W KRĘGU MIŁOŚCI
Zamknij
oczy, nie bój się
Potwór odszedł
Właśnie ucieka, a Twój tatuś jest już tutaj
Piękny
Piękny, piękny
Piękny chłopczyku
Potwór odszedł
Właśnie ucieka, a Twój tatuś jest już tutaj
Piękny
Piękny, piękny
Piękny chłopczyku
Film Felixa
von Groeningena został oparty na książce autorstwa wziętego dziennikarza New
York Timesa i Rolling Stone Davida Sheffa ("Beautiful boy"), będącej wstrząsającym
opisem ojcowskich prób pomocy wyjścia z nałogu narkotykowego
synowi, oraz na pamiętniku jego syna Nica Sheffa ("Tweak"),
który pisze o tych samych doświadczeniach ze swojej perspektywy.
Scenariusz belgijski reżyser napisał wspólnie z Lukem Davisem,
twórcą głośnej powieści "Candy", którą oparł na
własnych doświadczeniach z narkotykami.
Ci
jednak, którzy znają ekranizację powieści z Heathem Ledgerem,
mogą poczuć się rozczarowani, bowiem twórca "W kręgu
miłości" idzie zupełnie inną drogą narracji. Reżyser
stosuje zabieg in medias res, od razu wprowadzając nas w główny
problem filmu. David Sheff podczas spotkania z lekarzem stara się
szczegółowo dowiedzieć, w jaki sposób metamfetamina działa i
jakie są skutki jej zażywania, dodając, że sprawa ma podtekst
osobisty. Historia filmowa w dużej mierze sprowadza się więc do
tego, że David stara się zrozumieć, co się dzieje z jego synem,
aby pomóc mu wyjść z nałogu. David zachowuje się jak prawdziwy
dziennikarz, zadaje pytania, rozmawia z ekspertami, gromadzi fakty i
liczby, analizuje informacje. Traktuje uzależnienie syna jako
problem, który może rozwiązać -stara się być metodyczny i
logiczny, działać planowo, opierać się na rozsądku. To także
jego sposób na przywrócenie ładu -próbuje wypełnić swój umysł
elementami, nad którymi może zapanować.
Osobista
podróż Davida w kierunku zrozumienia jego syna nie ma jednak
charakteru linearnego. Początkowa rozmowa z lekarzem staje się
punktem wyjścia do retrospekcji. Od tego momentu obraz wciąż
będzie się poruszał czasowo do tyłu i przodu, nie osadzając się
w klasycznej narracji. Van Groeningen stosuje charakterystyczne dla
siebie podejście do nielinearnego opowiadania. Prawie każda scena
jest przerywana retrospekcją, a często cofnięcie w czasie jest
umiejscowione w innej retrospekcji. Belg próbuje więc innego
sposobu opowiadania o dramacie uzależnienia. To jeden z zarzutów
stawianych pod adresem twórców. Zawiłości czasowe i przeskoki
narracyjne wielu recenzentom przeszkadza. Rozumiejąc zastrzeżenia,
osobiście traktuję to jako zaletę i silną stronę filmu. Wiele
filmów o narkotykach próbuje dopasować opowieści o uzależnieniu
do zgrabnej, trójdzielnej struktury: najpierw pojawia się
nadużywanie narkotyków, potem obraz upadku i sięgnięcie dna, a
na koniec rekonwalescencja. Kompozycja "Mojego pięknego syna"
jest na pewno oryginalna, co jednak ważniejsze- funkcjonalna.
Wspomnienia pojawiają się impresjonistycznie, na zasadzie
skojarzeń. Czasami źródłem jest miejsce, czasem gest, czasem
czynność. Na przykład David głaszcząc włosy swojego
20-letniego syna, gdy ten śpi na podłodze pokoju hotelowego w Nowym
Jorku, świeżo po pobycie w szpitalu, zostaje uderzony wspomnieniem
głaskania włosów Nica i śpiewania mu do snu, kiedy ten był małym
chłopcem. W ten sposób pojawia się tytułowa piosenka Johna
Lennona "Piękny chłopiec", która jednocześnie staje
się symbolem miłości ojcowskiej. Zderzenie tych obrazów buduje
kontrast między tymi płaszczyznami czasowymi, kreując
dramaturgiczny kontekst i budując emocjonalny rollercoaster.
Ta
jak i inne sceny pozwalają skonfrontować wizerunek słodkiego,
niewinnego syna z wycieńczonym narkomanem żyjącym w świecie
kłamstwa. Dla ojca to ten sam chłopak, którego kocha i o którego
troszczy się, nawet jeśli nie rozpoznaje w nim swego syna. To dla
Davida więc swoista próba odnalezienia "pięknego chłopca"w
Nicu. Retrospekcje służą również zbudowaniu obrazu silnej
emocjonalnej więzi pomiędzy tą dwójką, pozwalają na śledzenie
bliskości ojca i syna -od wspólnych gustów muzycznych do miłości
surfingu. Jedna z metaforycznych scen ukazuje niepokój Davida, kiedy
traci z oczu syna podczas surfowania. Bezradność wobec żywiołu
oceanu i utrata funkcji opiekuna rodzą strach, który przeradza się
w dumę, kiedy widzi syna pewnie serfującego na fali. W przypadku
Davida to nie tylko poczucie ojcowskiego obowiązku, to prawdziwa
miłość, uczucie silne, określające go niemal egzystencjalnie.
Van Groeningen tworzy subtelny gobelin wspomnień, ukazując ojca i
syna w różnych, bardzo intymnych scenach ich życia, a to tworzy w efekcie żywą, emocjonalną paletę filmu.
Być
może najciekawszym aspektem retrospekcji jest jednak przekazanie
frustracji i dezorientacji Davida. Wspomnienia pojawiają się
falami, prawie tak jakbyśmy byli w głowie Dawida. Widzimy, jak
pamięć może być nieubłaganie okrutna, jak torturuje ona Dawida,
który zastanawia się, czy uzależnienie Nica jest w jakiś sposób
jego winą. Poszukuje odpowiedzi w sobie. Jego retrospekcje, choć
czasami jest ich zbyt wiele, są cenne. Ale reżyser nie podąża drogą
psychologizacji, jak wspomniałem- stawia na nastrój, emocje,
obrazy.
Mimo
tych narracyjnych skomplikowań film w zasadzie ukazuje cykl
powtarzalnych stanów- uzależnienie, zaprzeczenie, kłamstwa,
wzloty, upadki, prośby o pomoc, ucieczki, odwyk. Góra i dół.
Wszystko powtarza się bezlitośnie. To skoncentrowanie się na
powtórzeniach rodzi frustracje nie tylko ojca, ale i widzów.
Widzimy, jak ten proces niszczy ludzi - uzależnionych oraz rodziców
i przyjaciół. Twórcom bowiem chodzi również o inny cykl,
doświadczany równolegle przez bliskich. Oni także mogą zostać
zamknięci w pętli, ich powtarzający się węzeł nadziei
i rozpaczy także nieustannie wraca. Narzekanie na
cykliczność jest więc chybionym zarzutem.To ona nakreśla wzór
tego, co dzieje się z chłopcem. Nic ma okresy powrotu do zdrowia, na
przykład jego pójście na studia daje nadzieję na nowy etap
życia. Wydaje się spełniony, spotyka sympatyczną dziewczynę,
wystarczy jednak jeden impuls i świat narkotyków wraca z ogromną
łatwością. Chęć wzięcia metamfetaminy nie przemija nigdy i nie
powstrzymuje go ani przed kradzieżą ośmiu dolarów ze skarbonki
młodszego brata ani przed włamaniem się do rodzinnego domu.
David
powoli uświadamia sobie, że mimo swojej inteligencji i działań
obronnych nie ma władzy nad synem, a w zasadzie nad metamfetaminą.
Obraz ukazuje dyskomfortową mozaikę jego winy, zawstydzenia i
strachu. Na tle często portretowanych ojców
jego rodzicielstwo wyróżnia się chwalebnie. Jest ciepły,
opiekuńczy, chętny do pomocy. Jest mocno zaangażowany, czasem może
nawet nieco pompatyczny w dawaniu rodzicielskich rad. Ale syna zawsze
stara się traktować podmiotowo, w kluczowych momentach wspierając
go i zachęcając, a jednocześnie zostawiając mu przestrzeń
życiową. David jest główną postacią w życiu syna Nicka.
Przytula go, opiekuje się nim, martwi, rozmawia. Wydaje się też jest
najlepszym przyjacielem. Świadomość, że syn bierze od kilku lat
narkotyki zmusza go do przewartościowania swojej postawy. Może był
zbyt wyrozumiały, zbyt mało władczy, może za dużo pracował. Ale
reżyser nie psychologizuje, nie szuka oskarżeń, pokazuje niemoc i
bezradność.
Tę
bezradność obserwujemy w zmęczonych oczach Steve'a Carella. Aktor
sugestywnie pokazuje, że rodzice niewiele mogą zrobić dla
nastoletnich narkomanów. Jego postać obrazuje wszystkie możliwe
podejścia do problemu. Walczy, dopóki nie uświadomi sobie, że być
może nic nie może zrobić. Mój piękny syn to film o
bolącej odpowiedzialności rodzicielstwa, ale także o jego
ograniczeniach. Film przypomina nam, że nikt nie jest przygotowany
na takie doświadczenie
Film
Felixa van Groeningena uchwycił poczucie frustracji, wściekłości
i bezsilności, jakie odczuwają rodzice, gdy widzą, jak ich
dziecko zostało uwięzione w cyklu nałogu. Dobre intencje nic nie
znaczą, pytania pozostają bez odpowiedzi, wartościowe ośrodki
rehabilitacji są trudne do znalezienia, a świadomość, że nawroty
są częścią procesu zdrowienia, jest miażdżąca. Trzeba
zakwestionować w sobie poczucie bycia dobrym rodzicem, trzeba
zaakceptować wieczne porażki, a konieczność zdystansowania się od dziecka, aby mogło trafić na dno i rozpocząć własną podróż ku
odzyskaniu swojego "ja', okazuje się być najtrudniejszą rzeczą, jaką
kiedykolwiek może zrobić ojciec.
Dramat
Davida polega więc też na weryfikacji swojego wizerunku. Pragnął być
superbohaterem dla swego syna, a okazał się po prostu ojcem.
Wierzył, że siłą woli, miłością, determinacją może
sprowadzić chłopca z powrotem z piekła, w którym ten coraz
bardziej się zanurzał, że jest w stanie zapanować nad
rzeczywistością, przywrócić harmonię. Czujemy jego frustrację i
ból w każdej sytuacji, w której doświadcza poczucia bezradności,
szczególnie gdy dochodzi do chwili wstrząsającej akceptacji
porażki. Poczucie, że jako rodzic nie ma żadnej kontroli nad
uzależnieniem syna, jest bolesne do oglądania. Daje wszystko, co
ma, ale dowiaduje się, że prawdziwym darem jest opuszczenie dziecka.
Wszystkie
te założenia pokazują, że to David jest w dużej mierze w centrum
opowieści. Dla wielu recenzentów to kolejny mankament. Ten nieoczywisty wybór
belgijskiego reżysera mnie akurat przekonuje, zwłaszcza że Nic choć wydaje się postacią zepchnięta na drugi plan, pozostaje bohaterem wielowymiarowym. Do pewnego momentu jest podręcznikowym
dobrym chłopcem dorastającym w wygodnym domu wyższej klasy
średniej w hrabstwie Marin, gdzie ojciec i macocha obsypują go
miłością i uwagą. Ubóstwiany przez swoje młodsze przyrodnie
rodzeństwo, dzieli czas między literaturę, muzykę a surfing. Jest
inteligentny, miły, przystojny i czarujący, i wydaje się, że
świat czeka u jego stóp. Kiedy widzimy go, wraz z adorującym go
rodzeństwem, biegającego przez zraszacz na dziedzińcu domu i
chichoczącego z czystej radości, wydaje się, że nic nie może
zakłócić sielanki. A jednak czegoś zabrakło w jego życiu. Oczywiście w tle
mamy rozwód rodziców, zarzuty wobec ojca o sprawowanie kontroli,
depresyjne lektury i wrażliwość emocjonalną Nica. W filmie nie
znajdziemy jednak sztucznego dramatu ani fałszywego
sentymentalizmu, żadnych informacji o tragicznym incydencie, który
mógł spowodować uzależnienie chłopca. On sam z rozbrajającą
szczerością w rozmowie z ojcem stwierdza, że nie wie, dlaczego tak
się stało. Po prostu jest to zagadka bez rozwiązania i
musimy zaakceptować to, co narkotyki robią z życiem tej rodziny
Twórcy
jednak pokazując upadek bohatera, uciekają od demonizowania jego osoby.
Ogromna w tym zasługa Timothee Chalameta. Po "Tamtych dniach,
tamtych nocach" znowu tworzy wspaniałą rolę. Brak nominacji
do Oscara można uznać za pomyłkę, którą wynagradzają nominacje
do Złotego Globu czy BAFTA. Ten młody aktor z ogromną dojrzałością
radzi
sobie z tak trudną rolą. Elektryzuje swoim występem, który jest i
empatyczny, i intensywny, a przede wszystkim prawdziwy. Transformacja
pięknego chłopca w zagubioną duszę, pochłoniętą
samozniszczeniem, jest dzięki jego grze niesamowicie naturalna. Mamy
możliwość zobaczyć jego walkę nawet w najdrobniejszych
szczegółach, od śmiechu w chwilach wzlotu do tęsknych spojrzeń
żalu i skruchy. Najbardziej porywające momenty nie są wtedy, gdy
skręca się w fizycznym bólu, ale kiedy próbuje oszukać innych -
a także siebie - że ten nałóg nie pochłonął jego umysłu i
ciała. Co ciekawe wygląd jego nie zmienia się
drastycznie, owszem widzimy chudego, bladego, roztrzęsionego młodego
mężczyznę, ale aktor skupia się na ukazaniu emocji. Destrukcję
widzimy w tej dziwnej mieszaninie
złości, smutku, strachu, wstydu i bierności. Chalamet ukazuje desperację uzależnionego, ale jest coś nieuchwytnego w tej
postaci, coś niewidzialnego, co omija nasze zrozumienie, co może
być konsekwencją ukazania tej postaci z perspektywy Davida, a może
jest efektem tajemnicy. Krytycy - i chyba słusznie- porównywali jego kreację do gry Jamesa Deana. Nawet kiedy kłamie i
kradnie, kiedy się zatraca, pozostaje empatyczną i charyzmatyczną
postacią, której wyzdrowienie zawsze wydaje się być na
wyciągnięcie ręki- mimo licznych nawrotów, które przechodzi. Nic budzi różne i to często ambiwalentne emocje. Siłą postaci natomiast wydaje się niezniszczalna więź między ojcem
a synem. Para ta, mimo wędrówki przez piekło uzależnienia, mimo braku komunikacji, poczucia rozczarowania i nieobecności, wciąż
wyraźnie się kocha.
Spotkania
Nica z filmowym ojcem należą do najmocniejszych w filmie, pulsują
emocjami zarówno w chwilach spokoju, jak i konfrontacji. Jest miedzy
nimi jakaś chemia, namacalnie głębokie połączenie, tak mocne, że
nawet kiedy Nic jest w najciemniejszym, najbardziej samotnym momencie
swojej egzystencji, możemy w jakiś sposób wyczuć obecność
Dawida w nim. Felix van Groeningen, ukazuje nierozerwalną więź,
jaka zawsze istniała między tymi dwoma. Ukazuje syna, który trzyma
się mocno miłości ojca, i ojca, który czeka na syna.
Film
nie jest pozbawiony słabości. Postać matki, jak i macochy,
zwłaszcza że reżyser miał od dyspozycji dwie dobre aktorki, Amy
Ryan i Maurę Tierney, nie są w żaden sposób rozbudowane. Można
też przyczepić się do muzyki, że odgrywa zbyt dużą rolę i za
mocno buduje nastrój, często w konwencji teledyskowej (choć trzeba
przyznać że dobór utworów jest ciekawy i sugestywny). Trudno
jednak mi zgodzić się, że film trzyma nas na dystans, nie
pozwalając poznać ojca i syna na płaszczyźnie psychologicznej.
Podobnie jak nie przekonują mnie głosy, że film nie tarza nas w
bagnie emocji tak jak to robi- genialne zresztą- Requiem dla snu. Tak
jak świadomym wyborem była perspektywa ojca jako głównego
bohatera, tak twórcy postanowili odrzucić sensację, nie epatować
naturalizmem. Zamiast ulicy, odstręczających obrazów dawania w
sobie w żyłę, brudu i upodlenia mamy dramat chłopca, którego
narkotyki wpędzają w błędny krąg wstydu, żalu, satysfakcji i
winy. A przede wszystkim dramat ojca, na którego twarzy raz za razem
maluje się niewyobrażalny ból i udręka. Von Groeningen ucieka od histerycznego tonu, podobnie jak opiera się możliwości
szczęśliwego zakończenia. To,
co najbardziej wartościowe w obrazie Belga, to odmowa udzielenia
łatwych wyjaśnień lub rozwiązań. Twórcy wiedzą, że nie ma
czegoś takiego i nie dają nam pustej nadziei lub szczęśliwych zwieńczeń historii, mimo informacji, że Nic od ośmiu lat jest czysty
Mój
piękny syn nawet jeśli budzi niedosyt, przekonuje jako opowieść o bezwarunkowej miłości ojca i syna
Żeglując na oceanie
Będę niecierpliwie czekał, aż osiągniesz pełnoletność
Ale myślę, że obydwaj
Po prostu musimy być cierpliwi
To jeszcze długa droga
I twardy orzech do zgryzienia
To naprawdę długa droga
Ale w międzyczasie
Zanim przejdziesz przez ulicę
Weź mnie za rękę
Życie to to, co ci się zdarza, gdy jesteś zajęty
układaniem innych planów.
Piękny
Piękny, piękny
Piękny chłopczyku
T.M.
Będę niecierpliwie czekał, aż osiągniesz pełnoletność
Ale myślę, że obydwaj
Po prostu musimy być cierpliwi
To jeszcze długa droga
I twardy orzech do zgryzienia
To naprawdę długa droga
Ale w międzyczasie
Zanim przejdziesz przez ulicę
Weź mnie za rękę
Życie to to, co ci się zdarza, gdy jesteś zajęty
układaniem innych planów.
Piękny
Piękny, piękny
Piękny chłopczyku
T.M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz