MARZENIA UMIERAJĄ W SAMOTNOŚCI
Najpierw była książka
Huberta Selby’ego, twórcy kontrowersyjnego, operującego bardzo
ostrymi środkami wyrazu. Aronofskymu spodobała się głęboka i
prosta analiza ludzkich zachowań, a także jej walory filmowe –
szczególnie przejrzysta, klarowna kompozycja.
Film podobnie jak książka dzieli się na trzy
części –lato, jesień, zimę .W tę strukturę Aronofsky wpisuje
historię czwórki bohaterów. Harry ze swoją dziewczyną, Marion, i
przyjacielem, Tyronem, zamierzają rozkręcić narkotykowy biznes,
aby wreszcie odbić się od dna i jakoś się ustawić. Nawet nie
tyle chodzi o pieniądze, co o pewną niezależność finansową,
usamodzielnienie się, wejście w dorosłe życie. Jednocześnie
matka Harry’ego dowiaduje się przez telefon, że została wybrana
do wzięcia udziału w swoim ulubionym programie telewizyjnym.
Poddaje się terapii odchudzającej, bazującej na środkach
farmakologicznych, aby zmieścić się w czerwonej sukience, która
symbolizuje jej młodości i urodę .
Spojrzenie
na ten film jako obraz o narkotykach jest nie tylko upraszczający,
ale przede wszystkim fałszywy. Sam Aronofsky w licznych wywiadach
podkreślał, że nie chciał zrobić dzieła o narkotykach.
Bohaterem filmu uczynił nie ludzi, lecz nałóg. A nałogiem może
być wszystko, telewizja, seks, jedzenie, pieniądze, papierosy:
„Chciałem pokazać psychologiczny mechanizm takich uzależnień,
które w skrajnych przypadkach mogą prowadzić ludzi do paranoi i
unicestwienia.” Dla młodych ludzi narkotyki są ciekawszym
tematem, ale to wątek Sary Goldfrab jest bardziej przejmujący i
mocniejszy w przekazie. Najważniejsze jednak, że obie historie
tworzą zamkniętą całość.
Całość- dodajmy przerażającą, wstrząsającą,
drastyczną, którą ogląda się wnętrznościami. Film uderza w sam
środek i długo nie pozwala się otrząsnąć. Aronofsky zabiera nas
do piekła i to na samo dno, piekła uzależnienia, każe wziąć
udział w mszy za tych, którzy nie dogonili swych marzeń. Tak
trzeba rozumieć tytuł, zwłaszcza, że reżyser nie ukrywał, że w
filmie pojawia się jeszcze jeden narkotyk, american dream. Sen,
marzenie – to droga ucieczki od szarej rzeczywistości. Bohaterami
nie są życiowi popaprańcy, ale ludzie, którzy śnią o lepszym
życiu, ciekawszym, bardziej barwnym. Chcą zagłuszyć jakoś pustkę
swej egzystencji, pokonać smutek i niemoc. Tak bardzo chcą mieć
nadzieję, tak bardzo pragną, że są w stanie posunąć się do
ostateczności, aby zrealizować marzenia –przekroczą każdą
barierę. Pragną miłości, wolności, szacunku, niezależności.
Jest w tym dramat współczesnego człowieka, żyjącego w jałowej
przestrzeni, pozbawionego jakiegokolwiek oparcia. Sen to jedyna droga
dla bohaterów, dla nas… Ale sen to iluzja, kłamstwo, sen czyni
człowieka bezbronnym, wydaje na łup wewnętrznemu demonowi, którym
jest nałóg. A jest on bezwzględny – jak rak toczy organizm,
kusi, mami, otumania, wysysa zarówno uczucia, jak i rozum.Widzimy
jak bohaterowie przestają panować nad własnym życiem, jak
wszystko rozpada się na ich oczach i chociaż to widzą, nie mogą
nic zrobić. A przecież przez moment świat był na wyciągnięcie
ręki, marzenia się spełniły. Sara -młoda i piękna jak nigdy,
wyrwana z odmętów szarej rzeczywistości, Harry i Marion-
zakochani, pełni nadziei i euforii. Ten okres przypada na lato.
Nadchodzi jednak jesień. Marzenia przeradzają się w koszmar.
Podział
filmu na trzy pory roku jest tutaj zabiegiem nie tylko bardzo
świadomym, ale celowym. Wyznaczają one drogę upadku od wznoszenia
się po samo dno. Upadku systematycznego i nie do zatrzymania. Zima
to już tylko ból i bezbrzeżna samotność, mrok zapomnienia. Ale
wpisanie historii w cykliczność natury spełnia inną ważną rolę-
odrealnia rzeczywistość, uniwersalizuje czas. Aronofsky bowiem,
mimo iż buduje przekonywujące psychologicznie sylwetki, ucieka od
analitycznych diagnoz społecznych, dydaktycznych tez, nadaje filmowi
egzystencjalny charakter. Twórca „Pi” nie chciał zrobić
antynarkotykowego manifestu, chciał pokazać, że wszystko może
zamienić się w narkotyk. Wszystko, czego się używa, by zapełnić
tkwiącą w nas pustkę, jest narkotykiem. Ukazuje samotność i
cierpienie w połączeniu z poszukiwaniem marzeń. Ukazuje
samozatracanie się i destrukcję, która niezależnie od charakteru
wygląda tak samo. Sen nie może się ziścić, za to otchłań
staje się faktem. Upadek jest całkowity, bohaterów porywa wir,
który bezlitośnie ich wciąga, pochłania, pożera. Zabiera
człowieczeństwo, ludzką twarz. Bohaterowie walczą , ale coraz
słabiej. W którymś momencie mogą już tylko patrzeć, jak
wszystko rozsypuje się na drobne elementy, jak znikają ostatnie
bastiony wolnych wyborów, jak demony pożerają ostatnie uczucia,
jak do głosu dochodzą ich słabości, jak odchodzi przyjaźń i
miłość. Tracą kontakt nie tylko z rzeczywistością, ale ze swoją
świadomością i swoim ciałem.
Uprzedmiotowienie bohaterów i intensywność upadku
pokazuje reżyser właśnie przez rozpad ciała, naturalistyczny,
niemal obrzydliwy. Najlepiej to widać w przypadku Harryego, który
dostaje gangreny i w końcu traci rękę. Ale i pozostali zanikają,
tracą kontury, osobowość, tożsamość. Coraz szczuplejsza Sara,
otoczona przez świat swojej wyobraźni, trafia do zakładu
psychiatrycznego, a Marion ,coraz bardziej widmowa, coraz bardziej
osamotniona, pogrąża się w prostytucji. Pozostaje tylko chaos i
destrukcja, nadziei nie ma. I to w tym filmie najbardziej przeraża.
Nieodwracalność porządku egzystencjalnego. Na końcu czeka tylko
mroczny, smutny czas obumierania. Wiosny nie będzie. Jest czas
potępienia i niemocy. Można jedynie zwinąć się w kłębek.
Pozycja embrionalna , którą przyjmują w finale bohaterowie, jest
znacząca, jest marzeniem ,żeby zniknąć, wrócić do początku.
Film jest pieśnią pogrzebową i to wzruszającą, ale zupełnie
pozbawioną patosu i podniosłości. To requiem czasów MTV.
Aronofsky znalazł odpowiednią formę do przedstawionych problemów,
a nowy awangardowy sposób opowiadania to największy atut tego
filmu. Jest zrobiony genialnie, ale co najważniejsze -forma nie
stanowi pustego opakowania. Aronofsky’emu udało się nie tylko
odtworzyć koszmar uzależnienia, ale udało mu się w ten świat
zagłębić, uczynić naszym. Rozumiemy i czujemy tragiczne zmaganie
się bohaterów z sobą , czujemy ich ból i samotność. Bartosz
Żurawiecki w „Filmie” napisał : „Mam wrażenie ,że
reżyser pragnąłby wedrzeć się kamerą w trzewia ,by z bliska i
od środka zaobserwować , jak ciało reaguje na dotyk, ukłucie,
strach, ból… Jak myśli, jak czuje , jak obumiera… Kamera w
Requiem włazi więc aktorom w twarz, zdejmuje ich pod
najdziwniejszymi kątami. Krzyczące ujęcia narkotyku wnikającego w
żyły, rozszerzającej się źrenicy mają wiele wspólnego z
pornograficznymi zbliżeniami”. To prawda, Aronofsky łamie
granice intymności, wchodzimy razem z nim w świat intensywnych
doznań nałogów. Język obrazu oddaje zarówno fizjologiczną
stronę uzależnienia, jak i chaosu myśli. Reżyser atakuje nasze
zmysły obrazem, dźwiękiem, ruchem, wprowadza w swoisty trans,
hipnotyzuje. Podzielony ekran, napisy, przyśpieszony rytm,
dynamiczny, intensywny montaż ( 2000 cięć montażowych przy
średniej filmowej 600 ), gwałtowne zmiana kolorystyki i kątów
widzenia, surrealistyczne, oniryczne obrazowanie wymieszane z
naturalistycznymi zbliżeniami zanurzają nas w piekle i bardzo długo
nie pozwalają z niego wyjść. Ekspresjonistyczna narracja ma więc
swoje uzasadnienie, nie jest tylko efekciarskim majstersztykiem.
Każdy element języka filmowego czemuś służy. Na przykład
podzielony ekran na początku filmu. „Kiedy zacząłem zdjęcia
– mówi Artonofsky – miałem problem z określeniem głównego
bohatera. Nie ma tu jednej dominującej postaci… Podzielony ekran
już na początku daje widzowi sygnał, że będą dwie historie.
Potem dzieliłem ekran, by na przykład pokazać, że choć dwoje
bohaterów jest w tym samym pomieszczeniu, to jest między nimi
dystans i obcość” .Natomiast zbliżenia służą
subiektywizacji, a nagłe cięcia – jak zauważył Todd McCarthy w
„Variette” - podkreślały błyskawiczny upływ czasu na
ekranie.” Aronofsky i Rabinowitz dokonali montażu w taki sposób,
aby zaznaczyć szybkie zmiany nastrojów bohaterów. Niektóre sceny
powtarzają się. Celem reżysera było pokazanie przygnębiającej
cykliczności uzależnienia. Właśnie zmiana tempa to wielki atut
tego filmu. Życie narkomana rozgrywa się na cienkiej granicy, z
jednej strony uniesienie, adrenalina, przyśpieszenie, z drugiej
bierność, depresja, katatonia. Znakomite zdjęcia Libatique oddają
świat majaków, marzeń, koszmarów, nadają scenom brutalnym,
szokującym, zwłaszcza w finale, charakter ponadczasowy. Idealnie
też komponują się z rytmem filmu. A wszystko to współgra z
muzyką Clinta Mansella, który połączył muzykę elektroniczną z
kwartetem smyczkowym Kronos Quartet. Aronofsky chciał, by całość
była filmową formą mszy żałobnej. I by widz miał to uczucie
fizjologicznego dyskomfortu, jakie miał sam reżyser. Genialna
oprawa muzyczna robi piorunujące wrażenie, podobnie jak i cały
film
Requiem dla snu to film olśniewający i
porażający jednocześnie. ogłusza, wstrząsa, nikogo nie pozostawia
obojętnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz