJĄCE PIĘKNO BYTU

Pomysł filmu „Taxidermia” jest bardzo literacki [ podstawą scenariusz są opowiadania Partego Nagy Lajosa] i kontrowersyjny jednocześnie. Ukazać historię kraju , w tym wypadku Węgier, przez pryzmat jednej rodziny nie jest łatwo. Gdyby to była saga rodzinna, a film trwał ponad dwie godziny, mielibyśmy jednak do czynienia z klasyką filmową, Gyorgy Palfi natomiast postanowił pokazać trzy epoki w sposób nie opisowy, ale syntetyczny, za pomocą symboli. To najwyższe wyzwanie dla każdego twórcy, jeśli jednak przyjrzymy się tym symbolom, pomysł okazuje się delikatnie mówiąc – karkołomny. Te metafory to sperma, ślina i krew. Fizjologię -męską dodajmy- ubiera węgierski artysta w plastyczne, pełne ohydy obrazy, z lekką domieszką surrealizmu

Każda historia ma swój początek. Założyciel rodu ,Morosgovanyi, był ordynansem podczas wojny gdzieś w zapadłej wiosce na głębokiej prowincji. Żona i dwie córki porucznika dla pozbawionego kobiet ordynansa stają się nie tyle przedmiotem marzeń, co obsesji erotycznej W zaspakajaniu popędu jest równie pomysłowy  jak i niekonwencjonalny. Wystarczy wspomnieć o stosunku seksualnym z tuszą świńską czy niebanalnym połączeniu penisa z płonącą świecą . Jego krótkie, ale na swój sposób bogate życie, kończy dramatyczny strzał w głowę. Przed śmiercią jednak zostawia trwały ślad w łonie porucznikowej, dodajmy ze świńskim ogonkiem

 

Jego syn, Kalman, wychowany w komunistycznej rzeczywistości, kontynuuje w pewien sposób obsesje cielesne ojca. Zostaje mistrzem w jedzeniu na czas .Pokaz zawodów, w których bierze udział, jest wyjątkowo obrazowy. Tyle samo czasu poświęca się na pochłanianie co wydalanie, ściślej mówiąc wymiotowanie. To w zasadzie, gdyby nie specyficzna  konkurencja, typowy film o rywalizacji- również o kobietę- o ambicji  i pokonywaniu swoich słabości. Związek z Gizellą Aczél, która wygrała Młodzieżowe Mistrzostwa Świata na Kubie w konkurencji "Kiełbasa z fasolką" owocuje kolejnym potomkiem. 

Lajos Balatony już jako niemowlak, ważący zaledwie półtora kilograma, rozczarował ojca i nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Jako chudy, mizerny młodzieniec, znalazł jednak dziedzinę, w której mógł się zrealizować. Został wypychaczem zwierząt, czyli taxidermistą. Jednocześnie opiekuje się monstrualnym ojcem, który zażera się batonikami champion, i jego gigantycznym kotami. Po śmierci ojca Lajos wypycha najpierw jego ciało, a potem siebie. Jako współczesna wersja rzeźby Apollo Belwederski realizuje swoje marzenia o nieśmiertelności

Jak widać bardzo pomysłowe i programowo obrzydliwe. Tylko jak to ma się do historii Węgier. W zasadzie wszystkie historie Palfi niemal całkowicie wyprał z realiów. Zamknięta, niewielka przestrzeń , bardzo ograniczona lista postaci, uboga dekoracja i ucieczka od szczegółów. A jednak udało mu się . Kontrowersyjne symbole okazały się bardzo pojemne i dość precyzyjne, aby opisać trzy różne epoki . Obsesje dziadka oddają rozpasanie i hedonizm Monarchii Austro- węgierskiej, frywolność, płytkość, powierzchowność, bierność i silną hierarchizację. Pochłanianie jedzenia przez syna oddaje materializm, pazerność, płytkość komunizmu, jego bezmyślną skłonność do rywalizacji, tworzenia rytuałów i tego, co nazywamy małą stabilizacją . Wreszcie profesja wnuka oddaje pustkę współczesnego świata, jego martwotę w połączeniu z kultem ciała, świata, gdzie brak jakichkolwiek granic i wszystko jest na sprzeda , gdzie wszystko może być zabawka, nawet ludzki embrion


Palfi jednak poszedł dalej. Stworzył paraboliczny obraz, w którym możemy zobaczyć nie tylko historię Węgier, ale portret współczesnego świata- i to powiedzmy sobie wyjątkowo odrażający.Sprowadzony do pochłaniania i wydalania. Czy to są echa Nietzscheańskiej koncepcji o śmierci Boga, nie wiem, ale ten świat jest całkowicie pozbawiony pierwiastka duchowego, naznaczony metafizyczna pustką. Jest żałosny, prymitywny, wręcz nieludzko głupi. W Taxidermii ma ohydną twarz, a jego wnętrze to kloaka popędów i instynktów. Węgierski jednak film tyleż mówi o wieku XX , co i o kondycji współczesnego homo sapiens, choć w to sapiens można wątpić. To raczej homo ludens,  karykaturalny i zdeformowany, twór gargantuiczny, żałosne stworzenie,  niepotrafiące oderwać się od swej cielesności. No właśnie ciało całkowicie determinuje wszystkich bohaterów. Zniewala, pozbawia możliwości wyboru, pochłania całe człowieczeństwo. Czyni z nich nikczemne istoty, o nieograniczonym egoizmie i pazerności, przy czym to nienasycenie ma tylko znamiona fizjologiczne.

Można jednak spojrzeć jeszcze na to pod innym kątem. Przecież bohaterowie to mężczyźni. To oni kreują rzeczywistość, którą obserwujemy. Więc te wszystkie inwektywy może należy odnieść tylko do płci męskiej. Może świat wygląda tak, bo rządzą w nim mężczyźni. Kobiety w filmie są obiektem westchnień, marzeń, są inspiracją, bodźcem do działania. Są muzami, choć są zwyczajne, banalne i przyziemne. Jeśli istnieje tutaj jakiś minimalny pierwiastek duchowy, to właśnie w nich. Co jednak ciekawe- jako muzy są całkowicie bierne. I u Palfiego to mężczyźni przyjmują postawę aktywną . To oni pragną, pożądają, wyznaczają sobie cel. To oni walczą .

I to jest jeszcze jeden sposób patrzenia na film. Jako obraz o tworzeniu, o sztuce (szeroko rozumianej), o poszukiwaniu drogi do nieśmiertelności. Nie na darmo film opatrzony jest klamrą, która jest przemową przewodnika po muzeum. Kustosz  tłumaczy proces tworzenia , który doprowadził do dzieła sztuki Lajosa Balatony.  Film pokazuje, jak się rodzą marzenia, jak tworzy się idea. Cała trójka bohaterów poszukuje swojego miejsca w świecie, sensu życia. Ich zabiegi są trywialne, często groteskowe, ale można tu znaleźć odwieczne pragnienie przekroczenia granic. Kalman w którymś momencie mówi : To wtedy po raz pierwszy miałem to uczucie. To radosne podniecenie świadomością, że moje możliwości są większe niż mogłem to sobie wymarzyć. To uczucie powodujące, że cały rośniesz i rośniesz od środka, że otwierają się przed tobą zupełnie nowe, nieodkryte obszary. Taki dziecięcy sen. Choć w przypadku bohatera chodzi o zjedzenie ponad dwóch kilogramów czekolady, to nie zmienia to faktu, że działania całej trójki to wynik marzeń, że są swoistymi odkrywcami, współczesnym Ikarami. Wszyscy trzej eksperymentują na swoim ciele, traktują je jako materiał i narzędzie jednocześnie. A więc artyści, awangardowi, poszukujący nowych środków wyrazu, odrzucający tradycyjne estetyczne konwencje. Oczywiście posuwają sztukę do granic sensu, zacierają całkowicie granice między życiem a artystycznym wyrazem, ale być może wiek XX i jego głupie okrucieństwo ( albo okrutna głupota) nie dadzą się wyrazić inaczej. A może taxidermia własnego ciała jest dowodem na to, że jakie czasy, tacy artyści ?

A wszystko to polane sosem płynów ustrojowych, flaków i mięsa, odchodów. Śmiałość i naturalność w pokazywaniu obrzydliwości jest zaiste zadziwiająca. Katalog obrzydliwości zdecydowanie bogatszy niż w większości horrorów. Wystarczy wspomnieć drobiazgowa scenę wypychania siebie przez Lajosa, przy której obserwowanie operacji na stole chirurgicznym to czysta przyjemność. A jednak film można nazwać pięknym, przyciąga swoistym smakiem i specyficzną aurą. Kluczem do zrozumienia tego i tym samym tytułu recenzji jest pojęcie turpizmu. To świadomy i ostentacyjny antyestetyzm w ukazywaniu ciała ludzkiego i takich zjawisk  jak przemijanie, rozkład, destrukcja, śmierć. Wszystko to mamy w filmie Palfiego, podobnie jak groteskę, deformację i czarny humor. Warto jednak pamiętać, że turpizm to nie tylko estetyka prowokacji, ale też bunt wobec zastanej hierarchii wartości. Brzydota umożliwia Palfiemu prawdziwsze pokazanie rzeczywistości i pełniejsze wyrażenie egzystencjalnej tematyki życia ludzkiego. Życia ludzkiego rozpisanego między Erosem a Tanatosem – i to właśnie w sposób fizjologiczny. Nie ma żadnej metafizyki ani symboliki, jest tylko materialna dosłowność .Życie zostaje sprowadzone do swej fizycznej, bezwzględnej postaci

Turpizm i jego ciemna wizja rzeczywistości jest trudny do przyjęcia, jednak poruszający i na swój sposób piękny. I film Palfiego w całej swej ohydzie jest urzekający. Są w każdej części sceny o poetyckim pięknie, jak wtedy kiedy bohater wchodzi w książkowy świat bajki Andersena „Dziewczynka z zapałkami”, a wytrysk spermy zamienia się w lecącą gwiazdę . Ale piękno przede wszystkim kryje się w zwyczajnych  szarych przedmiotach i sytuacjach- lizaku wręczonym kasjerce, mglistym zimowym poranku, czekoladzie, płaczu niemowlaka. Świat konkretnych, przyziemnych rzeczy jest znakiem prawdy. I właśnie w prozie i nędzy, brzydocie i trywialności rzeczywistości Palfi dostrzega istotę naszej egzystencji, co dokumentuje najlepsza chyba scena filmu, kiedy świńskie koryto w poetyckim montażu zamienia się w balię do prania, trumnę, zamrażarkę, kołyskę, misę do wyrabiania cista czy wannę. Całe życie ludzkie sprowadzone do jednego przedmiotu.

Jesteśmy jacy jesteśmy, poddani anatomii ciała, namiętnościom i słabościom, ale ta niedoskonałość i brzydota to istota naszego człowieczeństwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz