PIEŚŃ DOŚWIADCZANIA ŚMIERCI
Najbardziej hipnotyczny film Jima Jarmuscha. Co ciekawe w formule westernu. Reżyser Poza prawem nie byłby jednak sobą, gdyby nie naznaczył stereotypowego gatunku swoim piętnem. Formuła westernu posłużyła mu za punkt wyjścia do metafizyczno – psychodelicznej opowieści o podróży w krainę śmierci.
Połowa XIX wieku. Bohater, młody księgowy z Cleveland, o
znaczącym nazwisku William Blake, wyrusza na Dziki Zachód w
poszukiwaniu szczęścia. W miasteczku Machine, gdzieś na
peryferiach świata, ma zostać nowym księgowym miejskiego bogacza i
przemysłowca Dickinsona. Ale albo podróż była za długa, albo
nastąpiła pomyłka, bo jego stanowisko już zostało obsadzone.
Pozbawiony pieniędzy i możliwości powrotu Blake zostaje na
przysłowiowym lodzie. Zagubionego i samotnego, spotyka była
prostytutka, obecnie sprzedająca papierowe róże. Znajomość z
Thiel i nieszczęśliwy splot okoliczności czynią z Blake’a
zabójcę syna Dickinsona. Ranny, musi uciekać z miasteczka,
zwłaszcza, że przemysłowiec wysyła za nim trzech ekscentrycznych
rewolwerowców. Zresztą listy gończe czynią z niego słynnego
zabijakę i groźnego przestępcę. Przewodnikiem i towarzyszem
Blake’a zostanie wychowany w Anglii Indianin imieniem Nikt. Nikt
wierzy, iż Blake to duch zmarłego angielskiego pisarza i malarza,
którego duszę trzeba doprowadzić do krainy cieni.
Wędrówka
Jarmuscha ma kilka płaszczyzn. Podobnie jak w innych jego filmach+
mijany pejzaż to nuda, monotonia, pustka. W ten sposób dokonuje
Jarmusch demistyfikacji Dzikiego Zachodu. Już początek podróży
Williama Blake’a pociągiem ukazuje przestrzeń śmierci i nicości.
Puste indiańskie namioty, sterty kości, spalone wozy, zabłocone
uliczki. Jedynym odstępstwem od bezmyślnego trwania w kolejowym
wagonie jest równie bezmyślne strzelanie do bizonów z okien
pociągu. Zdegradowana, wyjałowiona przestrzeń pełna
psychopatycznych, nienormalnych ludzi znajduje swoje apogeum w
miasteczku Machine. To swoiste centrum brudu, nędzy, degrengolady i
wynaturzenia.
Jarmusch deheroizuje przestrzeń, ale też nadaje jej wymiar
metaforyczny. Jałowa ziemia prowadzi bohatera do miasta, które
reżyser subtelnie buduje na wzór Kafkowskiego świata z fabryką
jako majestatycznym zamkiem, gdzie urzęduje wszechwładny Dickinson.
Klaustrofobiczna przestrzeń , przygnębiająca szarością i
beznadziejnością, zaludniona jest przez złośliwych urzędników,
somnambulicznych robotników, pozbawionych tożsamości, i
psychopatycznych rewolwerowców, niestroniących na przykład od
kanibalizmu. Więcej tu szaleństwa i zwyrodnienia niż normalności.
To stolica zła i brzydoty, gdzie piękno przybiera postać
papierowych róży. I musi w końcu skończyć w błocie, podobnie
jak nawrócona prostytutka o dobrym sercu musi zostać zabita.
Ucieczka z Machine niczego nie zmieni, bo otaczający świat nie jest
lepszy.
W ten sposób
William Blake stanie się klasycznym everymanem, znużonym,
zagubionym człowiekiem w labiryncie życia, pełnym niezrozumiałych
znaków i znaczeń. Taki jest nasz byt, droga przez piekło,
odzierająca nas z piękna, godności i człowieczeństwa. Ale też
warto zwrócić uwagę, że po raz pierwszy od debiutu Jarmusch
pozwolił swojemu bohaterowi dojrzeć, przemienić się. Wędrówka
Blake’a zmienia go. Podobnie jak Józef K z Procesu bohater
budzi się do życia. Bierny, bezwolny, pozbawiony siły, powoli
bierze sprawy w swoje ręce, a dokładnie bierze -rewolwer.
Nieśmiało, ale coraz bardziej świadomie staje się mścicielem
wymierzającym sprawiedliwość, piszącym krwawe dzieła za pomocą
kul. Ta przemiana to zasługa Indianina. Nikt wraz ze światem
tubylczym wprowadza świat mistyczny, metafizyczny. Z konfrontacji
dwóch kultur to właśnie ta indiańska wygrywa. Nikt staje się
łącznikiem między tymi dwoma światami, za pomocą dziwnych słów
i niezrozumiałych znaków prowadzi Blake’a nie tylko po krainie
Dzikiego Zachodu, ale odsłania przed nim inną rzeczywistość –
rzeczywistość śmierci.
Bo o tym jest przede wszystkim film- o podróży do śmierci, bo
tylko tam można uciec z piekła, jakim jest życie. Krótka i
konwulsyjna to podróż, na granicy snu i jawy. Ale trzeba się do
niej przygotować i Nikt to czyni. Prowadzi naszego bohatera ku
zrozumieniu, akceptacji tego stanu. Zgodnie z tytułem Blake jest
truposzem, człowiekiem już dawno „zmarłym”, który swej
śmierci nie zauważył. Który trwa bezmyślnie, który nie potrafi
się rozstać z marną powłoką. Wsiadając jednak do pociągu,
rozpoczął proces oddalania się od tego, co zna, rozumie, co
bliskie i realne. Zanurza się w świat duchowy, senny, hipnotyczny,
powłoka cielesna coraz bardziej traci wyrazistość. W końcu Nikt
zaprowadzi bohatera nad jezioro, gdzie ten już wyruszy w ostatni
etap swej podróży. Samotnie zmierzy się z ogromem nieba. Za jego
plecami odbędzie się odwieczna walka między dobrem i złem,
reprezentowanych przez Indianina i rewolwerowca- kanibala. Ich
wzajemne unicestwienie pozwala Blake’owi podążyć tam, gdzie
powłoka cielesna jest już niepotrzebna, zanurzyć się w odmętach
śmierci. Jarmusch pokazuje, że jest to jedyna rzecz, której możemy
być pewni, że śmierć jest wokół nas i w nas. W Truposzu
czai się wszędzie i przyjmuje wszelkie możliwe twarze : martwej
sarny, obdartego z kory drzewa, zakładu pogrzebowego, porzuconych
namiotów, przybitych do ścian czaszek zwierzęcych, zniszczonych
wozów, licznych trupów, no i w końcu samego Williama Blake’a.
Podróż jak
najzupełniej jest potraktowana poważnie, ale tonacja filmu- jak to
bywa u twórcy Inaczej niż w raju- jest ewidentnie ironiczna.
Wystarczy się przyjrzeć głównemu bohaterowi- nosi wyraźne
znamiona slapstickowe. Kraciasty garnitur, specyficzny kapelusz,
binokle i teczuszka nadają mu groteskowy charakter zwłaszcza na tle
potężnych, zarośniętych mężczyzn Dzikiego Zachodu. Błazeńska
sylwetka Johnny’ego Deppa o melancholijnej twarzy pierrota idealnie
wpisuje się w tę tonację. Kuriozalni są płatni rewolwerowcy,
wśród których jeden śpi w nocy z pluszowym misiem, drugi zgwałcił
swoich rodziców, po czym zabił i zjadł. Dziwna jest rodzinka
traperów, gdzie szef ( w pysznej interpretacji Iggy’ego Popa )
chodzi w damskich ciuchach i recytuje Biblię, dziwny jest sam Nikt,
Indianin znający świetnie twórczość Williama Blake’a. To
postacie przekrzywione, absurdalne, ale w specyficzny sposób, niemal
poetycki. Pomysły Jarmuscha są i zabawne i absurdalne.
Przepowiednia przyjmuje postać umorusanego maszynisty, który po
prostu siada naprzeciw bohatera i opowiada mu o śmierci. A kluczowym
egzystencjalnym pytaniem jest: czy masz tytoń. Jarmusch bawi się
obrazami, symbolami, znakami, zachowując jednak umiar i jednorodność
przedstawionego świata. Udaje mu się połączyć specyficzny humor
z poetyckim obrazowaniem, naturalizm z mistycyzmem. Poetycko
wystylizowane czarno –białe zdjęcia Robby’ego Muellera,
hipnotyczna gitara Neila Younga, zrytmizowane ściemnieniami i
rozjaśnieniami obrazy, oraz zagubiona twarz Jonhny'ego Deppa rodzą
dzieło doskonałe.
Zobaczyć świat w ziarenku
piasku
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar
W godzinie- nieskończoność czasu
{ William Blake -Wróżby niewinności }
T.M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz