FOXTROT
Samuel Maoz, choć ma na koncie tylko dwa obrazy, jest dla mnie jednym z najciekawszych współczesnych reżyserów. Jego debiutancki film z 2009 roku "Liban" pojawił się znikąd, by zdobyć nagrodę Złotego Lwa w Wenecji. Antywojenna narracja „Libanu” była wówczas bardzo potrzebnym głosem na filmowej arenie międzynarodowej, ukazując Izraelczyka jako twórcę zaangażowanego. Film był oparty na doświadczeniach Maoza jako 20-letniego strzelca w jednym z pierwszych izraelskich czołgów, wykorzystanych w wojnie z Libanem. Przeszedł przez piekło wojny, a film był rodzajem lustra, pozwalającym mu spróbować zrozumieć, co to znaczy zabić innych ludzi, tak jak to robił podczas swojej służby wojskowej w IDF. Potem Samuel Maoz zniknął na osiem lat, aby wrócić do Wenecji z najnowszym filmem Foxtrot, gdzie zdobył Srebrnego Lwa. Mimo licznych kontrowersji w ojczyźnie reżysera obraz zdobył osiem izraelskich nagród filmowych i został nominowany do Oskara.
Osobista
perspektywa towarzyszy też jego najnowszemu filmowi, choć nie w tak
bezpośredni sposób. Dwadzieścia lat wcześniej jego najstarsza
córka miała problemy ze wstawaniem do szkoły i codziennie prosiła
ojca o fundusze na taksówkę. Rodzinę kosztowało to sporo
pieniędzy, więc pewnego ranka Maoz kazał jej jechać autobusem.
Około pół godziny po jej wyjeździe reżyser usłyszał, że
terrorysta wysadził autobus, którym jechała, i dziesiątki ludzi
zostało zabitych. Serwis telekomunikacyjny przestał działać z
powodu ogromnej liczby połączeń, więc Maoz przeżył najgorszą
godzinę w swoim życiu. Czuł się odpowiedzialny za wysłanie córki
na śmierć .„To było gorsze niż cały mój czas na wojnie”-
wyznał w jednym z wywiadów. Godzinę później wróciła do domu,
zdążyła bowiem opuścić autobus, który eksplodował. To
wydarzenie sprzed 20 lat znajdzie swój odpowiednik w filmie, ale
wątek ten rozwiązany został w sposób odmienny. Ważniejsze, że
twórca filmu zadał sobie wtedy pytanie, czego może się nauczyć z tego
doświadczenia i postanowił zbadać różnicę między tym, co
możemy, a czego nie możemy kontrolować.
Tytuł
Foxtrot
jest kluczowy do odczytania obrazu Maoza już na poziomie
strukturalnym. Foxtrot to taniec składający się z czterech ruchów,
przy czym czwarty ruch wraca do punktu wyjścia. Tancerz robi kwadrat
i wraca do miejsca, w którym zaczynał. I scenariusz "Foxtrota"
porusza się geometrycznie, kończąc z powrotem tam, gdzie się
zaczął. Obraz rozwija się jako tryptyk: trzy połączone historie,
a każda o równej długości, opowiedziane zostały niemal jak
antologia.
Zaczyna
się od dzwonka do drzwi i od mocnego uderzenia. Jesteśmy w stylowym
mieszkaniu, którego właścicielem jest architekt Michael Feldman
(Lior Ashkenazi) i jego żona, Daphna (Sarah Adler). Przybyszami są
żołnierze z Izraelskich Sił Obronnych, którzy informują parę,
że ich syn, Jonathan, został zabity w akcji. Daphna
mdleje i dostaje środek nasenny, wojskowi chcąc bowiem uniknąć
histerycznych ataków kobiety, po prostu ją neutralizują medykamentami. W ten sposób żołnierze oddzielają kobietę i mężczyznę wtedy,
gdy najbardziej potrzebują się nawzajem, tworząc dodatkową
próżnię, która czyni Michaela bezradnym. Cała uwaga kamery skupia się właśnie na nim.Kolejne minuty bezbłędnie
ukazują jego dezorientację, bezsilność, niepotrzebny ból,
poczucie pustki. Z niesamowitą siłą
uderzają go po kolei żal, niedowierzanie, odrętwienie. To
wstrząsające emocjonalne trzęsienie ziemi rewelacyjnie zostaje
wygrane przez Lionela Askenzaiego.
Jego gra sprawia, że żałoba jest namacalna w każdym niemal
drgnięciu twarzy.
Proces żałoby rozpoczyna on od ostrego, brutalnego kopnięciem psa. To mocne dramatycznie poczucie straty zostaje skonfrontowane z chłodem i biurokracją służb izraelskich. Słyszymy, jak żołnierze przechodzą przez detale proceduralne z emocjonalnym dystansem, jakby zostali znieczuleni. Ich poziom automatyzacji w przekazywaniu złych wieści nabiera charakteru niemal absurdalnego. Żal traktują jak fizyczną dolegliwość, którą można okiełznać szklanką wody pitą systematycznie co godzinę. Ich biurokratyczny chłód podsyca wściekłość bohatera. Ciekawym pomysłem było ukazanie żalu przez pryzmat męskich emocji, gdyż współczesna kultura żydowska sugeruje twardość i brak uczuciowych wybuchów. Michael, którego twarz oglądamy niemal cały czas, przeżywa więc swój smutek i gniew po cichu. Stłumione emocje Michaela ostatecznie przybierają charakter samookaleczenia- zamknięty w łazience bohater podstawia dłoń pod wrzącą wodę. To jego swoisty krzyk rozpaczy. Niestety nie może zostać sam w swojej żałobie. Pojawiają się krewni, którzy dławią go swoimi intencjami i troską, czy oficer z "wojskowego rabinatu" przedstawiający protokół pogrzebowy, notabene jak przygotowanie do wesela. Michael musi też poinformować swoją matkę o tragedii. Ocalała z Auschwitz kobieta ma jednak demencję i choć zdaje się rozumieć, kim jest Jonathan, przyjmuje postawę całkowitej obojętności.
Maoz
uchwycił coś istotnego w rozpaczliwym żalu po utracie dziecka.
Świat staje się dziwny, nieznany i niezrozumiały. Reżyser
świetnie wizualnie to ukazuje, choćby za pomocą
przestrzeni, która nabiera charakteru klaustrofobicznego. Skąpo
umeblowany apartament ze schludnymi półkami i modernistycznymi
meblami sprawia wrażenie więzienia. Największy pokój ma
geometrycznie wzorzystą podłogę, która jest tak duża i
precyzyjnie ułożona, że sugeruje salon wystawowy. Optyczna iluzja
wzoru z podłogi i abstrakcyjny obraz na ścianie metaforycznie
potwierdzają motyw uwięzienia, w którym Michael żyje od wielu
lat, a sytuacja bezsensownej śmierci syna
tylko to wydobywa. Poczucia dezorientacji zwiększają
szklane drzwi, które zniekształcają to, co jest po drugiej
stronie. Również kamera, krążąc nad bohaterem, zawęża
przestrzeń, która staje się wąska i duszna. Ujęcia z góry
drastycznie izolują go w kadrze, a zbliżenia twarzy są ciasne.
Znaczna część tej sekcji jest kręcona w opresyjnych zbliżeniach,
których klaustrofobiczna natura koresponduje z duszną atmosferą.
Przyjęcie boskiej optyki zamienia łazienkę w ciasną komórkę, z
której nie ma możliwości ucieczki. Operator obraca swoją kamerę
w sposób odzwierciedlający niestabilny świat naszego bohatera.
Ruchy Michaela są ciężkie, prawie senne, a twarz nieustannie
drży na granicy unicestwiającego smutku.
Ale
bohater jako były żołnierz zna wyjątkową zdolność wojska do
dławienia logiki biurokracją, aby od razu uwierzyć w to, co mu
powiedziano i że sprawa jest zamknięta. Początkowy zamęt i
podejrzliwość ustępują miejsca gniewowi, gdy zdaje sobie sprawę,
że nikt nie może mu powiedzieć, gdzie, jak i dlaczego zmarł jego
syn. Michael w końcu traci kontrolę nad sobą, rozwścieczony
inwazyjną działalnością wojska, ich protekcjonalnością,
chłodnym profesjonalizmem. Jego reakcja jest oczywiście całkowicie
uzasadniona w danych okolicznościach, a jednak wszyscy wokół niego
nazywają go rozemocjonowanym, szalonym, psychotycznym. Daphna nalega,
by się uspokoił, a oficerowie są zdegustowani jego rozpaczliwą
wściekłością. Są szczególnie rozwścieczeni, kiedy uparcie
domaga się ujrzenia ciała swojego syna. I wtedy następuje nagły
zwrot emocjonalny. Wojskowi informują, że Jonathan Feldman, który zginął
w akcji, nie był ich synem. To szokujące odkrycie zwiększa tylko
gniew Michaela. Uwolniona furia prowadzi do buntu. Postanawia za
wszelką cenę sprowadzić syna do domu. To nie tylko podważenie
„świętej” instancji wojska, zakwestionowanie ich autorytetu i
władzy, ale też niezgoda na śmierć, nieakceptowanie losu.
Kolejny
akt stanowi zarówno geograficzną, jak i tonalną zmianę scenerii.
Z miejskiego mieszkania o surowym, eleganckim wyglądzie w Tel Awiwie
spotykamy się z Jonathanem i trzema innymi młodymi żołnierzami,
którzy pilnują blokady w środku pustkowia. Trafiamy na posterunek
o nazwie Foxtrot niedaleko syryjskiej granicy, otoczony odległymi
górami i poprzecinany samotną drogą, która wydaje się rozciągać
w nieskończoność i prowadzić donikąd. Miejsce jest całkowicie
odizolowane, niemal odludne, bardziej przypominające księżycowy
pejzaż niż teren wojskowy. Miejsce jest tak wyludnione, że bramka
częściej służy jako przejście dla samotnych wielbłądów niż
samochodów. Raz na jakiś czas samochód z Arabami podjeżdża do
punktu kontrolnego, a żołnierze, mniej lub bardziej nieświadomi
przypadkowego upokorzenia, które popełniają, muszą sprawdzić ich
identyfikację, zanim pozwolą im przejść. Posterunek ten to oaza
nudy, którą Maoz powolnie i spokojnie analizuje dzień po dniu. W
wolnym czasie żołnierze grają w gry wideo, słuchają muzyki,
jedzą mielonkę i zastanawiają się na tym, co w zasadzie tu robią
i z kim walczą. Jonathan i trzej jego towarzysze w rzeczywistości
nie robią nic, próbując zmagać się z nudą, błotem i deszczem.
Niewiele mówią, niewiele rozumieją. Czują się zagubieni,
bezradni, pozbawieni energii życiowej. W długich, często
milczących ujęciach widzimy powtarzalność ich bytu, która jawi
się jak kara za grzechy Starają się nie myśleć o wojnie, która
mogłaby zakończyć ich krótkie życie w każdej sekundzie. Wydają
się traktować swoja służbę jako rodzaj czyśćca. Maoz
kontrastuje brudną i pozornie bezsensowną rzeczywistość
codziennego obowiązku Jonathana z podniosłym wezwaniem do służby
narodowej i patosem patriotycznych haseł.
.
Rewelacyjnie
zbudowana jest przestrzeń w tym akcie. Opuszczoną placówkę zagospodarują
stara ciężarówka po lodach, wydrążona wieża ciśnień, tonący
w błocie kontener, zabytkowe komputery i rozpadający się sprzęt,
zdezelowana bramka, setki niedopałków i przemierzający drogę
wielbłąd. Szare niebo, błotnista ziemia i zardzewiałe wyposażenie
stanowią kontrast dla nowoczesnych udogodnień i designu w domu w
Tel Awiwie, a jednocześnie tworzą świat niemal nierealistyczny.
Perspektywa ujęć wielokrotnie podkreśla nieziemski charakter
krajobrazu, na swój sposób pięknego. Scena
centralna to zresztą prawdziwy filmowy majstersztyk, wizualna i
emocjonalna perfekcja. Sięga Maoz do najlepszych wzorów
antywojennych filmów, jak MASH
Altmana
czy Doktor
Strangelove Kubricka,
choć chyba najtrafniej byłoby stwierdzić, że Izraelczyk przeniósł
na ekran ducha kultowej powieści Josepha Hellera Paragraf
22. Wizualizacja
jest godna najlepszych dokonań Jeana Pierre'a Jeuneta w Delikatesach
i Mieście
zaginionych dzieci, a humor
ma posmak groteski rodem z filmów Jarmuscha. Surrealistyczna
plastyczność łączy się tu z Kafkowskim nastrojem i dramatem
absurdu Becketta. Mamy wrażenie, że bohaterowie czekają na swojego
Godota...i niestety się doczekają. Nuda jest tak paraliżująca,
monotonia tak nasączona egzystencjalnym niebytem, że świat traci
kontury i materialność. Jak mówi jeden żołnierz do kumpla: „Bo
wszystko, co tu widzisz, to iluzja. Ty też jesteś iluzją”. Czas
wydaje się nie istnieć. Kiedy więc czas ruszy, w ułamku sekundy niesie
zniszczenie i śmierć -głupią i absurdalną
Trzecia,
najcichsza odsłona Foxtrotu
przenosi nas z powrotem do Tel Awiwu , do Michaela i Daphny,
walczących o przetrwanie małżeństwa. Starannie zorganizowany,
gustownie nowoczesny apartament z otwarcia filmu zamienił się w
chaotyczny bałagan, jak całe życie Michaela i jego żony. Daphna
szykuje ciasto upamiętniające urodziny Jonathana, ale ten rytuał
jest oznaką żałoby i rozpadu, Michael nie mieszka już w domu,
szuka natomiast przeszłości w postaci graficznej historii
stworzonej przez syna. Sekwencja ta jest pozbawiona surrealistycznych
dygresji, ale też natychmiastowości i scenicznej atmosfery
pierwszej części- szuka harmonii pomiędzy poprzednimi częściami.
Dotyczy radzenia sobie (lub nie) z żalem. Daphna konfrontuje się z
Michaelem, Michael ze swoją przeszłością, a oboje ze śmiercią
syna. Ostatni rozdział nie oferuje nam już żadnej estetycznej
ucieczki, pozostaje nam widzom, jak i małżeństwu skonfrontować
się z prawdą - przerażającą w swojej surowej ostateczności.
Smutek tej sceny jest dla nas zarówno nieoczekiwany, jak i
nieunikniony, a całość tego aktu kreuje naturalną intymność.
Żal rozdziera małżeństwo na strzępy, blednie przez krótki moment, potem
znów uderza. Z jednej strony uczucie to ich izoluje, z drugiej
łączy. Stąd zawieszenie broni i -choćby chwilowe-poczucie
bliskości.
Ostatni
akt ma też wymiar introspekcyjny. Michael przegląda 'Ostatnią
bajkę na dobranoc” Jonathana, graficzną historię swojego życia. To pozwala mu spojrzeć na siebie oczami syna, otworzyć się na
przeszłość. Daphna zauważając słabość i wstyd, kryjące się
w oczach męża, buduję przestrzeń otwartości, a to pozwala
Michaelowi w końcu się wyspowiadać, opowiedzieć o traumie
związanej z własnymi doświadczeniami wojennymi. Wreszcie dowiadujemy się, jaki ciężar dźwigał cały czas Michael.
Będąc żołnierzem prowadził kolumnę samochodów. Pod wpływem
niezrozumiałego impulsu dał sygnał kolejnemu samochodowi, by
poprowadził konwój. Wóz wpadł na minę i wyleciał w powietrze.
Jego towarzysze spalili się żywcem. Krzyczeli kilka minut, a on
tylko patrzył i pragnął, by byli już martwi. Poczucie winy przez
całe życie zatruwało go, niesprecyzowany wstyd zżerał jego
serce. Budził się i zasypiał z tym obrazem. Ale słabość i
niepewność zakopał głęboko w psychice, bo kiedy wrócił, jego
przeżycia z założenia miały mniejszą siłę rażenia w
porównaniu z tym, co przeżyło poprzednie pokolenie- holocaust.
Wrócił z wojny żywy, bez ran na ciele, więc rany psychiczne
były nie do przyjęcia dla pozostałych. Musiał to w sobie
stłamsić. Próbował przekonać siebie, że żyje, więc założył
rodzinę, został architektem, kupił sobie drogie mieszkanie i
luksusowe życie. Wszystko w desperackiej próbie ukrycia swego
sekretu. Bo pokolenie Michaela to pokolenie, któremu nie wolno było
narzekać, więc próbował iść przez życie opanowany,
zdystansowany, z zamkniętymi oczami, co symbolizują graficznie
czarne iksy na oczach Michaela w historii, którą opowiada obrazami
Jonathan. Tylko w nocy, gdy spał, zjawiał się mały Michael
pomagając mu odkleić plastry i uronić łzę. Tak widział swego
ojca Jonathan.
Samokontrola oraz dziesiątki lat zaprzeczeń i żalu skryły się pod skórą, ale
nigdy nie znikły, o czym najboleśniej przekonywał się jego pies.
Przez te wszystkie lata dusza bohatera krwawiła, a kiedy ból nie
mógł znaleźć ujścia i poczucie winy prowadziło do bezsilności,
pozostawało Michaelowi już tylko kopanie psa. W rzeczywistości
Michael budował swój ból, podążał drogą nieuchronnej kary,
walcząc z każdym, kto go próbował uratować. Dlatego nie pozwoli
sobie na pocieszający dotyk psa, na który według siebie nie zasłużył.
Wojna dla niego wciąż trwa, więc reżyser zabiera nas głęboko w
duszę człowieka nawiedzanego codziennie przez demony, do świata, w
którym nawet pies nie jest bezpieczny.
Tu
właśnie objawia się foxtrot. Pokolenie Michaela to krok w tył.
Bo to pokolenie, które zostało wychowane w cieniu holocaustu, nad
którym wciąż wisi widmo zagłady. Traumatyczny krąg fokstrota
wciąga kolejne pokolenia. Holocaust i kolejne wojny, które Żydzi
stoczyli, aby przetrwać straumatyzowały pamięć. Zakodowana
przeszłość w tym narodzie jest silniejsza niż rozum, logika,
uczucia, niż wszystko. Foxtrot to wojna, z której Żydzi nigdy nie
wyszli. Kiedy oglądamy młodego Jonathana z towarzyszami, widzimy jak
trauma jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jak Izraelitom
potrzebne jest ustawiczne poczucie zagrożenia, napięcia, które
prowadzą do bezsensownej tragedii. Maoz maluje obraz narodu tkwiącego
w nieustającym konflikcie, który jest zawsze w stanie wojny - tej
fizycznej i tej psychicznej. I który żyje w iluzji wolności
Świat
Foxtrota to oświat odwrócony i powoli zapadający się w błoto -
jak kontener Jonathana. Twórca Libanu buduje tożsamość
Izraela opartego na winie i ustawicznym żalu, których korzenie
tkwią właśnie w holocauście,
Zarówno ofiary, jak i sprawcy przemocy cierpią tutaj tak samo.
Śmierć jest wszędzie w "Foxtrocie": we krwi młodych i
starych, Izraelczyków i Palestyńczyków. Wszyscy rozmawiają o niej,
żyją z nią, są jej nosicielami. Oczywiście jest też humor i
miłość, śmiech i taniec. Ale przede wszystkim palące pragnienie
zrozumienia tego, co niezrozumiałe. Zrozumienie bólu i poczucia
winy, gniewu i urazy, a rezultat jest wyraźnie wyniszczający dla
wszystkich. Izrael jest krajem, w którym ze względu na obowiązkową
służbę wojskową każda warstwa społeczeństwa jest dotknięta
tym, co dzieje się w IDF: wszyscy więc tutaj tańczą fokstrota.
Każde pokolenie próbuje go zatańczyć inaczej, ale Żydzi zawsze
kończą w tym samym punkcie. Wchodzimy w niekończący się
traumatyczny cykl "fokstrota", więc być może konkluzją
filmu jest to, że losu nie można zmienić - nie dlatego, że jest
boski, ale ze względu na naturę zranionych izraelskich mężczyzn i
kobiet, których naturę ukształtowała zbiorowa trauma.- dziedzictwo
śmierci. Foxtrot
w filmie to taniec nienawiści i śmierci. Staje się metaforą
daremności, nierozwiązywalności konfliktów i absurdu
egzystencjalnego. Kiedy tańczysz foxtrota, zawsze kończysz w tym
samym miejscu, w którym zacząłeś. Każde pokolenie poświęci
następne, celowo - lub zupełnie przypadkowo, wskutek działania
przemocy, żalu i wściekłości. To ich chocholi taniec, zaklęty
krąg, z którego Izraelici nie mogą uciec.
Jonathan
więc uśmiercony na papierze, w rzeczywistości będzie musiał
umrzeć- i umiera. Próba uratowania go przez ojca przypomina
działania bohaterów greckich tragedii. Bo foxtrot to brutalny, choć
piękny taniec człowieka z jego losem. Jest to rodzaj tańca, w
którym występuje wiele wariacji, ale wszystkie kończą się w tym
samym punkcie wyjścia, więc brzmi to jak typowy taniec z
przeznaczeniem - bez względu na wszystko, kończysz w tej samej
pozycji. Spójrzmy więc na film jak antyczną tragedię. Foxtrot ma
trójdzielną kompozycję, ale też zadaje kluczowe pytania : Czy
życie jest wynikiem przypadku, czy jest wyrafinowanym planem? Czy
możemy oszukać nasz los, a jeśli tak, to jakim kosztem?
Staje
się więc Foxtrot naznaczona czarnym humorem grecką tragedią
pełna pychy, historycznej traumy i zbiegów okoliczności. Może
więc to nie demencja, a świadomość holocaustu pozwoliła matce
Michaela przejść nad śmiercią wnuka do porządku dziennego. Symbolizować ona może przeszłość, z której
naród żydowski nie wyciągnął wniosków. Zamiast tego zbudował
pokrętne uzasadnienie przemocy, które nieuchronnie prowadzi do
tragedii i traumy. Michael nie może uciec przed spuścizną swojego
bezpośredniego związku z holokaustem ani niszczącym moralność
sposobem działania izraelskiego aparatu wojskowego, zaprojektowanego,
by zaszczepić nam antyhumanizm. Jonathan i jego towarzysze są
jeszcze wystarczająco młodzi, aby zachować świeżość, nim
śmierć i obojętność na nich osiądą, mogą jeszcze tańczyć w
pięknym słońcu. Ale przecież i ich dopada przekleństwo. Uraz
jest wielopokoleniowy. W ten sposób wchodzimy w taniec
traumatycznego foxtrota: bez względu na to, co robisz, zawsze
kończysz tam, gdzie zacząłeś. Przełamanie fatum się nie udało.
Ukazuje to groteskowa historia, która jest symboliczna. Dziadek
Michaela przed śmiercią w komorze gazowej przekazał swojej córce
Biblię z przykazaniem, że ma ją podarować synowi, kiedy ten
zostanie żołnierzem. Biblia była stara, święta i cenna. Była
najważniejszym przedmiotem w domu, a Michael wiedział o niej
wszystko. Kiedy jednak miał 13 lat, zobaczył styczniowego Playboya rocznik 70 i
sprzedał Biblię, by kupić czasopismo. Kiedy Jonathan szedł do
wojska, ojciec wręczył mu Playboya z przykazaniem, żeby wręczył
swojemu synowi, kiedy ten zostanie żołnierzem. Zakwestionowanie
wiary (Michael jest ateistą), zakwestionowanie przeszłości,
zakwestionowanie śmierci nie powiodło się. Ocalała babka, ocalał
ojciec, więc Jonathan musi spłacić dług, oddając życie.
Michael
został ukarany za swoją pychę, która przekonała go, że może
uratować syna. Jego wiara nie mogła nic zmienić, nie dlatego,że
jest kontrolowana przez bogów, ale z powodu traumatycznej natury
egzystencji Izraela, która zawsze wraca do holocaustu. Michaelowi zostaje
tylko poczucie ironii losu i pustki. I świadomość, że ostatni raz widział syna, kiedy odwoził go na przystanek autobusowy. Zamiast jednak cieszyć się przejażdżką z synem, odpowiadał na mejle. Nie potrafił zrozumieć prostej radości spędzania czasu z synem. I znów Michael skończył tam, gdzie zaczął.
Liban"
był filmem niemalże eksperymentalnym - intensywnym, na wpół
dokumentalnym i klaustrofobicznym - ale "Foxtrot" jest
zupełnie inny - to modernistyczny obraz. Pomysłowa, genialnie
skonstruowana opowieść, która eksponuje wiele tonów i prowokuje
wiele interpretacji, Maoz nakręcił film zarówno boleśnie
przejmujący, jak i bogaty w humor. Historia jest tragiczna, a
jednocześnie przesiąknięta przeszywającą, bezlitośnie zabawną
ironią. Nie brak tu groteski ani surrealistycznego piękna.
Izraelczyk wprowadza nawet do filmu animację podobną do snu. Wiele
ujęć Giory Bejacha zanurza nas w świat surrealistycznych
halucynacji. To absolutnie zapierające dech w piersiach obrazy. Maoz
nie robi bowiem kina naturalistycznego. Jak sam mówi- jego kino ma
wymiar empiryczny, wizualność jest integralną częścią
opowiadania. Obrazy mają odzwierciedlać dusze i uczucia bohaterów,
przenikać widzów. Nie słowa są więc najważniejsze u twórcy
Libanu, trzeba zaufać mowie ciała, wymowie gestów i
spojrzeń. W całym filmie jest bardzo niewiele dialogów, a akt
centralny jest wyjątkowo niewerbalny. Jeśli może dostarczyć myśli
lub idee bez słów, to Maoz to robi. I choć w filmie nie brak
prostego realizmu, to liczą się przede wszystkim obrazy. Wiele scen
jest jest godnych zapamiętania, zarówno pod względem formalnym,
jak i emocjonalnym.
.
Są
momenty transcendencji w filmie, najwyższego piękna i smutku,
funkcjonujące na granicy poezji: bezlitośnie długi, zbliżony
obraz twarzy mężczyzny przetwarzającej śmierć syna; żołnierz
tańczący namiętnie z pistoletem do wyobrażonej muzyki na pustyni;
kłęby dymu wyskakujące z samochodu; moment, kiedy pies nieśmiało
zbliża się do Michaela w czymś, co wygląda na mieszankę błagania
i kondolencji, spychacz podnoszący samochód czy wielbłąd
przechodzący przez granicę .Cała sekwencja z Jonathanem jest
zakorzeniona w cudownej poetyce absurdu, a opowieść o zamianie
Biblii na Playboya jest godna Tarantinowskiej historii o zegarku z
Pulp Fiction, którą opowiada Christopher Walken.
Film
jest także błyskotliwie skonstruowany. Obraz był pomyślany jako
emocjonalna podróż dla widza -pierwszy akt miał szokować, drugi
hipnotyzować, trzeci poruszać. Każda z części odzwierciedla
jedną z trzech postaci. Pierwszy akt jest oparty na postaci
Michaela, bardzo geometryczne, ostre, zimne i zamknięte kompozycje
złożone z długich i dokładnych ujęć. Drugi akt unosi się nad
ziemią, jest plastyczny i uwikłany w sny jak wizja artysty-
wygląda jak syn, który sam jest grafikiem. A ostatni akt przypomina
matkę, jest bardziej miękki, bardziej ciepły, dlatego inscenizacja
jest intymna i daje poczucie większej bliskości. Całość
jest wizualnie zuchwała, a symbolika i metafory nadają filmowi
piękny poetycki charakter
Najważniejsze
jednak, że forma służy opowieści. Foxtrot oferuje nam nam
kafkowską, tragiczną i głęboko przygnębiającą historię, która
opowiada o nieustającej przemocy, historię, w której ludzie są
marionetkami, opowieść o życiu na łasce absurdalnego
przeznaczenia. Nie brak jednak w filmie piękna, czułości, ciepła,
wiary w człowieka. Do historii kina przejdzie oszałamiające
jednominutowe interludium taneczne w rytmie „Que Rico
Mambo" Pereza Prado. Zmysłowy taniec z karabinem to wspaniała
sekwencja afirmująca życie. Również finał filmu roznieca w nas
nutę trudnego optymizmu- Michael i Daphna palą razem marihuanę,
śmieją się i w końcu tańczą. "Wyglądacie pięknie razem”-
zauważa przed wyjściem z domu ich córka. Foxtrot tańczony przez
bohaterów, choć gorzki i smutny, daje poczucie bliskości i chyba otwiera ich na miłość. Dzieląc wspólnie ból, zachęcają do
przebaczenia. Daremność i niespełnienie pozostaje, ale paleta
kolorystyczna w tej scenie nabiera odcieni sepii. A przecież zostaje jeszcze
klamra. Film w rzeczywistości otwiera ujęcie drogi widzianej przez przednią szybę samochodu. Przed nami rozpościera się droga, która nie ma końca. Ostatnia scena wyjaśnia nam, że ta droga miała zaprowadzić Jonathana do domu, a doprowadziła do śmierci. Przy tej drodze stał posterunek Jonathana i na tej drodze spotkał on swoje przeznaczenie w postaci wielbłąda. Czy trzeba lepszej metafory życia ludzkiego?
Pozostaje więc powtórzyć słowa utworu The Continental "Walk The Lonesome Night":
Po prostu nie możesz nie zapłakać, gdy mijają godziny...
Nic nie można zrobić
Tylko iść w samotną noc
REWELACYJNY FILM !
T.M
Pozostaje więc powtórzyć słowa utworu The Continental "Walk The Lonesome Night":
Po prostu nie możesz nie zapłakać, gdy mijają godziny...
Nic nie można zrobić
Tylko iść w samotną noc
REWELACYJNY FILM !
T.M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz